niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział dwudziesty




- Jest dobrze - powiedział natychmiast Justin widząc jak szybko zmienia się zachowanie Arleen. Od razu dostrzegł jak zagryzła policzki od wewnętrznej strony, jak jej palce zaczęły mocno zaciskać się na papierze. Prawą dłonią uniósł jej podbródek, a lewą chwycił za nadgarstek, w którym trzymała kawałek kartki i kopertę. Musiał coś zrobić. - Jest dobrze - powtórzył uśmiechając się lekko. - Jesteśmy na obiedzie u twojej mamy. Naprawdę jest zdolną kucharką, wszystko smakuje przepysznie.
- Ale...
- Nie chcesz jej denerwować, prawda? - zapytał. Nim znowu zdążyła mu przerwać przysunął się bliżej i złożył krótki pocałunek na jej ustach. W między czasie, wykorzystując jej nieuwagę wysunął to co dostała pocztą spomiędzy jej drżących palców.
- Justin ja muszę... - urwała czując na sobie jego spojrzenie.
Jęknęła cicho czując niepokój. Jego oczy w odcieniu ciepłego karmelu sprawiały, że faktycznie trochę się uspokajała, ale mimo to szatyn nie potrafił w żaden sposób sprawić, by wszystkie pytania fruwające w jej głowie zniknęły. Arleen wiedziała, że Justin ma rację. Co by się nie działo nie powinna psuć tego wszystkiego swojej mamie. Nie teraz, kiedy w końcu wróciła do domu.
- Jest dobrze - powtórzyła za nim i wzięła głęboki oddech.
- Chodź.
Pociągnął ją za sobą w kierunku stołu i posadził obok na krześle obok siebie. Opuszkami cały czas kreślił wzorki na jej dłoni i cały czas pilnował, by kąciki jego ust unosiły się w górę. Próbował dodać jej otuchy, bo wciąż widział po jej minie, że nie jest zbyt zadowolona i korci ją, by jak najszybciej wrócić do listów i przyjrzeć się im dokładnie.
Arleen nie mogła się skupić na smaku swojego ulubionego ciasta. Prawdę mówiąc nie zauważyła nawet kiedy jaj mama wróciła do jadalni. Siedziała pochylona nad stołem wpatrując się w swój talerz. Próbowała przełknąć chociaż, ale jej żołądek się buntował. A w dodatku miała problem z trafieniem łyżeczką do ust i czuła, że zaraz oszaleje. W głowie miała jedynie obraz Blade'a. Martwego i żywego. Próbowała to wszystko poukładać w logiczną całość, ale miała wrażenie, że wszystko się sypie, bo nadal brakuje jej jakiś fragmentów.
- Arleen - szepnął Justin trącając ją lekko łokciem. Zaskoczona odwróciła głowę i zatrzepotała rzęsami.
- Co?
- Twoja mama pyta czy dobrze się czujesz - odparł przyglądając się jej uważnie.
Arleen zaśmiała się nerwowo i oblizała usta odwracając spojrzenie.
- Tak! Po prostu się zamyśliłam, przepraszam.
Dziewczyna wiedziała, że jej matka nie uwierzyła w jej słowa. Zmarszczki wokół jej przymrużonych oczu i mina, która mówiła, że ma nawet nie próbować kłamać mówiła sama za siebie.
- To twoje ulubione ciasto, a nawet tego nie zauważyłaś - westchnęła ciężko.
Arleen zerknęła na talerz i dopiero teraz zauważyła, że jej mama zadbała nawet o to, by warstwa z jej ulubioną masą korówkową była znacznie wyższa niż zazwyczaj.
- Jeśli to panią ucieszy - wtrącił Justin, - ja uważam, że jest przepyszne i gdybym mógł zjadłbym wszystko, a Arleen jest po prostu zmęczona. Ostatnio mało spała, bo śniły się jej koszmary i...
- Znowu?
Arleen zaklęła w myślach. Potarła kciukiem swoją brodę i wzruszyła ramionami.
- To nic takiego.
- Może... może naprawdę powinnaś pójść na górę i się poło...
- Świetny pomysł! - krzyknęła pośpiesznie wstając od stołu. Odsunęła krzesło i chwyciła rękę Justina, który zakrztusił się kawałkiem ciasta, który znajdował się w jego ustach. Pociągnęła go za sobą kierując się w stronę schodów.
- Mamo? Mogłabyś przyszykować dla Justina jedzenie, które zrobiłaś? W jego domu mieszkają inne osoby i uwierz mi nikt z nich od dawna nie jadł nic porządnego - poprosiła. Kobieta pokiwała ochoczo głową, a w tym samym czasie Arleen wzięła wszystkie koperty i szarpiąc Justina weszła na piętro.
- Jesteś walnięty - mruknęła zamykając za nim drzwi do swojego pokoju. - Po co wspominałeś o tym, że miałam jakiekolwiek problemy ze snem?
- Widziałaś jak wyglądała twoja mama? Musiałem coś powiedzieć.
Westchnęła ciężko.
- Pewnie już zadzwoniła do mojego ojca i mówi mu, że coś jest ze mną nie tak - jęknęła. - Wszyscy mają mnie za wariatkę, nawet własna matka. Tylko tata zawsze jest jak Estelle nie przesadzaj, Arleen jest już dorosła i pogodziła się z tym co się stało.
- Nie jesteś wariatką.
- Ale tak się czuję.
Justin obserwował jak szatynka siada na podłodze i rozkłada przed sobą wszystkie koperty, nawet te, które zdążyła otworzyć wcześniej. W między czasie szybko omiótł spojrzeniem cały jej pokój, a następnie ponownie zerknął w jej stronę. Przed Arleen leżało łącznie osiem kopert.
- Przeczytaj - poprosił i usiadł za nią opierając podbródek na szczupłym ramieniu. Wyciągnął ręce, by objąć ją w pasie, a jego dłonie same zaczęły gładziły jej brzuch przez materiał koszulki. Usłyszał jak dziewczyna bierze głęboki oddech i wiedział, że jeszcze siedzi z zamkniętymi oczami próbując się uspokoić.
- Arleen była wściekła - oczytała nerwowym tonem po upływie kilku sekund. - Dlaczego mnie to nie dziwi? Zawsze się denerwuje, kiedy ingeruję w jej życie. Ale jestem jej starszym bratem, więc odpowiadam za nią. Za każdym razem, kiedy się spóźnia myślę, że może znowu stało się coś złego. Nie umiem tego powstrzymać. Gonitwy myśli, które podpowiadają mi, że moja siostra właśnie umiera. Muszę się nią zajmować, bo jeśli ja tego nie zrobię to kto inny się tym zajmie? Kto będzie jej pilnował? Ci idioci, z którymi się spotyka? Jest za dobra dla tych wszystkich dupków, którzy chcą ją tylko wykorzystać. To chyba wkurwia ją najbardziej. Moje powtarzanie, że znajdzie sobie kogoś kto zaakceptuje ją w pełni i nie będzie zwracał uwagi na jej bliznę. Ale co mam jej mówić? Widzę jak bardzo cierpi. To moja młodsza siostra i chcę dla niej jak najlepiej, a idioci z baru, klubu czy nawet z jej szkoły nie zasługują na jej uwagę. Wciąż boli mnie ramię po tym jak przywaliłem tamtemu gościowi, który chyba planował zostać jej chłopakiem. Z blizną czy bez, wciąż jest wartościową dziewczyną i zasługuje na...
- Czemu przerwałaś? - zapytał Justin, kiedy zamilkła.
Arleen pociągnęła nosem.
- Nie ma tu nic więcej - powiedziała siląc się, by jej głos nie drżał. Obróciła kartkę na drugą stronę, ale była pusta. - To nie są listy Justin, to z jego pamiętnika.
- Twój brat prowadził pamiętnik?
- Co w tym dziwnego? - zapytała ocierając wierzchem dłoni pojedyncze łzy.
- Ooo - zawołał szatyn przytulając ją mocno. Pocałował ją w szyję. - Nie płacz.
- Tęsknię za nim.
- Wiem - westchnął składając kolejny pocałunek. - Chcesz przestać?
- Nie. Chcę przeczytać je wszystkie.
Arleen nie rozumiała dlaczego ktoś jej to przysłał. Mrużyła oczy przyglądając się słowom, które kiedyś nakreślił jej brat. Wyobrażała sobie jego sylwetkę pochyloną nad biurkiem po północy, kiedy zapisywał to co przyszło mu na myśl. Być może czasami po prostu siedział na przystanku autobusowym z nosem w zeszycie, i w pośpiechu kreślił słowa próbując jak najszybciej wylać z siebie to co znajdowało się w jego głowie. Arleen wiedziała, że Blade prowadził coś w rodzaju dziennika, ale nigdy o niego nie pytała. Nawet nie myślała, by to zrobić, a co dopiero go przeczytać. Czy jej brat byłby zadowolony, że jego młodsza siostra szpera w jego prywatnym zbiorze wspomnień? Oblizała usta i odwróciła się do Justina czując, że zaczyna się czerwienić ze wstydu.
- To złe - powiedziała. - Nie powinnam tego czytać.
- Wiem, że nie lubisz kiedy ktoś to mówi, ale twój brat nie żyje. Myślę, że jest mu to teraz obojętne co dzieje się z jego rzeczami.
Szatynka przymknęła oczy wsłuchując się w jego opanowany i cichy głos starając się skupić na palcach, które gładziły wewnętrzną stronę jej dłoni.
- Dlaczego ktoś miałby mi wysyłać coś takiego?
- A jak czujesz się czytając te wszystkie rzeczy? Jest ci przykro, czujesz się przytłoczona i myślisz, że to ma jakieś znaczenie. Może ktoś robi ci po prostu na złość. Może... - urwał na moment biorąc głęboki oddech. - Może jest ktoś, o kim mi nie mówisz Arleen?
Gwałtownie uniosła głowę patrząc na niego wielkimi oczami.
- To... uh... nie... - zaplątała się w swoich słowach przez co Justin zaczął przyglądać się jej z jeszcze większym zainteresowaniem. W końcu Arleen kiwnęła głową i cofnęła swoje dłonie z dala od szatyna.
- Piegusko?
- Powinnam ci o tym powiedzieć już dawno temu - westchnęła. - To... proszę tylko nie bądź na mnie zły, dobra?
Wstała tylko po to, by wyciągnąć na wierzch swój telefon. Zacisnęła usta w prostą linię czując na sobie uważne spojrzenie Justina, który śledził teraz każdy jej ruch. Stukała drżącymi palcami w ekran, aż w końcu podsunęła mu przedmiot pod nos.
- Przeczytaj.
Jego oczy zrobiły się jakby większe, kiedy dotarł do niego sens wiadomości, którą otrzymała Arleen.
- Chcesz ze mną zagrać Arleen? Wygra ten, kto dożyje kolejnego roku - odczytał. - Co to jest kurwa?! - podniósł głos. - A to? Ty powiesz, ja zabiję.
- Cicho! - skarciła go. - Moja mama cię usłyszy!
Pokręcił energicznie głową zaciskając ręce na telefonie i ponownie odczytując treść. Myślał, że może jeśli odczyta to kilka razy złość, którą odczuwa trochę zmaleje, ale zamiast tego wkurzył się jeszcze bardziej.
- Kiedy to dostałaś? - zapytał. Oczywiście, że był na nią wściekły za to, że mu nie powiedziała wcześniej! Nie interesowało go to jak bardzo się skuliła, ani nawet to, że nie patrzyła w jego stronę.
- Tą pierwszą wtedy, kiedy wróciłam do twojego domu... wiesz, po tym jak mnie wywaliłeś.
- Nie wywaliłem cię! - usprawiedliwił się szybko. - Już o tym rozmawialiśmy! To był błąd i przepraszałem za to. Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?
- Próbowałam! Pamiętasz, kiedy pokazałam ci zdjęcie, które znalazłam? To na którym byłeś jako dziecko? Chciałam ci powiedzieć wtedy! Ale zawołał cię Thomas, a ty tak szybko wyszedłeś i...
- I co? Zapomniałaś?
Arleen zacisnęła zęby i wyciągnęła rękę czekając, by Justin oddał jej telefon, a kiedy to zrobił cofnęła się ponownie do tyłu.
- Nie zapomniałam - przyznała. - Wtedy kiedy chciałam ci o tym powiedzieć przyszła ta druga wiadomość i przysięgam, akurat w tamtym momencie byłam po prostu wściekła - mówiła wciąż wpatrując się w ekran telefonu. - Chciałam się dowiedzieć kto to robi, więc wybrałam ten głupi numer, bo myślałam, że ktoś odbierze, a wtedy... - dodała i wcisnęła funkcję głośno mówiącą.
- Cześć, tu Blade. Nie zostawiaj wiadomości po sygnale, bo i tak jej nie odsłucham.
Głos Blade na automatycznej sekretarce przyprawił Justina o ciarki na całym ciele. Wzdrygnął się otwierając oczy.
Ułożył ręce na głowie i potrząsnął nią energicznie. Nie słyszał tego głosu od tak dawna, że sam nagle poczuł się tak jakby Blade stał obok niego z zadziornym uśmieszkiem na ustach.
- To takie dziwne - powiedział.
- Jak to usłyszałam ja... naprawdę bałam się, że stanie się coś złego. Co jeśli on, albo ona teraz kogoś zabije przez to, że ci powiedziałam? To będzie moja wina.
- Tylko dlatego, że ktoś ci mówi, że nie możesz czegoś zrobić nie oznacza, że konsekwencje są tylko twoją winą.
- Tak, ale dostałam ostrzeżenie i...
- Nie odpowiadasz za to co robią inni - Arleen zagryzła usta przyglądając się Justinowi. - Dobra, sprawdź tą - powiedział i podał jej kolejną kopertę. Arleen z niemrawą miną rozerwała papier i rozłożyła połowę kartki A5.
- Dwadzieścia siedem dni temu spotkałem się z tym gościem - zaczęła cichym głosem. - Nie wierzę, że minęło już tyle tygodni. Mam na myśli tego starszego faceta prowadzącego sklep, o którym słyszałem na mieście. To on sprzedał mi potrzebne rzeczy, nawet nie zadawał pytań. To dobry człowiek. Tak myślę. Więc odważyłem się to zrobić. Raz się żyje, prawda? Nawet nie musiałem mówić, że ma nikomu nie mówić o tym, że tam byłem. Mówił, że to co pada między ścianami jego zaplecza zostaje tam na zawsze - zakończyła z uniesionymi brwiami. - Co to wszystko znaczy? Aż głowa zaczyna mnie boleć. Możesz otworzyć następną? - poprosiła.
Justin bez słowa rozerwał brzeg i zaczął odczytywać treść:
- "Uciekaj!" słyszę to tak wyraźnie w swojej głowie jakby Nicholas nadal siedział obok mnie i wrzeszczał wprost do ucha. Było tak blisko! Kurwa! Myślę, że już wiemy kto zrobił Arleen tę bliznę, ale co z tego skoro nie rozumiem dlaczego? Gdzie w tym wszystkim jest sens? Nie jestem związany z żadnymi gangami, nie jestem złodziejem, nie rozumiem tego co się stało. Czy to może być przypadek? Może to Arleen ukrywa coś przede mną? Może zrobiła coś, ale boi się powiedzieć? Martwię się o nią. Boję się, że naprawdę ją stracę. Mam tylko ją i Nicholasa. Nasza trójka przeciwko całemu światu. Może w końcu powinienem ich sobie przedstawić.
Arleen westchnęła głośno.
- Kim jest Nicholas? - zapytał Justin.
- Nie mam pojęcia - wymamrotała bawiąc się swoimi palcami. - Blade nigdy o nim nie mówił. Może to było przed tym jak...
- Nie ma tu żadnych dat Arleen. To wygląda tak jakby ktoś je wymazał, albo nie wiem...
- Dlaczego ktoś mi to wysłał?
Jej pytanie zawisło w powietrzu. Justin śledził wzrokiem każdą literkę i przyglądał się im z uwagą, a szatynka wbijała paznokcie w swoje przedramię próbując przeanalizować to co usłyszała.
Po pierwsze Blade miał kogoś, kogo prawdopodobnie uważał za przyjaciela, kogoś kto mu pomagał w szukaniu osoby, która napadła na Arleen trzy lata temu. Po drugie - tak jak ona nie rozumiał czemu do tego doszło i myślał, że jego siostra może mieć jakąś tajemnicę. Ale nie miała. Nie było żadnej takiej rzeczy, którą by przed nim ukrywała. A po trzecie serce bolało ją na samo wspomnienie o tym jak bardzo Blade się nią przejmował, jak bardzo troszczył się o nią. Czuła, że łzy zbierają się w kącikach jej oczu, ale nie pozwalała im wypłynąć.
-  Arleen? Może to głupie, ale myślę, że mogę wiedzieć co się stało. Więc Blade i ten Nicholas mogli być przyjaciółmi, ale skoro ty nic o nim nie wiesz to... może twój brat znał go krótko i zaufał mu za bardzo? Może to właśnie on... no wiesz... zabił twojego brata.
- Myślisz, że Blade nie żyje? - zapytała wpatrując się w swoje skarpetki. To pytanie krążyło w jej głowie odkąd tylko rozpoznała pismo swojego brata.
- Nie potrzebujesz żadnych innych dowodów na to, że żyje, bo przecież to ty znalazłaś go martwego.
- Ale...
- To tylko fragmenty jego pamiętnika i przychodziły na ten adres od dawna. Kogoś bardzo bawi twoje cierpienie.
Wszystko co mogła teraz zrobić to pokiwanie głową. Wbiła zęby w swoją drżącą wargę i zamknęła oczy. Tak bardzo chciała wierzyć, że może jakimś cudem Blade żyje, że może jednak to wszystko jest kłamstwem. Byłaby w stanie mu to wybaczyć. Chciała jedynie, by jej brat wrócił. Tęskniła za nim.
- Faktycznie - szepnęła, - bardzo zabawne.
Justin zmarszczył brwi. Nienawidził kiedy Arleen była taka przybita, więc kiedy po raz kolejny zobaczył jak siedzi zgarbiona stukając palcami w głowę miał ochotę wrzeszczeć. Chciał znaleźć każdego kto ją skrzywdził, chciał by wszystko to naprawdę się skończyło i żeby mógł zabrać ją gdzieś daleko.
Wyciągnęła dłoń po kolejną kopertę, a kiedy ją otworzyła westchnęła głośno:
- Pusta.
- Tutaj coś jest. Patrz - powiedział wysuwając ze środka małą kartkę z poszarpanymi brzegami. - Niebezpieczeństwo przebywania wśród kobiet jest wprost proporcjonalne do... nie wiem jak to dalej było. Nicholas ujął to w taki cudowny sposób, ale mój mózg jest jak sito i wszystko co usłyszę przecieka przez małe dziury. W piątek spotkałem się z Nellie. Jezu! Ta dziewczyna... nie wiem co mam myśleć. Uwielbiam jej ciało, uwielbiam z nią rozmawiać, ale wystarczy kropla alkoholu i zamienia się w wiecznie zazdrosną wiedźmę.  Jest też oczywiście Gracie, Callie, Tori iii... właśnie sobie uświadomiłem ile z nich mi się podoba. Zaczynam  myśleć, że coś jest ze mną nie tak. Nicholas mówi, że to normalne, ale on sam nie jest normalny, więc czemu miałbym go słuchać?
- Blade był idiotą - jęknęła Arleen pocierając policzki obiema dłońmi. - I to jest obrzydliwe, nie chcę słuchać takich rzeczy o swoim bracie.
Otworzyła ostatnią i mimowolnie na jej ustach pojawił się półuśmiech.
- To mandat za złe parkowanie - powiedziała potrząsając głową. - Tym akurat nie jestem zaskoczona.
Justin poczuł ulgę widząc, że mimo wszystko Arleen potrafi się jeszcze uśmiechać.
- Obiecasz mi, że nie będziesz się tym zadręczać?
- Wiesz, że nie mogę.
- Naprawdę myślę, że ktoś po prostu czuje chorą satysfakcję z tego wszystkiego. To może być nawet Jett.
- Jetta tutaj nie ma - powiedziała cicho.  - Prawda...?
Podniósł głowę i szybko zaczął nią kręcić widząc, że krew odpłynęła z jej buzi i jak bardzo pobladła. Szybko znalazł się obok niej, a potem zamknął ją w swoich ramionach pozwalając, by schowała twarz w jego koszulce. Zacisnęła palce na materiale.
- Piegusko proszę, nie dzieje się nic złego.
- Ale teraz będziesz tak daleko - wymamrotała. - Co jeśli...
- Jeden telefon i będę u ciebie w przeciągu piętnastu minut.
- I po drodze złamiesz jakieś trzydzieści przepisów drogowych.
- Jesteś tego warta.
Nie mógł zobaczyć jak jej usta układają się w uśmiechu, ale poczuł, że wtuliła się w niego jeszcze bardziej. Gładził dłonią jej chude plecy zastanawiając się nad tym jak bardzo będzie za nią teraz tęsknił. Uwielbiał jej spojrzenia, niewinny wyraz twarzy i śmiech, który ostatnio tak często słyszał.
- Mam ze sobą nasze ulubione gumy - oznajmił, a Arleen odsunęła się od niego wciąż trzymając dłońmi jego koszulkę.
- Chcę truskawkową! - zawołała zadzierając głowę.
- Przecież już ci mówiłem, że też ją lubię - odparł. - Podzielimy się.
Wykrzywiła usta, ale mimo to kiwnęła głową. Justin sięgnął do kieszeni i wyciągnął gumę rozrywając jej opakowanie. Szatynka bardzo uważnie śledziła ruchy jego palców, widziała jak szybko pozbył się papierka, a chwilę później jęknęła głośno z niezadowolenia, kiedy Justin bardzo szybko wsunął gumę do ust.
- Justin! - zawołała z oburzeniem. Jak dziecko skrzyżowała ręce i naburmuszyła policzki. - Tak nie wygląda dzielenie się! - dodała i klepnęła go w ramię. Chłopak zachichotał, a potem po prostu chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie. Nagle Arleen zapomniała o gumie, o fragmentach z dziennika jej brata. Usta Justina znajdowały się milimetr przed jej. Czuła słodki zapach truskawkowej gumy. Kolana zmiękły jej na długo przed tym, kiedy chłopak nachylił się jeszcze bliżej likwidując jakąkolwiek przestrzeń pomiędzy nimi. Pocałował ją. A kiedy tylko poczuł, że ręce Arleen ponownie chwytają jego koszulkę wysunął język i przesunął nim po jej dolnej wardze. Nie minęła chwila, a szatynka poczuła, że Justin przekazał jej gumę. Gwałtownie cofnęła się do tyłu i chwyciła jego dłoń tylko po to, by zaraz ją wypluć z obrzydzeniem wymalowanym na całej twarz.
- Fuuuj! - zawołała.
- Fuuuj! - zawtórował chłopak patrząc na lepką ślinę na swojej dłoni. Zaczął nią machać próbując się pozbyć tego co się na niej znajdowało, ale to tylko pogorszyło sprawę.
- Jesteś ohydny!
- Ja?! Popatrz co zrobiłaś!
Spojrzeli na siebie z powagą, a chwilę potem wybuchli śmiechem. Arleen odchyliła do tyłu głowę śmiejąc się głośno.
- Całujesz się ze mną, ale brzydzisz się gumy, która miałem w ustach? - zapytał kręcąc głową z politowaniem.
- To coś innego! Siedź tutaj i nigdzie się nie ruszaj, przyniosę chusteczki.
- Po co? Mogę to wytrzeć o twoją kołdrę.
- JUSTIN! - pisnęła głośno zrywając się na równe nogi, kiedy szatyn wyciągnął rękę w kierunku jej łóżka. Wyszła z pokoju i wróciła dosłownie po chwili. Usiadła obok niego i osobiście zaczęła wycierać jego ręce powtarzając w kółko "fuj, fuj, fuj" podczas gdy Justin śmiał się w najlepsze obserwując jej zachowanie.
- Jesteś... taka... - urwał wzdychając. - Kochana.
- Dzięki? Ty za to jesteś... taki... głupi. Zmarnowałeś gumę.
- Nieprawda, zjadłem ją.
- Ohyda - mruknęła wykrzywiając się po raz kolejny. Wytarła dokładnie każdy jego palec i dopiero wtedy sama pocałowała go w policzek.
- Co zrobimy z tymi listami? - zapytał Justin. - Powinnaś je schować przed swoją mamą.
- Nie mam sejfu. A przez to twoje kłapanie, że miałam problemy ze snem będzie wszystko kontrolować.
- Więc mam je zabrać ze sobą?
- Nie - zaprzeczyła szybko. - To teraz jedna z nielicznych rzeczy, którą mam od Blade'a.
Justin skinął głową i pomógł jej wszystko pozbierać, a potem przyglądał się jak chowa wszystko do szafki pod biurkiem.
- Wyjaśnisz mi czemu miałaby cię tak kontrolować?
- Bo od lat powtarza mi, że potrzebna mi terapia.
Justin nie powiedział tego na głos, ale pomyślał, że być może Estelle ma rację i Arleen potrzebuje pomocy kogoś kto naprawdę się na tym zna. Mimo to jedynie przewrócił oczami, a resztę dnia, a później i wieczoru spędził w jej pokoju próbując odciągać wszystkie złe myśli i nie pozwalając, by temat Blade'a znowu powrócił.

*

Arleen nie widziała Justina od dwóch dni i czuła, że naprawdę za nim tęskni. I to bardzo. Brakowało jej nawet wściekłych spojrzeń jego kolegów, ich rozmów i całego tego kombinowania. Kiedy nie było przy niej Justina potrafiła tylko myśleć o swoim bracie, o bliźnie i o wszystkim co ją spotkało. Nie dało się o tym tak łatwo zapomnieć. Nie spała dużo. A jeśli już to i tak jej sny zawsze dotyczyły Blade'a, a jeśli nie jego to Jeffa przez co budziła się zalana potem i przerażona na śmierć.
Siedziała na miękkim fotelu trzymając przed sobą ulotkę z Narkose wpatrując się w jej zagięcia. Treść fragmentów z pamiętnika znała już na pamięć, ale to miejsce nie dawało jej spokoju.
- Mówiłem ci, że masz dać sobie chwilę spokoju z tym wszystkim.
Podskoczyła na dźwięk jego głosu i odwróciła się puszczając wszystko co miała w rękach. Justin stał tuż za nią z wielkim uśmiechem, który tylko rósł. On też za nią tęsknił.
- Justin! - zawołała entuzjastycznie. Zarzuciła ręce na jego barki, a on pocałował jej czoło, później policzki, czubek nosa, aż w końcu musnął jej usta.
- Musisz zacząć sypiać Piegusko - westchnął. - Mam wrażenie, że w moim domu wyglądałaś na bardziej wypoczętą.
- Mam tu więcej czasu na myślenie.
- Więc może powinienem cię ukraść?
Rozczochrał jej włosy dłonią z rozbawieniem i pozwolił, by wyciągnęła go za dom, gdzie znajdował się mały ogródek. Nie było to nic szczególnego. Trawa była nieco za wysoka, a stary hamak utracił swój dawny urok, ale nie przejmował się tym. Ważne było to jak długo będzie mógł być z Arleen.
- Nie zarwie się? - zapytał patrząc nieufnie na siatkę.
- Nie - odparła Arleen, a Justin nie czekając na jej pozwolenie wyłożył się na wiszącym materiale chowając ręce pod głowę. - Cudownie. Brakuje tylko tancerek, kogoś z wachlarzem i winogrona. Nie śmiej się Piegusko - dodał słysząc chichotanie dziewczyny. Wyciągnął do niej rękę i przyciągnął ją do siebie powodując, że wpadła wprost na jego klatkę piersiową.
- Niewygodnie - mruknęła czując, że część plecionego materiału wbija się w jej ręce.
Justin przewrócił oczami i ułożył jej głowę na swojej klatce piersiowej.
- Teraz jest idealnie - powiedział. - Nawet nie potrzebuję tych tancerek.
Zaśmiała się po raz kolejny i pocałowała czubek jego brody.
- Pięknie dzisiaj wyglądasz.
- Tylko dzisiaj? - powtórzyła.
- Dobra, zawsze pięknie wyglądasz - dodał.
Owinął ręce i przymknął oczy przytulając ją do siebie. Arleen wpatrywała się w jego spokojną twarz gładząc opuszkiem palca jego szyję. Kreśliła wzorki wsłuchując się w jego miarowe oddechy. Chciała, by tak było zawsze. Żeby to była ona i Justin. Nie wiedziała skąd brał tą magiczną moc i jakim cudem potrafiła przy nim zapomnieć o problemach.
- Widziałem, że wcześniej trzymałaś tą ulotkę z Narkose. Może byśmy tam pojechali we wtorek? To niedaleko, a może spotkamy kogoś kto będzie coś wiedział o twoim bracie.
- W porządku - zgodziła się.
- A co do wychodzenia na zewnątrz... Colin i Ryan robią domówkę - powiedział cichym głosem. Prawdę mówiąc przewidział reakcję Arleen już bardzo dawno temu.
- Naprawdę? Impreza? - zapytała marszcząc brwi. Potrząsnęła głową odciągając rękę. - Jak możesz myśleć o imprezowaniu, kiedy Jett może wrócić w każdej chwili? Kiedy do tej pory nie wiemy co jest z Willem? I teraz, kiedy dostałam te wszystkie...
- Arleen to tylko mała domówka i to nie ja to wymyśliłem - przerwał jej i złapał jej dłoń. Ułożył ją z powrotem na swojej szyi.
- Nie idę.
Westchnął ciężko.
- A jeśli powiem ci, że z Willem jest wszystko w porządku i, że rozmawiałem z nim wczoraj?
Arleen podniosła głowę i zacisnęła usta w prostą linię. Jej zielone oczy wydawały się ogromne.
- Nie - pokręciła głową. - Naprawdę z nim rozmawiałeś?! Jak się czuje?
- Był w szpitalu przez kilka dni, ale to nic poważnego.
- A zapytałeś go, kiedy będzie mógł się ze mną spotkać?
- Znowu do tego wracamy? - zapytał biorąc wcześniej głęboki oddech. - Pytałem.
- I?
Wzruszył ramionami.
- Mówił coś o końcu wakacji.
- Mam jeszcze tyle czekać?! Ja nawet nie wiem czy dożyję końca tego dnia!
- Piegusko nie przesadzaj - odpowiedział Justin z rozbawieniem. - Czym się przejmujesz? Na początku sam byłem przeciwny tej domówce, ale każdy z nas potrzebuje chwili na zabawę. Nikt nieproszony się nie pojawi, mogę ci to obiecać.
- Nie znam ich.
- Będę ja, Spike, Colin...
- Tak, mów mi więcej o Colinie to z pewnością mnie przekonasz.
Justin zaśmiał się krótko i wyciągnął rękę przesuwając opuszkami palców po jej ramieniu.
- Nie daj się prosić. W piątek masz być u mnie w domu. Tęsknię za tobą i uważam, że spędzamy ze sobą za mało czasu.
- Przyjdę jeśli obiecasz mi, że następnym razem oddasz mi truskawkową gumę.
- Jesteś uzależniona - odparł i po raz kolejny tego dnia pocałował ją rozkoszując się smakiem jej ust. A potem po prostu obserwował jak śpi na jego klatce piersiowej. Oczywiście nie planował jej czterogodzinnej drzemki i faktycznie czuł obolały, kiedy zszedł z hamaka, ale sam fakt, że Arleen przespała więcej niż dziesięć minut był dla niego ważniejszy. Ona była ważniejsza.

*

- Napijesz się? - zapytał wyciągając do niej rękę, w której trzymał zielonkawą butelkę. Był piątek, a Arleen z niemrawą miną wpatrywała się w górę napoi alkoholowych ułożonych jeden obok drugiego. Chciała zapytać Justina skąd tego tyle mają skoro mają jakieś długi i czemu zamiast odłożyć pieniądze wydali je na taką głupotę, ale powstrzymała się do krótkiego:
- Nie, dzięki.
Justin wzruszył tylko ramionami nie próbując jej przekonywać. Wiedział, że nie ma to żadnego sensu i, że przekonywanie Arleen do picia nie sprawi, że polubią się bardzo. Odstawił piwo na bok i ułożył ręce na blacie blokując szatynce jakąkolwiek drogę wyjścia. Na jego ustach pojawił się duży, cwany uśmiech.
- Poprosiłem wszystkich chłopaków, których znasz żeby mieli na ciebie oko - powiedział. - Chciałabyś poznać kogoś nowego?
Pokręciła głową przyglądając się jego twarzy z uwagą. Jak zwykle był cholernie przystojny, a jego błyszczące pełne ekscytacji oczy sprawiały, że Arleen czuła się wyjątkowo. Jego ramiona były jak niewidzialna ściana, która oddzielały ich od reszty bawiących się już ludzi.
- Muszę jeszcze skoczyć gdzieś na chwilę, ale potem wrócę i... - urwał przygryzając wargi, a na policzkach Arleen pojawił się rumieniec. Pochyliła do przodu głowę, a następnie pokręciła nią z uśmieszkiem, który nie chciał zejść z jej ust.
- Chcę buziaka na pożegnanie - powiedział. Stuknął palcem we własne usta czekając, aż Arleen stanie na palcach i zrobi to o co prosił, ale ona jedynie śmiesznie zmarszczyła nosek, a następnie objęła go ramionami wtulając się w jego klatkę piersiową.
- No dobra, to też może być - odpowiedział głośno wzdychając. Przesunął kilka razy dłonią po jej plecach i cmoknął jej czoło. - Pół godziny i jestem z powrotem. Gdyby coś się działo, albo źle byś się czuła od razu idź do kogoś kogo tu znasz. W porządku?
- Okej.
Uśmiechnął się do niej po raz ostatni i wyszedł zostawiając ją samą w towarzystwie osób, których w ogóle nie znała. Arleen czuła się nieswojo mimo tego, że tak dobrze znała ten dom. Widziała tylko kilka nieznajomych twarzy, ale nawet to sprawiało, że wszystko wydawało się obce. Miała wrażenie, że cofnęła się w czasie i poszła na swoją pierwszą domówkę, na której nikogo nie znała.
- Arleen! - zawołał chłopak tuż za nią. Odwróciła się, by zobaczyć przed sobą Spike'a.
- Oh, cześć!
- Pięknie wyglądasz - powiedział mierząc ją wzrokiem. Szatynka przewróciła oczami i zaśmiała się krótko trącając jego ramię. Wiedziała, że komplement z ust jej przyjaciela jest prawdziwy, ale jednocześnie rozumiała, że jest to spowodowane tym, że po raz pierwszy widział ją w innych ubraniach niż luźne spodenki i za duża koszulka. W końcu miała na sobie dopasowane spodnie, czarną bluzkę z białym napisem i kilka luźnych bransoletek na nadgarstku. Jej włosy były ułożone, a rzęsy pokryte tuszem.
- Dziękuję.
- Nie stresuj się tak - dodał. Potarł jej ramiona dłońmi. - Nie ma tu wielu osób, no a większość i tak już znasz.
- Taa, w porządku - odpowiedziała starając się, by jej głos brzmiał optymistycznie.
- No dalej Arleen! Myślałem, że jesteś typem, który lubi imprezy.
- Kiedyś tak było - mruknęła i niemal natychmiast przewróciła oczami słysząc piosenkę, która leciała z głośników umieszczonych w salonie. Nie była to szalona impreza, gdzie puszczana muzyka rozwala bębenki, ale wystarczająco głośna, by zagłuszyć jej słowa. Spike zmrużył oczy i pokręcił głową.
- Ściszcie to idioci! - wrzasnął. - Arleen przepraszam, ale naprawdę muszę do nich pójść.
- Jasne.
Znowu została sama, ale nie było już tak źle. Co prawda wciąż próbowała znaleźć sobie miejsce i naprawdę nie czuła się swobodnie, ale próbowała się wyluzować. Chodziła po całym domu nie mogąc się doczekać, aż pojawi się Justin i wszystkie jej zmartwienia znikną. Nieustannie przygryzała dolną wargę i rozglądała się szukając znajomych twarzy. W salonie zauważyła Ryana z telefonem w ręce, a obok niego Spike'a, który mówił o czymś głośno wskazując palcem na głośniki. Mogłaby nawet przysiąść, że Ryan przeklął kilkakrotnie udzielając brunetowi odpowiedzi na temat, o którym mówił. Widziała Colina w towarzystwie osób, których nie znała. Natomiast w drodze do kuchni znalazła Thomasa z dwoma chłopakami, których imion nie pamiętała. Koniec końców wylądowała siedząc na blacie opierając głowę o lodówkę. Bawiła się swoimi palcami wsłuchując się w głośną muzykę i ignorując osoby, które pojawiały się w pomieszczeniu przychodząc po alkohol, kieliszki i kolejne szklanki.
Minęło sporo czasu. Szatynka stukała piętami o szafkę myśląc o tym, że to naprawdę głupie. Cała ta domówka. Przyszła tu tylko ze względu na Justina wiedząc, że tylko w ten sposób będzie w stanie spędzić z nim więcej czasu.
Zmarszczyła brwi widząc jak wysoka, bardzo ładna dziewczyna wchodzi do kuchni. Miała krótkie ciemne jak smoła włosy i grzywkę, która przysłaniała jej oczy. Nie odezwała się słowem, ale spojrzała w kierunku szatynki na kilka sekund posyłając jej ciepły uśmiech. Nie była jak te wszystkie dziewczyny, które zazwyczaj spoglądały na Arleen z wyższością. Otworzyła drzwiczki lodówki i schowała do środka cztery puszki napoju energetycznego.
- Nora! Chodź już! - zawołała jakaś inna dziewczyna zatrzymując się w progu.
- Idę - odparła i przewróciła oczami. Zamknęła drzwi i naciągając materiał swojej sukienki wyszła zostawiając Arleen samą. Dziwnie było widzieć jakieś inne dziewczyny w domu Justina. To zawsze była ona i sami chłopcy, więc znowu poczuła się dość niezręcznie. Przeczesała palcami włosy biorąc głęboki oddech.
- Czemu siedzisz tutaj sama?
- Colin - powiedziała bez grama entuzjazmu w głosie. - Widziałeś gdzieś Justina? Mówił, że musi gdzieś szybko pojechać i niedługo wróci, ale minęła już chyba godzina...
- Pewnie zaraz będzie.
- Okej - mruknęła wzdychając ciężko. - A co z tobą? - zapytała.
- Powiedzmy, że nie odpowiada mi towarzystwo.
Colin wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i umieścił jednego pomiędzy ustami. Szare, gorzkie kłęby dymu wypełniły już po kilku chwilach całą kuchnię.
- Umrzesz szybciej jeśli będziesz palił.
- Powiedz to lepiej Justinowi - odparł. - Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
- Ja tylko cię ostrzegam. W ten sposób nie będę mieć wyrzutów sumienia, kiedy będziesz wypluwał resztki swoich płuc.
Poprawiła kosmyki włosów i westchnęła ciężko. Colin rzucał w jej kierunku wściekłe spojrzenia przy każdym zaciągnięciu, a ona ignorowała jego obecność bawiąc się bransoletkami na nadgarstku. Wciąż nie potrafiła rozgryźć zachowania blondyna i zastanawiała się czy po prostu ma taki charakter czy może jednak naprawdę jej nienawidzi. Potarła palcami szyję, a następnie sięgnęła do małej torebki przewieszonej przez ramię. Wyciągnęła telefon chcąc tylko sprawdzić godzinę, ale kiedy zobaczyła, że dostała wiadomość uśmiechnęła się szeroko.

Justin
Będę za chwilę. Nie tęsknij tak bardzo!

Zaśmiała się pod nosem czując, że motylki w jej brzuchu żyją pełnią życia. Uzależniała się od tego ciepła za każdym kolejnym razem coraz bardziej. Minęło już ponad pięć minut odkąd otrzymała wiadomość, więc spodziewała się, że szatyn już wrócił. Zauważyła, że Colin rozgniata peta w popielniczce, a następnie wyciąga piwo. Głośne syknięcie uciekło z puszki, kiedy ją otworzył. Arleen zablokowała szybko klawiaturę, a następnie zeskoczyła na podłogę i wyszła na przedpokój.
Z każdym kolejnym krokiem jej serce biło coraz mocniej. Czuła się tak jakby szła na pierwszą randkę, jakby miała komuś powiedzieć, że jest zauroczona i, że naprawdę rozumie już co się z nią dzieje. Ale właśnie wtedy, kiedy stanęła w progu salonu, a jej zielone oczy zaczęły rozglądać się w poszukiwaniu twarzy Justina poczuła, że coś ukłuło ją w klatce piersiowej. Cofnęła się gwałtownie do uderzając kogoś, kto stał za nią. Słyszała jakieś słowa, kilka przekleństw i pytanie, ale nie zrozumiała nic z tego co wyszło z ust osoby, na którą wpadła. Marszczyła brwi wpatrując się w Justina, który z wielkim uśmiechem na ustach trzymał czarnowłosą dziewczynę za rękę.
- Arleen!
Poczuła mocne szarpnięcie za rękę przez co odwróciła się gwałtownie w stronę Colina. Trzymał w mokrej ręce puszkę piwa. Unosił do góry brwi, a jego szczęka była mocno zaciśnięta.
- Co? - zapytała.
- Patrz jak chodzisz - warknął strzepując kropelki ze swojej skóry. - Będę teraz śmierdział piwem.
- To chyba lepiej niż na co dzień - odparła próbując wyszarpnąć rękę spod jego uścisku. - Puść mnie.
Colin jęknął z niezadowoleniem, a Arleen ponownie spojrzała w kierunku szatyna. Dziewczyna, która wcześniej znajdowała się w kuchni - Nora trzymała dłoń Justina obiema rękoma. A on wpatrywał się w nią jak dziecko, które otrzymało wymarzony prezent na święta. Oczywiście, że Arleen czuła się zazdrosna, ale nie miała zamiaru robić żadnych scen. Po pierwsze dlatego, że ufała Justinowi, a po drugie od razu dotarło do niej, że to nie może być byle kto, bo szatyn nie pozwalałby się tak dotykać przypadkowej dziewczynie... prawda?
Przełknęła ogromną gulę w gardle obserwując jak Justin mówi coś do niej śmiejąc się głośno.
- Colin? - zapytała piskliwym głosem. - Kto to jest? Ta dziewczyna... ta... która...
Blondyn wycierał rękę w swoją koszulkę, ale słysząc dziwny ton, którym posłużyła się Arleen uniósł głowę. Spojrzał na nią, a następnie przeniósł spojrzenie na Biebera i czarnowłosą.
- Nora - wyjaśnił. - Dziewczyna Justina.
Arleen gwałtownie uniosła głowę i rzuciła wściekłe spojrzenie w kierunku Colina.
- To naprawdę kiepski żart - warknęła. Pokręciła energicznie głową i skrzyżowała ręce. - Możesz mnie nienawidzić, ale bez przesady. Nie musisz wymyślać takich bzdur.
- Idiotko, to prezent ode mnie i Ryana dla Justina - wyjaśnił. - Nora była na wakacjach w Meksyku, miała tam być do końca sierpnia, ale chciała zrobić niespodziankę Justinowi. Zadzwoniła do Ryana, więc wpadliśmy na ten pomysł żeby zrobić imprezę. Ta-dam! - zaakcentował wyrzucając ręce w powietrze. - Wszyscy są zaskoczeni!
Zatrzepotała rzęsami i poruszyła kilkakrotnie ustami. Ale przecież to był Colin! On zawsze próbował jej zrobić na złość, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Dlaczego właśnie teraz miałby mówić prawdę?
- Może wykorzystasz swój talent do pisania książek - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Uniósł kąciki ust, ale wcale nie wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją. Patrzył na Arleen z góry i wzruszył ramionami. Przeniósł spojrzenie z jej rozgniewanej twarzy i przyjrzał się temu co działo się kilka metrów przed nimi, tuż pod oknem.
- Patrz - trącił ją łokciem i wskazał kierunek ręką.
Arleen z otwartą buzią spoglądała na Norę, która wsparła się o jego ramiona i podskoczyła do góry oplatając nogami jego ciało, by chwilę później przywrzeć wargami do jego ust. Modliła się, by Justin cofnął się do tyłu, by zrzucił ją z siebie, ale nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie - Justin ścisnął pośladki Nory, a ona pisnęła wprost w jego usta.
Arleen westchnęła głośno czując ból, który rozchodził się po jej ciele jak trucizna i powoli zabijał każdego najmniejszego motylka. Sklejał ich malutkie skrzydełka przez co padały ja muchy zapełniając jej żołądek goryczą. Mimo to na twarzy szatynki nie można było zobaczyć zbyt wielu emocji. Zaciskała mocno pięści wbijając paznokcie we własne dłonie.
- Zaraz się porzygam - wymamrotała nagle i odwróciła się plecami. Odeszła kilka kroków i oparła dłoń o drewnianą balustradę. Czuła nudności, które narastały z każdą chwilą. Łzy piekły ją pod powiekami, a dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć. Niewiele myśląc ponownie odwróciła się i wróciła do Colina tylko po to, by wyrwać z jego ręki butelkę. Nim zdążył zaprotestować pochłonęła połowę piwa duszkiem. Gdy skończyła pochyliła się do przodu krzywiąc się we wszystkie strony.
- Obrzydlistwo.
- Hej Arleen, wyluzuj - mruknął i po raz pierwszy brzmiał na zaniepokojonego. - To tylko Justin... przecież... - urwał i zrobił ogromne oczy. - O cholera.
- Zamknij się.
Patrzył jak Arleen przebiera nogami i stara się miarowo oddychać. Ręce miała ułożone na brzuchu i z ledwością dotarła do schodów. Usiadła na trzecim stopniu wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą. Była blada na twarzy, a w jej oczach coraz bardziej błyszczały łzy. Wyginała nerwowo palce dłoni, żeby po chwili mocno zacisnąć pięści, luzowała uścisk dopiero wtedy, gdy na jej skórze pojawiały się ślady paznokci.
Colin obserwował ją naprawdę bardzo dokładnie. Przyglądał się jej dygoczącym dłonią, obserwował jak mocno zagryza usta, aż w końcu zauważył kropelkę krwi, która spłynęła po jej brodzie. Zaskoczona otarła swoją zranioną wargę, a następnie podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Możesz... dotrzymać mi dzisiaj towarzystwa? - zapytała.
Blondyn niby przewrócił oczami, ale skinął lekko głową.
- Zaraz wrócę.
Szybko pobiegł do kuchni skąd zabrał kolejną butelkę, dwa kubki i jakiś sok, dopiero wtedy wrócił i chwycił ją za nadgarstek. Pociągnął Arleen za sobą w stronę drzwi, by wyciągnąć ją na zewnątrz. Nawet nie zwróciła uwagi na ciepłe powietrze na swoich policzkach, nie interesowało ją to gdzie prowadził ją Colin, ale kiedy otworzył szeroko drzwi garażu i usiadł na podłodze spojrzała na niego krótko.
- Jestem zdziwiony, że nie zrobiłaś wielkiej sceny - powiedział otwierając butelkę wódki.
Arleen wzruszyła ramionami i usiadła obok niego opierając się o zimną ścianę. Muzyka, która dobiegała z wnętrza domu była znacznie cichsza, ale właśnie teraz szatynka czuła, że powinna być dużo głośniejsza. Może to pomogłoby chociaż na chwilę wyłączyć wszystkie jej myśli.
Siedziała w ciszy obok Colina trzymając w ręku trzeci kubek z mieszanką soku i wódki, ale im więcej piła tym głos w jej głowie był głośniejszy. Dlaczego Justin jej to zrobił? Dlaczego od początku nie zauważyła, że dla niego wszystko to żarty? Może gdyby nie miała blizny na policzku, gdyby była normalną dziewczyną wszystko wyglądałoby inaczej? Może gdyby miała krótkie ciemne włosy, ciało Nory i jej przepiękny uśmiech wybrałby ją. A tak? Wciąż pozostawała tylko biedną, zagubioną Arleen.
- Czy... Justin mówił ci coś o Norze?
- Nie - odparła.
- Ani słowa?
- Nic. Ale Colin - zaczęła, - dlaczego Justin powiedział przy mojej mamie, że jesteśmy razem? - zapytała na głos. Szybko starła kropelki, które uciekły z kącików jej oczu.
Blondyn zacisnął usta w prostą linię. Nigdy nie był dobry w pocieszaniu, więc tylko wzruszył ramionami obserwując jak dłoń Arleen szybko strąca łzy z policzków.
- Spodziewałem się tego - westchnął głośno Colin stukając opuszkami palców w aluminiową puszkę. - Justin zawsze podoba się wszystkim dziewczynom. Ale nie każda wie jaki z niego palant.
- Możesz się przymknąć?
- Wiedziałem, że prędzej czy później coś zacznie się między wami dziać. To takie typowe... Justin jest strasznie przystojny.
Arleen zmarszczyła czoło i odchyliła się lekko do tyłu spoglądając na Colina.
- Co? Czekaj, czekaj - pokręciła głową. - Przystojny? - zapytała. - Colin czy ty jesteś gejem?
- Jestem biseksualny.
Zatrzepotała rzęsami zastanawiając się nad pytaniem, które chciała zadać.
- Więc... byłeś zazdrosny?
- O czym ty mówisz?
Colin uniósł brwi.
- No wiesz - mruknęła ściskając palce na kubku. - Od początku mnie nienawidziłeś, więc pomyślałam, że...
- O mój Boże - wydukał. Zakrył usta dłonią. - Wygląd to nie wszystko. Musieliby mi dopłacić żebym spotykał się z takim dupkiem.
Arleen nadymała usta wpatrując się w twarz Colina. Nie spodziewała się tego, że to on będzie przy niej siedzieć, kiedy jej serce będzie w takim stanie. Nie mówił jej, że ma przestać płakać, nie próbował jej przytulać. Siedział obok przysłuchując się jej szlochaniu pozwalając, by wypłakała wszystko co ją bolało.
Nie potrafiła wymazać obrazu Nory i Justina. Nie mogła zapomnieć o ich stykających się ustach, o tym, że tak łatwo została zastąpiona kimś innym. Bolało. Czuła, że jej płuca są coraz mniejsze, a oddechy coraz płytsze i krótsze. Jej twarz była mokra od łez, a uścisk w skroniach stawał się nie do zniesienia. Była zakochana w kłamcy, w oszuście, w kimś kto w rzeczywistości okazał się zupełnie inną osobą.
- Arleen? - zapytał zaniepokojony sposobem oddychania dziewczyny Colin. - Wszystko w porządku?
Pokręciła głową i schowała twarz w dłoniach wypuszczając swój kubek z alkoholem na ziemię. Mimo wysokiej temperatury na zewnątrz jej ciało trzęsło się z zimna. Przyciągnęła kolana do siebie i oparła o nie czoło. Brakowało jej tego ciepła od którego tak szybko się uzależniła. Tego przyjemnego łaskotania, które zamieniło się w ból przypominający rozcinanie palców szkłem. Mogłaby się założyć, że Justin nie pamięta o połowie rzeczy, o których ona nigdy nie zapomni. Szczególnie teraz, kiedy prawdopodobnie on i Nora uprawiają seks w jego pokoju.
Nie kontrolowała kolejnego żałosnego, pełnego bólu jęknięcia, które uciekło z jej ust. Nie czuła tylko bólu w piersi, było tak jakby każda część jej ciała bolała i była obca, a miejsca, w których Justin zostawiał wcześniej pocałunki piekły jak okropne oparzenia.
Nawet nie zauważyła nieobecności Colina, nie zwróciła uwagi na to, że wyszedł, ale kiedy na jej ramiona opadła kurtka wtuliła się w nią zaciskając powieki i po raz kolejny jej twarz zalała się łzami. Colin trącił ją lekko i westchnął.
- Chcę wrócić do domu - wydukała. - Mama mnie zabije jeśli zobaczy mnie w takim stanie - dodała czując, że naprawdę sporo wypiła. Colin pokiwał głową.
- Już zamówiłem ci taksówkę. Pojedziesz do mnie.
- Naprawdę?
- Tak, ale niczego nie dotykaj - uśmiechnął się zgryźliwie. - Zapnij kurtkę - dodał i osobiście podciągnął za uchwyt suwaka. - Pojadę z tobą i wszystko ci pokażę, dobra? Jak będziesz chciała wrócić do domu to po prostu to zrób. I przestań ryczeć - dodał surowym tonem. - On nie jest tego wart.
Spodziewał się, że jego słowa może chociaż trochę pomogą, ale zamiast tego Arleen wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem. Czuła się oszukana i po raz pierwszy w życiu odczuwała co to znaczy zostać zdradzonym.

*

Było mu wstyd, ale mimo to uśmiechał się lekko pod nosem. Oczywiście przed wyjściem z pokoju okrył dokładnie Norę własną kołdrą, a potem wyszedł zamykając za sobą drzwi. Po drodze na dół zgarnął kilka pustych puszek nucąc pod nosem swoją ulubioną francuską piosenkę. Zakaszlał czując, że znowu w głowie ma obraz Arleen. Było mu naprawdę głupio, ale wczoraj w nocy po prostu o niej zapomniał. Zajrzał do kilku pokoi próbując ją znaleźć, ale nie było po niej nawet śladu. Wrócił się nawet na strych, ale nie znalazł jej tam. Nie było jej nawet u Spike'a, a on nie mógł jeszcze nikogo zapytać gdzie jest. Był jednak pewien, że nie wydarzyło się nic złego.
W końcu zszedł na dół, ale tam również nie udało się jej znaleźć. Drapiąc się po karku przekroczył próg jadalni i ziewnął głośno przeciągając się leniwie. Przy stole, na którym położył znalezione puszki siedział Colin. Miał ze sobą butelkę wody, opierał głowę na ręce i miał bardzo zamyśloną minę.
- Dobra impreza, co? - zagadnął szatyn.
- Świetna - odpowiedział. Wyciągnął do góry kciuk i uśmiechnął się podejrzliwie. Justin odchrząknął głośno czując, że dziwnie jest o nią pytać.
- Więc um... widziałeś może Arleen?
- Widziałem.
Odpowiedzi Colina były krótsze niż zwykle i to wydawało się Justinowi bardzo podejrzane.
- To gdzie ją znajdę? - zapytał.
- Pewnie jest już u siebie - odparł po chwili namysłu Colin zerkając na zegar. - Mówiła, żebym przywiózł jej rzeczy po południu. Wspominała, że ściągnęła torebkę i, że gdzieś tutaj leży, ale chyba będę mógł prowadzić dopiero wieczorem. Sam rozumiesz.
Justin zmarszczył czoło, ściągnął brwi i lekko pokręcił głową.
- Dlaczego?
- Bo dalej czuję się pijany?
- Nie o to pytałem - warknął. - Chodzi mi o Arleen.
- Ah, ona? Już tu nie wróci - powiedział blondyn wzruszając ramionami.
Justin zatrzepotał rzęsami.
- Dlaczego? Coś się stało?
- No nie wiem Bieber - zaczął Colin z jeszcze większym rozbawieniem. - Stało się coś? Nie spędziłeś ostatnich tygodni na zwodzeniu tej biednej dziewczyny? Nie pojechałeś na obiad do jej matki i nie powiedziałeś jej, że jesteście razem? Nie robiłeś jej nadziei? - wyliczał z obojętną miną. - A, no i czy nie zapomniałeś jej wspomnieć o tym, że masz kogoś innego? Chyba nie... - odpowiedział. Kilkakrotnie stuknął palcem w swoje usta. - Wiesz, bo tak sobie myślę, że gdybyś to zrobił potwierdziłbyś tylko to, że jesteś skurwielem, który nie zasługuje nawet na kogoś takiego jak ta biedna dziewczyna.
Gorąco, które poczuł na szyi i twarzy było jak wrzątek. Zacisnął na moment szczękę próbując sobie przypomnieć co mogła zobaczyć Arleen.
- Wi... widziała?
- Norę i ciebie w akcji? Jasne, że tak.
- Co jej powiedziałeś? - zapytał z pretensjami w głosie.
- Nic nie musiałem mówić, sam udowodniłeś jej, że jesteś zwykłym oszustem.
Złapał się za głowę.
- Kurwa! - krzyknął głośno. - Gdzie ona jest?!
- Już ci mówiłem, że pewnie wróciła do domu. Zabrałem ją do siebie. Sporo wypiła i nie wyglądała najlepiej przez to, że przepłakała pół nocy przez jakiegoś idiotę.
Justin zagryzł wnętrze swoich policzków. Nawet nie odpowiadał na wyzwiska Colina, bo w końcu czuł, że wszystkie te określenia naprawdę do niego pasują. Nie obchodziło go to, że stał w samych bokserkach i, że nie miał na sobie nawet koszulki. Niemal biegiem rzucił się w stronę przedpokoju. Wyciągnął buty i pośpiesznie próbował naciągnąć je na stopy.
- I co ty wyprawiasz? Zamierzasz do niej pojechać? Przecież jesteś jeszcze pijany - powiedział Colin obserwując szamotającego się szatyna.
- Nie obchodzi mnie to.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?
- Muszę to wyjaśnić.
- Już raz od niej dostałeś butem, bo tylko ją wystraszyłeś. Jak myślisz, czym dostaniesz teraz, gdy jest na ciebie tak strasznie wściekła, że uciekła stąd zanim zdążyłeś się zorientować?

* * *


proszę podpisujcie się  komentarzach! :) 
#DIABELSKADUSZA





27 komentarzy:

  1. Ja nie wierzę ! Ale z Justina debil! To nawet mało powiedziane... niech najlepiej da jej już spokój i tak ma już za dużo problemów na głowie:( naprawdę szkoda mi tej dziewczyny. Mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko bo jestem ciekawa co się wydarzy
    P.s.Rozdział super! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. KOCHAM TO! Tak bardzo chcę więcej. Uwielbiam tą akcję. Już myślałam, że pomiędzy Justinem i Arleen będzie słodko a jednak zaskoczyłaś nas. Uwielbiam Cię! @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz, co?! Przepraszam bardzo, ale co właśnie się wydarzyło? Czy ten uroczy Justin właśnie stał się największym dupkiem w tej galaktyce? Jak wielkim idiotą trzeba być, żeby łudzić się, że gdy obściskuje się z inną laską, Arleen tego nie zauważy?
    Pierwsza rzecz ustalona, Justin musi oberwać i to porządnie. Masz moje pozwolenie, żeby go nieźle sponiewierać. Nie miej żadnych hamulców! No chyba, że okaże się, że zrobił to w jakimś wyższym celu, ale bardzo szczerze w to wątpie.
    Co do Arleen, oszczędź ją. Dziewczyna się już tyle nacierpiała, a tu jeszcze taki dupek na horyzoncie.
    Na twitterze już zaprezentowałam graficznie moje reakcje, ale błagam daj tej dziewczynie trochę wytchnienia.
    Duuuuużo weny życzę!
    @lightwhys

    OdpowiedzUsuń
  4. Coooooo?! Mam nadzieję, że Arleen przyłoży mu tym razem czymś większym i cięższym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, Dianka, mam nadzieję, że Twoim zamiarem było złamanie nam wszystkim serc, bo to Ci się udało. Nie mogę tego przeboleć, Justin to skurwiel i należy mu się nauczka, niech dostanie od kogoś manto. Okej, pięć rozdziałów do końca? Czyli nie ma, co liczyć na Justina i Arleen razem i w sumie to dobrze, bo postać Justina nie zasługuje na szczęśliwe zakończenie, co innego Arleenka. Oh, Colin, serio?? Przecież on w moim wyobrażeniu był męską dziwką i dupkiem :( Wiedź jedno Dianka, albowiem powiadam Ci, że jeżeli spikniesz Arleenkę z Spikem to wyrzucę swój komputer oraz telefon przez okno, żeby nie móc tego dalej czytać. Jeżeli z kimkolwiek ona może być to jest to Colin, w końcu nie zrobiłaś go biseksualnym tylko po to by podobał mu się tylko Justin, gdybyś zrobiła go 100% homo to nawet nie byłoby możliwości by ci dwoje mogliby być razem. A ta Nora- Srora ughhh, szmaciura jedna, niech lepiej zostanie zraniona jeszcze bardziej przez Justina niż Moja Misia, nie obraziłabym się gdyby któryś z chłopaków ją zabił:):):) (odzywa się we mnie zew mordercy) gdybyś ją uśmierciła to automatycznie Justin też by cierpiał, bo bądź co bądź pewnie coś dla niego znaczy... -.- A no i pewnie teraz ktoś się pojawi i znowu zrobi Arleen krzywdę, więc WZYWAM CIĘ BLADE, ZMARTWYCHWSTAŃ I OCHRANIAJ MOJĄ MISIĘ! (PRZY OKAZJI MOŻESZ ZABIĆ JUSTINA I NORĘ NO I SPIKE'A, KTÓREGO NIE LUBIĘ Z NIEWIADOMYCH PRZYCZYN) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ale i niespodziewany zwrot akcji, oby to sie wszystko dobrze skończyło! Czekam na nast rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Okej kochana, pojechałaś konkretnie! Że co, że co? Justin ma laskę? Przecież zwodził Arleen tyle czasu. Zachowywał się na prawdę słodko i fajnie w stosunku do niej a tu nagle takie bum! Wow, aż jestem ciekawa co dalej przygotowałaś.
    Fajny był zwrot akcji w takiej postaci. Mimo, że twoje opowiadanie to jedyne, które czytam i bardzo lubię tę tajemnicę, porwania i ''sprzeczki wrogów'' - że tak powiem ;D
    Myślę, że rozpracowałaś to świetnie i nawet nie wiedziałam, że coś takiego będzie tak bardzo pasować do Diabelskiej. A jednak trzeba było trochę zmienić tor i dodać wątek, który wyszedł super.
    Przeżywałam wszystko razem z Arleen a że jestem zbyt emocjonalna i coś mi to przypomniało, czułam cały ból, który czuła ona.
    Dla mnie najgorsze było chyba myślenie Justina ''...ale wczoraj w nocy po prostu o niej zapomniał''. Zapomnienie chyba jest gorsze od ignorowania..
    Po za tym Colin? Biseksualny? ;o Szok. Myślałam, że nienawidzi Arleen bo wpakowała się im na chatę i trochę się wtrącała ;D
    Na początku się przestraszyłam, że wystawi ją komuś w tym garażu, albo gorzej - sam zrobi jej krzywdę. Nie spodziewałam się że okaże się czułym i miłym facetem. Chociaż teraz chyba całkiem inaczej go sobie wyobrażam. Najpierw był sporych rozmiarów napakowanym gościem - teraz trochę zmalał (w wyglądzie). Bo jeśli chodzi o osobę to go polubiłam za to, jak zachował się i że opieprzył Justina na końcu.
    Okej, okej już kończę. Nie będę się znowu powtarzać co do komentarzy, bo widzę że sytuacja bez zmian. Nic nie dociera, a szkoda..
    Powiem tylko, że jesteś wspaniała, zdolna i CIERPLIWA! Najważniejsza chyba zaleta pisarza ;)
    Nie krzyczysz o komentarze, nie stosujesz ''gróźb'' - jak to kiedyś widziałam na blogach ''100 komentarzy - rozdział''. Miło, że nie wymuszasz i nie robisz takich akcji. Szkoda mi tylko, że czytelnicy olewają tak ważną rzecz dla autora jak opinia. Gdybym mogła sama bym ich zmusiła, ale nawet moje argumenty nie trafiają do nich. Przykro mi z tego powodu.
    Cieszę się mimo wszystko, że dalej robisz to co robisz i podziwiam za wymyślenie tak świetnej, skomplikowanej historii ;)

    P.S. Uważam, że to jeden z najlepszych rozdziałów!

    Pozdrawiam,
    - GS.

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie, po przeczytaniu tego rozdziału brak mi słów po prostu. Jak to mogło się stać? W ogóle Justin... Ja pierdziele, nie no, zaskoczenie zaskoczeniem, ale nie mogę w to uwierzyć. Płakałam razem z Arleen, poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. wooho ale akcja, nie spodziewalam sie jej calkowicie. Swietny rozdział kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja pierdole co za kutas.Mam nadzieję, że Arleen się z tego ogarnie i będzie z nią lepiej

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubiłam cię Justin, ale oficjalnie z tym rozdziałem przestałam cię lubić... Jaki dupek z niego, no nie wierze! Jeszcze jest taki zdziwiony że Arleen to wszystko widziała, lol.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurde to opowiadanie jest mega ! Rozdział super. Szczerze mówiąc nie spodziewałam sie tego po Justinie, ale takie zwroty akcji tez sie przydają :D czekam na kolejny rozdział ! Obyś dodała go szybko :* buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie spodziewałabym sie tego po Justinie ;o zawiódł mnie ;/ biedna Arleen . Jak zawsze nas zaskakujesz <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Cayla jest niewinną nastolatką. Jej życie to rutyna. Pragnie, aby w końcu wydarzyło się coś co zmieni jej życie na lepsze i ciekawsze, pełne przygód i pełne kolorów. Jednak dzieje się wprost przeciwnie. Do jej życia wkrada się coś co przewraca jej świat do góry nogami. Chciała mieć lepiej, a będzie miała jeszcze gorzej.

    Zapraszam!
    https://www.wattpad.com/story/49939379-anything-could-happen (niedługo pojawi się też na blogspocie)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już widze jak ona wchodzi na twoje ff spamerko :)

      Usuń
  15. Przeczytałam rozdział i siedzę od pięciu minut ze zdziwioną miną, myśląc 'co się właśnie stało?'. Pierwsza połowa rozdziału była jak 'jejku, Justin i Arleen są tacy słodcy, kocham ich razem' a końcówka... nie spodziewałam się tego, że Justin może mieć dziewczynę i że z taką łatwością zapomni o wszystkim. Duuupek, a ty jak zawsze odwaliłaś kawał dobrej roboty, mimo że Ci nie wybaczę tego zwrotu akcji! :D niecierpliwie czekam na kolejną notkę, bo jestem ciekawa, co się stanie! @bizztario

    OdpowiedzUsuń
  16. Twoje opowiadanie zostało nominowane do głosowania na blog roku 2015. :* Powodzenia http://fanfictions-for-you01.blogspot.com/2016/01/blog-roku-2015.html

    OdpowiedzUsuń
  17. O boże, cudowny! Justin to taki cholerny dupek, ugh. Mam ochotę mu przywalić. Kiedy next, bo nie mogę się doczekać?

    OdpowiedzUsuń
  18. CZEKAM NA KOLEJNY��
    Mam nadzieję, że będą razem, a to jakiś chory sen XD

    OdpowiedzUsuń
  19. kurwa, nie spodziewałabym się tego po Justinie XD

    OdpowiedzUsuń
  20. uwielbiam tego ff wlanie za to, ze jest tyle niespodziewanych zwrotow akcji w kazdym z kolejnych rozdzialow dowiadujemy sie czegos nowego, potrafisz zaciekawic i piszesz naprawde swietnie, przeczytalam w jednym z komentarzy, ze zostało tylko 5 rozdzialow do konca i mam nadzieje tak w głębi serca, ze to jakis bullshit bo nie wyobrazam sobie konca tego ff i szczerze w głębi serca mam nadzieje, ze pociagniesz go jak najdluzej @fairlessbieber

    OdpowiedzUsuń
  21. kurwa mac na miejscu Arleen bym mu po prostu wyjebala
    naprawde myslalam, ze Justin w tym ff jest w porzadku wobec dziewczyny
    kurwa!
    nie rozumiem go juz
    najpierw pieprzy "swoja dziewczyne" a potem wybiega w gaciach za Arleen:)
    niech sie zdecyduje kogo kocha, Jezu
    ps Colin biseksualny? nie spodziewalabym sie tego XD
    @xbiebsiox

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytałam calusieńką Diabelską Duszę, więc wypada zostawić jakiś mega motywujący komentarz. Bardziej ufam blogspot, niż wattpadowi, więc napiszę tutaj komentarz, bo tam w prawdzie czytałam.
    Cóż, na ogół nie czytam ff z Justinem, ale jeśli mam być szczera, Twoje mnie uwiodło, najbardziej zwiastun, który zachęcił mnie do przeczytania tego. To fanfiction jest złotem. Historia Arleen tak we mnie trafiła, że ostatnio nic nie robiłam, tylko czytałam DD. Zatraciłam się w świecie DD i czasem zapomniałam, że mam coś do roboty, albo że w ogóle wokół mnie cokolwiek się działo. Straciłam rachubę czasu i nawet nie wiem, w którym momencie nadgoniłam rozdziały.
    Fabuła jest tak niezwykła, że jestem w szoku. Każdy najmniejszy szczegół został napisany oryginalnie. Bywały momenty, w których miałam ochotę płakać jak Arleen. Niewinna dziewczyna, nie robiąca nikomu krzywdy, przeszła przez takie piekło. Ale podziwiam ją za siłę, była katowana, jak ten idiota więził ją w tej piwnicy i po prostu niszczył jej ciało... ja bym nie była wstanie tego znieść. Ale i tak najlepszy był moment, w którym wskoczyła do jeziora i wygrała z tymi gnojkami hahahah! Mój fav, serio.
    Podoba mi się to, że Blackwood jest taka opryskliwa względem Justina, że potrafi mu się postawić, nie jak reszta tych frajerów, którzy są na jego każde zawołanie.
    Niektóre teksty sprawiały, że oplułam sobie telefon, a jak przeczytałam, że Colin jest biseksualny, to spadłam z kanapy XD
    Masz wielki talent, stworzyłaś niesamowite opowiadanie, które pod każdym względem jest warte czytania i powiem, że nie żałuję poświęconego czasu na jego przeczytanie. Zakochałam się w tej historii, trafiła we mnie tak bardzo, że sama w to nie wierzę. Potrafisz tak świetnie opisywać sytuację, uczucia, że nie trzeba się w ogóle wysilać aby poczuć to co czuje Arleen. Można czuć ten wielki ból oraz cierpienie jakie ją spotkało tylko czytając to.
    Ale oczywiście jest jeden bardzo istotny szczegół, który trochę mnie raził po oczach... przecinki. Ja wiem, czytałam twoje bio na wattpadzie i wiem, że nie wiesz kiedy masz je wstawić, ale nie wstawiaj go po "i" XD ani przed "i" ani po "i" nie wstawia się przecinka, no chyba że "i" pojawiło się w zdaniu dwukrotnie, wtedy za drugim razem się go wstawia przed. Ale nie po! XDDD
    Czekam na następny rozdział, mam nadzieję, że już go niedługo go wstawisz, bo nie wytrzymam... zżyłam się z tą historią. A Justin to dupek i zjebał wszystko. Mogłaś zrobić inną dramę, ale nie to, kurde xd Teraz ciekawe co wymyśli aby przeprosić Arleen, ale jeśli ona mu od razu ulegnie to jest głupia. A Colin ma rację, jest sukinsynem, przystojnym, ale ciągle sukinsynem haha
    Pozdrawiam, do następnego! xox

    OdpowiedzUsuń
  23. Kompletnie się tego nie spodziewałam.Myślałam,że pójdą na tą imprezę i będą się razem dobrze bawić,a tu NIESPODZIANKA!Jak on mógł zrobić to Arleen?Zachował się jak kompletny dupek i powinien dostać a to jakąś porządną karę.Arleen tyle przeszła i kiedy nareszcie zaczęła ufać Justinowi i być dzięki niemu szczęśliwa,a on ją zranił.

    OdpowiedzUsuń