piątek, 11 lipca 2014

Rozdział trzeci



Ciężko dysząc Arleen zaciskała kurczowo swoje chude palce na kierownicy. Stopą dociskała pedał gazu nie zerkając nawet na licznik. Była zbyt zajęta oglądaniem się za siebie i sprawdzaniem czy ktoś jej nie śledzi. Musiała odjechać jak najdalej, wiedziała, że wybuch osłabi ich i trochę spowolni ale z pewnością nie pozwolą jej od tak odejść. Nie była głupia, wiedziała, że tacy ludzie jak oni nie odpuszczają, a niczego tak bardzo się nie bała jak powrotu do ciemnej, wilgotnej piwnicy, która była jej więzieniem. Modliła się, by to wszystko wreszcie się skończyło. Miała nadzieję, że natknie się na radiowóz policyjny i, że ją zatrzymają za przekraczanie prędkości. Wyjaśniłaby im wtedy, że ucieka przed bandą psychopatów, a oni by jej uwierzyli lub sami wcisnęliby ją do zakładu psychiatrycznego. W tym momencie Arleen było to obojętne. Najważniejsze było dla niej to, by nigdy więcej ponownie nie przekroczyć progu tamtego domu. Gdyby ją zatrzymali  nie musiałaby szukać tego chłopaka, o którym mówił Will, wszystko byłoby odrobinę prostsze.
Dziewczyna czuła, że wszystkie jej kończyny wibrują przez serce, które zachowywało się tak jakby chciało uciec z jej piersi. Kropelki potu spływały w dół jej pleców, a świeże rany znajdujące się na strasznie piekły. Nieustannie odwracała wzrok sprawdzając czy nie ma za nią kogoś znajomego. Myśl o tym, że może stracić wolność i, że może znowu trafić do mrocznej piwnicy przyprawiała ją o mdłości. Tęskniła za swoim pokojem, za swoim domem, za Bladem, rodzicami, a nawet za tymi wszystkimi głupimi spojrzeniami na ulicy. Wszystko było lepsze od tamtego miejsca. W jej oczach ciągle błyszczały łzy, które bardzo chciały znaleźć sobie ujście. Była jeszcze jedna rzecz, której Arleen się obawiała... Jeśli wszystko się uda, to jak sobie poradzi? Jak wróci do normalności po tym wszystkim? Co powiedzą jej rodzice, gdy się do nich odezwie? Czy przez ten czas jej szukali? W końcu zniknęła na ponad miesiąc, może na więcej, może na mniej, nie była w stanie tego określić. Czy jej mama płakała w słuchawkę mówiąc jej ojcu o tym jak bardzo jest zraniona, o tym jak nie wie co może jeszcze zrobić? Może wspólnie modlili się o jej powrót, albo wręcz przeciwnie - obwiniali siebie nawzajem i wytykali sobie kto jaki błąd popełnił? Czy jej zdjęcie znajdowało się w każdym sklepie z informacją o jej zniknięciu? Arleen była pewna tego, że rodzice nie przyjęli jej nieobecności ze stoickim spokojem. W końcu ich syn leży zakopany kilka metrów pod ziemią w eleganckiej trumnie z ładnego, bardzo drogiego drewna...
- Nie myśl o tym - skarciła samą siebie pod nosem kręcąc przy tym głową.
Westchnęła spoglądając na migającą diodę, która sygnalizowała, że powoli kończy się zapas paliwa, ale była pewna, że wystarczy go jej na tyle, by dotrzeć na obrzeża Stratford. Po obu stronach wąskiej drogi, którą jechała rósł gęsty las, który sprawiał, że wszystko wyglądało dość mrocznie. Wysokie, grube drzewa rzucały cień, a liście nie przepuszczały promieni słońca, więc panujący półmrok przyprawiał Arleen o dreszcze. Była pewność, że ciemność już zawsze będzie jej się kojarzyła z jednym ale w końcu udało jej się wyjechać i trafiła na główną drogę. Mijała jakieś łąki i pojedyncze znaki drogowe, słońce w końcu przebiło się przez chmury, a jego promienie lekko muskały jej zmęczoną twarz. Minęło pół godziny jej podróży, stopniowo zwalniała, a jej ciało się rozluźniało. Obserwowała pojawiające się budynki, pojedyncze domy czy przechodniów. Tęskniła za widokiem zwykłych, zwyczajnych ludzi, którzy byli zajęci swoją codziennością. Miała nadzieję, że jej uda się wrócić do swoich szarych, zwykłych, nudnych dni. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, która może być godzina i doszła do wniosku, że musi być jeszcze wcześnie rano skoro nie ma żadnego ruchu na drodze. W pewnym momencie podskoczyła na swoim miejscu, gdy jakiś samochód zaczął ją wyprzedzać. Facet jadący jakieś to czterdzieści kilometrów na godzinę nawet na nią nie spojrzał, ale mimo to w głowie Arleen pojawił się obraz, że zaraz zajedzie jej drogę i dojdzie do wypadku. Wzdrygnęła się na samą myśl, ale z drugiej strony doskonale wiedziała, że co by się nie działo - nie mogą jej zabić. Gdy wyminęło ją kolejne auto zareagowała podobnie, ale na szczęście była to tylko jakaś rodzina. Mała dziewczynka siedziała z nosem przyklejonym do szyby i pomachała swoim pluszakiem w kierunku Arleen, a ona nawet się do niej nie uśmiechnęła. Nie była pewna czy jeszcze wie jak to się robi.
Szatynka dokładnie przyglądała się znakom kierując się na Stratford. Skręcić w lewo, później w prawo, a później ciągle prosto... Gdy tak jechała, jeszcze wolniej niż wcześniej zaczęła się zastanawiać nad tym kim jest Will? Dlaczego tak nagle postanowił zdradzić swoich domniemanych przyjaciół i jej pomóc? Podpalił coś, a potem wysadził przednią część ich domu tylko po to, by pomóc jej uciec. Kto normalny robi coś takiego? Arleen prychnęła przewracając przy tym swoimi dużymi, zielonymi oczami. Przypomniała sobie, że nikt tam nie pasuje do kategorii "normalny", nawet Will. Oczywiście była mu wdzięczna za to, że jej pomógł. Ba, czuła się tak jakby była jego dłużnikiem, ale żadnymi pieniędzmi i prezentami nie była w stanie mu zapłacić za okazanie jego dobrego serca. Miała tylko nadzieję, że kiedyś go jeszcze zobaczy i będzie mogła mu podziękować za to co dla niej zrobił.
Arleen skręciła w lewo, a potem jechała ciągle prosto, aż w końcu zobaczyła wielką tablicę z wypisaną ilością osób zamieszkujących miasto i napis "Witamy w Stratford!". Pochyliła się do przodu rozglądając się za miejscem, w którym mogłaby zostawić auto. Polegała na Williamie, więc zamierzała działać ściśle z jego planem, który niestety nie był zbyt szczegółowy. Nie uwzględniał położenia tego całego Biebera, więc Arleen miała tylko nadzieję, że nie spędzi całej wieczności szukając go ale nawet jeśli, to z pewnością była to lepsza alternatywa niż powrót do tamtego piekła. Skoro Will kazał jej odnaleźć tego chłopaka to z pewnością wszystko się ułoży. Trzymając jedną dłoń na kierownicy szatynka sięgnęła drugą do schowka. W środku walały się przeróżne rzeczy od prezerwatyw do otwartego opakowania jakichś spleśniałych ciastek. Z obrzydzeniem złapała pomiędzy palce kopertę, która leżała pod paczką papierosów i zerknęła na nią. Była dokładnie zaklejona taśmą klejącą, dziewczyna wyczuła pod palcami, że od środka wyklejona jest folią bąbelkową, a może nawet czymś więcej. Arleen była ciekawa co znajduje się w liście, który został napisany przez Willa. Czy napisał o niej? Czy napisał o tym co ją spotkało? Nie wiedziała. Przyglądała się przez chwilę przechylonym literkom, które układały się w jedno słowo - Justin. Zapominając o całym świecie zaczęła się zastanawiać nad tym kim jest ten chłopak. Dlaczego spośród wszystkich znajomych William kazał jej odnaleźć właśnie jego? Co było w nim tak wyjątkowego i czego brakowało innym? Najdziwniejsze było to, że Blade nigdy nie wspominał o tym Justinie, a przecież rzekomo się znali... a to trochę niepokoiło Arleen.
I nagle wszystko zaczęło się dziać tak szybko jak w jakimś filmie. Zdekoncentrowana szatynka krzyknęła upuszczając list, gdy poczuła, że ktoś z impetem uderza o tył samochodu. Jej druga dłoń omal nie ześlizgnęła się z kierownicy. Serce wróciło do nienaturalnie szybkiego rytmu, a wszystkie mięśnie ponownie się napięły. jak na zawołanie. Zerknęła w lusterko wsteczne zbyt przerażona, by obrócić głowę. Tuż za nią jechał inny samochód, był duży, miał lekko wgniecioną blachą i zdrapany lakier w niektórych miejscach. Gdy uświadomiła sobie, że widziała go już wcześniej żołądek niemal podszedł jej do gardła. Chłopak z krwawiącym rozcięciem na czole uśmiechał się zwycięsko zadowolony z siebie.
- Kurwa mać! - krzyknęła przepełniona frustracją dziewczyna.
Jak mogła stracić koncentrację? Jak mogła się zapomnieć, jak mogła zwolnić?! Gdyby jechała tak szybko jak na początku nigdy by jej nie dopali. Była zła na nich, na siebie i na cały pieprzony świat, że rzuca jej takie kłody pod nogi. Jak mogła zapomnieć kim ON jest? Oczywistością było, że chociażby miał się wykrwawić nie odpuści, byleby tylko ją dorwać. Nie pozwoli jej odejść bez walki, ale Arleen w tym momencie też nie zamierzała odpuścić. Zagryzła zęby starając się skupić, próbowała opanować strach i nerwy. Przecież jest na zewnątrz. Nie tkwi już przywiązana do krzesła i może się bronić. Może nie jest silna, ale nie ma mowy, by wróciła tam dobrowolnie. Nie ma mowy, żeby pozwoliła mu znowu to wszystko robić. Przechyliła się gwałtownie do przodu, gdy poczuła ponowne uderzenie. Czerwony samochód z dwójką obcych chłopaków zajechał ją od lewej strony.
- Zjedź na bok! - usłyszała krzyk.
 Zdeterminowana przycisnęła pedał gazu. Tuż przed nią nie znajdowało się nic oprócz opuszczonego szlabanu oraz znaku informującego, że lada moment przejedzie tędy pociąg. Pociły jej się dłonie i całkowicie zaschło jej w gardle. Co miała teraz zrobić? Zatrzymać się? Pozwolić, by przewrotny los znowu sam zadecydował o jej życiu? Jej serce waliło w klatce piersiowej, krew buzowała w żyłach, a Arleen wpatrywała się w pociąg, który wtoczył się na tory. Jechała wprost w jego stronę. Jechała po pewną śmierć. Wiedziała, że jeśli umrze tamta dwójka będzie mieć jakieś problemy. Zawiesiła stopę nad hamulcem przymrużając przy tym oczy. Pędziła prosto na pociąg świadoma tego na co się pisze. Zerknęła w lusterko i dostrzegła, że dwójka chłopaków zwolniła, ale ona nie zamierzała być taka jak oni. Musiała być odważna. Zamknęła oczy biorąc głęboki oddech, samochód przyśpieszył, a ona zaczęła na głos odliczać.
- Dziesięć... dziewięć... osiem... siedem... sześć... pięć... cztery... trzy... dwa... kocham cię Blade... jeden.
Gwałtownie wcisnęła hamulec otwierając szeroko oczy. Silnik zawył, ale ona w ogóle nie zwracała na to uwagi, była zbyt przejęta faktem, że dosłownie metry dzieliły ją od śmierci, a auto nadal jechało prosto. Zmierzało z zawrotną prędkością prosto na pociąg i wcale nie zapowiadało się na to, że jego nieskończona ilość wagonów nagle się skończy. Arleen z całych sił wykręciła kierownicą w prawą stronę wjeżdżając na jakąś polanę. Samochód jadąc po nieutwardzonym podłożu podskakiwał niespokojnie i cały się trząsł. Oddychała szybko i nierówno, czuła, że chce jej się wymiotować. Odwróciła głowę sprawdzając czy ktoś nadal siedzi jej na ogonie, ale wiedziała co zobaczy. Czerwony samochód był tylko kilka metrów za nią. Szatynka zerknęła na migającą diodę, a potem na wskazówkę, która coraz bardziej zbliżała się do śmiesznej naklejki ze smutną buźką. Cóż za ironia... Polna droga, którą sama sobie utworzyła biegła w stronę lasu, który w niczym nie przypominał tego poprzedniego, obok którego musiała przejechać. Przyśpieszyła, a następnie schyliła się szukając na oślep dłonią listu, który wcześniej upuściła. Wcisnęła go za pasek spodni, a potem dygotającymi dłońmi odpięła swój pas bezpieczeństwa. Nie miała innego wyjścia. Samochód toczył się w swoim tempie w stronę drzew. Arleen odwróciła głowę i pokręciła nią mocno. Zacisnęła oczy i otworzyła zamknięte drzwi, by wyskoczyć przez nie. Zrobiła to za późno, dosłownie dziesięć sekund przed tym jak samochód Willa uderzył o drzewo. Przetoczyła się po ziemi i sama mocno uderzyła o jedno z nich. Jęknęła z bólu ale nie miała czasu nawet na to, by jakoś polamentować nad swoim losem. Auto, którym jechała dymiło i miało wgniecioną maskę co nie wyglądało bezpiecznie. Odsunęła się do tyłu patrząc na nie wielkimi oczami. Will powiedział, że ma je zostawić na obrzeżach miasta, więc trochę nie udało jej się zrealizować tego punktu jego planu. Podniosła się do góry ciężko oddychając, na jej czoło wystąpiły małe kropelki potu. Jej nogi trzęsły się jak galarety, ręce były nadal pobielałe od siły z jaką je zaciskała. Arleen przez moment zastanawiała się czy powinna udawać martwą czy może uciec w głąb lasu, ale bieganie z udem, które było w tragicznym stanie nie należało do najmądrzejszych pomysłów. Nim jednak zdecydowała się na jakiś ruch stanęła przed nią dwójka młodych chłopaków.
- Nie ruszaj się - ostrzegł ją surowy, lekko podenerwowany głos, który doskonale znała. Patrzył na nią z rękoma uniesionymi w górę. Obok niego stał jakiś jego kolega, który wykonywał ten sam gest. Arleen nigdy wcześniej go nie widziała. Miał małe oczy i wielki nos, a na jego twarzy widać było wyraźny grymas. Nie wyglądał na najuprzejmiejszą osobę na świecie. Bezimienny zrobił krok w jej stronę, a ona od razu się cofnęła.
- To ty się nie ruszaj - warknęła unosząc dumnie głowę, chociaż miała ochotę się rozpłakać i położyć na ziemi.
- Mówiłem ci, że jest zadziorna - powiedział zwracając się do swojego znajomego. Arleen patrzyła na nich z nieufnością. Przeskakiwała wzrokiem z twarzy jednego na twarz drugiego. Próbowała powstrzymać drżenie swojego ciała, ale jej próby były bezsensowne. Obydwaj byli pokaleczeni, ubrudzeni pyłem i wyglądali na wściekłych.
- Nie zbliżajcie się do mnie! - krzyknęła widząc, że podchodzą bliżej.
Zatrzymali się.
- I co planujesz zrobić Blackwood? - zapytał śmiejąc się. - Nie masz dokąd pójść. Twój brat strzelił sobie kulkę w łeb, a twoi starzy sądzą, że wyjechałaś, żeby odpocząć.
- Co?
- Oh, naprawdę o tym nie wspominałem? Nie pamiętasz jak napisałaś im wiadomości ze swojego telefonu, że śmierć twojego brata jest tak przytłaczająca, że wybierasz się na wakacje i odezwiesz się jak wrócisz?
Wpatrywała się w niego ze zmarszczonymi brwiami analizując jego słowa. Miał jej telefon, wiedział jak się nazywa, kim jest Blade i gdzie są jej rodzice. Tylko skąd? Skąd mógł wiedzieć o niej każdą jedną rzecz podczas, gdy ona nie znała nawet jego imienia. Arleen wiedziała, że to straszny kłamca, więc była pewna, że to kolejny jego blef. Nie mogła mu ufać. Może faktycznie wcisnął jej rodzicom jakąś bajkę ale czy to coś zmieniało? Nie. Nadal mogła uciec. Nadal mogła wrócić do swojej mamy lub do taty i powiedzieć im całą prawdę. Mogła poszukać miejsca, w którym by zamieszkała i zaczęła wszystko od nowa.
- Wkręciłeś moich rodziców i dlatego sądzisz, że pójdę z tobą? - prychnęła. - Jesteś głupi? - spytała śmiejąc się w sarkastyczny sposób, ale zabrzmiało to tak jakby chciała wybuchnąć płaczem. - Musiałabym być pieprznięta, żeby dobrowolnie wrócić do tego piekła!
- Możemy o tym porozmawiać - mówił spokojnym sztucznym tonem zbliżając się do niej, robił bardzo małe kroki, które były niemal niewidoczne. Pokręciła mocno głową, a potem podniosła na niego swoje zielone oczy i pomyślała, że nigdy więcej jej nie dotknie. Nie pozwoli mu na to.
- Nie uderzysz mnie już nigdy więcej? - zapytała smutnym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
- Arleen nigdy więcej tego nie zrobię - powiedział stając przed nią z małym uśmieszkiem na ustach, - przysięgam. Masz teraz tylko mnie, na nikim innym nie możesz polegać. Twoich rodziców nie obchodzi co się z tobą dzieje, nie masz przyjaciół ani znajomych. Jestem tylko ja... pozwól, że zostanę twoim przyjacielem.
Przechyliła głowę na bok. Teraz naprawdę była przekonana, że ten chłopak jest pieprzonym psychopatą. Krew nadal sączyła się z jego czoła, a na jego brodzie formułował się wielki siniak. To dobrze, że ten wybuch ich trochę uszkodził - pomyślała - są słabi. Z rozmachem zgięła kolano i jednym zwinnym ruchem kopnęła bezimiennego chłopaka w krocze. Nie zwracając uwagi na nic więcej odwróciła się i rzuciła biegiem przed siebie. Usłyszała za sobą jedynie coś w stylu "nie pomagaj mi tylko ją kurwa goń!". Drzewa i krzaki, które mijały rozmazywały jej się przed oczami, nie wiedziała dokąd biegnie ale była pewna jednego - musi ich zgubić. Wiatr uderzał jej twarz, wszystkie rany wręcz wrzeszczały powodując niesamowite pokłady bólu, ale ona nadal biegła. Najgorsze było to, że stając na prawej nodze czuła się tak jakby ktoś rozrywał jej udo na skrawki, tak strasznie bolało. Gdyby tylko Blade mógłby ją teraz widzieć... Byłby dumny ze swojej młodszej siostry, która nie zamierza się poddać. Byłby dumny, że nie bała się ryzyka. Wszystkie mięśnie jej nóg, rąk czy brzucha paliły. Biegła czując się tak jakby w jej żyłach płynął piekący kwas. Niestety Arleen nie zauważyła kamienia znajdującego się tuż przed nią i potknęła się o niego lądując na ziemi. Liście szeleściły pod jej ciałem, gdy turlało się w dół po małym wzgórzu. Gałązki i drobne kamyczki wbijały się w materiał jej koszulki, ale czuła się tak jakby jej nie miała. Czuła się tak jakby jej skóra była naga, każdy najmniejszy dotyk sprawiał jej ból. Jęknęła, gdy przywaliła ręką o korę drzewa, gdy w końcu udało jej się zatrzymać. Palcami odczepiła liść, który przylepił się do jej policzka. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego jak brudna teraz jest, miała ciemne zacieki na twarzy i rękach. Jej ubrania nadawały się jedynie do wyrzucenia, poprzecierane, podarte, sprane i po prostu cuchnące. Szybko sprawdziła czy na pewno ma list, a potem zobaczyła dwójkę chłopaków, którzy biegli za nią. Arleen widząc gniew na ich twarzach od razu chciała ruszyć dalej, ale jej udo było tak bardzo naruszone, że nie potrafiła się ruszyć. Przez chwilę wydawało jej się, że traci grunt pod stopami ale przymknęła oczy powtarzając sobie, że to nie jest odpowiedni moment na opadnięcie z sił. Potrząsała głową, a potem zaczęła przemieszczać się dalej nie zważając na łzy, które moczyły jej policzki.
- Kurwa Arleen stój! - wrzasnął. - Mam pistolet, rozumiesz?! Zastrzelę cię!
- Wiem, że nie możesz mnie zabić! - krzyknęła biegnąc dalej.
- Suka! - wrzasnął za nią czując narastającą frustrację i złość.
W przeciągu półtorej minuty wylądowali przy niedużym jeziorku. Porastało różnymi roślinami, które delikatnie powiewały na wietrze ale Arleen nie zwróciła na to uwagi. Nie miała czasu na to, by chociażby przez moment pomyśleć o tym jak piękne jest to miejsce. Skupiła się na pomoście, który dostrzegła. Wyglądał na bardzo stary, a gdy tylko do niego podbiegła zauważyła odpadające i spróchniałe już deski. Mimo to nie zawahała się ani przez chwilę, od razu na niego wbiegła czując jak kawałki drewna drżą pod jej ciężarem.
- STÓJ! - krzyknął za nią.
O dziwo Arleen zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. Stał na lądzie dysząc ze zmęczenia. Musiał być wykończony po tamtym wybuchu i teraz jeszcze po całym tym pościgu, a ona czuła satysfakcję patrząc na niego w takim stanie. Cieszyła się, że chociaż raz to ona jest w jakimś stopniu górą. Pot spływał po jej czole i plecach, oddychała głośno zaciskając dłonie w pięści. Chłopak sięgnął do kieszeni, a potem podniósł przedmiot, który wyciągnął do góry. Trzymał w ręce pistolet, ale Arleen jedynie prychnęła na ten widok. W tym momencie nie czuła żadnego strachu, była tylko czysta adrenalina wypełniająca całe jej ciało. Była gotowa na wszystko.
- To koniec, teraz  dosłownie nie masz dokąd pójść, więc wracaj tutaj. W tej chwili - wycedził przez zęby. - Przegrałaś, to się zdarza. Bądź grzeczna to wszystko się ułoży.
Arleen posłała mu długie spojrzenie, a potem na jej ustach rozciągnął się wielki uśmiech. Odwróciła się przebiegając dalej, a następnie nabierając powietrza do ust wskoczyła do lodowatej wody. Wszystkie zadrapania, każda najmniejsza rana zaczęła ją piec jeszcze bardziej, gdy znalazła się pod taflą. Zaciskając zęby płynęła przed siebie. Poruszała stopami i rękoma wdzięczna rodzicom za to, że gdy była dzieckiem regularnie zaprowadzali ją na lekcje pływania. Woda na około jej przybierała lekko różową barwę przez krew. Arleen wiedziała, że to pogorszy tylko kondycję jej ran ale nie myślała o tym, że może dostać jakiegoś zakażenia, miała też gdzieś to czy list, który wciąż ze sobą miała całkowicie się rozmaże. Była już bardzo słaba i zmęczona, ale nie podawała się. Nie mogła pozwolić, by po tym wszystkim jej wysiłek poszedł na marne. Przecież nie po to przeszła przez to wszystko, by teraz pozwolić im od tak zabrać się z powrotem do ciemnej piwnicy.
- Ta suka właśnie wygrała sukinsynu! - krzyknęła ile miała powietrza w płucach zachrypniętym głosem wychodząc na brzeg. Była po drugiej stronie jeziora. Woda ściekała po jej włosach, skapywała z ubrań, które przylepiały się do jej skóry. Patrzyła z satysfakcją na bezimiennego chłopaka, który ją katował. Z jakiegoś powodu nie wskoczył do wody, nie popłynął za nią i nie pozwolił temu drugiemu za nią podążyć. Stał na pomoście trzymając się za głowę nie wiedząc co zrobić. Arleen zakaszlała i ruszyła do przodu wiedząc, że nie może czekać, bo nie ma na co. Nie mogła mieć pewności, czy aby przypadkiem zaraz za nią nie ruszą. Przeszła kilka kroków po błocie, które otaczało tę stronę jeziora, a potem gwałtownie opadła na kolana. Zaczęła głośno oddychać, a po jej policzkach płynęły łzy, jedna za drugą. Jej udo bolało tak bardzo, że miała ochotę krzyczeć. Pozwoliła sobie jedynie na jęknięcie i niemal czołgając się zaczęła przesuwać się w stronę drzew. Emocje zaczęły opadać, a do Arleen zaczęła docierać rzeczywistość. Była słaba, spragniona, głodna, przerażona i zagubiona. Otarła dłonią twarz brudząc ją błotem. Podniosła się do góry ignorując ból, który niemal ją rozsadzał od środka. Obijała się od kolejnych drzew idąc przed siebie nie wiedząc dokąd zmierza. Obcierała swoje dłonie oraz ramiona, raniła je jeszcze bardziej. Robiło się jej coraz zimniej przez przemoczone ubrania, które ściśle przylegały do jej skóry. Minęła godzina, może nawet trochę więcej ale Arleen nadal szła, bardzo wolno ale nie zatrzymywała się. Kręciło jej się w głowie. Była zła na siebie i na to, że Will kazał jej porzucić samochód. Gdyby go nie posłuchała i pojechała prosto do domu nie byłaby teraz w jakimś zadupiu na końcu świata. Może i była w Stratford ale nie wiedziała nawet gdzie ma teraz pójść, co ma zrobić, a przede wszystkim nie miała na nic sił. Nabrała powietrza do płuc i wydarła się na całe gardło dając upust swoim emocjom. Usiadła pod jakimś drzewem opierając się delikatnie o nie pamiętając o obolałych plecach. Spojrzała na mokre spodnie, które były przesiąknięte krwią, a potem zaczęła płakać jeszcze głośniej. Płakała tak bardzo, że aż zaczęły ją piec oczy. Objęła się rękoma i schowała twarz w rękach trzęsąc się z zimna. Jej wargi drżały, a powieki same się zamykały. Zasnęła czując okropne zmęczenie modląc się, by nikt jej nie znalazł.
Gdy otworzyła oczy jej ubrania wciąż były wilgotne. Przetarła wierzchem dłoni zaspaną twarz, wyczuła pod palcami zaschnięte błoto oraz dobrze jej znaną bliznę. Przez chwilę zastanawiała się jak wygląda. Jadąc samochodem nawet nie pomyślała o tym, by przypatrzyć się swojej buzi w lusterku, nie przeszło jej to przez myśl, bo była tak bardzo zajęta wszystkim innym. Zerknęła na swoje małe dłonie, były poobcierane i brudne. Nadgarstki wyglądały strasznie, wciąż widać było na nich wgniecenia po sznurze i mnóstwo strupów, które dla Arleen były obrzydliwe. Dotknęła swoich włosów i powąchała je. Pachniały mułem. Cóż, zapewne lepsze to niż śmierdzenie potem i innymi dziwnymi rzeczami. Arleen siedziała jeszcze przez chwilę pod drzewem czując jak jej żołądek skręca się z głodu. Czuła się naprawdę kiepsko. Zagryzła usta spoglądając na swoje udo i delikatnie ucisnęła je dłonią. Tego było za wiele, ból, który poczuła był niczym w porównaniu z wszystkim co ją spotkało. Poczuła się tak jakby ktoś odrąbał jej nogę i kazał przebiec maraton. Wrzasnęła nie potrafiąc stłumić tego uczucia w sobie.
- Chyba coś słyszałem! - krzyknął nieznajomy głos.
Arleen rozchyliła usta wpatrując się przed siebie z pustką na twarzy. Szukali jej, a ona swoim głupim zachowaniem dała im sygnał. Sama wskazała im drogę. Podpierając się o drzewo podniosła się do góry starając się nie stawać na prawej nodze. Obeszła drzewo i schowała się za nim zasłaniając usta swoją własną dłonią, by nie zdradzić się jeszcze bardziej. Przyległa ściśle do kory słysząc zbliżające się kroki.
- Nikogo nie ma idioto - warknął męski głos. Arleen zadrżała.
- Słyszałem krzyk.
- Ostatnio słyszysz dużo różnych rzeczy - wytknął mu ten pierwszy.
Szatynka poczuła coś na swoim ramieniu. Przez kilka sekund wydawało jej się, że po prostu zaszli ją od tyłu i złapali za ramię. Wstrzymała oddech, a potem wolno odwróciła głowę zerkając na rękaw koszulki. Wielki, obrzydliwy pająk szedł właśnie w kierunku jej szyi. Krzyknęła głośno zupełnie zapominając  o tym, że tuż za nią znajduje się dwójka chłopaków, którzy prawdopodobnie szukają właśnie jej. Uciekła próbując strzepnąć z siebie ośmionogiego potwora, a potem upadła na leśną ściółkę, bo ból odczuwany w prawej nodze był tak nieznośny. Arleen bała się tylko paru rzeczy, ale pająki po prostu ją przerażały. Nie mogła na nie spokojnie patrzeć.
- Wisisz mi dychę - skomentował jeden z chłopaków, gdy podeszli bliżej.
Arleen odwróciła się do nich twarzą pewna tego, że właśnie przegrała i, że przez swój paniczny strach przed małymi potworkami wróci do piwnicy. Cóż, tam przynajmniej ich nie ma... Zerknęła na chłopaków. Jeden był wyższy od tego drugiego o pół głowy, mieli krótko ścięte włosy. Ten pierwszy, który usłyszał wrzask Arleen miał kolczyk w brwi i duże, kształtne usta. Ten drugi był blondynem i obracał w palcach jakąś gałązkę. Oboje spoglądali na szatynkę ze zdziwniem wymalowanym na twarzach. Patrzyli na nią jak na kosmitkę nic nie mówiąc, a dziewczyna przez chwilę pomyślała, że może jeśli nie będzie się ruszać to ją zostawią i sobie pójdą.
- Co do cholery?! - odezwał się blondyn rozkładając ręce patrząc z niedowierzaniem to na nią, to na swojego znajomego.
- Co ci się stało?
Arleen wypuściła powietrze z ust ze świstem patrząc na nich z wdzięcznością. To nie byli znajomi tamtego idioty, tylko dwójka przypadkowych ludzi. Byli w takim szoku, że widać to było w całym ich zachowaniu oraz w ruchach.
- To długa historia - wymamrotała Arleen.
- Nie chcę cię martwić, ale to jest tak jakby... teren prywatny. Gdybym był na twoim miejscu nie zostawałbym tutaj.
- Świetna rada - prychnęła próbując wstać. Chłopak z kolczykiem podał jej dłoń, którą Arleen z wdzięcznością złapała. Nie ufała im w żadnym stopniu, ale teraz to oni byli jej kolejną deską ratunku i to oni mogli jej w jakiś sposób pomóc. Nieznajomy odsunął się i zmierzył ją dokładnie wzrokiem, zatrzymał się na niektórych partiach jej ciała, a potem zasłonił usta i coś wyszeptał. Jego kolega w odpowiedzi posłał mu mordercze spojrzenie.
- Nie możesz tutaj zostać. Możemy cię zawieźć do szpitala - powiedział blondyn.
- Nie chcę iść do szpitala - warknęła. - Szukam kogoś.
- Kogo?
Arleen zawahała się przez chwilę, a potem wsunęła dłoń za pasek spodni i wyciągnęła wilgotną, pomiętą kopertę. Zerknęła na rozmazane literki i podniosła wzrok na wyczekująco patrzących na nią chłopaków.
- Nazywa się Justin Bieber.
Wymienili ze sobą długie spojrzenia.
- Nie ma mowy, - blondyn gwałtownie zaprzeczył ruchem głowy - albo szpital albo radź sobie sama.
Arleen spojrzała na niego spode łba. Czy ten idiota nie widzi jak ona wygląda? Czy nie dostrzega tego, że jeśli ona tylko pójdzie do szpitala wszystko wywróci się do góry nogami, a tamtemu psychopacie będzie łatwiej ją znaleźć? No tak, nie może tego wiedzieć, bo nie ma pojęcia przez co przeszła.
- Cóż, w takim razie możecie już sobie pójść - oświadczyła. Jej głos zabrzmiał trochę piskliwie, ale miała nadzieję, że jeśli to się stanie i jeśli po jej policzkach stoczy się kilka łez serce chłopaka trochę zmięknie. Spojrzał na nią i z obojętnością odwrócił się na pięcie.
- Spike idziemy.
Arleen spojrzała na jego kolczyk, a potem na jego zdezorientowany wyraz twarzy. Oblizał usta wodząc wzrokiem za oddalającą się sylwetką swojego kolegi. Szatynka patrzyła na niego wyczekująco zastanawiając się dlaczego po prostu sobie nie pójdzie.
- Musisz iść prosto, w tamtą stronę - powiedział wskazując ręką kierunek. - Będziesz na miejscu w godzinę.
Arleen rozchyliła usta i pierwszy raz od wielu dni kąciki jej ust drgnęły ku górze.
- Dzięki... Spike.
- Do zobaczenia - dodał, a potem pobiegł za swoim kumplem.
Arleen ociągając się, ciągnąc za sobą swoją uszkodzoną nogę zaczęła iść we wskazanym kierunku czekając na to, by w końcu pozbyć się listu i, by wrócić do normalności. Była jak dziecko wierząc w to, że jej problemy tak szybko się skończą...

*  *  *

Jak dzisiaj przeczytałam ten rozdział przez chwilę zastanawiałam się, gdzie miałam mózg, gdy go pisałam lol. Pozmieniałam kilka rzeczy i wydaje mi się, że teraz jest okej. Nie licząc tej nieszczęsnej końcówki... ;). Hm, nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Dziękuję za komentarze, które tak uwielbiam, za polecanie tego fanfiction (śmiało, rozsyłajcie je dalej ziomeczki XD) i za wyświetlenia!
Arleen idzie na spotkanie z Justinem, zastanawia mnie czego oczekujecie i czy macie jakieś teorie, a jak macie to dajcie znać ;>






35 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać jak będzie wyglądało ich spotkanie :)
    @LadyBrooks_

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny, nie moge doczekać sie kolejnych. Tutaj wszystkp jest takie niedoprzewidzenia haha zaskakujesz mnie dziewczyno i za to cie kocham x @Sweet_lieber

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże, taka akcja że normalnie ughhh, ciesze sie że Arleen uciekła :) Czekam na kolejny rozdział i życzę duuuużo weny do pisania
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Boze genialnneee

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju piszesz tak genialnie, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Mam nadzieję że pojawi się szybko. / @obrienuhl

    OdpowiedzUsuń
  6. jejku to jest boskie, czekam na kolejny x

    OdpowiedzUsuń
  7. ja już chce się dowiedzieć co będzie dalej no sdfghfdsdf

    OdpowiedzUsuń
  8. wyobrażam go sobie jako twardziela w skórzanej kurtce omomomo ♥ @ihearblaugrana

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest genialne! Mam nadzieję, że chociaż ta godzinna podróż do Justina obejdzie się bez żadnych większych kłopotów. Z niecierpliwością czekam na kolejny dział! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. mam nadzieję, że przeczytasz ten rozdział jeszcze raz i poprawisz błędy. nie chce mi się ich wypisywać, ale większość i tak była w pierwszej połowie. drobne, ale jak ktoś jest wymagającym czytelnikiem to się obrazi :P
    nie mam żadnych teorii co do spotkania z justinem, bo właściwie nic o nim nie wiem do tej pory. czy jest dupkiem, czy jest niebezpieczny, kim w ogóle jest.

    OdpowiedzUsuń
  11. niesamowity kocham *-*
    @kocham_biebsa

    OdpowiedzUsuń
  12. Tyle emocji :D Przyprawia o dreszcze :P Czekam na to spotkanie :))

    OdpowiedzUsuń
  13. jsdanfkscskjnkas świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  14. booskie *____* czekam na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Omfg gfygdjhnfytrdytvgf czekam z niecierpliwoscia na spotkanie Arleeny z Justinem gfygfughjgvug <3 @SkaylerW

    OdpowiedzUsuń
  16. świetny rozdział jj fjfhfhdshgksahgdknie mogę się doczekać nn *-*
    @kidrawhxo

    OdpowiedzUsuń
  17. Szkoda będzie jak się okaże że nie będzie chciał jej pomóc lub cos...
    Mega rozdział! Do następnego x

    OdpowiedzUsuń
  18. jej... zazdroszczę Ci talentu do pisania ..ugfgdfguyeyreu8 <333

    OdpowiedzUsuń
  19. z niecierpliwoscia czekam na kolejne rozdzialy!
    @justbemyromeo <3

    OdpowiedzUsuń
  20. jejku, to jest świetne i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :)
    http://love-quintessence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. hohoho, już nie mogę się doczekać ich spotkania! x

    OdpowiedzUsuń
  22. Najlepszy blog! Zakochałam siew nim. :o xx

    OdpowiedzUsuń
  23. To ff byłoby świetne, gdyby nie masa błędów interpunkcyjnych, przez które odechciewa się czytać.
    1. Przed "ale" stawia się przecinek.
    2. Istnieje takie coś, jak zdania podrzędnie złożone, w których obowiązuje rozdzielenie jednego czasownika od drugiego własnie przecinkiem np. "wiedział jak się nazywa". Po "wiedział" przecinek. Lub "ręce były nadal pobielałe od siły z jaką je zaciskała", przecinek po "siły".
    3. Podobnie jak w punkcie 2. tyle że między imiesłowami. Dajmy na to zdanie "Nie zwracając uwagi na nic więcej odwróciła się i rzuciła biegiem". Przecinek po "więcej".
    4. W konstrukcjach "mimo że", "chyba że", "tyle że" przed "że" przecinków się nie stawia.
    5. W dialogach, gdy następuje zwrot do konkretnej osoby, przed imieniem/nazwiskiem ZAWSZE jest przecinek np.
    "I co planujesz zrobić Blackwood?". Przed "Blackwood" oczywiście przecinek :)
    Oczywiście to nie są wszystkie błędy jakie popełniłaś, ale jeśli nad nimi postarasz się popracować, to gwarantuję, że wszystkim wyjdzie to na dobre. Przykłady brałam tylko z tego rozdziału, ale podobne błędy można by znaleźć w poprzednich. Mam nadzieję, że się nie obrazisz za te wskazówki x

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo dobrze piszesz x
    Czekam na następny rozdział i życzę weny xx
    @AniolyCiemnosci

    OdpowiedzUsuń
  25. Jezu to jest świetne. Wszystko mi się tu podoba, naprawdę. Zaczynając od fabuły kończąc na twoim stylu pisania, który szczerze mówiąc jest rewelacyjny :) Najlepszy blog lalalalala zakochałam się <3 Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny xx

    OdpowiedzUsuń
  26. o kurwa, znalazlam tego bloga na tt i ja pierdole, dziewczyno! to jest takie zajebiste. tyle sie dzieje, jak w jakims filmie, ile ta dziewczyna juz przeszla, jezuuuu czekam na nastepne z niecierpliwoscia

    OdpowiedzUsuń
  27. Jejku kocham to opowiadanie. Już jest jednym z moich ulubionych :) x

    OdpowiedzUsuń
  28. Bardzo mi się podoba Twój styl pisania.
    Jestem straaasznie ciekawa dalszych rozdziałów. ^^
    Weny życzę! ♥

    OdpowiedzUsuń
  29. Interesujące! Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  30. boże, to był zajebiście udany rozdział. cholera, tak świetnie opisałaś każdą sytuację, że w mojej głowie wytworzył się cudowny obraz tego wszystkiego, naprawdę. każdy moment świetnie opisałaś i to jest jeden z wielu powodów, dlaczego uwielbiam Twój styl pisania. zazdroszczę.
    i czekam na następny
    + zapraszam do siebie, miło by było jakbyś zajrzała:
    http://brooklyn-babyfanfic.blogspot.com/
    http://frightful-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  31. czekam na kolejny! super blog! u mnie takze III rozdziały sa, zapraszam! http://all-inallisallweare.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  32. Wspaniały :)

    addicted-fanfic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  33. Wspaniałe ff :)
    Zapraszam do mnie: http://justinbieberfanfictiondark.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń