sobota, 20 lutego 2016

Rozdział dwudziesty pierwszy



Jej usta pozostały lekko rozchylone nawet po tym jak przepłukała usta zimną wodą. Zaróżowione policzki, splątane włosy i podpuchnięte oczy jasno świadczyły o tym, że ma za sobą nieprzespaną noc. Oparła dłonie o brzeg zlewu i przechyliła się do przodu przykładając rozgrzane czoło do chłodnej powierzchni lustra. Nie była pewna, która jest już godzina ale jednocześnie miała świadomość tego, że powoli zbliża się już południe. Mimo to nadal znajdowała się w malutkim, przytulnym mieszkaniu Colina odcięta od reszty ludzkości. Nie chciała jeszcze wracać do domu.
- Weź się w garść - mruknęła pod nosem.
Wciągnęła powietrze nosem, a następnie wypuściła je ze świstem potrząsając przy tym ramionami. Była tak śmiesznie naiwna. Czuła się jak idiotka przez to, że nie dostrzegła tego, że nie jest jedyną dziewczyną, którą Justin jest zainteresowany. Na litość Boską! Jak mogła uwierzyć w to, że ktokolwiek zwróci na nią uwagę w ten sposób? Karmiła się każdym słodkim kłamstewkiem Justina, spijała je z jego ust i liczyła na to, że tym razem będzie inaczej. Odkręcając kurek z zimną wodą wróciła myślami do wszystkich sytuacji, kiedy widziała chłopaka z telefonem w ręku, kiedy stukał palcami w ekran ignorując wszystkich na około. Czy to właśnie Nora była osobą, z którą pisał Justin?
Przemyła buzię i ponownie zerknęła na swoje swoje smutne, wręcz żałosne odbicie i przez moment po prostu przyglądała się sobie. Krople wody spływały po jej skórze skapując z brody wprost do zlewu. Nie była brzydka, nigdy nie postrzegała siebie w ten sposób, ale teraz czuła się potwornie i nie potrafiła powstrzymać swoich porównań do Nory. Wyobraziła jej czarną jak smoła grzywkę, która wprost idealnie opadała na jej czoło dodając jej dziewczęcego uroku. Jej śliczną buzię, idealne zęby i duże, pełne usta. A także cudowny, ciepły uśmiech wart miliony dolarów i pomimo tego, że Arleen nigdy nie zamieniła z nią nawet słowa wyobrażała ją sobie jako radosną i pozytywną dziewczynę. Nic dziwnego, że Justin wolał kogoś takiego od wiecznie depresyjnej Arleen. Ale czy Nora wiedziała? Czy szatyn kiedykolwiek wspominał jej o tym, że w jego domu zamieszkał ktoś nowy? Może nie oszukiwał jedynie Arleen. Może robił dokładnie to samo z Norą i każdym innym, kto znajdował się w jego otoczeniu. Kłamca. Oszust. Zdrajca.
Jęknęła głośno przesuwając opuszkiem palca wskazującego po spierzchniętych ustach. Bolało. Miała wrażenie, że wszystkie kolorowe motyle, które łaskotały ją od wewnątrz zaczęły gnić i wydzielać toksyny, które powoli zaczynały ją zabijać. Wytarła twarz w puchaty ręcznik, a następnie wyszła z łazienki i wróciła do pokoju, w którym spędziła noc. Usiadła na skraju wąskiej sofy z przymkniętymi oczami. To naprawdę było dla niej ciężkie. Nie wiedziała, że ból psychiczny może być porównywalny z tym fizycznym. Zerknęła na przemoczony opatrunek na palcu i zastanawiała się jak to możliwe, że jej serce było wstanie przetrwać tamto cierpienie z taką łatwością, a teraz kiedy nie ma już niemal żadnych siniaków, otarć czy świeżych ran - czuje się tak jakby miała rozpaść się na miliony małych kawałeczków. Ufała mu. Prawdopodobnie bardziej niż komukolwiek wcześniej, bardziej niż Blade'owi. Zwinęła dłoń w piąstkę i stuknęła nią w czoło chcąc, by naprawdę nastąpił już koniec tego wszystkiego. Czuła się jak wrak człowieka. Nie była tylko zauroczona Justinem. Jej wszystkie emocje względem niego były znaczenie bardziej rozwinięte niż się tego spodziewała i również przez to była na siebie wściekła.
Sięgnęła po swój telefon i odblokowała klawiaturę sprawdzając swoją skrzynkę odbiorczą.

"Daj mi znać, że żyjesz. Proszę."

"Arleen martwię się. To nie tak. Musisz mi uwierzyć. Daj mi szansę na wytłumaczenie."

"Proszę odbierz."

"Porozmawiaj ze mną..."

"Piegusko to nie tak. Nie wiem co powiedział Colin, ale to kłamstwa."

"Proszę?"

"Błagam  odbierz ten pierdolony telefon."

Arleen westchnęła głośno przeglądając te i wszystkie inne wiadomości, które zdążył wysłać do niej Justin. Liczba nieodebranych połączeń również była imponująca biorąc pod uwagę to, że było już po dwunastej, ale żadne z tych słów nie miało dla niej nawet najmniejszego znaczenia. Widziała to na własne oczy, więc nie było takiej siły ani argumentów, które zmieniłby jej zdanie na ten temat. Co zamierzał jej powiedzieć? Że to co widziała nie było prawdziwe? A może chce jej powiedzieć, że to wszystko prawda i, że po prostu wykorzystał jej naiwność?
Przewróciła oczami widząc, że po raz kolejny próbuje się do niej dodzwonić. Zastanawiała się jaką minę robi teraz Justin? Czy marszczy brwi i jest czerwony na twarzy ze złości? A może wręcz przeciwnie - jest zupełnie spokojny, bo wydaje mu się, że jak zwykle załatwi to wszystko w przeciągu trzech dni. Niby jak mogła mu teraz ufać? Po tym wszystkim?
Otarła wierzchem dłoni swoje podpuchnięte i przekrwione oczy odkładając telefon na bok. Już nawet nie płakała. Miała wrażenie, że do końca życia nie będzie w stanie już uronić nawet najmniejszej łezki, bo przekroczyła nieistniejący limit na płakanie do końca życia. Przycisnęła dłoń do swojego czoła czując okropny ból głowy, który nasilał się z każdą upływającą minutą. Nie była pewna czy to najzwyklejszy kac spowodowany ilością alkoholu czy może efekt nieprzespanej nocy. Rozejrzała się po pokoju, do którego zaprowadził ją kilka godzin temu Colin przyglądając się ciemnym meblom i ładnym szklanym ozdobom ułożonym na półkach. Kiedy tu przyszła nie pomyślała o tym, by w ogóle przyjrzeć się temu jak wygląda mieszkanie blondyna zbyt skupiona na swoim złamanym sercu.
Zsunęła się na skraj wąskiej sofy i szczelniej owinęła się puchatym kocem z drobnym kwiatowym wzorkiem, kiedy jej spojrzenie padło na ścianę po lewej stronie. Tuż pod nią stała komoda z ogromnym fioletowym hiacyntem, ale to nie kwiatek przyciągnął jej uwagę. Gapiła się na cztery duże ramki, które pod szklaną powłoką kryły czarno białe zdjęcia. Na każdym znajdował się Colin z jakimiś osobami, ale tylko jedna fotografia sprawiła, że serce Arleen zabiło mocniej. Zacisnęła dłoń w pięść wpatrując się w twarz swojego roześmianego brata, który stał obok Colina ubrudzony błotem. Obydwaj pokazywali środkowe palce do fotografa stojąc na tle skateparku trzymając pod pachami swoje deskorolki. Arleen zerknęła na blondyna, który wyglądał jakoś inaczej niż na co dzień. Przechyliła na bok głowę nie dowierzając w to, że widzi go takiego... innego. Roześmianego i szczęśliwego. Jego oczy były żywsze na zdjęciu niż w rzeczywistości. Arleen naprawdę zaczynała rozumieć, że tamtego okropnego dnia nie tylko ona straciła kogoś bliskiego. Nie tylko ona cierpiała po śmierci Blade'a. I naprawdę nie potrzebowała już żadnych dowodów na to, by potwierdzić to, że Colin i jej brat byli przyjaciółmi. Teraz już w ogóle nie miało znaczenia to jak okropny był dla niej wcześniej chłopak. Jeśli była to część jego charakteru to nie pozostało jej nic innego jak po prostu to zaakceptować.
Zerknęła na stół, gdzie na małej kartce tuż obok opakowania tabletek przeciwbólowych, szklanki i dzbanka pełnego wody chłopak zostawił dla niej kartkę: wróć do domu, gdy poczujesz się lepiej. W razie gdybyś nie pamiętała klucze znajdziesz w szufladzie na przedpokoju, pieniądze na taksówkę schowałaś wczoraj do swojej kurtki . Wszystko oddasz przy najbliższej okazji. Zostaw uchylone okno w kuchni i... trzymaj się.
Arleen ścisnęła palcami miejsce nad kolanem wpatrując się w krzywe literki, które nakreślił i zaczęła się zastanawiać - może tak naprawdę tylko on od początku był po jej stronie? Może zachowywał się w taki opryskliwy sposób, bo próbował ją od odsunąć nie tylko od siebie, ale i od reszty chłopaków? Kazał jej się wynosić, bo wie o rzeczach, do których szatynka jeszcze nie doszła? Co jeśli po prostu przez cały ten czas odpychał ją licząc, że w ten sposób odejdzie na dobre i pozostanie bezpieczna? Arleen nie znała odpowiedzi na żadne ze swoich pytań, ale była pewna jednego - nawet gdyby próbował temu zaprzeczyć, gdyby zapierał się z całych sił fakt był jeden: Colin się nią przejmował. Prawdopodobnie bardziej niż ktokolwiek inny z tamtego przeklętego domu i poniekąd czuła się też źle przypominając sobie, że tak często w niego wątpiła. Może nie był dla niej najmilszy, może zawsze próbował jej dogryźć, ale nie udawał. Od samego początku był szczery.
Wyciągnęła z opakowania dwie tabletki i popiła je sporą ilością wody, a następnie odchyliła się do tyłu i przymknęła na moment zmęczone powieki. Nie spała zbyt dobrze tej nocy wciąż wracając do momentu pocałunku, który widziała. Alkohol też nie pomógł jej wpaść w ramiona Morfeusza pomimo tego jak bardzo kleiły się jej oczy. Dlatego większą część nocy spędziła wiercąc się na wąskiej sofie, aż w końcu wzeszło słońce i nadszedł poranek, który przyniósł jej odrobinę snu. I mimo tego, że alkohol niemal całkiem wyparował z jej organizmu nie sprawiło to w żaden sposób, by czuła się lepiej. Wręcz przeciwnie - było jeszcze gorzej. Nawet teraz, gdy po prostu próbowała skupić się na Colinie i na swoim bracie wciąż gdzieś w jej myślach pojawiał się Justin i Nora. Jakby ktoś rzucił na nią klątwę i każda najmniejsza rzecz miała jej teraz przypominać o wczorajszym wieczorze.

*

To była jego wina. Justin stał przed Colinem cały czerwony na twarzy, żyły na jego szyi i rękach wyglądały tak jakby miały zaraz eksplodować. Jego ramiona unosiły się, a następnie opadały w szybkim tempie. W jego oczach nie było niczego oprócz wściekłości i nienawiści. Jego twarz odwróciła się w prawą stronę, gdy pięść Colina zetknęła się z jego szczęką. Natychmiast poczuł metaliczny posmak w ustach, ale w odpowiedzi po prostu odepchnął od siebie chłopaka, który poleciał do tyłu upadając na podłogę.
- Justin! Uspokój się! - zawołał Ryan po raz kolejny próbując odciągnąć szatyna. Chwycił go za kołnierz koszulki i próbował odepchnąć na bok, albo chociaż wyprowadzić go na zewnątrz, ale Justin był zbyt silny.
W dodatku w ogóle nie słuchał słów swojego przyjaciela. Krew na kostkach jego drżących dłoni była wciąż świeża i lepka. Tak samo jak ta, która wypływała z dziurek jego nosa.
Myślał tylko o tym, że go nienawidzi. Nienawidzi go za wszystko.
- Justin do cholery! - zawołał po raz kolejny Ryan, gdy szatyn uderzył go ramieniem zamierzając podejść do siedzącego na podłodze Colina, który śmiał się głośno mimo tego, że z kącika jego ust wypływała stróżka krwi. Jedną ręką trzymał się za brzuch, a drugą opierał o podłogę. Natężenie jego głosu było głośniejsze z każdą chwilą. Wyglądał jak szaleniec w amoku, kiedy tak bardzo śmiał się ze złości szatyna.
- Dobra stary, koniec tego - powiedział Thomas łapiąc za nadgarstki Justina i wykręcając jego ręce do tyłu. Ryan oddychając głośno, zmęczony próbą uspokojenia chłopaka w końcu mógł zasłonić Colina swoją sylwetką. Stanął przed Justinem próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie. Przyglądał mu się przez moment dostrzegając rozcięcie pod linią włosy i wielkiego siniaka, który formułował się pod okiem. Widział jak krew wypływa z dziurek jego nosa oraz jak bardzo szatyn dygocze na całym ciele. Marszcząc brwi odwrócił głowę w stronę Colina, który zdążył się już podnieść ze swojego miejsca. Wyglądał tak jakby Justin nawet go nie dotknął. Szczególnie, że otarł już wierzchem ręki usta pozbywając się czerwonego śladu ze swojej skóry.
- Mam nadzieję, że Arleen nigdy ci nie wybaczy. Nie zasługujesz na nią - powiedział blondyn z goryczą w głosie.
Ryan natychmiast wyciągnął ręce widząc, że Justin po raz kolejny próbuje dostać się do Colina.
- Puść mnie - warknął Justin rzucając wściekłe spojrzenie w stronę Thomasa.
- Chcesz żeby Colin stłukł cię jeszcze bardziej? Wyjdziemy na zewnątrz. No już! Spokojnie.
Ryan tego nie rozumiał. Jak to możliwe, że Justin pozwolił, by ktokolwiek uderzył go w twarz taką siłą? Jak to możliwe, że w ogóle nie próbował oddać Colinowi? Przecież oczywistym było to, że szatyn był jednym z najsilniejszy chłopaków w całym domu. To wszystko wyglądało tak jakby celowo go sprowokował. Jakby właśnie tego pragnął Justin. Czy naprawdę chciał, by ktoś go pobił?
- O co poszło? - zapytał Ryan, gdy tylko wyszli na zewnątrz. Thomas puścił w końcu ręce Justina, a ten natychmiast rozmasował swoje nadgarstki robiąc kwaśną minę. Przesunął dwoma palcami pod nosem, a następnie usiadł na werandzie opierając łokcie o kolana i pochylając głowę do przodu.
- O nic - warknął w odpowiedzi Justin spluwając na bok krwią.
- Masz mnie za idiotę czy jak?
- Przecież znasz odpowiedź. Jesteś idiotą. Powtarzam ci to od pierwszego dnia naszej znajomości.
Brunet przewrócił oczami krzyżując ręce. Czasami czuł się jak matka Justina.
- Dlaczego pozwoliłeś żeby Colin ci tak wpieprzył? Powiedz mi.
Justin jęknął głośno kręcąc przy tym głową.
- Chodzi o Arleen.
- Zawsze chodzi o nią, prawda? - mruknął Ryan siadając na przeciwko Justina. - Co tym razem?
Justin spojrzał na niego, a następnie na Thomasa, który przysłuchiwał się wszystkiemu stojąc z boku. Popatrzył do góry na piękne niebo i na małe, drobne chmurki rozrzucone po nim.
- Arleen widziała... mnie i Norę...
Ryan gapił się na Justina trzepocząc przy tym rzęsami.
- I co w związku z tym?
- Colin zabrał ją do siebie - odparł szatyn z grymasem na ustach. - A teraz ona nie odbiera ode mnie telefonu, nie odpisuje na żadne wiadomości. Nie mogę w to kurwa uwierzyć.
Poruszył językiem w buzi, a chwilę później splunął na bok zlepkiem śliny i krwi. Bolała go cała twarz, ale to było niczym. Oczywiście celowo sprowokował Colina. Ryan miał rację - Justin naprawdę chciał właśnie tego. Chciał, by ktoś mu przyłożył. Nie po to, by później wywołać współczucie u Arleen. Po prostu miał wrażenie, że tylko w taki sposób będzie w stanie poczuć chociaż odrobinę tego bólu, który przysporzył dziewczynie. Zasługiwał na cierpienie psychiczne i fizyczne.  W rzeczywistości wcale nie nienawidził Colina. Nienawidził samego siebie.
Po raz kolejny otarł nos, a następnie zerknął na czerwony ślad pozostawiony na swojej skórze myśląc tylko o tym, że jest idiotą. Był takim skończonym kretynem, że sam nie potrafił tego zrozumieć. Jak? Jak mógł zapomnieć o osobie, która budziła w nim takie uczucia?! Jak mógł ogłupieć tak bardzo przez Norę, która w rzeczywistości nie była już dla niego tak ważna? Sfrustrowany pociągnął za końcówki swoich włosów i po raz kolejny tego dnia wygrzebał telefon z kieszeni spodni i przycisnął go do ucha naiwnie wierząc, że w końcu usłyszy jej głos zamiast głuchego sygnału.
Nie zasługiwał na wybaczenie, ale naprawdę chciał ją przeprosić i wyjaśnić to co mogło być dla niej niezrozumiałe. Czuł się potwornie, ale jednocześnie obwiniał wszystkich o to, że nikt go nie powstrzymał, ani nie ostrzegł o tym, że Nora wróciła wcześniej. Był nawet troszkę zły na Arleen za to, że wolała uciec niż stawić czoła problemowi, ale przede wszystkim próbował ją zrozumieć. Nie był, aż takim debilem - wiedział jak bardzo ją zranił.
- Justin wiesz jaka jest Arleen... jak to jest w ogóle możliwe, że...
- Nie myślałem! - odparł wyrzucając wolną rękę w powietrze. - Zostawcie mnie samego. Muszę wymyślić co mam teraz zrobić.
Minęła godzina, a może nawet dwie, ale on nawet nie ruszył się o milimetr nie licząc drobnych ruchów, gdy wysyłał do Arleen swoje żałosne wiadomości i kiedy próbował się do niej dodzwonić. Chłodne podmuchy wiatru osuszyły krew, która zaschła na jego skórze i przybrała ciemną barwę.
Wiedział doskonale o tym, że wszystko popsuł, ale jednocześnie trzymał się też myśli, że może jednak uda mu się to naprawić. Bo przecież to Arleen. Są na siebie skazani. Czuł taki rodzaj ból w swoim sercu z jakim jeszcze nigdy nie przyszło mu się zmierzyć. Wsłuchiwał się w śpiew ptaków, w odległe rozmowy swoich znajomych, którzy śmiali się i żartowali rozmawiając o wczorajszej imprezie podczas gdy on miał ochotę chociażby utonąć.
Siedział tak do momentu, w którym usłyszał kroki, a następnie poczuł jak kobiece dłonie przesuwają się po jego torsie. Zmarszczył nos, kiedy do jego nosa dotarła woń znajomych perfum.
- Justin - zaczęła Nora masując jego mięśnie dłońmi. - Dobrze się czujesz?
- Tak, świetnie - burknął i jednym ruchem ściągnął jej ręce z siebie. Nie minęła chwila, a Nora siedziała przed nim próbując przyjrzeć się jego zakrwawionej  i obitej twarzy.
- Ah, to jednak prawda, że nawet nie próbowałeś się bronić. Chłopcy mówili, że pobiłeś się z Colinem.
- Ja zacząłem - odpowiedział. - Potem było mi już wszystko jedno - dodał wzdychając ciężko.
- O co wam poszło?
- To skomplikowane - odparł podnosząc na nią spojrzenie.
Nora klęczała przed nim wciąż ubrana w jego koszulkę, w której wcześniej sypiała Arleen. Poczuł, że coś go ukłuło. Czarnowłosa była przepiękna, ale materiał na jej ramionach wyglądał po prostu źle. Jakby jego ubrania pasowały tylko na niego i na Pieguskę. Wszystko było teraz zupełnie inaczej niż powinno. To nie Nora powinna być przed nim, to nie ją powinien całować.
- Możemy o tym porozmawiać - zachęciła go. - Hm? - mruknęła i wydmuchała powietrze nosem przez co jej grzywka uniosła się na moment do góry.
- Nie mogę. I nie chcę, a już szczególnie nie z tobą.
Nora cofnęła swoją dłoń, którą próbowała go dosięgnąć i zaskoczona zrobiła smutną minę, ale Justin nawet nie zareagował na jej zachowanie. Po raz kolejny wyciągnął telefon wstukując numer, który znał już na pamięć.
Arleen nie chciała z nim rozmawiać, więc jasne było to, że gdyby do niej przyjechał od razu zatrzasnęłaby mu drzwi przed nosem. O ile w ogóle by je otworzyła. Przygryzł usta patrząc na Norę mrużąc oczy. I wtedy go olśniło. Spike. Jeśli Arleen miałaby z kimś porozmawiać to na pewno byłby to Spike! Szybko podniósł się z podłogi i mamrocząc krótkie "muszę coś załatwić" w stronę Nory pobiegł do jedynej osoby, którą szatynka nazywała przyjacielem.

*

- Arleen co z tobą?
Dziewczyna ze złością zamachnęła się i rzuciła poduszką, która uderzyła w drzwi, a następnie spadła na podłogę. Miała dosyć słuchania zmartwionego głosu swojej matki, miała dość niekończącego się bólu w klatce piersiowej i dość tego, że ilekroć zamykała oczy widziała tylko jak twarz Justina przybliża się do Nory. To było głupie, ale w tym momencie naprawdę wolała wszystkie te koszmary z Jettem w roli głównej.
- Nic mi nie jest! - krzyknęła zachrypniętym głosem. Zakryła się kołdrą po czubek głowy próbując ukryć się przed całym światem. Zachowywała się żałośnie, ale nie mogła nic z tym zrobić. Kiedy wróciła do domu nie była w stanie wyjaśnić swojej mamie dlaczego ma tak podpuchnięte oczy, ani dlaczego tak bardzo śmierdzi alkoholem. Więc po prostu zamknęła się w pokoju i próbowała wyłączyć myślenie, ale nie istniały narkotyki ani takie ilości trunków, które byłby jej w stanie pomóc. Może lepiej by było, gdyby została w mieszkaniu Colina. Wtedy chociaż byłaby sama i nikt by jej nie przeszkadzał.
- Zrobię ci coś do jedzenia.
Głos Estelle był na tyle głośny, że Arleen bez problemu ją usłyszała. Ale nie była głodna. Nie chciało jej się nawet pić. Zacisnęła powieki i językiem przejechała po małym strupku na ustach. Ignorowała swój nieustannie wibrujący telefon, każde połączenie i każdą jedną wiadomość, którą zostawił na jej telefonie Justin. Nie chciała go widzieć, nie chciała z nim rozmawiać, ani o nim pamiętać. Życie byłoby o wiele prostsze gdyby przy pomocy zwykłej gumki do mazania można byłoby pozbywać się wspomnień.
Odrzuciła kołdrę na bok i wstała z łóżka wiedząc, że jeśli zostanie w domu jej mama nie da jej spokoju. Stanęła na palcach przeciągając się, a następnie zerknęła na to co miała założone na siebie. Zebrała materiał koszulki w rękę i przysunęła go sobie pod nos. Przypomniała sobie dzień, w którym to szatyn pokazał jej szufladę pełną kobiecych ubrań, które miały różne rozmiary. Idiotka - skarciła się po raz kolejny w głowie. Od początku w jego domu były ślady po innych dziewczynach, ale Arleen po prostu tego nie dostrzegała.
Zaciągnęła się znajomym zapachem, którym zdążyła przesiąknąć przez ilość czasu, który spędziła w jego towarzystwie. Gwałtownie potrząsnęła głową i natychmiast zrzuciła z siebie koszulkę. Już nie chciała pachnieć Justinem. Nie chciała, by cokolwiek jej o nim przypominało. Rany były zbyt świeże, a ona zbyt zraniona, by myśleć trzeźwo. Odsunęła szufladę, w której ukryła ubrania zabrane z jego domu i wyrzuciła je na podłogę. Następnie odwróciła się na pięcie i z szafy stojącej po drugiej stronie wygrzebała świeże ubrania, które nie były pachniały tak jak on. Później wzięła kolejny już gorący prysznic szorując swoją skórę niemal do czerwoności. Jakby ból można było zmyć przy pomocy mydła. Kiedy skończyła bez słowa zeszła na dół i trzymając wszystkie rzeczy, które zabrała z domu Biebera zatrzymała się przed koszem na śmieci. Czuła na sobie pełne zaniepokojenia spojrzenie mamy, ale zupełnie je ignorując wyrzuciła wszystko, a następnie ponownie porządnie wyszorowała ręce.
- Arleen co się dzieje?
- Nic mi nie jest - wydukała przez zaciśnięte zęby.
Otworzyła drzwi lodówki i przechylając na bok głowę przyglądała się temu co stało na półkach.
- Nie mamy innego soku? - zapytała. - Tylko pomarańczowy?
- Nie.
- Pójdę na zakupy. Masz jakieś specjalne życzenie?
Estelle stuknęła kilka razy paznokciem w blat, a następnie podniosła koszyk z owocami odstawiając go na bok.
- Powiedz mi... czy coś stało się u tego twojego Justina i dlatego...
Arleen zatrzasnęła drzwiczki biorąc głęboki oddech. Próbowała powstrzymać kolejną falę bólu przechodzącą przez całe jej ciało, ale to w ogóle nie działało. Odwróciła się twarzą do zaniepokojonej kobiety.
- Tak mamo - oznajmiła. - Coś się stało. I on nie jest mój, nie był i nie będzie.
Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco domyślając się, że to co się stało nie było zwykłą kłótnią. Znała swoją córkę na tyle, by wiedzieć, że nie zachowuje się tak bez powodu.
- Powinnaś zostać w domu - powiedziała. - Pójdę sama i...
- Nie - Arleen przerwała jej w połowie zdania. - Zwariuję siedząc tutaj.
Otuliła się rękoma i zmusiła się do uśmiechu, ale sposób w jaki jej usta się ułożyły było tragicznym widokiem.
- Obiecaj mi, że szybko wrócisz. Jestem już w połowie robienia obiadu.
- W porządku - skinęła głową. - I... mamo?
- Tak kochanie?
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie za to, że jesteś zraniona.
Arleen spojrzała na swoją mamę zagryzając dolną wargę. Zatrzepotała rzęsami próbując pozbyć się łez, które nagromadziły się w kącikach jej zielonych oczu. Klepnęła lekko swój policzek starając się opamiętać.
- On pewnie tutaj przyjedzie - westchnęła. - Możesz go nie wpuszczać? Nie chcę z nim rozmawiać.
Estelle kiwnęła głową i wyciągnęła swój portfel podając szatynce kilka banknotów. Arleen przez moment przyglądała się jej zniszczonym pracą dłonią i zastanawiała się czy ona znała te wszystkie uczucia, które jej towarzyszyły. Mimo tego, że jej rodzice rozstali się pokojowo zawsze wiedziała, że jej mama poniekąd cierpi przez to wszystko. Czy ona również przez te wszystkie lata starała się ukryć swoje negatywne emocje?
- Kup sobie co tylko zechcesz.
Chwilę później Arleen szła już chodnikiem w kierunku najbliższego sklepu. W jej uszach znajdowały się słuchawki, a muzyka której słuchała odzwierciedlała jej podły nastrój. Szła wolno nie przyglądając się mijanym ludziom, ani miejscom, które tak dobrze znała. Minęło sporo czasu odkąd ostatnio spacerowała uliczkami kanadyjskiego Londynu. Pamiętała dni, kiedy razem z Bladem biegała po całym mieście, albo śmiała się głośno kręcąc się na starej karuzeli. Tak bardzo za nim tęskniła. Była pewna, że gdyby tutaj był i usłyszał co zrobił Justin - chłopak miałby problem. Ale z drugiej strony... gdyby był tutaj Blade, Justin wciąż byłby dla niej tylko jego bezimiennym znajomym, o którym nie miałaby pojęcia. I może faktycznie tak byłoby dużo lepiej.

*

Denerwował się. Oblizał po raz kolejny usta i wyciął palce przebierając nerwowo nogami.
- Nie mogę uwierzyć, że jej to kurwa zrobiłeś - powiedział z pretensjami Spike. Stał ze skrzyżowanymi rękoma opierając się o samochód.
- To jest nas dwóch - odparł Justin ignorując to jaki zły był na niego chłopak.
Spike prychnął pod nosem. Uwielbiał Arleen. Była jedną z najzabawniejszych i najodważniejszych dziewczyn jakie dane było mu poznać w ciągu całego życia, więc tym bardziej wściekał się na to, że teraz miał sprzątać coś co zniszczył Justin. Ale czy miał jakiś inny wybór? Gdyby to naprawdę zależało od niego i gdyby znał Biebera dużo krócej w życiu nie próbowałby mu pomóc.
Justin przygryzł swój palec wskazujący i odwrócił się w stronę domu Arleen. Zdążył już zapukać do drzwi i dowiedział się od jej mamy, która rzuciła mu pełne zawodu spojrzenie, że jej córka wyszła i nie wie kiedy wróci. Chłopak nie był pewien czy powinien w to wierzyć, ale nie zamierzał naciskać na Estelle ani sprawiać większych problemów. Więc po prostu czekał ignorując wszystkie stęknięcia i komentarze Spike'a, który naprawdę był na niego zły za całą tą sytuację z Norą.
Justin miał wrażenie, że idzie na jakąś pierwszą w swoim życiu krępującą randkę. Nigdy wcześniej nie stresował się tak bardzo na myśl o spotkaniu z Arleen.
- Justin - szepnął Spike. Szatyn odwrócił się do niższego chłopaka unosząc pytająco brwi. - Arleen.
Powiódł wzrokiem w kierunku, który wskazał mu Spike i zacisnął usta w prostą linię dostrzegając w oddali sylwetkę Arleen. Była tutaj. Szła w jego stronę trzymając w ręku reklamówkę z zakupami. Dwa białe kabelki zwisały z jej uszu, a głowa lekko poruszała się w rytm muzyki. Zadrżał na całym ciele i przez chwilę zastanawiał się czy potrafi w ogóle mówić. Serce bijące w jego klatce piersiowej zachowywało się tak jakby chciało rozedrzeć żebra i uciec na wierzch. Nie chciał, by doszło do tego tak szybko, ale w końcu i ona go dostrzegła. Nie zatrzymała się nawet na moment. Szła przed siebie, ale po jej minie można było stwierdzić, że jest zaskoczona jego wizytą. Może nie spodziewała się, że to nastąpi to tak szybko.
Justin wbił zęby w dolną wargę, kiedy szatynka była na tyle blisko, że nawet w świetle latarni mógł dostrzec jej czerwony nosek i opuchnięte od płaczu oczu. Ale widział też z jaką nienawiścią, a wręcz obrzydzeniem patrzy w jego stronę. Musiała przejść obok, by wrócić do domu, więc nie było takiej możliwości, by od niego uciec. To też było częścią jego planu - zagrodzić jej drogę tak, by nie miała możliwości uniknięcia go.
- Arleen - zaczął słabym głosem. - Porozmawiaj ze mną.
Oblizał nerwowo usta, kiedy stanęła tuż przed nim z wysoko uniesioną głową. Nie udawała, że czuje się wspaniale i, że cudownie sobie bez niego radzi. Doskonale wiedziała, że to nie ma sensu, więc zamiast tego pokazywała mu jak bardzo ją zranił. Chciała, by widział ślady po łzach. By widział przekrwione białka jej oczu i ile strupków ma na swoich ustach.
- Zejdź mi z drogi - powiedziała patrząc wprost w jego oczy.
Odruchowo wyciągnął rękę starając się chwycić jej przedramię, ale dziewczyna znacznie szybciej cofnęła się do tyłu.
- Nie dotykaj mnie - warknęła.
- Piegusko proszę...
Przewróciła oczami słysząc błagalny ton głosu Justina. Czy powinna mu dać szansę na wytłumaczenie się? Prawdopodobnie. Ale czy to nie było absurdalne? Zamierzał jej powiedzieć, że to wcale nie tak i, że wcale nie całował się z Norą? Jakiego kłamstwa zamierzał użyć tym razem skoro Arleen widziała wszystko osobiście? Nie na nagraniu, nie na zdjęciu. Ona tam była.
- Porozmawiaj ze mną - poprosił po raz kolejny.
Arleen zaśmiała się gorzko i skrzyżowała ręce. To było niedorzeczne! Ona nawet nie chciała go widzieć, ani tym bardziej słuchać kolejnej sterty bzdur. Potrząsnęła głową i zrobiła kolejny krok do tyłu. Co to miało do cholery oznaczać? Nawet sam ton jego głosu przyprawiał ją o odruch wymiotny.
- Arleen wysłuchaj go - poprosił cichutko Spike, kiedy stanął obok Biebera.
Przez moment nie można było niczego wywnioskować z tego co pojawiło się na jej twarzy. Po prostu stała w miejscu trzepocząc rzęsami patrząc na Spike'a. Jego słowa nie sprawiły, że zechciała porozmawiać z Justinem. Wręcz przeciwnie. Właśnie w tej chwili poczuła, że wcale nie jest smutna. Czuła gniew. Niebezpieczny i nieprzewidywalny jak ogień rosnący w jej klatce piersiowej. Cała jej złość, frustracja i niezrozumienie zaczynało uciekać na wierzch. Po raz kolejny cofnęła się do tyłu potrząsając głową.
Spike uśmiechnął się do niej pocieszająco i zrobił krok w przód.
- No dalej, po prostu...
- Nie pochodź do mnie - warknęła przerywając mu w połowie zdania. Jej głos był tak gorzki ale jednocześnie i strasznie przygnębiający. Chłopak zrobił wielkie oczy i głupawą minę nerwowo drapiąc się za uchem. Justin był równie zaskoczony co Spike. Sądził, że jeśli jest ktoś kto będzie w stanie ją przekonać albo ewentualnie wszystko wyjaśnić będzie to właśnie on. Nie mógł liczyć na pomoc nikogo innego.
- Wiedziałeś - powiedziała i zacisnęła usta potrząsając głową. Obydwaj widzieli, że jej oczy się zaszkliły. - I nie powiedziałeś nawet słowa! - dodała. - Nie zrobiłeś nic, a przecież doskonale wiedziałeś co się dzieje! Wiedziałeś o tej innej dziewczynie.
Spike poczuł się tak jakby ktoś go spoliczkował. Przełknął ślinę i poruszył ustami starając się coś powiedzieć, ale wszystkie słowa uwięzły w jego gardle na dłuższą chwilę. Wcześniej nie myślał o tym w ten sposób, ale czy Arleen nie miała racji?
- To... to... to nie tak... ja naprawdę... - jąkał się szukając wyjaśnienia. - Po-po-poprostu....
- Nie możecie mi dać spokoju? - zapytała. - Czy naprawdę proszę o zbyt wiele?
Nawet nie próbowała zetrzeć łez, które po raz kolejny tego dnia zaczęły spływać po jej policzkach. A myślała, że nie będzie już w stanie płakać. Jak widać pomyliła się po raz kolejny.
Skręciło go od środka, kiedy uświadomił się, że każda słona kropla jest spowodowana jego głupotą. Miał wrażenie, że czuje gorąco jej łez na własnej skórze. Musiał coś zrobić. Spike został z tyłu podczas gdy Bieber niepewnie postawił krok w przód starając się stanąć bliżej niej.
- Arleen... posłuchaj mnie - poprosił ignorując jej słowa. - Nora nie jest moją dziewczyną. To wszystko nie jest takie jak myślisz...
- Mam to gdzieś - warknęła przerywając mu. - Nie chcę widzieć twojej twarzy. Nie rozumiesz tego? - zapytała. - Robi mi się niedobrze na twój widok.
Miał wrażenie, że jego idealny świat, w którym żył tak długo nawiedził jakiś kataklizm. Wiedział, że to co mówi szatynka jest dokładnie tym co właśnie czuje i nie obwiniał jej za to. Stał w jednym miejscu czując, że wszystko na około po prostu zamarzło łącznie z nim. Uczucie bezsilności było straszne. Ściskało go za gardło podsuszając swoimi brudnymi łapskami.
Arleen nie miała już na to sił. Było już ciemno, a jednym źródłem światła na całej ulicy były latarnie. Gdyby wróciła do domu tak jak to wcześniej planowała uniknęłaby całej tej sytuacji. Wychodząc ze sklepu postanowiła skręcić w ulicę, która zaprowadziła ją do pobliskiego parku, gdzie spędziła resztę dnia wcześniej informując o tym swoją mamę. I okazało się, że również ta decyzja była poniekąd błędem. Siedząc na ławce myślała, że spróbuje zjeść swoje cierpienie. Tak jak wszystkie bohaterki filmów dla nastolatków, ale okazało się, że naprawdę nie miała żadnego apetytu, więc wszystkie cukierki i kolorowe gumy do żucia pozostały w reklamówce. Jedynie wypiła to dwa małe kartoniki soku jabłkowego. Nawet zmusiła się do uśmiechu mijając sąsiadkę, którą znała od lat i szybko przeszła na drugą stronę nie chcąc, by kobieta zasypała ją milionem pytań. Plotki na jej temat były ostatnią rzeczą, której chciała. I teraz przez to wszystko stała na przeciwko osób, z którymi nie chciała mieć aktualnie nic wspólnego. Oczywiście, była w stanie wybaczyć Spike'owi, ale jeszcze nie teraz.
Westchnęła krótko i zacisnęła palce na reklamówce z zakupami, a następnie wyminęła Justina, który odezwał się nagle cichym, bardzo przygnębiającym głosem:
- Nienawidzisz mnie?
Arleen zatrzymała się w miejscu. Nie patrzyła na niego, ani on nie spoglądał w jej kierunku. Stali obok siebie patrząc w dwie różne strony. Dziewczyna zamknęła na moment oczy. Minęła krótka chwila, która dla Justina zdawała się być wiecznością. Bał się jej odpowiedzi, ale musiał ją poznać. Od tego zależało co będzie w przyszłości.
- Nie - odpowiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszał.
- Więc dlaczego chcesz odejść?
- Bo mnie zraniłeś.
- Więc to robisz? Odchodzisz kiedy ktoś cię zrani?
- Nie zamierzam spędzać swojego życia biegając za ludźmi, którzy ciągle mnie ranią.
Zawstydzony spuścił wzrok i pokręcił głową wiedząc, że nic nie wskóra.
- Przepraszam - wymamrotał pod nosem. Jego przeprosiny mogły nie mieć dla niej żadnego znaczenia, ale czuł, że musi to powiedzieć. Ba, on po prostu chciał to zrobić. Niepewną, drżącą dłonią chwycił jej nadgarstek, a następnie zsunął rękę niżej zatrzymując się na szczupłych palcach. Nie wiedział czy jego dotyk ją pali, czy sprawia jej to ból, ale musiał to zrobić. Dać jej jakiś znak, że mimo wszystko wciąż może na niego liczyć. I tak po prostu odszedł pierwszy zostawiając ją za sobą chociaż to wcale nie oznaczało, że się poddał. Było po prostu za wcześnie żeby coś zmienić.
Arleen odetchnęła z ulgą ignorując iskierki, które piekły jej skórę. Skrzyżowała ręce na piersi patrząc na Spike'a, który wciąż stał w miejscu gapiąc się na nią z otwartymi ustami. Bez żadnego słowa wyminęła go i  przeszła przez podjazd zatrzaskując za sobą drzwi.
Justin mógł powiedzieć tysiąc razy, że przeprasza i złapać ją za dłonie kolejne dziesięć tysięcy razy - to nic nie zmieniało.

*

Minęły dwa tygodnie. Równe czternaście dni odkąd po raz ostatni widział Arleen. Oczywiście nie potrafił przestać do niej wydzwaniać i wciąż wysyłał swoje żałosne wiadomości. Chciał cofnąć się w czasie i zmienić swoje postępowanie. Powinien spędzić tą głupią imprezę razem z nią. Powinien całować jej usta, ramiona i mówić jaka piękna jest... a zamiast tego po prostu pieprzył się z Norą zapominając o całym świecie. Nie zmienił się pod wpływem szatynki, ale zdecydowanie jego priorytety nieco się poprzestawiały. Chciał być na miejscu Spike'a, z którym Arleen już rozmawiała. Oczywiście z tego co mówił wynikało, że traktowała go z wielkim dystansem, ale on miał z nią chociaż jakiś kontakt.
Westchnął po raz kolejny i chwycił za swój kubek z kawą robiąc kilka małych łyków. W drugiej dłoni trzymał karty i niedbale rzucał je na stół, kiedy nachodziła jego kolejka. Nie zależało mu już nawet na tym, by wygrać. Ciągle o niej myślał. Czuł się jak narkoman na głodzie.
- Musisz jej dać czas - mruknął po raz kolejny Ryan mrużąc oczy. - Wiesz jaka wrażliwa jest Arleen.
- Dlatego zaczynam myśleć, że nigdy mi nie wybaczy.
- Bo zachowałeś się jak...
- Wiem jak się zachowałem - warknął i rzucił spojrzenie na czarnego asa leżącego na blacie stołu.
- Mówię ci, że kiedy będzie gotowa sama do ciebie przyjdzie i porozmawia.
- Jak będzie trzeba poczekam nawet do siedemdziesiątki.
Ryan z rozbawieniem pokręcił głową.
- Jak mogłeś zrobić coś takiego skoro jesteś w niej tak zako...
- Nie używaj tych słów - warknął. - Nie jestem. Wiesz o co chodzi.
- Bzdura - odparł Ryan przewracając oczami. - Tak sobie to tłumaczysz? Teraz to dopiero jesteś żałosny.
Justin zignorował słowa przyjaciela i wyłożył resztę swoich kart wygrywając drugie z kolei rozdanie. Siedzieli przy tym samym stole co zawsze rozmawiając o błahych rzeczach, kiedy usłyszeli pukanie do drzwi, a chwilę później dzwonek.
Ryan zmarszczył brwi i wsunął swoje karty do kieszeni wiedząc, że nie może ich zostawić przy Justinie, który z pewnością będzie kantował. Wpakował do ust kawałek ciastka i wyszedł na przedpokój. Podszedł do drzwi i otworzył je, a wszystko co miał w buzi wypadło na ziemię. Zakaszlał głośno i uderzył pięścią w swoją klatkę piersiową.
- Arleen - powiedział zaskoczony robiąc ogromne oczy.
Justin słysząc jej imię poczuł, że coś ścisnęło go w środku. Czy to oznaczało, że moment, w którym Arleen przychodzi do niego, by porozmawiać właśnie nadszedł? Rozejrzał się nerwowo na boki zaciskając palce na brzegach stołu. Odsunął krzesło i z bijącym sercem wyszedł na przedpokój gdzie pierwszy raz od dwóch tygodni zobaczył Arleen. Stała przed drzwiami unosząc brwi z lekko przechyloną na bok głową. Ułożyła dłoń na framudze drzwi stukając palcem z pierścionkiem o jej powierzchnię.
- Jest tu gdzieś Colin? - zapytała. - Nie odbiera telefonu, a czekam na niego już od piętnastu minut.
- C-Co-Colin?
Arleen niemal parsknęła śmiechem widząc zdezorientowanie na twarzy Ryana. Wpatrywała się w niego z intensywnością nie zauważając obecności Justina, który przez cały ten czas przyglądał się jej uważnie.
Wydawało mu się, że minęła cała wieczność odkąd ostatnio ją widział. Jej długie włosy były idealnie wyprostowane, na rzęsach znajdował się czarny tusz do rzęs, który podkreślał intensywność zieleni jej oczu. Miała na sobie czarne opinające jej długie nogi spodnie i koszulkę z motylkiem na piersi. Emanowała od niej dziwna pewność siebie, która w ogóle do niej nie pasowała.
- Colin - powtórzyła. - Blondyn, wysoki, zazwyczaj nerwowy, - wyliczała, - mieszka tutaj.
Ryan przełknął ślinę w ustach i kiwnął głową.
- Wejdź do środka. Zaraz go zawołam.
Z obojętnością wyminęła go i oparła się ramieniem o ścianę, by w końcu dostrzec Justina.
Przez pierwsze kilka sekund po prostu patrzyła na niego czując, że jej serce zaraz wydostanie na wierzch. Tak bardzo za nim tęskniła. Tak bardzo potrzebowała jego ciepła, ale jednocześnie wiedziała, że te ręce obejmowały kogoś innego. Te usta całowały dekolt innej dziewczyny.
Wypuściła głośno powietrze i skrzyżowała ręce czując jak napięcie wzrasta. Stali na przeciwko siebie, w odległości, która teraz wydawała się milionami kilometrów nie do przebycia. Arleen nie bała się na niego patrzeć, nie bała się pokazywać mu jak bardzo ją zranił. Nie planowała udawania, że wszystko jest w porządku, nie miała zamiaru być jak te wszystkie dziewczyny, które za wszelką cenę próbują udowodnić jak sobie radzą.
- Cześć - szepnął cicho. Arleen w odpowiedzi skinęła głową. - Jak się czujesz?
- A jak myślisz? - zapytała.
- Możesz ze mną porozmawiać?
- Przecież rozmawiam - odparła. - Ciesz się, że w ogóle się do ciebie odzywam.
Westchnął głośno. Błagał Boga w myślach, by mu pomógł. Niemal modlił się o to, by wpadło mu do głowy coś co mogłoby naprawić całą tą sytuację. A jednocześnie wciąż był zaskoczony tym, że Arleen w ogóle weszła do jego domu. Był przekonany, że więcej nie pojawi się w Stratford. Spodziewał się, że nawet nie będzie mu odpowiadać obrażona na cały świat. Ale jak zwykle go zaskoczyła robiąc wszystko na odwrót.
Szatyn odwrócił od niej spojrzenie słysząc, że po schodach zbiega Colin. Chłopak stanął na dole i przetarł zaspaną twarz wierzchem ręki. Uśmiech, który pojawił się na twarzy Arleen, który w ogóle nie był ironiczny sprawił, że Justin nagle poczuł jak coś w jego wnętrzu zaczyna się powoli gotować, jak gorąca para zaczyna parzyć jego obolałe płuca. Dlaczego uśmiechała się do tego idioty? To było gorsze niż to, kiedy patrzyła na Spike'a z czułością.
- Zaspałem - powiedział przeciągając się. - Sorry - dodał i wzruszył ramionami.
- Idziemy?
Ryan również wrócił na dół i stanął obok Justina. Przez moment marszczył brwi pokazując palcem to na Arleen, a to na Colina mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem.
- Arleen? - zapytał w końcu głośno. - Od kiedy ty i Colin rozmawia...
- Macie z tym jakiś problem? - warknął blondyn przerywając chłopakowi. Przyglądał się półce z kluczykami szukając tych, które były od jego samochodu. Mlasnął z zadowoleniem dostrzegając breloczek z samolocikiem. - Arleen chciała jechać do Narkose, więc zamierzam ją tam zabrać.
Ręce Justina dosłownie opadły. Nie mógł w to uwierzyć. To on zawsze był osobą, do której Arleen przychodziła ze swoimi niezbyt przemyślanymi planami. To on zawsze jej pomagał. Podszedł bliżej niej i tonem oburzonego dziecka z pretensjami odezwał się:
- Mieliśmy tam pojechać razem.
Arleen zerknęła na niego przeskakując na drugą nogę. W końcu można było dostrzec to, że przebywanie w tym domu wcale nie jest dla niej łatwe. Denerwowała się.
- Jak widzisz pewne rzeczy się zmieniają - odpowiedziała.
- Jeśli zamierzacie się kłócić to może wyjdźcie na zewnątrz. Jesteście wkurwiający - wtrącił Colin przewracając oczami. Arleen skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o ścianę patrząc kpiąco na Justina.
- Dlaczego poprosiłaś go o pomoc? - zapytał szatyn ignorując chłopaka. - Mieliśmy pojechać razem!
Malutki uśmieszek Arleen zniknął. Zacisnęła zęby i podeszła do Justina dźgając go palcem w klatkę piersiową. Zaskoczony zrobił krok w tył.
- Lepiej jechać z nim niż z tobą i twoją dziewczyną!
- To nie tak! - usprawiedliwił się szybko. - Colin powiedz jej w końcu, że Nora nie jest moją cholerną dziewczyną! - krzyknął wyrzucając ręce w powietrze.
Blondyn roześmiał się krótko i pokręcił głową.
- Arleen? Nora jest jego dziewczyną.
- Widzisz?
- Dlaczego mu wierzysz?
Nie mogła go już słuchać. Nie mogła znieść jego głosu, ani tego jak na nią patrzył. Jakim prawem złościł się na nią przez coś takiego? Jak mógł odzywać się do niej w taki sposób? Zacisnęła dłonie na głowie i poczuła, że gorące łzy bezsilności zbierają się w kącikach jej oczu. Wszyscy dostrzegli, że zaczyna pękać. Nawet do Justina zaczęło docierać, że przekroczył pewną granicę.
- Wiesz dlaczego? - zapytała głośno. - Ponieważ kiedy ściskałeś jej tyłek i całowałeś się z nią stałam dokładnie w tym miejscu! - wycedziła. - Bo kiedy ty byłeś zajęty wkładaniem swojego penisa do jej pochwy to Colin siedział ze mną i próbował mi wszystko wyjaśnić! - wykrzyczała czerwieniejąc na twarzy ze złości. - I czemu mam mu nie wierzyć? Przecież sama to widziałam!
Justin otworzył na moment usta, ale nie wydobył z siebie najmniejszego dźwięku. Chciał coś powiedzieć, ale czy Arleen nie miała racji? Jak zwykle Colin spoglądał na nich z rozbawieniem, ale tym razem był jednak dumny z szatynki. Po raz kolejny cudownie było patrzeć na to jak ktoś w prosty sposób sprawia, że Justinowi brakuje słów.
- Nora nie jest jego dziewczyną - wychrypiał cichutko Ryan.
- To tak samo jak ja - odparła rzucając w jego stronę wściekłe spojrzenie.
- Dobra, chodź - mruknął Colin. - Nie marnujmy na to całego dnia.
Podszedł do niej szybkim krokiem i chwycił za jej przedramię, by pociągnąć ją za sobą w kierunku wyjścia. Ale wtedy Arleen poczuła, że ktoś łapie za jej drugą rękę. Jęknęła głośno, kiedy Justin pociągnął ją w swoją stronę.
- Miałaś pojechać ze mną - powiedział.
- Możecie mnie puścić? To boli.
- Boże, ale z ciebie księżniczka - powiedział Colin patrząc na Justina. - Możesz przecież jechać z nami.

*

Mały dzwoneczek wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, gdy Justin otworzył drzwi przed Arleen. Weszła do sklepu rozglądając się na boki. Droga do tego miejsca była najbardziej niezręczną podróżą w jej życiu. Miała wrażenie, że powietrze w samochodzie udusi ich trójkę, a okropna cisza zeżre ich zwłoki.
Zmarszczyła nos spoglądając na uginające się od towaru i kurzu półki. Patrzyła na niektóre opakowania chipsów, które zdążyły wyblaknąć. Na poprzewracane puszki piwa i na latające muchy. Arleen nie była pewna czy to aby na pewno stacja benzynowa, bo wszystko było co najmniej dziwaczne. Okna zasłonięte były przez brzoskwiniowe zasłony, a na jednym z parapetów znajdował się kocyk, na którym spały dwa małe kotki. Szatynka uśmiechnęła się lekko patrząc na to jak wygrzewają się w blasku słońca.
Przeszła przez całą długość sklepu, aż w końcu stanęła przed ladą. Ułożyła na niej swoje dłonie przyglądając się zaspanemu nastolatkowi po drugiej stronie. Jego roztrzepane we wszystkie strony włosy sprawiały, że wyglądał całkiem uroczo. Była tak zajęta patrzeniem na niego, że nie zwróciła uwagi na to, że i jej ktoś bacznie się przygląda. Justin stał obok patrząc na opatrunek znajdujący się na jej palcu. Przez moment zaczął się zastanawiać w jaki sposób wyjaśniła to swojej mamie. Czy powiedziała jej prawdę? Czy wymyśliła jakieś wiarygodne kłamstwo? Miał do niej tyle pytań, a nie mógł zadać żadnego z nich.
- Hej - powiedziała Arleen do młodego chłopaka, który mlasnął głośno rozglądając się nieprzytomnym wzrokiem po sklepie. Znudzony podparł głowę na ręce i uśmiechnął się do Arleen, która odwzajemniła jego gest. To był tylko leciutki uśmiech, ale szatyn już czuł, że zaczyna się robić zazdrosny.
- Jak ci pomóc? - zapytał. - Kupujesz benzynę czy coś innego?
- Szukam kogoś.
Arleen sięgnęła do torebki przewieszonej przez ramię i z bocznej kieszeni wyciągnęła zdjęcie. Przysunęła je do nastolatka, który chwycił wymiętą fotografię w ręce.
- Nie widziałem gościa na oczy - powiedział marszcząc czoło - To twój chłopak?
- Brat - poprawiła go. Chłopak pokiwał głową i podrapał się po brodzie przyglądając się jej uważnie. Zerknął krótko na Colina i na Justina, którzy stali po bokach dziewczyny. Blondyn przyglądał się wszystkiemu ze znudzoną miną i wiercił się we wszystkie strony, aż w końcu podszedł do dwóch kotów. Justin natomiast gapił się na nastolatka z nieufnością nie spuszczając go nawet na moment z oczu.
- Może mój dziadek coś wie - stwierdził nagle. - Poczekaj tu chwilę.
Wstał, przeciągnął się i wyszedł na zaplecze przez kurtynę stworzoną z małych koralików.
- Dlaczego tak na ciebie patrzy? - zapytał Justin zaciskając dłonie w pięści.
- Bo mam głupią bliznę - odparła nie odwracając się w jego stronę.
- Obojętnie. Nie podoba mi się to, że...
- Zamknij się - warknęła.
- Będziemy mogli o...
- Nie.
- Ale... Arleen - jęknął. - Ja naprawdę to wszystko wyjaśnię tylko daj mi chwilę. Pięć minut.
- Nie zasługujesz nawet na tę rozmowę. Niedobrze mi się robi na myśl, że mnie całowałeś, rozumiesz? Oszukałeś mnie.
- Nie, to nieprawda - potrząsnął głową. - Arleen proszę...
- Potrzebuję tylko twojej pomocy - odparła przerywając mu w połowie zdania. Odwróciła głowę w jego stronę. - Niczego więcej. Kiedy to się skończy nie zobaczysz mnie więcej Justin - dodała. - Zniknę.
Z frustracją przeciągnął palcami po swoich włosach. Czuł w jej głosie ogromną pewność siebie. wiedział, że to co mówiła nie było dla niej proste, ale jednocześnie wydawało się mu, że naprawdę ma to na myśli. Patrzył na profil jej twarzy zastanawiając się czy jeszcze kiedykolwiek uda mu się to wszystko ułożyć.
Koraliki po raz kolejny zaszeleściły głośno, a z zaplecza wyszedł nastolatek w towarzystwie starszego mężczyzny z siwą brodą. Wyglądał jak wychudzony święty mikołaj.
- To ty jesteś siostrą Blade'a? - zapytał unosząc do góry rękę, w której trzymał zdjęcie. Arleen pokiwała ochoczo głową. To, że znał jego imię oznaczało, że naprawdę wiedział kim jest. - Chodź ze mną. Noah przypilnuj chłopaków - dodał rzucając podejrzliwe spojrzenie w stronę Justina i Colina. - Wyglądają na osoby z lepkimi rączkami.
Nie patrząc w ich stronę szatynka ruszyła za mężczyzną. Przeszła przez niemal puste zaplecze, gdzie nie było nic oprócz zgrzewek z wodą, a następnie weszła po schodach na piętro. Nie rozumiała co to za stacja benzynowa, ani jakim cudem jeszcze funkcjonuje, bo towar na półkach wyglądał na przeterminowany, a sprzęt na zewnątrz wyglądał na nieużywany od lat.
- Usiądź - powiedział mężczyzna wskazując na starą kanapę o kolorze zgnitej zieleni. Sam obszedł biurko i zajął miejsce na czarnym fotelu. Pokój wyglądał normalnie - malutka biblioteczka, puchaty dywan i sporych rozmiarów akwarium. Nie mogąc się opanować od razu zadała pytanie:
- Więc mój brat tu był? U pana?
- Tak. Trzy razy. Za pierwszym po prostu rozmawialiśmy. Świetny chłopak, bardzo inteligentny, ale jednocześnie pełen nienawiści. Opowiadał mi o tobie - powiedział podnosząc na nią spojrzenie. Potarł dwoma palcami swoją brodę. - Na dwóch pierwszych spotkaniach prosił żebym nigdy ci nie mówił o tym, że tutaj był.
Arleen zatrzepotała rzęsami i otworzyła usta układając je w literkę "o".
- Dlaczego?
- Nie pytałem - przyznał. - Nigdy tego nie robię.
Potrzebowała chwili. Była zaskoczona i zaczynała zastanawiać się nad pytaniami, które powinna zadać. Miała wrażenie, że jeśli odpowiednio ułoży zdania dowie się wszystkiego szczególnie, że staruszek wydawał się rozmowny.
- Kiedy twój brat pojawił się tutaj po raz ostatni zmienił zdanie. Mówił, że martwi się o ciebie, ale nie ma zbyt wielu osób, którym może zaufać. Uważał, że sama do mnie trafisz, że jakimś cudem domyślisz się wszystkiego i mnie znajdziesz.
- Miał w pokoju ulotkę z tego miejsca. Ale... dlaczego chciał żebym tu przyjechała? Czemu nie powiedział mi wprost?
- Nie wiem, ale skoro tu jesteś jego wola została spełniona.
- Powie mi pan dlaczego tu przychodził?
- Nie - odparł. - Można powiedzieć, że zapłacił mi za milczenie - dodał śmiejąc się. - Zawarliśmy umowę, a ja nigdy nie łamię danego słowa. Nawet po śmierci moich klientów.
- Skąd pan wie, że Blade nie żyje?
- Przecież gdyby było inaczej nigdy byś tu nie przyszła - odparł. - Szkoda. Był fajnym dzieciakiem - dodał ponownie zerkając na zdjęcie.
- Tak naprawdę nie wiem co tu robię. Nie wiem nawet o co mam zapytać.
Mężczyzna zgiął zdjęcie i odsunął je na koniec biurka, a następnie splótł ze sobą palce.
- Powiem ci to co mogę. W porządku? - zapytał, a Arleen skinęła głową. - Blade zawarł ze mną umowę dotyczącą ciebie. Nie dostałaś od niego żadnej informacji? Mówił, że wśród jego rzeczy jest coś co będzie dla ciebie ogromną wskazówką gdyby stało się coś złego.
Jęknęła uświadamiając sobie, że prawdopodobnie mogła uniknąć tego wszystkiego gdyby tylko przejrzała dokładnie pierdoły z szafek Blade'a.
- Mama wyrzuciła to co się dało, a prawie cała resztę oddała większość na cele charytatywne... - wymamrotała.
- Cóż - rozłożył ręce uśmiechając się. - Niektórzy lubią udawać, że są w stanie pozbyć się wspomnień usuwając z domu to co pozostaje po zmarłych.
- Czego dotyczyła pańska umowa z moim bratem? Naprawdę zaczynam się w tym gubić.
- Jeśli będziesz mieć jakiś problem przyjedź do Narkose.
Arleen wstała ze swojego miejsca i podeszła bliżej zaintrygowana słowami mężczyzny. Wzięła zdjęcie swojego brata i przycisnęła je do piersi słuchając tego co następnie szeptem wyszło z ust staruszka.

*

- To on! - zaczęła podekscytowana, kiedy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi samochodu. Szybko zapięła pas bezpieczeństwa i spojrzała nową ulotkę Narkose, którą dostała. - To ten człowiek, o którym pisał Blade!
- Naprawdę? Przecież w tym co pisał było, że...
- Skąd ty niby o tym wiesz? - zapytał Justin patrząc na Colina, który przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Arleen mi powiedziała, że dostała jakieś dziwne listy.
Justin prychnął. Nie mógł uwierzyć, że szatynka naprawdę tak bardzo zaczęła ufać Colinowi, że dzieli się z nim nawet takimi rzeczami.
- Że się nie wygada, ale to on! - odparła zupełnie ignorując ich wymianę zdań. - Mówił, że Blade odwiedził go jeszcze raz i miał do niego prośbę!
- Jaką?
- Miał nawet nasze zdjęcie! - dodała ignorując pytanie Justina. - Dał mi je, patrzcie.
Wyciągnęła fotografię i wyciągnęła do przodu ręce pokazując ją chłopakom. W tamtym czasie miała już bliznę na policzku, ale jej uśmiech był ogromny. Siedziała na podłodze unosząc do góry dłonie umazane w farbkach. Blade stał nad nią z niezadowoloną miną podpierając się po bokach.
- Co ci powiedział?
Arleen spojrzała na Justina.
- Oh... cóż... nic konkretnego.
- Rozmawiałaś z nim przez pół godziny i nie powiedział ci nic konkretnego? To brzmi jak kłamstwo.
- No tak - mruknęła odchylając się do tyłu. - Przecież ty jesteś ekspertem od ściemniania.
Colin stłumił śmiech podczas gdy Justin wywrócił oczami. Zastanawiał się ile czasu jeszcze będzie musiał poczekać, by zacząć z nią normalnie rozmawiać. Nic nie denerwowało go tak jak to, że Arleen rozmawiała ze wszystkimi tylko nie z nim. Nawet z Colinem! Colinem, który prawie ją zabił! Z tym samym Colinem, który namawiał wszystkich, by się jej pozbyć! To naprawdę było niedorzeczne.
Bardzo szybko znaleźli się pod domem. Justin miał wrażenie, że Colin specjalnie jeździ tak szybko, by skrócić czas przebywania Arleen w jego towarzystwie. Wysiadł z samochodu, a następnie pokiwał lekko głową słysząc, że blondyn wróci gdy tylko odwiezie Arleen. Patrzył przez chwilę na oddalające się auto czując się po prostu źle.
- Kim jest ta dziewczyna?
Wzdrygnął się słysząc głos Nory za sobą. Stała na zewnątrz paląc papierosa uśmiechając się.
- To Arleen - westchnął ciężko.
- Hej, ona chyba była na imprezie! - dodała wypuszczając chmurę dymu ustami i nosem. - To taka ładna dziewczyna z blizną. Co się jej stało?
- Ktoś ją napadł kilka lat temu.
Wyciągnął dłoń, a Nora oddała mu swojego papierosa. Zaciągnął się kilka razy wypalając go do końca,
a następnie wyrzucił go na ziemię i przydeptał butem.
- Obejrzymy dzisiaj jakiś film? - zaproponowała. Szatyn pokiwał głową zgadzając się na jej propozycję. Nie chciał zranić również jej chociaż wiedział, że to i tak w końcu się stanie. Nie mógł mieć jednej i drugiej. Musiał wybrać.
- Jak długo zamierzasz jeszcze tu mieszkać? - zapytał wchodząc do domu.
- Przeszkadzam ci?
- Nie, ale przecież masz swój dom.
- Jeszcze trochę - powiedziała słodkim głosikiem. - Tęskniłam za tobą Justin - dodała i objęła go rękoma przyciskając buzię do jego torsu. Przytuliła się do niego, a on jedynie stał sztywno nie próbując odwzajemnić jej gestu. Dlaczego? Bo to nie była Arleen. A tylko ona tak naprawdę liczyła się teraz dla niego.
Nie był pewien jak to wszystko się potoczy, ani jak się skończy, ale nie żałował niczego oprócz tej nocy. Miał jedynie nadzieję, że pewnego dnia Arleen wróci. Że naprawdę wróci do niego i, że będą w stanie odbudować tę relację.

*

Stukał piętą o podłogę wpatrując się w sufit. Nie mógł znieść myśli o tym, że Arleen po raz kolejny znalazła się w jego domu. Dokładnie po raz trzeci i za każdym razem nawet nie patrzyła w jego stronę, kiedy przechodziła obok. Zachowywała się tak jakby nie istniał. A on nie potrafił zrozumieć czemu tak łatwo wybaczyła Spike'owi, a z nim miała taki problem. Zerknął na swoją pustą szklankę zastanawiając się czy nie powinien wypełnić jej alkoholem. Może gdyby spróbował utopić swoje rozterki w wódce coś by się zmieniło? Oblizał usta i potarł czoło chcąc, by wszystko w końcu wróciło do normy. Wyczekiwał na tupot stóp. Czekał, aż Arleen zbiegnie na dół i wyjdzie przez frontowe drzwi po raz kolejny inorując jego osobę. Łatwiej było mu oddychać, kiedy była blisko, ale jednocześnie zawsze wtedy czuł, że zaczyna się dusić.
Faktycznie, po upływie kolejnych dziesięciu minut usłyszał kroki Arleen. Schody skrzypiały z każdym jej krokiem, a on jedynie czuł jak jego serce przyśpiesza bicia. Wstał chowając dłonie do kieszeni i odwrócił się w stronę okna nie chcąc jej widzieć. Nie zasługiwał nawet na to, by na nią patrzeć. Czasami miał wrażenie, że kiedy Arleen do niego przyszła po raz pierwszy przyniosła mu w swoich dłoniach kawałek nieba. Sprawiała, że czuł się tak dobrze. Jakby wszystko co robił miało sens.
Czekał na dźwięk zamykanych drzwi, ale to nigdy nie nadeszło. W końcu zaintrygowany odwrócił się i zamarł dosłownie na moment. Stała kilka metrów przed nim i wcale nie wyglądała lepiej niż ostatnim razem.
- Dlaczego? - zapytała biorąc go z zaskoczenia. - Chciałeś ze mną porozmawiać, więc właśnie teraz masz okazję. Jedną szansę.
Zagryzała dolną wargę bawiąc się nitką wystającą z rękawa jej swetra. Była zraniona i każdy głupi potrafiłby to dostrzec nawet gdyby był pozbawiony wzroku.
Justin czuł, że jego gardło zacisnęło się i, że nie potrafi wykrztusić nawet słowa. Tak długo czekał na ten moment! Na tę chwilę. Arleen podeszła do niego sama. W końcu chciała go wysłuchać. I to z własnej woli. Jednak wszystkie te piękne zdania, które układał wcześniej w głowie brzmiały teraz jak zwykły bełkot. Zlepka słów, które nie miały dużego znaczenia.
- Byłeś pijany? Na prochach? - wypytywała przyglądając mu się z uwagą.
Justin zawstydzony odwrócił wzrok. Oczywiście, najłatwiej byłoby zrzucić winę na używki i powiedzieć, że w tamtym momencie nie był trzeźwy, ale to byłoby kolejne kłamstwo. Niepewnie pokręcił głową wpatrując się w podłogę. Uniósł rękę i palcami przetrzepał swoje zmierzwione włosy.
- Nie - odpowiedział cicho. - Nic nie piłem i nie brałem.
Arleen prychnęła. Naprawdę chciała, by to wszystko było spowodowane alkoholem, ale oczywiście jak zwykle się zawiodła. Nie planowała usprawiedliwiać jego zachowania tym, że wypił za dużo, a jednak łatwiej byłoby jej to zaakceptować gdyby Justin jednak nie był całkiem świadom tego co zrobił.
- Świetnie - mruknęła. - Nie mogę uwierzyć, że Spike mnie namówił... i że w końcu sama chciałam... że... - urwała wzdychając ciężko. Zrobiła dwa kroki do przodu. - Dobrze się bawiłeś moim kosztem? - zapytała ze złością w głosie. - Czerpałeś jakąś chorą satysfakcję z tego, że wierzyłam we wszystkie te twoje nic nie warte słowa?
- Wszystko co mówiłem było prawdziwe.
- Kłamca - warknęła potrząsając głową. - Tak bardzo chciałeś mi wszystko wyjaśnić, więc proszę... powiedz mi jak? Powiedz dlaczego?
Justin wiedział, że będzie żałował wszystkiego co powie, więc postanowił być szczery.
- Zapomniałem.
- O mnie? Zapomniałeś o mnie? - powtórzyła z niedowierzaniem.
Liczyła na to, że po prostu się przesłyszała. Że Justin wcale tego nie powiedział, ale kiedy spojrzała na jego zmartwioną i pełną żalu minę wiedziała jaka jest prawda. Nie mogła w to uwierzyć. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Czuła się słaba, malutka i nic nie znacząca. Jakby nikomu na świecie nie robiło różnicy czy jeszcze oddycha czy jej ciało już rozkłada się kilka metrów pod ziemią. Już nawet nie była na niego zła. Justin od razu dostrzegł zmianę w jej zachowaniu, a także to jak strasznie zbladła. Obserwował jak kilka razy zacisnęła i rozluźniła palce. Zamknęła na moment oczy, a kiedy je otworzyła patrzyła w górę wciągając powietrze nosem. Ze wszystkich sił starała się nie rozpłakać.
Tyle była dla niego warta, że wystarczyła jedna osoba, by zupełnie o niej zapomniał. Naprawdę chciała usłyszeć coś innego, coś co nie zraniłoby jej tak bardzo. Otarła swoje czerwone policzki i spojrzała na niego z nienawiścią w oczach.
- To nic nie znaczyło - oznajmił szybko Justin wyciągając przed siebie ręce.
- Cieszę się, że to potwierdzasz. Tak. To nic nie znaczyło.
Justin zatrzepotał powiekami.
- Nie chodziło mi o nas! Mówię o Norze!
Szatynka zasłoniła na moment swoją buzię.
- Wal się Justin - powiedziała. - Przyszłam tutaj żeby cię wysłuchać, ale marnuję tu tylko czas... prawda?
Chciał chwycić ją za ramiona i lekko potrząsnąć. Pragnął wyrzucić z siebie wszystko to co siedziało w jego umyśle przez wszystkie te dni, ale nie był dobry w opisywaniu uczuć. Nie potrafił o nich rozmawiać.
- Przepraszam - szepnął cicho patrząc na nią błagająco.
- Nie potrzebuję twoich jebanych przeprosin! - niemal wykrzyczała. Ponownie zasłoniła twarz i pozwoliła sobie na ciche jęknięcie. Ból w okolicach serca, który wypełniał całą jej klatkę piersiową był okropny. Dusił ją. Szybko otarła pierwsze łzy, które spłynęły po jej policzkach. Patrzyła na niego zaciskając usta w prostą linię i próbując schować za uchem kosmyki niesfornych włosów.
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęła. Nerwowo podrapała się za uchem, a potem po raz kolejny wzięła głęboki oddech. - Jestem zła - powiedziała. - Ale przecież to nie tak, że jestem w tobie zakochana, a ty we mnie. Możesz robić co ci się podoba, ale przyznaję... - pociągnęła nosem. - Poczułam się zraniona. Jak widzisz nadal tak jest - dodała. - Ale dopiero teraz to rozumiem. Po prostu kogoś potrzebowałam przy sobie i jestem pewna, że ty również dość szybko to zauważyłeś. Nie wiem czy mam to odbierać jakbyś wykorzystał szansę... czy może jak ja bym to zrobiła - westchnęła pocierając swoje ramiona dłońmi.
Spojrzała na jego zaskoczoną minę i zdezorientowanie. Stał na przeciwko niej trzepocząc rzęsami jakby próbował zrozumieć sens tego co mówi.
- Ale Nora i ja...
- Mówiłeś - odparła z goryczą w głosie. Musiała powstrzymać się od przewrócenia oczami, ale nie potrafiła ukryć swojego zniesmaczenia. - To nic nie zmienia - pokręciła głową. - Nieważne. I tak muszę już iść mój autobus zaraz odjedzie.
- Piegusko proszę, zostań jeszcze chwilę. Mam ci tyle do powiedzenia i wytłumaczenia... Odwiozę cię.
Szatynka potrząsnęła przecząco głową.
- Nie chcę Justin.
Złapał zębami swoją górną wargę patrząc na nią. Marszczył brwi przyglądając się jej i próbując wymyślić coś co mogłoby ją zatrzymać. Przeskakiwała nerwowo z nogi na nogę unikając jego spojrzenia. Cholera, wiedział, że wszystko spieprzył. Ale przez to, że Arleen sama z własnej woli przyszła do niego, by wyjaśnić całą tą sytuację było dla niego sygnałem - może wcale nie zaprzepaścił wszystkiego. Znowu chciało mu się krzyczeć, ale z jakiegoś powodu nie potrafił tego zrobić. Więc po prostu poszedł za nią na przedpokój i obserwował jak szatynka zasuwa zamek swojej kurtki, jjak wyciąga włosy, które ukryły się pod materiałem.
- Nie - powiedział nagle poważnym głosem, kiedy jej dłoń znalazła się na klamce. Arleen nawet się nie odwróciła, jedynie westchnęła głośno i pchnęła drzwi. - Poczekaj! - zawołał za nią.
- Czego jeszcze chcesz? - zapytała przez zaciśnięte zęby. Czuła na twarzy chłód jednego z zimniejszych dni tego lata.
- Nie obchodzi mnie co sobie uroiłaś w swojej głowie - oznajmił. Arleen zaskoczona surowością w jego głosie odwróciła się w jego stronę. Stał tylko trochę bliżej niż wcześniej. - Mam to gdzieś! - zawołał. - Jak możesz tego nie widzieć? No jak?! - powtórzył podnosząc ton głosu. - Kocham cię! Dociera to do ciebie?
Słyszała w uszach bębnienie własnego serca. Ciśnienie niemal rozsadziło jej czaszkę, ale tylko otworzyła usta czując, że oblały ją zimne poty. Nie miała niczym owiniętej szyi, ale miała wrażenie, że niewidzialny szal zaciska się na niej. Znowu pozwoliła, by kilka łez wypłynęło z jej oczu.
- Nieprawda - powiedziała cichym głosem. Przez moment mówiła patrząc na niego, a potem dosłownie na kilka sekund zerknęła na bok. - Ty tylko kochasz idę posiadania obok siebie osoby, która się tobą przejmuje. A takich ludzi już masz obok siebie, ale jesteś zbyt ślepy, by to dostrzec.
Nie mógł uwierzyć w to, że Arleen naprawdę tak o nim myśli. Ścisnął palcami czubek swojego nosa, a następnie pokręcił energicznie głową.
- Nie rób mi tego.
- To ty sam to sobie zrobiłeś - powiedziała. - Do zobaczenia.
I tak po prostu wyszła zamykając za sobą drzwi zostawiając za sobą ogłupiałego, wściekłego i zranionego chłopaka. Poczuł, że jego serce naprawdę boli. Jakby pojawiały się na nim małe pęknięcia tworząc coraz większą pajęczynę.
- Oh - usłyszał znajomy głos. Spojrzał w kierunku, w którym wcześniej zerknęła Arleen i jęknął z niezadowoleniem.
- Nora.
Jak na złość znowu miała na sobie jego koszulkę. Tą samą, którą nosiła wcześniej szatynka. Miała zaszklone oczy i patrzyła na niego tak jak nigdy wcześniej. Jakby był największym potworem na świecie, a najgorsze było to, że prawdopodobnie miała rację.


* * *


proszę podpisujcie się  komentarzach! :) 
#DIABELSKADUSZA


21 komentarzy:

  1. Kocham! Kocham! Kocham! Wiem, że pewnie liczysz na jakieś głębsze komentarze, ale nie potrafię ubrać swoich odczuć i emocji w słowa. @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze gdy kończę czytać rozdział zadaję sobie jedno, zasadnicze pytanie "co tu się właśnie stało?". Tak się złożyło, że słucham akurat piosenki "She is the sunlight" i w ucho wpadł mi jeden wers "She is the healing and I am the pain". Myślę, że w ten sposób można podsumować to, co dzieje się między Justinem a Arleen.
    Co do Nory, szkoda mi jej. Nie wiedziała co się święci i prawda jest taka, że w tym momencie może cierpieć tak bardzo jak Arleen. Często tak bardzo skupiamy się na odczuciach jednego bohatera, że zapominamy, że ci poboczni czy drugoplanowi mogą czuć to samo.
    Życzę dużo weny!
    @lightwhys

    OdpowiedzUsuń
  3. Możesz przestań łamać mi serce?Pewnie kiedy Arleen zobaczyła Nore w koszulce Justina musiała się czuć okropnie.Mówił,że ją kocha,a po chwili widzi tą dziewczyne w jego koszulce.Wyobrażam sobie co czuje Arleen i jest mi jej cholernie przykro,bo jest wspaniała i to nie fair jak bardzo niesprawiedliwe jest dla niej życie.Jestem czy wybaczy Justinowi.Nadal go nienawidze za jego bezczelne zachowanie,ale jest mi go w tej sytuacji szkoda.Czy ta cholerna Nora nie mogła zostać w tym cholernym Meksyku,znaleźć tam sobie chłopaka i nie wracać?Teraz pozostało mi tylko czekać na kolejny rozdział,ew.Nawet nie wiesz jak bardzi się ucieszyłam,kiedy zobaczyłam na tt,że jest nowy rozdział.Mam nadzieje,że szybko dodasz nowy rozdział,bo jestem cholernie ciekawa co się wydarzy dalej.
    Do następnego!xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja cież pierdziele! Co się właśnie stało?! Cudowne 😍 Jak ty to robisz ze zawsze mnie zaskakujesz 😱 Błagam pisz, bo uschne jak szybko nie dostane dalej! Duużo weny życzę i do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  5. hmmm, hmmm, hmmm *wzdycha przez kolejnych kilka lat* Jejku, czy to jest prawdziwe? Justin naprawdę wyznał jej miłość? Nora naprawdę do słyszała? Cóż myślę, że między nimi może być coraz to lepiej, no bo on wyznał, co czuje i pozbyli się największego problemu aka Nory. ale jak już pisałaś, w następnym rozdziale będzie się działo, ale ja wciąż mam nadzieję, że nie porwą Arleenki :// i tak myślę, że może Nora jest w to zamieszana? tak btw to nie sądzę, że Colin i Blade tylko się przyjaźnili, to pewnie nie przyjaźń tylko miłość. Wiesz, że krajesz mi serce, raniąc Arleen? więc jedno zranienie Justina=ulga mojego serca, kochającego Arleenkę <3 Jak zawsze styl pisania, moc!

    OdpowiedzUsuń
  6. O mój Boże!! Brak mi słów. Wyznanie Justina kompletnie mnie zaskoczyło 😱 Cudowny rozdział 😍❤️ Do następnego 💕

    OdpowiedzUsuń
  7. .... Siedzę z otwartą buzią i nie dowierzam. On naprawdę powiedział jej te słowa? Naprawdę to powiedział, a ona nie uwierzyła? Już nie wiem które z tej dwójki jest głupsze, ale Arleen powinna go wysłuchać i uwierzyć. Ja pewnie też bym nie potrafiła, ale patrząc na fakt jak Justin się stara, może jednak?
    Głupia Nora, nie wiem skąd taka dziewucha się tutaj wzięła. Wszystko zniszczyła, a było tak pięknie.
    A śmiać mi się chce z zazdrości Justina, że Arleen tak dobrze zaczęła się dogadywać z Colinem haha.
    Rozdział wyszedł epicki, w ogóle się tego nie spodziewałam i byłam totalnie zaskoczona, gdy czytałam to w nocy, szacuneczek wielki! Ciężko mi teraz znaleźć odpowiednie słowa, by opisać to co myślę o tym rozdziale, ale powiem tyle, że p e r f e c t o.
    Do następnego! x

    OdpowiedzUsuń
  8. Okej, skończyłam czytać - pierwsze co pomyślałam ''O nie, nie zrobiłaś mi tego!''. Ale już wyjaśniam. Cały ten rozdział czytałam i w większość i się zastanawiałam czy ty piszesz o mnie? I dlatego ten rozdział tak mi się podobał. Totalnie czułam cały żal i ból Arleen. Czułam, bo sama przeżyłam niemal identyczną sytuację z pewnym kretynem. Co prawda u mnie było trochę gorzej pod pewnym względem, ale podpisuję się pod tym rozdziałem.
    Ale koniec o mnie. Jestem zaskoczona i zniesmaczona Justinem. Czy on ma rozdwojenie jaźni i nie wie czego chce? Zachowuje się jak dzieciak. Chcę Arleen, ale trzyma przy sobie Norę w razie jak by mu nie wyszło z tą pierwszą. Dodatkowo krzywdzi ich oboje i w sumie wszystkich w okół też w to wplątuje. Ale, przez te 21 rozdziałów zdążyłam się przyzwyczaić i czuję, że tu będzie coś mocnego. Czymś nas zaskoczysz i to będzie wielka sprawa. Po prostu to czuję ;D.
    Collin.. Co my mamy o nim myśleć? Jestem w takiej rozterce, że nie wiem co mam sądzić. Czy on w końcu jest jednak tym dobrym, a może od początku jest zły a teraz udaje dobrego? I zauważyłam coś co być może być istotne. Arleen ogląda wspólne zdjęcie Collina i Blade'a, na którym Collin jest uśmiechnięty i jest całkiem innym człowiekiem - podobno. W poprzednim rozdziale było wspomniane, że jest biseksualny. Co jeśli był zakochany w bracie Arleen? Bo nie sądzę, żeby ten był biseksualny lub homoseksualny, ale może był obiektem wspomnień Collina? Dlatego tak nienawidził Arleen? Być może obwiniał ją za ''śmierć'' Blade'a? Albo Collin obwiniał ją za to, że Blade się ukrywa. Coś czuję, że Collin dużo wie i jest bardzo ważną postacią w tej historii.
    Na koniec zakończenie. Mimo, że to z Arleen się utożsamiam to jednak bardzo było mi szkoda Nory. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Tym bardziej, że ona traktuje związek z Justinem poważnie, co można zauważyć. A ten co robi w zamian? Za jej plecami próbuję wybielić się przed inną dziewczyną mówiąc, że to nie tak, to nie jego dziewczyna, nie są razem i to nic nie znaczyło. Choć wszystko w koło twierdzą inaczej.
    I zapomniałabym ''zapomniałem'' - aż mi się płakać zachciało. Wszystko, dosłownie wszystko lepiej usłyszeć od słów, że jest się zapomnianym :(
    Kończę, bo zaraz w komentarzu się nie zmieszczę.
    Dziękuję Diana, kawał dobrem roboty! Warto czekać na takie rozdziały. I czy to tylko moje wrażenie, czy ten rozdział jest znacznie dłuższy od poprzednich? ;)
    Dziękuję za twój czas przede wszystkim i że mimo małej ilości komentarzy (na co już straciłam cierpliwość zwracać uwagę innym, po zignorowaniu twoich próśb i moich komentarzy wcześniej) nie tracisz zapału do pisania, co doskonale widać w zdaniach, które tworzysz. Jesteś genialna!

    Pozdrawiam,
    -GS.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah no tak, i nie dziwię się, że Arleen nie uwierzyła w słowa ''kocham cię'', bo ja też bym tego nie zrobiła. Nikt, kto prawdziwie kocha, nie zapomina o tej osobie, klejąc się i sypiając z inną. Nikt.

      P.S. Zapomniałam dodać to wyżej ;D

      -GS.

      Usuń
  9. O CHOLERA JASNA, już dawno nie płakałam tak bardzo, jak teraz, czytając ten rozdział. Serce mnie boli jakby to mnie ktoś tak zranił. Biedna Arleen.

    OdpowiedzUsuń
  10. Justin dostał to na co zasłużył i wcale nie dziwie się Arleen że nie uwierzyła mu w te słowa, do tego jeszcze fakt ze widziała tą dziewczyne ubraną w koszulke Justina... I w ogóle widziała ich całujących się. Gdyby ją kochał to zerwałby z Norą, to chyba oczywiste. Teraz Justin został bez żadnej z dziewczyn i ciekawe co z tym zrobi

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział! Bardzo emocjonalny ❤ pieknie opisujesz sytuacje jak i wydarzenia i tło masz prawdziwy talent ! Czyta sie to z przyjemnoscią

    OdpowiedzUsuń
  12. Justin to dupek nic go nie tłumaczy .... ale powiedział że ją kocha <3 W sumie na miejscu Arleen postąpiłabym tak samo i mu nie uwierzyła zasłużył sobie. Rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wierze że Justin już ją kocha tzn kocha ale on jeszcze pewnie o tym nie wie XD pewnie tak powiedział żeby została przy nim bo coś na sto pro od niej chce

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedna Nora. Justin po prostu ją wykorzystuje. Chodziaż z drugiej strony nie chce jej ranić, ale cierpi na tym on i Arleen. Czekam na następny rozdział! Weny!:))

    OdpowiedzUsuń
  15. Bedą jeszcze kolejne rozdziały?❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  16. Jejku, jak ja uwielbiam to opowiadanie ❤ Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  17. Idealny rozdział!<3
    Ja polecam tutaj nowe rozdziały(nie moje):
    http://night-dream-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń