3 miesiące
wcześniej.
Arleen Blackwood wiedziała, że jest już za późno, by
zadawać jakiekolwiek pytania i snuć teorie dotyczące jej przeszłości. Nie mogła
zmienić tego, w jaki sposób potoczył się jej los i życie. Czas na zadręczanie
minął dawno temu, ale kiedy ludzie są nieszczęśliwi trudno nie zadawać pytań,
które wracały do niej w najmniej oczekiwanych momentach. Czasami po prostu szła
do domu po zajęciach i zastanawiała się, co by było, gdyby dowiedziała się
wcześniej, jak potoczyłoby się życie jej brata, gdyby tamtej nocy to ona
została zamordowana? Czy również, nawet po takim czasie Blade'a zadręczałyby
takie myśli?
Nie sądziła jednak, że skończy w ten sposób, siedząc w
małym, skromnie urządzonym pokoju, na niewygodnym, chwiejącym się krześle z
roztrzepanymi we wszystkie strony włosami. Krew nie wypływała już z rozcięcia
na kolanie, ale mimo to Arleen nadal odczuwała nieprzyjemne pieczenie przy
każdym, nawet najmniejszym ruchu. Nie ruszała się, wpatrując się w ciemne oczy
chłopaka, który zajmował miejsce po drugiej stronie stołu zawalonego
papierkami, pustymi puszkami po piwie i napojach gazowanych. Nie pamiętała,
kiedy ostatnio było tu czysto, ale ten brud w żaden sposób jej nie
przeszkadzał.
- Wybieraj albo spadaj Yongguk - powiedział chłodno
Nicholas, który znajdował się kilka metrów za nią. Nie widziała go, bo
siedziała odwrócona plecami w jego stronę, ale po tonie głosu, była przekonana,
że ma już serdecznie dość.
Yongguk nie był osobą, która budziła zaufanie. Jego
czarne, lekko kręcone włosy opadały częściowo na twarz i przysłaniały oczy. Jak
zwykle miał na sobie białą koszulkę, a za uchem założonego papierosa. Żuł
balonową gumę, a jej intensywny zapach rozchodził się po całym pokoju.
Ścisnął palcami płatki nosa i zgrzytnął zębami,
potrząsając energicznie głową. Wbił zęby w dolną wargę, analizując każdą
możliwość, a Arleen cierpliwie czekała na jego ruch. Obserwowała go dokładnie.
Nawet na moment nie spuściła wzroku z chłopaka, mimo że rana na jej kolanie
piekła coraz bardziej.
- To po prostu niedorzeczne - wymamrotał przez
zaciśnięte zęby. Wplótł palce we włosy i szarpnął za nie lekko. Wyglądał na
złego, ale Arleen nie czuła się zagrożona. Była w takich sytuacjach już tyle
razy, że przestały robić na niej takie wrażenie. Człowiek potrafi przyzwyczaić
się do wszystkiego, jeśli dostanie na to odpowiednią ilość czasu. Mimo to,
kiedy tylko ręka młodego mężczyzny rąbnęła o stół, Arleen nie potrafiła
powstrzymać lekkiego wzdrygnięcia.
- Powaliło cię? - zapytała.
Yongguk prychnął głośno.
- Uważaj na słowa! - ostrzegł, unosząc do góry palec
wskazujący. Westchnął głośno, a następnie skupił spojrzenie na dużej teczce,
którą niemal przytulał do swojego brzucha. Oblizał usta, zastanawiając się
jeszcze przez moment. - Wybieram C1.
Arleen przewróciła oczami i złapała za swój długopis.
Przeciągnęła nim niedbale nad wyrwaną kartką z zeszytu, szukając wskazanego
punktu na swojej planszy. Złowieszczy uśmieszek wpełzł na jej usta.
- Pudło.
- Co?! - krzyknął. - To niemożliwe!
- A jednak - odparła wzruszając ramionami. - Chcę C4.
Yongguk posłał Arleen chłodne spojrzenie, a następnie
z trudem przełykając ślinę, przekreślił ostatni punkt na swojej kartce.
- Trafiony zatopiony - powiedział z niezadowoleniem. -
Wygrałaś.
Arleen odrzuciła na stół swoją kartkę i natychmiast
zerknęła na krzywo przyklejony plaster do jej kolana.
- To co, znowu chcesz z nią zagrać Yongguk? - zapytał
Nicholas odchylając się na fotelu. - Wychodzicie dopiero za półtorej godziny.
Arleen może ci znowu skopać tyłek.
- Nie, bo znowu będzie oszukiwać.
- Po prostu jesteś beznadziejny w takich grach,
przyznaj to wreszcie.
Yongguk posłał jej kolejne mordercze spojrzenie, a
potem ze złością złapał kartkę, na której znajdowała się jej plansza, by
porównać ją ze swoją, którą z taką starannością narysował. Planował każdy ruch
z dokładnością, więc jakim cudem znowu przegrał? Nienawidził tego. Nie znosił przegrywać, a już szczególnie nie
z Arleen. Zerknął z nieufnością na Nicholasa, który z powrotem pogrążył się w
lekturze gazety, którą czytał. Wydawało mu się, że jakimś cudem to właśnie on
podpowiadał Arleen, choć teoretycznie było to niemożliwe, bo siedzieli zbyt
daleko od siebie. Ewentualnie to jemu mógłby podpowiadać, bo miał dobry widok
na jej planszę.
Wypuścił głośno powietrze, a Arleen w końcu roześmiała
się przez jego naburmuszoną minę. Podniosła się ze swojego miejsca, okrążyła
stół i usiadła na jego kolanach.
- Naprawdę się złościsz? - zapytała, kładąc dłonie na
jego policzkach. Wyciągnęła papierosa zza jego ucha i założyła ja za swoje. -
Aż taki z ciebie dzieciak?
Chwyciła jego policzki między palce i ścisnęła je
mocno. Chłopak prychnął w odpowiedzi i odchylił się do tyłu, próbując uciec od
rąk Arleen.
- Ze mnie jest dzieciak? - zapytał. - A kto rano się
rozpłakał, bo się przewrócił?
Arleen wydęła dolną wargę, a następnie uderzyła go w
ramię.
- To twoja wina! Mówiłam ci, że nie powinniśmy tamtędy
biegać - powiedziała. - Patrz! - zawołała unosząc wyżej nogę. Plasterek z
rysunkiem Kubusia Puchatka miał małą plamę krwi. - To wygląda, jakby Kubuś
dostał krwotoku z nosa!
Yongguk zmarszczył czoło. Włożył rękę pod kolano
Arleen i nachylił się bliżej. Opuszkami palców, bardzo delikatnie oderwał jedną
stronę plastra, a następnie wykrzywił usta w grymasie.
- Czemu nie mówiłaś wcześniej, że cię tak boli? Albo,
że leci ci krew?
Arleen poczuła jedynie skręcenie w brzuchu. Nie
lubiła, kiedy Yongguk okazywał jej troskę, bo jej głowa wypełniała się myślami,
które niekoniecznie były pozytywne. Przerażała ją myśl o tym, że go lubi
bardziej niż powinna, bo obawiała się tego, że chłopak ją oszukuje. Nie byłby
to pierwszy raz.
- Bo zawsze się denerwujesz, kiedy robimy przerwę w
grze - wymamrotała.
Odkąd Arleen i Nicholas zamieszkali razem z nim, świat
Yongguka wywrócił się do góry nogami. Przez całe życie mieszkał sam, czasami
miał gości, ale znikali po kilku dniach, ale ta dwójka nigdzie się nie
wybierała. Na początku trochę mu to przeszkadzało. Nie był przyzwyczajony do
dzielenia się przestrzenią z innymi ludźmi. Do tej pory dziwiła go ilość
kosmetyków, które leżały w jego łazience. Przyzwyczaił się jednak do tego, że
od czasu do czasu budzą go krzyki spowodowane koszmarami, a także do znikającej
gumy do żucia.
- Przecież to nie jest, aż tak ważne - powiedział. -
Naprawdę myślisz, że taka głupia gra jest ważniejsza od ciebie?
Arleen zacisnęła usta w prostą linię i spuściła głowę.
Poczuła na sobie spojrzenie Nicholasa i wiedziała, że myślą o tej samej rzeczy,
a raczej o tej samej osobie. Nienawidziła tych momentów najbardziej na świecie,
kiedy takie drobne rzeczy przypominały jej o nim. Szczególnie teraz, kiedy
zbliżał się termin jego zwolnienia.
- Usiądź, zaraz wrócę - powiedział Yongguk, a Arleen
bez słowa wstała z jego kolan, pozwalając mu wyjść z pokoju. Opadła na krzesło
wypuszczając z ust powietrze. Sięgnęła do swojego ucha i złapała między palce
cienką rurkę wypełnioną tytoniem. Nie paliła papierosów, ale uwielbiała
zostawiać na nich krótkie wiadomości.
- Nie znajdzie nas - powiedział cicho Nicholas.
Arleen odwróciła głowę w jego kierunku i skinęła
lekko, chociaż nie do końca była przekonana w to, czy jej przyjaciel ma rację.
Wciąż nie potrafiła zapomnieć o ich ostatniej rozmowie. Głos Justina brzmiał
głośno w zakamarkach jej umysłu. Tamtego dnia, kiedy pierwszy i ostatni raz
odwiedziła go w więzieniu, powiedział, że popamięta go, kiedy spotkają się
kolejnym razem. Dlatego tak bardzo bała się tego, że jeśli się spotkają, nawet
przypadkiem, stanie się jej coś złego.
- Naprawdę nie mamy innych plastrów?
Yongguk wrócił do pokoju, trzymając małe pudełko w
ręce.
- Nie mieli innych w aptece - odparła Arleen.
Chłopak usiadł na krześle bok niej i przetarł małą
ranę gazą, nasączoną płynem dezynfekującym dokładnie ścierając zaschniętą krew.
Rana nie była duża, ale piekła niemiłosiernie. Szatynka nie mogła uwierzyć, że
to wszystko przez to, że jeden raz pobiegła inną trasą niż zwykle. Potknęła się
o wystający korzeń, tak bardzo, że kiedy uderzyła o ziemię, zaświeciło się jej
przed oczami.
- To boli - wymamrotała, kiedy Yongguk przycisnął gazę
do jej rany po raz ostatni.
- A czego się spodziewałaś? Łaskotania?
Przewróciła oczami. Chłopak odłożył wszystko na bok i
otworzył opakowanie plastrów. Złapał za pierwszy z brzegu i oderwał go, a po
chwili na kolanie Arleen znajdowała się uśmiechnięta buzia Prosiaczka.
- Dzięki.
- Już nigdy więcej nie zmieniamy trasy - powiedział. -
Będziemy biegać, aż do śmierci tą samą, starą drogą co zawsze. Nie znam nikogo
dorosłego, kto rozpaczałby tak z powodu małego rozcięcia, a potem chodził z
plastrami z Kubusia Puchatka z taką dumą.
- Hej! - krzyknęła z oburzeniem. - Ja po prostu mam
duszę dziecka, nie zrozumiesz.
Yongguk przeciągnął się leniwie i zabrał papierosa od
Arleen, ponownie umieszczając go za uchem.
- Zbieraj się, przed tym głupim balem chcę coś zjeść.
- Przecież tam też będzie mnóstwo jedzenia.
- Byłaś kiedyś na balu charytatywnym? Bo ja byłem. Uwierz
mi, najsmaczniejsza rzecz, jaką tam znajdziesz, będzie wodą z kranu.
Arleen uśmiechnęła się pobłażliwie.
Czekała na ten dzień bardzo długo. Sama pomagała w
zbiórce pieniędzy na ten bal i nie mogła się doczekać, aż zostanie ogłoszone
jaka suma została zebrana. Ten wieczór miał być idealny. Mała, chora
dziewczynka miała w końcu otrzymać pieniądze na leczenie swojej choroby. Arleen
naprawdę cieszyła się tym wszystkim, wręcz nie mogła się doczekać, aż zobaczy
jej roześmianą twarz, wiedząc, że również przyczyniła się temu, by jej pomóc.
Zsunęła z nadgarstka gumkę i spięła włosy w kucyka na
czubku głowy.
- Masz jej pilnować - odezwał się nagle Nicholas. Jego
głos był surowy.
- Wiem.
- I nie dawać żadnego alkoholu.
- Nicholas...
- Pamiętaj, że macie wrócić do domu w całości.
- Nicholas.
- Nie możesz jej zostawić ani ona ciebie.
- COLIN!
- Błagam Arleen, pilnuj go, bo jak znowu przyprowadzi
jakąś idiotkę o ilorazie inteligencji śmierdzącego trampka, to wyrzucę ich
oknem.
Arleen podeszła tylko do blondyna i klepnęła go lekko
w ramię.
- Dobra tato - powiedziała. - Przypilnuję twojego
syna. Obiecuję, że będziemy grzeczni.
Chciała, by to Nicholas poszedł z nią na ten bal, ale
jego zwichnięta kostka całkowicie to uniemożliwiała. Nie mogła pójść sama, a
znała i ufała tylko tej dwójce, więc nie miała zbyt dużego wyboru. Uśmiechając
się pod nosem, weszła do swojego pokoju, by przebrać się w sukienkę, którą
kupiła specjalnie na tę okazję.
Serce biło w jej piersi niesamowicie mocno, kiedy
szykowała się do wyjścia. Nie mogła się doczekać, aż spotka wszystkich, z
którymi w ubiegłych tygodniach sprzedawała lemoniadę, balony, cukierki, z
którymi liczyła każdy grosz, by zebrać jak największą sumę pieniędzy. Pomaganie
było teraz jedyną rzeczą, która naprawdę ją cieszyła. Chciała odwdzięczyć się
światu, za to, że wciąż dawał jej szansę na lepsze jutro.
Przygotowanie do wyjścia nie zajęło jej dużo czasu. Włożyła
swoją błękitną sukienkę kończącą się nad kolanami i rozpuściła włosy, a na
twarz nałożyła sporo makijażu, próbując zakryć bliznę tak bardzo, jak tylko
mogła. Nienawidziła jej jeszcze bardziej niż przed laty. Wiedziała, że musi to
wszystko w końcu zaakceptować i szło jej naprawdę nieźle, ale teraz, kiedy
miesiące dzieliły ją od zwolnienia Justina, wspomnienia wracały ze zdwojoną
siłą. Tak samo, jak seria złych, niefortunnych zdarzeń. Czemu teraz Nicholas
skręcił kostkę? Dlaczego Yongguk palił trzy razy więcej, jakby coś go gryzło?
Arleen nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś się szykuje i od razu przypisywała
to Justinowi. Musiał coś knuć. Znała go bardzo dobrze i wiedziała, że nie
odpuści.
- Pięknie wyglądasz - powiedział Yongguk, wciskając do
kieszeni zapalniczkę. - Pojedziemy do tej knajpy, w której pracuje Nora, co?
Zawsze daje ci zniżki. Musi cię naprawdę lubić.
Arleen z trudem przełknęła ślinę, a kącik jej ust
zadrżał nerwowo. Oczywiście, że Nora była dla niej miła. Wyrzuty sumienia
potrafią pożreć człowieka do tego stopnia, że zmienia się w zupełnie inną
osobę.
Przytrzymując się ściany, Arleen włożyła buty na
obcasie i zerknęła na swoje odbicie sprawdzając, czy aby na pewno wszystko
wygląda na niej dobrze. Nie postarzała się zbytnio przez cały ten czas, wciąż
wyglądała jak ponad dwa lata temu. Oczywiście pomijając brak sińców pod oczami
czy śladów po siniakach. Miała jedynie kilka blizn, na które i tak nikt nie
zwracał uwagi przez to, co wciąż znajdowało się na jej policzku.
Schowała na dno swojej torebki paczkę chusteczek,
pomadkę do ust, gumę do żucia, którą zwinęła z szuflady Yongguka, klucze i
telefon. Odwróciła się do Nicholasa, który kuśtykając, przyszedł na przedpokój.
Wciąż odczuwał ból w nodze, mógł mówić, że nic go już nie boli, ale grymas na
jego twarzy zdradzał wszystko.
Stanął, opierając się jednym ramieniem o ścianę.
- Wiecie, że prącie płetwala błękitnego może mieć
nawet dwa metry? - zapytał nagle. - Właśnie o tym czytałem!
Arleen poprawiła pasek torebki i odwróciła się do
chłopaka, kiedy Yongguk otworzył drzwi gotowy, by w końcu wyjść.
- I to dlatego masz takie kompleksy?
- Arleen!
Dziewczyna zachichotała i pomachała mu pospiesznie na
odchodne. Drzwi za nią zatrzasnęły się, a Yongguk jak na zawołanie objął ją w
pasie i razem ruszyli w stronę jego samochodu. Uśmiechali się do siebie, gotowi
na trochę tańca i zabawy, także na darmowe kupony od Nory.
I nikt, żadne z nich nie spodziewało się, że już za
kilka godzin Arleen wróci do domu sama, w potarganej sukience, cała we krwi
należącej do innej osoby, z trzęsącymi się rękoma i ścigającą ją policją. Nikt
nie myślał o tym, że zwykła kłótnia skończy się taką tragedią i, że po trzech
miesiącach nikt, oprócz dwóch osób, nie będzie miał pojęcia gdzie przepadła
Arleen.
* * *
Jak ten Justin planuje pomóc Arleen, skoro ona tak
bardzo się go boi? :/ #JarleenZmarło
Ogólnie ten rozdział jest celowo taki krótki, więc
proszę nie płakusiać, bo łzy przydadzą się na później... hehe :)
#DIABELSKADUSZA
twitter.com/daizyskies
ask.fm/dazzleme7