niedziela, 28 maja 2017

Piętno kłamcy: Rozdział pierwszy

3 miesiące wcześniej.

Arleen Blackwood wiedziała, że jest już za późno, by zadawać jakiekolwiek pytania i snuć teorie dotyczące jej przeszłości. Nie mogła zmienić tego, w jaki sposób potoczył się jej los i życie. Czas na zadręczanie minął dawno temu, ale kiedy ludzie są nieszczęśliwi trudno nie zadawać pytań, które wracały do niej w najmniej oczekiwanych momentach. Czasami po prostu szła do domu po zajęciach i zastanawiała się, co by było, gdyby dowiedziała się wcześniej, jak potoczyłoby się życie jej brata, gdyby tamtej nocy to ona została zamordowana? Czy również, nawet po takim czasie Blade'a zadręczałyby takie myśli?
Nie sądziła jednak, że skończy w ten sposób, siedząc w małym, skromnie urządzonym pokoju, na niewygodnym, chwiejącym się krześle z roztrzepanymi we wszystkie strony włosami. Krew nie wypływała już z rozcięcia na kolanie, ale mimo to Arleen nadal odczuwała nieprzyjemne pieczenie przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Nie ruszała się, wpatrując się w ciemne oczy chłopaka, który zajmował miejsce po drugiej stronie stołu zawalonego papierkami, pustymi puszkami po piwie i napojach gazowanych. Nie pamiętała, kiedy ostatnio było tu czysto, ale ten brud w żaden sposób jej nie przeszkadzał.
- Wybieraj albo spadaj Yongguk - powiedział chłodno Nicholas, który znajdował się kilka metrów za nią. Nie widziała go, bo siedziała odwrócona plecami w jego stronę, ale po tonie głosu, była przekonana, że ma już serdecznie dość.
Yongguk nie był osobą, która budziła zaufanie. Jego czarne, lekko kręcone włosy opadały częściowo na twarz i przysłaniały oczy. Jak zwykle miał na sobie białą koszulkę, a za uchem założonego papierosa. Żuł balonową gumę, a jej intensywny zapach rozchodził się po całym pokoju.
Ścisnął palcami płatki nosa i zgrzytnął zębami, potrząsając energicznie głową. Wbił zęby w dolną wargę, analizując każdą możliwość, a Arleen cierpliwie czekała na jego ruch. Obserwowała go dokładnie. Nawet na moment nie spuściła wzroku z chłopaka, mimo że rana na jej kolanie piekła coraz bardziej.
- To po prostu niedorzeczne - wymamrotał przez zaciśnięte zęby. Wplótł palce we włosy i szarpnął za nie lekko. Wyglądał na złego, ale Arleen nie czuła się zagrożona. Była w takich sytuacjach już tyle razy, że przestały robić na niej takie wrażenie. Człowiek potrafi przyzwyczaić się do wszystkiego, jeśli dostanie na to odpowiednią ilość czasu. Mimo to, kiedy tylko ręka młodego mężczyzny rąbnęła o stół, Arleen nie potrafiła powstrzymać lekkiego wzdrygnięcia.
- Powaliło cię? - zapytała.
Yongguk prychnął głośno.
- Uważaj na słowa! - ostrzegł, unosząc do góry palec wskazujący. Westchnął głośno, a następnie skupił spojrzenie na dużej teczce, którą niemal przytulał do swojego brzucha. Oblizał usta, zastanawiając się jeszcze przez moment. - Wybieram C1.
Arleen przewróciła oczami i złapała za swój długopis. Przeciągnęła nim niedbale nad wyrwaną kartką z zeszytu, szukając wskazanego punktu na swojej planszy. Złowieszczy uśmieszek wpełzł na jej usta.
- Pudło.
- Co?! - krzyknął. - To niemożliwe!
- A jednak - odparła wzruszając ramionami. - Chcę C4.
Yongguk posłał Arleen chłodne spojrzenie, a następnie z trudem przełykając ślinę, przekreślił ostatni punkt na swojej kartce.
- Trafiony zatopiony - powiedział z niezadowoleniem. - Wygrałaś.
Arleen odrzuciła na stół swoją kartkę i natychmiast zerknęła na krzywo przyklejony plaster do jej kolana.
- To co, znowu chcesz z nią zagrać Yongguk? - zapytał Nicholas odchylając się na fotelu. - Wychodzicie dopiero za półtorej godziny. Arleen może ci znowu skopać tyłek.
- Nie, bo znowu będzie oszukiwać.
- Po prostu jesteś beznadziejny w takich grach, przyznaj to wreszcie.
Yongguk posłał jej kolejne mordercze spojrzenie, a potem ze złością złapał kartkę, na której znajdowała się jej plansza, by porównać ją ze swoją, którą z taką starannością narysował. Planował każdy ruch z dokładnością, więc jakim cudem znowu przegrał? Nienawidził tego.  Nie znosił przegrywać, a już szczególnie nie z Arleen. Zerknął z nieufnością na Nicholasa, który z powrotem pogrążył się w lekturze gazety, którą czytał. Wydawało mu się, że jakimś cudem to właśnie on podpowiadał Arleen, choć teoretycznie było to niemożliwe, bo siedzieli zbyt daleko od siebie. Ewentualnie to jemu mógłby podpowiadać, bo miał dobry widok na jej planszę.
Wypuścił głośno powietrze, a Arleen w końcu roześmiała się przez jego naburmuszoną minę. Podniosła się ze swojego miejsca, okrążyła stół i usiadła na jego kolanach.
- Naprawdę się złościsz? - zapytała, kładąc dłonie na jego policzkach. Wyciągnęła papierosa zza jego ucha i założyła ja za swoje. - Aż taki z ciebie dzieciak?
Chwyciła jego policzki między palce i ścisnęła je mocno. Chłopak prychnął w odpowiedzi i odchylił się do tyłu, próbując uciec od rąk Arleen.
- Ze mnie jest dzieciak? - zapytał. - A kto rano się rozpłakał, bo się przewrócił?
Arleen wydęła dolną wargę, a następnie uderzyła go w ramię.
- To twoja wina! Mówiłam ci, że nie powinniśmy tamtędy biegać - powiedziała. - Patrz! - zawołała unosząc wyżej nogę. Plasterek z rysunkiem Kubusia Puchatka miał małą plamę krwi. - To wygląda, jakby Kubuś dostał krwotoku z nosa!
Yongguk zmarszczył czoło. Włożył rękę pod kolano Arleen i nachylił się bliżej. Opuszkami palców, bardzo delikatnie oderwał jedną stronę plastra, a następnie wykrzywił usta w grymasie.
- Czemu nie mówiłaś wcześniej, że cię tak boli? Albo, że leci ci krew?
Arleen poczuła jedynie skręcenie w brzuchu. Nie lubiła, kiedy Yongguk okazywał jej troskę, bo jej głowa wypełniała się myślami, które niekoniecznie były pozytywne. Przerażała ją myśl o tym, że go lubi bardziej niż powinna, bo obawiała się tego, że chłopak ją oszukuje. Nie byłby to pierwszy raz.
- Bo zawsze się denerwujesz, kiedy robimy przerwę w grze - wymamrotała.
Odkąd Arleen i Nicholas zamieszkali razem z nim, świat Yongguka wywrócił się do góry nogami. Przez całe życie mieszkał sam, czasami miał gości, ale znikali po kilku dniach, ale ta dwójka nigdzie się nie wybierała. Na początku trochę mu to przeszkadzało. Nie był przyzwyczajony do dzielenia się przestrzenią z innymi ludźmi. Do tej pory dziwiła go ilość kosmetyków, które leżały w jego łazience. Przyzwyczaił się jednak do tego, że od czasu do czasu budzą go krzyki spowodowane koszmarami, a także do znikającej gumy do żucia.
- Przecież to nie jest, aż tak ważne - powiedział. - Naprawdę myślisz, że taka głupia gra jest ważniejsza od ciebie?
Arleen zacisnęła usta w prostą linię i spuściła głowę. Poczuła na sobie spojrzenie Nicholasa i wiedziała, że myślą o tej samej rzeczy, a raczej o tej samej osobie. Nienawidziła tych momentów najbardziej na świecie, kiedy takie drobne rzeczy przypominały jej o nim. Szczególnie teraz, kiedy zbliżał się termin jego zwolnienia.
- Usiądź, zaraz wrócę - powiedział Yongguk, a Arleen bez słowa wstała z jego kolan, pozwalając mu wyjść z pokoju. Opadła na krzesło wypuszczając z ust powietrze. Sięgnęła do swojego ucha i złapała między palce cienką rurkę wypełnioną tytoniem. Nie paliła papierosów, ale uwielbiała zostawiać na nich krótkie wiadomości.
- Nie znajdzie nas - powiedział cicho Nicholas.
Arleen odwróciła głowę w jego kierunku i skinęła lekko, chociaż nie do końca była przekonana w to, czy jej przyjaciel ma rację. Wciąż nie potrafiła zapomnieć o ich ostatniej rozmowie. Głos Justina brzmiał głośno w zakamarkach jej umysłu. Tamtego dnia, kiedy pierwszy i ostatni raz odwiedziła go w więzieniu, powiedział, że popamięta go, kiedy spotkają się kolejnym razem. Dlatego tak bardzo bała się tego, że jeśli się spotkają, nawet przypadkiem, stanie się jej coś złego.
- Naprawdę nie mamy innych plastrów?
Yongguk wrócił do pokoju, trzymając małe pudełko w ręce.
- Nie mieli innych w aptece - odparła Arleen.
Chłopak usiadł na krześle bok niej i przetarł małą ranę gazą, nasączoną płynem dezynfekującym dokładnie ścierając zaschniętą krew. Rana nie była duża, ale piekła niemiłosiernie. Szatynka nie mogła uwierzyć, że to wszystko przez to, że jeden raz pobiegła inną trasą niż zwykle. Potknęła się o wystający korzeń, tak bardzo, że kiedy uderzyła o ziemię, zaświeciło się jej przed oczami.
- To boli - wymamrotała, kiedy Yongguk przycisnął gazę do jej rany po raz ostatni.
- A czego się spodziewałaś? Łaskotania?
Przewróciła oczami. Chłopak odłożył wszystko na bok i otworzył opakowanie plastrów. Złapał za pierwszy z brzegu i oderwał go, a po chwili na kolanie Arleen znajdowała się uśmiechnięta buzia Prosiaczka.
- Dzięki.
- Już nigdy więcej nie zmieniamy trasy - powiedział. - Będziemy biegać, aż do śmierci tą samą, starą drogą co zawsze. Nie znam nikogo dorosłego, kto rozpaczałby tak z powodu małego rozcięcia, a potem chodził z plastrami z Kubusia Puchatka z taką dumą.
- Hej! - krzyknęła z oburzeniem. - Ja po prostu mam duszę dziecka, nie zrozumiesz.
Yongguk przeciągnął się leniwie i zabrał papierosa od Arleen, ponownie umieszczając go za uchem.
- Zbieraj się, przed tym głupim balem chcę coś zjeść.
- Przecież tam też będzie mnóstwo jedzenia.
- Byłaś kiedyś na balu charytatywnym? Bo ja byłem. Uwierz mi, najsmaczniejsza rzecz, jaką tam znajdziesz, będzie wodą z kranu.
Arleen uśmiechnęła się pobłażliwie.
Czekała na ten dzień bardzo długo. Sama pomagała w zbiórce pieniędzy na ten bal i nie mogła się doczekać, aż zostanie ogłoszone jaka suma została zebrana. Ten wieczór miał być idealny. Mała, chora dziewczynka miała w końcu otrzymać pieniądze na leczenie swojej choroby. Arleen naprawdę cieszyła się tym wszystkim, wręcz nie mogła się doczekać, aż zobaczy jej roześmianą twarz, wiedząc, że również przyczyniła się temu, by jej pomóc.
Zsunęła z nadgarstka gumkę i spięła włosy w kucyka na czubku głowy.
- Masz jej pilnować - odezwał się nagle Nicholas. Jego głos był surowy.
- Wiem.
- I nie dawać żadnego alkoholu.
- Nicholas...
- Pamiętaj, że macie wrócić do domu w całości.
- Nicholas.
- Nie możesz jej zostawić ani ona ciebie.
- COLIN!
- Błagam Arleen, pilnuj go, bo jak znowu przyprowadzi jakąś idiotkę o ilorazie inteligencji śmierdzącego trampka, to wyrzucę ich oknem.
Arleen podeszła tylko do blondyna i klepnęła go lekko w ramię.
- Dobra tato - powiedziała. - Przypilnuję twojego syna. Obiecuję, że będziemy grzeczni.
Chciała, by to Nicholas poszedł z nią na ten bal, ale jego zwichnięta kostka całkowicie to uniemożliwiała. Nie mogła pójść sama, a znała i ufała tylko tej dwójce, więc nie miała zbyt dużego wyboru. Uśmiechając się pod nosem, weszła do swojego pokoju, by przebrać się w sukienkę, którą kupiła specjalnie na tę okazję.
Serce biło w jej piersi niesamowicie mocno, kiedy szykowała się do wyjścia. Nie mogła się doczekać, aż spotka wszystkich, z którymi w ubiegłych tygodniach sprzedawała lemoniadę, balony, cukierki, z którymi liczyła każdy grosz, by zebrać jak największą sumę pieniędzy. Pomaganie było teraz jedyną rzeczą, która naprawdę ją cieszyła. Chciała odwdzięczyć się światu, za to, że wciąż dawał jej szansę na lepsze jutro.
Przygotowanie do wyjścia nie zajęło jej dużo czasu. Włożyła swoją błękitną sukienkę kończącą się nad kolanami i rozpuściła włosy, a na twarz nałożyła sporo makijażu, próbując zakryć bliznę tak bardzo, jak tylko mogła. Nienawidziła jej jeszcze bardziej niż przed laty. Wiedziała, że musi to wszystko w końcu zaakceptować i szło jej naprawdę nieźle, ale teraz, kiedy miesiące dzieliły ją od zwolnienia Justina, wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. Tak samo, jak seria złych, niefortunnych zdarzeń. Czemu teraz Nicholas skręcił kostkę? Dlaczego Yongguk palił trzy razy więcej, jakby coś go gryzło? Arleen nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś się szykuje i od razu przypisywała to Justinowi. Musiał coś knuć. Znała go bardzo dobrze i wiedziała, że nie odpuści.
- Pięknie wyglądasz - powiedział Yongguk, wciskając do kieszeni zapalniczkę. - Pojedziemy do tej knajpy, w której pracuje Nora, co? Zawsze daje ci zniżki. Musi cię naprawdę lubić.
Arleen z trudem przełknęła ślinę, a kącik jej ust zadrżał nerwowo. Oczywiście, że Nora była dla niej miła. Wyrzuty sumienia potrafią pożreć człowieka do tego stopnia, że zmienia się w zupełnie inną osobę.
Przytrzymując się ściany, Arleen włożyła buty na obcasie i zerknęła na swoje odbicie sprawdzając, czy aby na pewno wszystko wygląda na niej dobrze. Nie postarzała się zbytnio przez cały ten czas, wciąż wyglądała jak ponad dwa lata temu. Oczywiście pomijając brak sińców pod oczami czy śladów po siniakach. Miała jedynie kilka blizn, na które i tak nikt nie zwracał uwagi przez to, co wciąż znajdowało się na jej policzku.
Schowała na dno swojej torebki paczkę chusteczek, pomadkę do ust, gumę do żucia, którą zwinęła z szuflady Yongguka, klucze i telefon. Odwróciła się do Nicholasa, który kuśtykając, przyszedł na przedpokój. Wciąż odczuwał ból w nodze, mógł mówić, że nic go już nie boli, ale grymas na jego twarzy zdradzał wszystko.
Stanął, opierając się jednym ramieniem o ścianę.
- Wiecie, że prącie płetwala błękitnego może mieć nawet dwa metry? - zapytał nagle. - Właśnie o tym czytałem!
Arleen poprawiła pasek torebki i odwróciła się do chłopaka, kiedy Yongguk otworzył drzwi gotowy, by w końcu wyjść.
- I to dlatego masz takie kompleksy?
- Arleen!
Dziewczyna zachichotała i pomachała mu pospiesznie na odchodne. Drzwi za nią zatrzasnęły się, a Yongguk jak na zawołanie objął ją w pasie i razem ruszyli w stronę jego samochodu. Uśmiechali się do siebie, gotowi na trochę tańca i zabawy, także na darmowe kupony od Nory.
I nikt, żadne z nich nie spodziewało się, że już za kilka godzin Arleen wróci do domu sama, w potarganej sukience, cała we krwi należącej do innej osoby, z trzęsącymi się rękoma i ścigającą ją policją. Nikt nie myślał o tym, że zwykła kłótnia skończy się taką tragedią i, że po trzech miesiącach nikt, oprócz dwóch osób, nie będzie miał pojęcia gdzie przepadła Arleen.

* * *

Jak ten Justin planuje pomóc Arleen, skoro ona tak bardzo się go boi? :/ #JarleenZmarło

Ogólnie ten rozdział jest celowo taki krótki, więc proszę nie płakusiać, bo łzy przydadzą się na później... hehe :)

#DIABELSKADUSZA
twitter.com/daizyskies
ask.fm/dazzleme7