Czasy obecne
Lokalizacja
nieznana
Przeraźliwy, drażniący uszy dziewczęcy wrzask odbił
się od ścian wypełniając całe pomieszczenie. Arleen odchyliła do tyłu głowę pozwalając,
by łzy spłynęły w dół, po jej czerwonych policzkach. Miała rozcięte udo, ramię i mnóstwo innych ran,
których nie była w stanie zliczyć. Czuła się brudna, sponiewierana i cholernie
słaba. Nie mogła absolutnie nic zrobić. Nie miała jak walczyć ani jak uciec co
sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej z samą sobą. Nienawidziła być słaba,
zawsze walczyła do końca, a teraz mogła tylko czekać, aż przyjdzie po nią
śmierć. Dziewczyna czuła w ustach metaliczny posmak krwi, która skapywała z jej
brody na koszulkę. Jej żołądek był zaciśnięty, a wszystkie mięśnie napięte.
Oddychanie przychodziło jej z ogromnym trudem, może było to spowodowane tym, że
nieznajomy z rozmysłem kilkakrotnie uderzył ją w żebra? A może tym, że od kilku
dni praktycznie nic nie jadła i nie piła odpowiedniej ilości wody? Nie
wiedziała. Twarz Arleen piekła i szczypała, policzki puchły, a z otwartych ran
wciąż sączyła się czerwona ciecz. Szatynka nie potrafiła zrozumieć co kieruje
człowiekiem, który robi coś takiego drugiej osobie. No bo jak można tak katować
niewinnego człowieka? Czyżby naprawdę popełniła w życiu tak ogromny błąd, że
musiała w ten sposób za niego zapłacić? Dlaczego Bóg nie mógł jej dać normalnej
pokuty, dlaczego ze wszystkich osób na świecie to ją to spotkało? Arleen nie
potrafiła wytłumaczyć wielu rzeczy, ani tego dlaczego trzy lata temu została
napadnięta, ani tego dlaczego jej brat nie żyje czy tego dlaczego się tu
znalazła. Gdy ponownie usłyszała zbliżające się kroki naparła plecami o oparcie
krzesła próbując się wyswobodzić z ciasnych węzłów, co oczywiście nie było
możliwe, ale myśl o tym jak wygląda teraz jej ciało czy twarz nie pozwalała jej
od tak się poddać. Jej dłonie same zaciskały się w pięści.
- Przestań się wiercić - burknął mężczyzna boleśnie
zaciskając długie palce na jej ramionach. Arleen poczuła jego obrzydliwy oddech
na swojej twarzy i wszystkie jej wnętrzności jak na zawołanie skręciły się
powodując odruch wymiotny. Nie kontrolowała tego.
- Obrzydzam cię? - prychnął z oburzeniem i
wściekłością. - Obrzydzam?! - powtórzył jeszcze głośniej wbijając paznokcie w jej
delikatną skórę. Arleen pisnęła kręcąc mocno głową. Chciała coś powiedzieć ale
miała świadomość, że wtedy będzie jeszcze gorzej. Siedziała cicho wypłakując
kolejny potok łez licząc na to, że może to co się teraz stanie nie będzie, aż
tak bolesne jak poprzednie uderzenia. Nieznajomy złapał ją za podbródek unosząc
go wysoko do góry, tym samym ubrudził swoje dłonie krwią, która wciąż płynęła z
jej rozciętej wargi.
- Zostaw mnie - wybełkotała błagalnym, żałosnym tonem.
To był błąd. Odsunął jej podbródek do tyłu z taką
siłą, że przez moment Arleen wydawało się, że zwichnął jej szczękę. Krzesło na
którym siedziała poleciało do tyłu przygniatając jej związane dłonie do ziemi,
a głowa z hukiem uderzyła o betonową posadzkę. Od tej chwili wszystko działo
się nienaturalnie szybko. Pomimo czarnej opaski, która zasłaniała oczy Arleen
wydawało jej się, że jeszcze większy mrok ją pochłania. Czuła się tak jakby w
nim tonęła, groźne fale zanurzały jej ciało coraz głębiej i głębiej, a dźwięki
ze świata zewnętrznego uciekały gdzieś daleko. Było tak jakby woda zalewała jej
płuca i nie pozwalała na zaczerpnięcie oddechu. Rwący ból w udzie, obolałe
plecy, dłonie, policzki i cała reszta słabły. Ogarniała ją dziwna, nieznana
nigdy wcześniej lekkość. Odchodziła gdzieś daleko nieświadoma tego, gdzie
podąża. Jej nogi same prowadziły ją w nieznanych kierunkach. Nie była świadoma
jak długo to trwało, ale gdy nagle coś próbowało ją od tego oderwać wcale nie
chciała wracać. Chciała zostać i błądzić nieskończenie czując się w ten
przyjemny, nieznany wcześniej sposób. Z dala od bólu i cierpienia. Chciała, by
fale zaniosły ją tak daleko jak tylko to możliwe.
Poczuła na policzku szorstkie dłonie, które ujmowały
jej twarz.
- Czy ty kurwa zgłupiałeś?! - usłyszała wściekły,
nieznany głos, który dochodził jakby zza niewidzialnej, grubej ściany. - Prawie
ją zabiłeś!
- To ja tu rządzę, więc zamknij ryj i zrób coś!
Arleen doskonale znała ten drugi głos. Słysząc go
chciała tym bardziej wrócić tam gdzie była, ale zamiast tego oddalała się od
tamtego punktu jeszcze bardziej. Nie wiedziała co się z nią dzieje i dlaczego
ma problemy z otworzeniem oczu czy poruszeniem jakąkolwiek częścią swojego
ciała. Osoba, która ujmowała jej twarz zabrała swoje ręce i zaczęła oglądać jej
ręce.
- Może i rządzisz ale nie dotykaj jej więcej! -
syknął.
- Nawet nie wiesz jak się nazywa, więc chuj ci do tego
co z nią robię!
- Chcesz żeby umarła?! Naprawdę ci na tym zależy?! -
chłopak z lekko zachrypniętym głosem krzyczał. - Wiesz jak to się wtedy
skończy?!
- Mam to kurwa gdzieś! - krzyknął i chyba w coś
uderzył, bo Arleen usłyszała głośny huk jakby coś z czegoś spadło. - Skoro tu
jest, to znaczy, że na to wszystko zasłużyła Will. Kto jak to, ale ty
powinieneś to doskonale rozumieć.
Zapadła błoga cisza, której nikt nie przerywał.
Szatynka znowu zaczęła się zapadać, traciła grunt pod stopami jakby opadała w
nieskończoność na coś co w ogóle nie istniało. Opadała z lekkością na nowo
przysłaniana przez ciemne, nieznane fale. Chciała, by w całości ją pochłonęły i
żeby więcej się nie wynurzyła.
- Jak się nazywa? - spytał Will.
- Arleen Blackwood.
I nagle szatynka rozchyliła wargi próbując zachłannie
wciągnąć do płuc tyle powietrza ile tylko mogły pomieścić. Zakaszlała podnosząc
do góry ręce, chcąc zasłonić usta wierzchem swojej prawej dłoni. Z zaskoczeniem
odkryła, że może to zrobić. Jej nadgarstki były wolne, ciemne pręgi zdobiły jej
poobcieraną skórę. Chwilę jej zajęło przeanalizowanie obrazu, który miała przed
sobą. Była zdziwiona, że jej oczy nie są zasłonięte czarną opaską. Zamrugała
energicznie powiekami i pociągnęła nosem czując dobrze jej znany zapach
stęchlizny. Wciąż znajdowała się w zimnym, wilgotnym pomieszczeniu pozbawionym
okien. Mała żarówka rzucała plamę światła na betonową podłogę oświetlając
krzesło, na którym wcześniej siedziała. Arleen gwałtownie spojrzała w dół
zerkając na stary, zniszczony materac. Odkąd tu trafiła nieustannie siedziała
na tamtym twardym krześle nie mogąc w żaden sposób rozprostować kości, więc
nawet nie wiedziała o jego istnieniu.
- Dzień dobry - diabelski, pozbawiony uprzejmości ton
głosu doszedł ją z góry. Pisnęła i z przerażenia zasłoniła usta rękoma
spazmatycznie oddychając. Zaczęła cofać się do tyłu ciągnąc za sobą obolałe
nogi przybliżając się do ściany. W ogóle nie zwracała uwagi na drugiego
chłopaka, który mówił do niej chcąc ją uspokoić. Trzęsła się jakby dostała
jakiegoś ataku, strach przejmował nad nią kontrolę. Arleen nie myślała
logicznie, ba w ogóle nie myślała. Panikowała coraz bardziej wiedząc, że nie ma
dokąd uciec i, że nie ma tu żadnego miejsca, w którym mogłaby się schronić.
Czuła, że nieznajomy patrzy na nią z satysfakcją jakby bawiło go to, że mimo
jej starań i tak nigdy się stąd nie wydostanie.
Szatynka dotarła pod ścianę i nerwowo przesunęła
dłońmi po swoim udzie, które niesamowicie bolało. Ubrudziła szczupłe palce
krwią, która sączyła się z rany brudząc materiał przepoconych, zniszczonych
spodni, które miała na sobie.
- Kurwa mać - usłyszała ten drugi głos. Przez widok
osoby, która doprowadziła ją do tego stanu zupełnie zapomniała o obecności
Williama. Z trudem łapała każdy kolejny oddech. Dusiła się swoimi łzami,
strachem i bólem. Zupełnie nieznajomy chłopak wcale nie miał wystraszonej miny,
wyglądał na lekko zaskoczonego ale przy tym zupełnie spokojnego.
Arleen pomyślała, że dla nich wszystkich, bez względu
na to ile ich jest - widok zmasakrowanych ludzi to coś normalnego. Mimo to, że
prawdopodobnie był równie niebezpieczny co ten pierwszy. Szatynka odwróciła od
niego wzrok skupiając się na chłopaku, który zadał jej wszystkie te rany. Bała
się, że zaraz znowu się na nią rzuci, że będzie jeszcze gorzej.
- Popatrz na mnie - powiedział do niej łagodnie
William. Arleen go nie słuchała, wciąż kaszlała, krztusiła się i łapczywie
łapała oddech. Jej pot mieszał się z krwią i spływał po jej ciele. Musiała
strasznie cuchnąć, ale w ogóle o tym nie myślała. Will złapał ją za ramiona
przez co gwałtownie się wzdrygnęła patrząc na niego swoimi wielkimi,
przerażonymi oczami pełnymi łez.
- Oddychaj - odezwał się. - Oddychaj - powtórzył, - rozumiesz?
Weź głęboki oddech - kontynuował spokojnym, wręcz anielskim tonem.
- Nie rób mi krzywdy - powiedziała błagalnie
odwracając od niego wzrok. Cały czas gapiła się na bezimiennego napastnika,
który zmienił jej życie w piekło. Nic do niej nie docierało, ciągle patrzyła na
niego walcząc z samą sobą i swoim strachem. Musiała go widzieć, bo tylko w ten
sposób mogła mieć stu procentową pewność czy coś jej zrobi, czy nie.
Obserwowała go uważnie z trudem łapiąc każdy kolejny oddech.
- Wyjdź stąd - warknął William kierując słowa do
swojego kolegi. Ten jednak uniósł w kpiący sposób brwi i prychnął. - Ona zaraz
się udusi, kurwa mać! Wynoś się! - krzyknął tak głośno, że był pewien, że
wszyscy znajdujący się w budynku go
usłyszeli. Chłopak wywrócił oczami i podniósł się kierując się do drzwi.
Burczał coś pod nosem, ale było to tak niewyraźne, że Arleen nie mogła
zrozumieć jego słów. Patrzyła jak odchodzi, a gdy całkiem zniknął przeniosła
wzrok na Williama.
- Oddychaj - powtórzył. - Nic ci się nie stanie, skup
się - mówił łagodnie, niemal uprzejmie wciąż trzymając ją za ramiona. - Wdech -
rzucił hasło patrząc na Arleen wyczekująco. Dziewczyna pociągnęła nosem
wciągając powietrze. - Wydech - wypuściła je ustami.
Kontynuowali to, a William za każdym razem mówił jej
co ma robić. Oddech Arleen powoli się wyrównywał i uspokajał, ale ona sama
wcale nie wyglądała na spokojną. Prawdę mówiąc wyglądała gorzej niż siedem
nieszczęść. Wcale nie czuła się lepiej, kręciło jej się w głowie i czuła się
dziwacznie.
- Nie wykonuj gwałtownych ruchów - rzucił
ostrzegawczym tonem. - Wszystkie te rany są świeże i nie zagoją się jeśli
będziesz tak panikować - powiedział podchodząc do starego biurka. Sięgnął po
kubek, który na nim stał i wrócił do skulonej w kącie Arleen. Patrzył na nią
przez chwilę intensywnie o czymś myśląc. Dziewczyna też na niego spojrzała, ale
nie przypatrzyła się jego twarzy, bo skupiła wzrok na koszulkę, którą miał na
sobie i, która była umazana krwią. Will potrząsnął głową jakby odrzucał od
siebie jakąś myśl.
- Wypij to.
Zerknęła nieufnie na szklane naczynie, ale posłusznie
chwyciła je w dłonie czując pragnienie. Przechyliła kubek wypijając całą jego
zawartość duszkiem. William uśmiechnął się pod nosem i wstał odwracając się na
pięcie. Arleen nie pamiętała momentu, w którym wyszedł chociaż była pewna, że
stało się to dziesięć sekund po tym jak wypiła ten dziwny napój o nieznanym
smaku. Po prostu zasnęła.
* * *
Minął jeden dzień, później następny i kolejne. Will
przychodził do niej każdego dnia, nie mówił za wiele. Przyglądał się jej
twarzy, patrzył na ręce, a potem dawał jej coś do jedzenia i ten napój. Piła
tylko to na zmianę z wodą. Nie była pewna co to konkretnie jest, ale zawsze
zasypiała, po jego spożyciu, a gdy otwierała oczy czuła się tak jakby ktoś
zrobił jej pranie mózgu. Mimo to Arleen wolała ciągle spać niż być bita i
poniewierana. Jej rany wciąż bolały i goiły się w ślimaczym tempie. Nikt z nią
nie rozmawiał, nikt nie pytał jak się ma i czy wszystko w porządku ale to
również było lepsze od całej reszty tego syfu, który tu przeżyła. Aż do pewnego
dnia, dokładnie półtora tygodnia po tym, jak Will przyszedł do niej po raz
pierwszy coś się wydarzyło.
Arleen otworzyła zaspane oczy i podciągnęła się do
góry. Nie chciała narzekać, bo stary materac był wygodniejszy od krzesła ale
był tak zużyty, że momentami czuła się tak jakby spała na gołej ziemi. Dziewczyna
wpatrywała się w ciemność zastanawiając się jaki jest dzień i, która jest
godzina. Wydawało jej się to trochę dziwne, że odkąd praktycznie wyzionęła ducha
codzienne bicie skończyło się. Myślała, że o to w tym chodzi. Że ma pocierpieć,
a potem umrzeć ale widocznie to wszystko miało drugie dno. Pomyślała o swoim
bracie chcąc, by do niej wrócił i, by ją uratował. Ale nie było Blade, ani
królewicza na białym koniu. Była tylko ona i jej bezsilność. Westchnęła ciężko
odwracając się na drugi bok, skrzywiła się czując ból w ramieniu. Zastanawiała
się ile czasu minie zanim te wszystkie rany się zagoją, ba czy w ogóle jej
ciało będzie miało szansę na całkowitą regenerację. Pociągnęła nosem i
podciągnęła się jeszcze wyżej. Znany jej zapach stęchlizny mieszał się z
gorzkim zapachem dymu. Nagle drzwi rąbnęły z dużą siłą o ścianę obok, a do
środka wpadło światło razem z Willem, który rozglądał się z paniką po małej
piwniczce.
- Nie chcę tego pić - jęknęła Arleen zasłaniając oczy
ręką. - Dopiero się obudziłam.
- Chodź tutaj! - krzyknął ignorując jej marudzenie. Arleen
pomyślała, że przecież nie może się sprzeciwiać. Musi go słuchać nawet jeśli
tylko chce coś jej podać, bo inaczej może się to źle skończyć. Podniosła się i
chwiejnym krokiem podeszła do Willa, który stał w progu z zaciętą miną. Arleen
zamrugała energicznie wybudzając się coraz bardziej.
- Słuchaj mnie uważnie, - zaczął gorączkowo chłopak
nachylając się do niej. Mówił bardzo szybkim, nerwowym tonem rozglądając się na
boki, zasłaniał rękawem bluzy swój nos i usta. - Pomogę ci stąd uciec -
powiedział ale Arleen była tak zamroczona, że nie rozumiała jego słów. Mocno
złapał ją za ramię i potrząsnął nim gwałtownie chcąc, by zaczęła kontaktować.
- Co? - syknęła.
- Pamiętasz mnie? Nazywam się Will - powiedział, a
Arleen kiwnęła głową. - Mamy mało czasu, więc słuchaj uważnie. Po drugiej
stronie ulicy znajdziesz samochód, jak wyjedziesz z lasu jedź cały czas prosto
i kieruj się znakami do Stratford - mówił tak szybko, że Arleen rozumiała co
drugie słowo. - Jak wjedziesz na obrzeża miasta porzucisz auto, rozumiesz? W
schowku znajdziesz list, który MUSISZ - podkreślił słowo, - dostarczyć
Justinowi Bieberowi, on znał twojego brata, będzie wiedział co ma dalej robić.
Arleen stała patrząc na niego z niedowierzaniem. Co
jeśli to prowokacja? Co jeśli to wszystko zostało wcześniej ustalone? Co jeśli,
gdy tylko przekroczy próg piwnicy i postawi nogę na pierwszym stopniu zostanie
ogłuszona i ukarana za złe zachowanie? Jednak z drugiej strony powietrze
pachniało spalenizną, a ciemne kłęby dymu wypełniały coraz szybciej małą
piwniczkę, więc chyba naprawdę ktoś postarał się o mały sabotaż. Zakaszlała
patrząc na chłopaka z nieufnością. Miał wymalowaną determinację na twarzy, był
skupiony i podenerwowany.
- Uciekaj! - krzyknął jej do ucha.
Arleen dłużej nie myślała. Biegiem ruszyła w kierunku
otwartych drzwi zostawiając za sobą Willa, który obserwował jak znika na
schodach prowadzących do góry. Wiedział, że ta akacja będzie go dużo kosztowała
ale miał plan i wiedział, że wszystko pójdzie po jego myśli.
Dziewczyna ignorując rwący ból w udzie wypadła na
parter z nienaturalnie szybko bijącym sercem w piersi. Dzienne światło raziło
ją lekko w oczy, które zdążyły się od niego odzwyczaić. Oddychała szybko i
nierówno, czuła gorąco i zapach spalenizny ale nie interesowało ją w tym
momencie co się pali. Jej zdaniem cała ta rudera mogła pójść z dymem, ale
lepiej żeby w środku były osoby odpowiedzialne za to jak teraz wygląda. Tak, życzyła
śmierci innym ludziom, skoro ona tyle wycierpiała, oni powinni odczuć chociaż
namiastkę tego bólu na własnej skórze. Przystanęła rozglądając się na boki
bojąc się, że ktoś zaraz wyskoczy na nią zza rogu. Rzuciła krótkie spojrzenie
na nagie ściany i zdecydowała się ruszyć w lewą stronę mijając jakieś
pomieszczenia. Ignorowała ból, który odczuwała przy każdym ruchu pragnąc
wolności bardziej niż czegokolwiek innego. Była przepełniona determinacją.
Dostała szansę i zamierzała ją wykorzystać nawet jeśli to była tylko podpucha. Zaraz,
co mówił ten chłopak? Wyjść z domu i
znaleźć samochód. Arleen zobaczyła drzwi na końcu korytarza, pobiegła do
nich i szarpnęła za klamkę.
- Zamknięte - fuknęła pod nosem uderzając w nie
pięścią. Cóż, nikt nie powiedział, że uciekanie jest łatwe i przyjemne. Gorączkowo
rozglądając się na boki Arleen szukała jakiegoś rozwiązania, ale nic nie
przychodziło jej na myśl. Obok były tylko drzwi prowadzące w nieznane i
średniej wielkości okno pozbawione jakiejkolwiek klamki czy uchwytu. Szatynka
odwróciła głowę rozglądając się za czymś czym mogłaby je rozbić, ale nic
takiego nie znajdowało się w pobliżu. Zagryzła wargi krztusząc się dymem, który
wypełniał jej płuca. Robiło się coraz goręcej, wydawało jej się, że na piętrze
zaczyna pękać konstrukcja całego domu. Musiała szybko działać i myśleć, ale nie
było to łatwe do zrobienia po tylu dniach siedzenia w zamkniętym, ciemnym
pomieszczeniu. W dodatku Will ciągle przynosił jej do picia ten dziwny napój po
którym ciągle spała. Nie wiedziała co to, ale wolała nie pytać. Zresztą sen był
przyjemniejszy do nabawiania się nowych siniaków.
W końcu dziewczyna zdecydowała co zrobi. Zręcznie
przeciągnęła przez głowę koszulkę i krzyknęła czując niesamowity ból, gdy rany,
z których kilka dni temu sączyła się krew i które przylepiły się do materiału
ponownie zostały rozerwane. Łzy zabłyszczały w jej oczach i kilka opadło na
policzki. Ignorując ból Arleen owinęła rękę w przepoconą, brudną koszulką i z
całej siły uderzyła nią w szybę. Powtórzyła to jeszcze kilka razy, aż w końcu
szkło rozsypało się po podłodze. Arleen odłamała jeszcze kilka kawałków chcąc
zrobić sobie jak największe przejście tak, by znowu nie zrobić sobie krzywdy. Otrzepała
koszulkę i włożyła ją z powrotem na siebie zaciskając zęby z bólu. Przerzuciła
jedną nogę na drugą stronę, a potem drugą, aż w końcu przecisnęła się przez
dziurę i pierwszy raz od wielu dni zaczerpnęła świeżego powietrza. Zaciągnęła
się rozkoszując się świeżością, a na jej ustach rozciągnął się ogromny uśmiech
jakby już była wolna. Nigdy nie pomyślałaby, że zatęskni za słońcem i widokiem
nieba.
Nie mogła jednak rozkoszować się tym widokiem. Po
drugiej stronie ulicy usypanej z żwiru stał stary, zakurzony model Rang Rovera.
Arleen pobiegła w jego stronę słysząc jak małe kamyczki zgrzytają pod ciężarem jej
stóp. Biegła tak szybko, że w mgnieniu oka stała po drugiej stronie ulicy. Gdy pociągnęła
za klamkę i otworzyła drzwi zamarła na kilka sekund obserwując jak na plac
rozciągający się przed budynkiem, od prawej strony wjeżdżają kolejno trzy
samochody. Każdy z nich zaparkował popisując się i wykonując dziwne manewry.
Ten pierwszy niemal wjechał w drzwi. Wysiedli z samochodów śmiejąc się z czegoś
w głos. Była ich siódemka, a Arleen nie potrafiła się ruszyć. Patrzyła na nich
nie wiedząc co ma zrobić. Jeśli się na nią rzucą nie będzie mieć szans, by
uciec, ale może jeśli będzie cicho nie zorientują się, że coś jest nie tak. Rozchyliła
usta gapiąc się na nieznajomego chłopaka, który ją torturował. W świetle
dziennym wyglądał równie upiornie co w blasku żarówki, był młody ale jego twarz
była jak twarz jakiegoś potwora. I wcale nie chodziło o blizny czy jakieś
zadrapania, bo miał idealnie gładką skórę. Chodziło o spojrzenie i wiecznie
wymalowaną kpinę na ustach. Gdy nieznajomy wyczuł dym i dostrzegł okno
pozbawione szyby szybko odwrócił się rozglądając się po okolicy. Spojrzał na
Arleen, a jego dolna szczęka niemal upadła na ziemię.
Stał w bezruchu gapiąc się na nią jakby zobaczył ducha
i pewnie rzuciłby się w jej stronę, gdyby nie to, że zewsząd rozbrzmiał huk i
przednia część domu eksplodowała. Siła wybuchu odrzuciła ją do tyłu tak, że
przywaliła plecami w bok samochodu, a potem upadła na żwir. Znajdowała się
daleko, więc nic się jej nie stało w przeciwieństwie do chłopaków. Świeże
powietrze zaczęło śmierdzieć chemikaliami, kawałki desek rozsypały się po placu,
a cała siódemka jej oprawców leżała na ziemi zwijając się z bólu. Piszczało jej
w uszach, więc nie słyszała co krzyczał William, który wybiegł od drugiej
strony budynku. Posłał jej jedno, bardzo krótkie, dyskretne spojrzenie i kiwnął
głową. Arleen bez słowa wsiadła do samochodu przekręcając wcześniej przygotowany
kluczyk w stacyjce. Wcisnęła pedał gazu i odjechała z bijącym sercem, spoconymi
dłońmi i nadzieją na lepsze jutro naiwnie wierząc, że to co najgorsze ma już za sobą.
* * *
Siemson! To prawdopodobnie drugi i ostatni raz kiedy
informuję o nowym rozdziale na tym blogu.
Jeśli wy nie macie czasu, żeby skomentować i wyrazić swoją opinię - ja nie mam
czasu, żeby was informować :) - zmieniłam zdanie w tej kwestii, powiedzmy, że jeszcze przez trzy rozdziały będę informowała, a później wszystko zależy od Was. Nie wiem dlaczego ale to już drugi raz jak przypadkiem
usunął mi się cały rozdział dlatego wygląda jak wygląda. Anyway, mam nadzieję,
że nie jest tak źle :) Może teraz jeszcze to wszystko wydaje się wam
niezrozumiałe i mdłe no aleee... co to by była za przyjemność czytania,
gdybyście na wstępie wszystko wiedzieli, prawda? :)
Co myślicie o Willu? Naprawdę sądzicie, że Arleen
uciekła i, że jest wolna?
Życzę Wam udanych wakacji! Ja niestety chyba
całe spędzę w domu... ale może Wy macie lepsze plany haha :)
// T W I T T E R //
pierwsza !!!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział *.* Ciesze sie jak cholera że Arleen uciekła, zobaczymy co będzie dalej :) Czekam na kolejny rozdział który mam nadzieje że pojawi sie szybko i życzę Ci duuuuużo weny do pisania
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_
Co sądzę o Willu hmm pomógł jej, a ja nie mam pojęcia dlaczego. Wydaje mi się, ze ten cały Justin Bieber nie bedzie miły dla niej.
OdpowiedzUsuńWill wydaję się dobry,chyba.Cieszę się że udało się jej uciec.Ciekawe jak Justin na nią zareaguje ? Czekam na następny .Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńto opowiadanie jest bardzo intrygujace i genialne seiro
OdpowiedzUsuńteraz coraz czesciej widuje tak genialne fanfiction
czekam na rozdzialy z justinem jezuuuu
kocham
wow
OdpowiedzUsuńpo prostu w o w - odjęło mi mowę.
Rozdział świetny, szczerze to nie sądziłam, że Will okaże się tym dobrym.
Chociaż może jednak nie jest... :)
Ciekawi mnie kim okaże się Justin i co dalej będzie z Arleen.
Weny życzę ♥
Rozdział jest jak najbardziej udany. Czytało mi się naprawdę dobrze i cieszę się, że w końcu mogłam go przeczytać, bo nie mogłam się doczekać, aż w końcu coś dodasz! Will wydaje mi się całkiem zaufanym chłopakiem, ale czy na pewno taki jest? Chociaż sprawił, że dziewczyna uciekła - to już coś, prawda? Chyba, że jest w tym jakieś dno. I to sprawia, że chcę czytać to ff - nie wiem co tak naprawdę się dzieje. Nie mogę się doczekać, aż spotka się z Justinem, aw.
OdpowiedzUsuń/ jolobizzle
omg to ff jest boskie, czekan na kolejny rozdział x
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 !
OdpowiedzUsuńświetny rozdział czytało się go dobrze i lekko (jak na ff 'bad')
OdpowiedzUsuńMyśle, ze to jeszcze nie koniec i Jus bedzie dbal o jej bezpieczeństwo.
OdpowiedzUsuń@aleksandraa984
UsuńKocham to opowiadanie. Jest takie tajemnicze assgjsga. Will wydawał się być w porządku, ale nie wiadomo czego się można spodziewać. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału x
OdpowiedzUsuńOOOOO ZAKOCHAŁAM SIĘ W TYM, DALEJ DALEJ <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie idzie prowadzenie bloga, fjuwahfiua *-*
Aaaa ciekawy . Spodobało mi się to , że ja uwolnił :D Mam takie pytanko i od razu przepraszam za spam . Czy mogłabyś udostępnić link do mojego ff o Justinie na tt czy gdzie kolwiek ? Ja zrobię to samo z twoim z góry , dziękuję :* Zaraz podam link :)))
OdpowiedzUsuńLink podam ci na tt . Jeszcze raz przepraszam ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie zaciekawiła mnie ta historia, twoje opisy, to jak idealnie przedstawiasz rzeczywistość bohaterów jest nie do opisania. Cieszę się, że trafiłam na twój blog :) Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały! @bieberauss
OdpowiedzUsuńzakochałam się w tym opowiadaniu :) nie mogę doczekać się nowego rozdziału - @thisswaggirl_JB
OdpowiedzUsuńWspaniały :) oryginalna fabuła tak sądzę
OdpowiedzUsuńo ja pierdole, omfg to opowiadanie jest niesamowite! cudne! omfg usiydkfhwskjdfh i Twój styl pisania i ta fabuła omfg rsghdiksjdf <3
OdpowiedzUsuńWczoraj (a może i przedwczoraj, nie jestem pewna) odkryłam tego bloga. Na spróbowanie przeczytałam kilka zdań z drugiego rozdziału, bo to on był najbliżej. I zdałam sobie sprawę, że piszesz genialnie. Cofnęłam się do wstępu i przeczytałam wszystko, jak leci i muszę przyznać, jestem zaskoczona, a przede wszystkim zachwycona! Masz świetny styl pisania, nie robisz żadnych błędów językowych, które, jak zauważyłam, są częste na takich blogach. Właściwie, jedynymi błędami, jakie zauważyłam, są tylko drobne, nieliczne interpunkcyjne, z którymi ja sama mam problem, więc się nie przejmuj.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać: kocham główną bohaterkę! Jest zaradna, waleczna i dzielna. Nie mogłabym sobie lepszej wymarzyć.
Akcja jest genialna. Widać, że masz wszystko zaplanowane i przemyślane. Zaintrygowałaś mnie i już nie mogę doczekać się następnych rozdziałów.
Pozdrawiam.
Luna
świetny rozdział
OdpowiedzUsuń@SwaglandJB
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wystarczyło, że przeczytałam kilka pierwszych zdań i byłam pewna, że się nie zawiodę. Nie pomyliłam się. Te rozdziały są genialne. Nawet nie jestem w stanie tego określić. Jesteś niesamowita :) Nie żałuję, że tu zajrzałam xx Już się nie mogę doczekać kolejnego xx
OdpowiedzUsuń@Agnes5542
Tak przy okazji zapraszam do siebie
ineedangelinmylife.blogspot.com
Super ;* życzę ci udanych wakacji ;) oby tak dalej :) @nxd69
OdpowiedzUsuńŚwietny, dziękuję za poinformowanie na tt o twoim blogu. Będę tutaj zaglądać :* /@sirbizzle
OdpowiedzUsuńomg, świetne opowiadanie jhrfdkhghdgkfdj ju.ż się nie mogę doczekać nn <3
OdpowiedzUsuń@kidrawhxo
Jej naprawde mnie zaintrygowalas nie moge sie doczekac kolejnego cudowne <3
OdpowiedzUsuńMozesz mnie informowac o nn na tt @believeyoucanx3
świetne.... ;oo . ♥
OdpowiedzUsuńTo jest genialne, ciekawe czy uda jej się uciec :)) @forevermindSWAG
OdpowiedzUsuńsuper rozdział :))
OdpowiedzUsuńŁoo :0 *0* czekam na next !! /@_TommoKiss
OdpowiedzUsuńŚwietne! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Czytając to ff czuję się, jakbym czytała jakąś dobrą książkę! Oby tak dalej! <3
OdpowiedzUsuńBoże to jak piszesz, to jak zinterpretowałaś ten rozdział! Nooo brak słów... przynajmniej ja nie wiem co powiedzieć/napisać. BOOOSKO *__* więcej nie mogę, bo odebrałaś mi mowę. Błagam o następny bo ta historia mnie strasznie wciągnęła. Czytam chyba z 20 różnych opowiadań, ale tego jeszcze nie było... ♥♥♥
OdpowiedzUsuńo Boze! to jest fantastyczne !
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
To jest totalnie genialne!
OdpowiedzUsuń@ilypena
no to niedługo zobaczymy justina :D @iheartblaugrana
OdpowiedzUsuńświetny x
OdpowiedzUsuńnie moge się doczekac następnego @luvyoubizzle
Bardzo mi się spodobało i czekam na ich dalsze losy, szczególnie na to aż spotka Justina, tylko miałabym jedną uwagę.. Mogłabyś rozjaśnić kolor czcionki? Ledwo można przeczytać co tam pisze, ale mimo to, świetny rozdział i czekam na następny!
OdpowiedzUsuńZapraszam na swój blog, nowe, a przede wszystkim oryginalne fanfiction o Justinie - http://love-quintessence.blogspot.com/ :)
oooo kocham ten JBFF nie mogę doczekać się nn
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz :D jestem ciekawa co będze dalej czy ją dopadną
kocham <3
@kocham_biebsa
Hej cieszę się że w końcu mogłam przeczytać kolejny rozdział .Jest świetny ! Ze zniecierpliwieniem czekam na następny /Loli$a
OdpowiedzUsuńHej cieszę się że w końcu mogłam przeczytać kolejny rozdział .Jest świetny ! Ze zniecierpliwieniem czekam na następny /Loli$a
OdpowiedzUsuńKocham♥♥♥ Nie mogę doczekać się kolejnego równie świetnego rozdziału
OdpowiedzUsuń@LoliszkaXD
na pewno nie uciekła, nie uwierzę w to. nie szantażuj nas ty, niedobra!
OdpowiedzUsuńJAKIE ŚWIETNE KFCHHGFH OMG, CHCE NN
OdpowiedzUsuń@martynkag
jezuuuu umieraaam kocham to afjajfjzxcjxzjfcjzjc @alexb1200
OdpowiedzUsuńJeju cudny rozdział Boże kocham tego bloga <3 /@Crazy_Wiki94
OdpowiedzUsuńOstatnio dałam sobie spokój z opowiadaniami o Justinie bo wszystkie jak dla mnie wyglądały tak samo ale wow, Twoje jest naprawdę zupełnie inne i jestem bardzo ciekawa nowych rozdziałów, więc czekam z niecierpliwością na następny, piszesz idealnie i masz wielki talent, buzi x /@luv_my_Larreh
OdpowiedzUsuńJejku ... boski <333
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuń@AniolyCiemnosci
To jest naprawde fajne kiedy rozdziały są długie i takie ciekawe
OdpowiedzUsu��
OdpowiedzUsuń