niedziela, 7 maja 2017

Piętno kłamcy: Prolog



Justin czuł, że nawet jego koszulka pod dużą, szarą bluzą zaczynała przemakać, ale nie potrafił się ruszyć. Stał w jednym miejscu, w pobliżu latarni patrząc przed siebie z zaciśniętymi w prostą linię ustami. Był naprawdę przygnębiony, odkąd opuścił mury więzienia i nie potrafił wrócić do normalnego świata, mimo że próbował ze wszystkich sił. Jego oczy były przekrwione, a wargi popękane po czasie, który spędził na mrozie. Temperatura sięgała już niemal zeru stopni, a on od ponad godziny wciąż stał w tym samym miejscu.
- Justin musisz wrócić do domu - usłyszał za swoimi plecami. Przesunął wierzchem buta po chropowatej powierzchni i wziął kolejny głęboki oddech.
Nie potrafił zapomnieć o Arleen.
Odkąd odwiedziła go tamtego dnia w więzieniu, było tylko gorzej. Żył tym wspomnieniem próbując zrozumieć samego siebie. Dlaczego się tak zachował, czemu nie mógł po prostu powiedzieć, że ją kocha i, że przeprasza? Tylko tyle. Dlaczego tego nie zrobił? Przecież nie musiałaby mu nawet wybaczyć. Ważne, by mógł zrzucić z ramion ten ogromny ciężar i wyznać prawdę, najzwyczajniej przeprosić.
Justin kochał Arleen.
Jakkolwiek to brzmiało, naprawdę wciąż ją kochał i nie potrafił zapomnieć. Próbował ze wszystkich sił wymazać ją ze swojej pamięci, zapomnieć o tym, w jaki sposób się śmiała i jak mocno przytulała się do niego, kiedy zostawali sami. Był przekonany o tym, że już na zawsze będzie pojawiała się w jego myślach. W końcu nie łatwo wymazać z pamięci dziewczynę, którą oszukiwało się przez taki okres.
Ponownie skupił spojrzenie na ceglanej ścianie z przyklejonymi do niej plakatami. Wyciągnął drżącą, zmarzniętą dłoń w kierunku papieru.
Jej duże oczy patrzyły na niego z fotografii, a drobny, nieśmiały uśmiech przypominał mu o tych nocach, które spędziła u jego boku. Przeciągnął opuszkami po powierzchni zdjęcia, kreśląc linię na małym nosku. Justin czuł, jak mocno bije mu serce od samego patrzenia na jej zdjęcie.
Podszedł jeszcze bliżej, przyciskając czoło do zimnej ściany, zacisnął dłonie w piąstki. Łzy, które nagromadziły się pod jego powiekami, w końcu spłynęły po bladych policzkach chłopaka, który był jeszcze bardziej zagubiony niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie pozwalał sobie na bycie słabym w ciągu dnia, ale gdy tylko zostawał sam, tonął w swoim smutku i bólu, które zalewały jego poharatane serce. Zasługiwał na to. Dobrze wiedział, że wszystkie uczucia, które nie opuściły go po takim czasie były po prostu jego karą. Brzemieniem, z którym miał się mierzyć do końca życia.
- Co się stało? - zapytał słabym głosem, wiedząc, że jego brat wciąż stoi za nim.
Odsunął się od ściany i otworzył oczy. Spoglądając na duży napis "poszukiwana", który znajdował się tuż nad zdjęciem Arleen, czuł niepokój, bo nie miał pojęcia, co się stało. Westchnął głośno i otarł mokre policzki wierzchem rękawa, a następnie po raz kolejny odczytał notatkę, która mówiła o tym, by każda osoba, która wie coś, o miejscu przebywania dziewczyny natychmiast zgłosiła to na policję.
- Justin, jesteś na wolności od dwóch tygodni. Nie sądzisz, że to szansa na to, by zacząć całe życie od nowa?
Szatyn z trudem powstrzymał się od rzucenia się z pięściami na Frosta. Odwrócił się na pięcie, a następnie spojrzał spod byka na swojego brata. Nie liczył na to, że ktoś go zrozumie. Ponieważ Justin naprawdę chciał, naprawdę marzył o tym, by zacząć od nowa całe swoje życie i zapomnieć o okropnej przeszłości, ale to nie było możliwe. Nie tylko ze względu na to, że czas nie zawraca, ale przez to, że Arleen wypełniała jego głowę przez większość czasu.
Częściowo żałował tego, że sprzedał swój dom przed laty, bo dzięki temu uniknąłby tego widoku. Żyjąc w Stratford, nie czułby się tak przytłoczony. Bo, mimo że Arleen nie było przy nim, czuł się tak, jakby ciągle była blisko.
Jej zdjęcia były rozwieszone po całym mieście. W każdym sklepie, na co drugim słupie, a ludzie od czasu do czasu szeptali między sobą o dziewczynie z blizną, ale do tej pory szatynowi nie udało się ustalić absolutnie nic.
- Co się stało? - powtórzył.
Frost wplótł palce w swoje mokre włosy i zerknął na ogłoszenie, któremu Justin przyglądał się chwilę wcześniej. Nie był przekonany o tym, czy to dobry pomysł, by mu o tym mówić, ale wiedział też, że szatyn nie da sobie spokoju, dopóki się nie dowie.
- Frost! - warknął chłopak ostrzegawczym tonem. - Wolałem, kiedy byłeś uzależniony od kokainy, wtedy język rozwiązywał ci się po jednym pytaniu.
- Trzy miesiące temu w mieście był organizowany bal charytatywny dla małej dziewczynki, która jest ciężko chora.
- Nie wciskaj mi jakiegoś łzawego gówna o chorych dzieciach! Dowiedziałeś się czegoś czy nie?! - zapytał Justin, ścierając z twarzy krople zimnego deszczu.
Frost westchnął głośno. Bał się powiedzieć Justinowi cokolwiek, bo przerażało go to, że nie potrafił przewidzieć reakcji chłopaka. Rozmowa z nim była jak przecinanie kabelków w tykającej bombie. Nie był pewien czy po rozcięciu czerwonego wszystko nie wyleci w powietrze.
- Arleen na nim była. Podobno pokłóciła się z organizatorką całej akcji. Nie znam szczegółów, bo kobieta, z którą rozmawiałem, nie podawała konkretów. Mówiła, że ma już dość pytań o to wszystko i starała się mnie zbyć, więc naprawdę nie wiem za dużo.
- Mów.
- Powiedziała, że przed północą pojawiła się policja. Wyprowadzili wszystkich na zewnątrz i zamknęli całą restaurację, nagle na miejscu pojawił się jakiś agent i pogotowie. Nikt nie wiedział, co się stało, ale potem... Okazało się, że doszło do... wypadku. - Frost nerwowo poprawił kołnierz swojej kurtki. - Ciało w worku.
Ręce Justina opadły swobodnie przy jego bokach, a z twarzy zeszły wszystkie kolory, ale nie odezwał się słowem.
- Dla wszystkich było jasne, co się stało - dodał, zamykając na moment oczy. - Pokłóciły się i dlatego doszło do tej tragedii. Ta kobieta powiedziała mi, że sprawa jest dla wszystkich jasna, bo wszyscy widzieli, jak się kłóciły i między innymi dlatego wszędzie są plakaty ze zdjęciem Blackwood.
Justin marszczył brwi, stojąc z coraz bardziej rozchylonymi ustami.
- Nic nie rozumiem - przyznał.
- W dodatku ktoś złożył zeznania... ktoś, kogo oboje dobrze znamy.
- Kto?
Frost zamknął oczy, nie chciał nawet oglądać twarzy Justina.
- Colin był przesłuchiwany i powiedział agentom, że Arleen wróciła do domu cała we krwi. I, że to nie była jej krew...
Szatyn zatrzepotał rzęsami całkowicie pogubiony w słowach swojego brata. Mimo że już nie ćpał, wciąż brzmiał jak potłuczony, kiedy mówił.
- Co masz na myśli?
- Twoja dziewczyna kogoś zabiła Justin.

* * *


proszę podpisujcie się  komentarzach! :) 
#DIABELSKADUSZA



DZIECI MOJE DROGIE, tęskniłam za Wami tak bardzooo!

Druga część Diabelskiej jest pisana dla W a s i mam nadzieję, że uleczę Wasze zbolałe serduszka... albo zranię je jeszcze bardziej *w tle śmiech Mandarka z Dextera*.

Tęskniłam za Arleen i Justinem, ale to nie znaczy, że będę dla nich milutka. Drugie części ff mają to do siebie, że są naciągane, więc musicie mi to wybaczyć, ale no... pomyślałam, że jakoś się odwdzięczę za wszystkie wyświetlenia, komentarze i to, że tyle ze mną wytrzymaliście. Kochajmy się mocniutko i szanujmy, oki doki? Nie poszaleję z ilością rozdziałów, ale może uda mi się utrzymać klimat z pierwszej części.

1 komentarz:

  1. OMG!!! No nie wierzę. Tyle pytań.. Czy zabiła?Dlaczego? Czy czuję coś do Justina? Czy się spotkają? O mój Boże... Brakowało mi Ciebie i już nie mogę się doczekać tych emocji. Na to czekałam

    OdpowiedzUsuń