Ciężko dysząc Arleen zaciskała kurczowo swoje chude
palce na kierownicy. Stopą dociskała pedał gazu nie zerkając nawet na licznik.
Była zbyt zajęta oglądaniem się za siebie i sprawdzaniem czy ktoś jej nie
śledzi. Musiała odjechać jak najdalej, wiedziała, że wybuch osłabi ich i trochę
spowolni ale z pewnością nie pozwolą jej od tak odejść. Nie była głupia,
wiedziała, że tacy ludzie jak oni nie odpuszczają, a niczego tak bardzo się nie
bała jak powrotu do ciemnej, wilgotnej piwnicy, która była jej więzieniem. Modliła
się, by to wszystko wreszcie się skończyło. Miała nadzieję, że natknie się na
radiowóz policyjny i, że ją zatrzymają za przekraczanie prędkości. Wyjaśniłaby
im wtedy, że ucieka przed bandą psychopatów, a oni by jej uwierzyli lub sami
wcisnęliby ją do zakładu psychiatrycznego. W tym momencie Arleen było to
obojętne. Najważniejsze było dla niej to, by nigdy więcej ponownie nie
przekroczyć progu tamtego domu. Gdyby ją zatrzymali nie musiałaby szukać tego chłopaka, o którym
mówił Will, wszystko byłoby odrobinę prostsze.
Dziewczyna czuła, że wszystkie jej kończyny wibrują
przez serce, które zachowywało się tak jakby chciało uciec z jej piersi. Kropelki
potu spływały w dół jej pleców, a świeże rany znajdujące się na strasznie
piekły. Nieustannie odwracała wzrok sprawdzając czy nie ma za nią kogoś
znajomego. Myśl o tym, że może stracić wolność i, że może znowu trafić do
mrocznej piwnicy przyprawiała ją o mdłości. Tęskniła za swoim pokojem, za swoim
domem, za Bladem, rodzicami, a nawet za tymi wszystkimi głupimi spojrzeniami na
ulicy. Wszystko było lepsze od tamtego miejsca. W jej oczach ciągle błyszczały
łzy, które bardzo chciały znaleźć sobie ujście. Była jeszcze jedna rzecz,
której Arleen się obawiała... Jeśli wszystko się uda, to jak sobie poradzi? Jak
wróci do normalności po tym wszystkim? Co powiedzą jej rodzice, gdy się do nich
odezwie? Czy przez ten czas jej szukali? W końcu zniknęła na ponad miesiąc,
może na więcej, może na mniej, nie była w stanie tego określić. Czy jej mama
płakała w słuchawkę mówiąc jej ojcu o tym jak bardzo jest zraniona, o tym jak
nie wie co może jeszcze zrobić? Może wspólnie modlili się o jej powrót, albo
wręcz przeciwnie - obwiniali siebie nawzajem i wytykali sobie kto jaki błąd
popełnił? Czy jej zdjęcie znajdowało się w każdym sklepie z informacją o jej
zniknięciu? Arleen była pewna tego, że rodzice nie przyjęli jej nieobecności ze
stoickim spokojem. W końcu ich syn leży zakopany kilka metrów pod ziemią w
eleganckiej trumnie z ładnego, bardzo drogiego drewna...
- Nie myśl o tym - skarciła samą siebie pod nosem
kręcąc przy tym głową.
Westchnęła spoglądając na migającą diodę, która
sygnalizowała, że powoli kończy się zapas paliwa, ale była pewna, że wystarczy
go jej na tyle, by dotrzeć na obrzeża Stratford. Po obu stronach wąskiej drogi,
którą jechała rósł gęsty las, który sprawiał, że wszystko wyglądało dość
mrocznie. Wysokie, grube drzewa rzucały cień, a liście nie przepuszczały
promieni słońca, więc panujący półmrok przyprawiał Arleen o dreszcze. Była
pewność, że ciemność już zawsze będzie jej się kojarzyła z jednym ale w końcu
udało jej się wyjechać i trafiła na główną drogę. Mijała jakieś łąki i pojedyncze
znaki drogowe, słońce w końcu przebiło się przez chmury, a jego promienie lekko
muskały jej zmęczoną twarz. Minęło pół godziny jej podróży, stopniowo
zwalniała, a jej ciało się rozluźniało. Obserwowała pojawiające się budynki, pojedyncze
domy czy przechodniów. Tęskniła za widokiem zwykłych, zwyczajnych ludzi, którzy
byli zajęci swoją codziennością. Miała nadzieję, że jej uda się wrócić do swoich
szarych, zwykłych, nudnych dni. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, która
może być godzina i doszła do wniosku, że musi być jeszcze wcześnie rano skoro
nie ma żadnego ruchu na drodze. W pewnym momencie podskoczyła na swoim miejscu,
gdy jakiś samochód zaczął ją wyprzedzać. Facet jadący jakieś to czterdzieści
kilometrów na godzinę nawet na nią nie spojrzał, ale mimo to w głowie Arleen
pojawił się obraz, że zaraz zajedzie jej drogę i dojdzie do wypadku. Wzdrygnęła
się na samą myśl, ale z drugiej strony doskonale wiedziała, że co by się nie
działo - nie mogą jej zabić. Gdy wyminęło ją kolejne auto zareagowała podobnie,
ale na szczęście była to tylko jakaś rodzina. Mała dziewczynka siedziała z
nosem przyklejonym do szyby i pomachała swoim pluszakiem w kierunku Arleen, a
ona nawet się do niej nie uśmiechnęła. Nie była pewna czy jeszcze wie jak to
się robi.
Szatynka dokładnie przyglądała się znakom kierując się
na Stratford. Skręcić w lewo, później w prawo, a później ciągle prosto... Gdy
tak jechała, jeszcze wolniej niż wcześniej zaczęła się zastanawiać nad tym kim
jest Will? Dlaczego tak nagle postanowił zdradzić swoich domniemanych
przyjaciół i jej pomóc? Podpalił coś, a potem wysadził przednią część ich domu
tylko po to, by pomóc jej uciec. Kto normalny robi coś takiego? Arleen
prychnęła przewracając przy tym swoimi dużymi, zielonymi oczami. Przypomniała
sobie, że nikt tam nie pasuje do kategorii "normalny", nawet Will.
Oczywiście była mu wdzięczna za to, że jej pomógł. Ba, czuła się tak jakby była
jego dłużnikiem, ale żadnymi pieniędzmi i prezentami nie była w stanie mu
zapłacić za okazanie jego dobrego serca. Miała tylko nadzieję, że kiedyś go
jeszcze zobaczy i będzie mogła mu podziękować za to co dla niej zrobił.
Arleen skręciła w lewo, a potem jechała ciągle prosto,
aż w końcu zobaczyła wielką tablicę z wypisaną ilością osób zamieszkujących
miasto i napis "Witamy w Stratford!".
Pochyliła się do przodu rozglądając się za miejscem, w którym mogłaby zostawić
auto. Polegała na Williamie, więc zamierzała działać ściśle z jego planem,
który niestety nie był zbyt szczegółowy. Nie uwzględniał położenia tego całego
Biebera, więc Arleen miała tylko nadzieję, że nie spędzi całej wieczności
szukając go ale nawet jeśli, to z pewnością była to lepsza alternatywa niż
powrót do tamtego piekła. Skoro Will kazał jej odnaleźć tego chłopaka to z
pewnością wszystko się ułoży. Trzymając jedną dłoń na kierownicy szatynka
sięgnęła drugą do schowka. W środku walały się przeróżne rzeczy od prezerwatyw
do otwartego opakowania jakichś spleśniałych ciastek. Z obrzydzeniem złapała
pomiędzy palce kopertę, która leżała pod paczką papierosów i zerknęła na nią.
Była dokładnie zaklejona taśmą klejącą, dziewczyna wyczuła pod palcami, że od
środka wyklejona jest folią bąbelkową, a może nawet czymś więcej. Arleen była
ciekawa co znajduje się w liście, który został napisany przez Willa. Czy
napisał o niej? Czy napisał o tym co ją spotkało? Nie wiedziała. Przyglądała
się przez chwilę przechylonym literkom, które układały się w jedno słowo - Justin. Zapominając o całym świecie
zaczęła się zastanawiać nad tym kim jest ten chłopak. Dlaczego spośród
wszystkich znajomych William kazał jej odnaleźć właśnie jego? Co było w nim tak
wyjątkowego i czego brakowało innym? Najdziwniejsze było to, że Blade nigdy nie
wspominał o tym Justinie, a przecież rzekomo się znali... a to trochę
niepokoiło Arleen.
I nagle wszystko zaczęło się dziać tak szybko jak w
jakimś filmie. Zdekoncentrowana szatynka krzyknęła upuszczając list, gdy
poczuła, że ktoś z impetem uderza o tył samochodu. Jej druga dłoń omal nie
ześlizgnęła się z kierownicy. Serce wróciło do nienaturalnie szybkiego rytmu, a
wszystkie mięśnie ponownie się napięły. jak na zawołanie. Zerknęła w lusterko
wsteczne zbyt przerażona, by obrócić głowę. Tuż za nią jechał inny samochód,
był duży, miał lekko wgniecioną blachą i zdrapany lakier w niektórych
miejscach. Gdy uświadomiła sobie, że widziała go już wcześniej żołądek niemal
podszedł jej do gardła. Chłopak z krwawiącym rozcięciem na czole uśmiechał się
zwycięsko zadowolony z siebie.
- Kurwa mać! - krzyknęła przepełniona frustracją
dziewczyna.
Jak mogła stracić koncentrację? Jak mogła się
zapomnieć, jak mogła zwolnić?! Gdyby jechała tak szybko jak na początku nigdy
by jej nie dopali. Była zła na nich, na siebie i na cały pieprzony świat, że
rzuca jej takie kłody pod nogi. Jak mogła zapomnieć kim ON jest? Oczywistością
było, że chociażby miał się wykrwawić nie odpuści, byleby tylko ją dorwać. Nie
pozwoli jej odejść bez walki, ale Arleen w tym momencie też nie zamierzała
odpuścić. Zagryzła zęby starając się skupić, próbowała opanować strach i nerwy.
Przecież jest na zewnątrz. Nie tkwi już przywiązana do krzesła i może się
bronić. Może nie jest silna, ale nie ma mowy, by wróciła tam dobrowolnie. Nie
ma mowy, żeby pozwoliła mu znowu to wszystko robić. Przechyliła się gwałtownie
do przodu, gdy poczuła ponowne uderzenie. Czerwony samochód z dwójką obcych
chłopaków zajechał ją od lewej strony.
- Zjedź na bok! - usłyszała krzyk.
Zdeterminowana
przycisnęła pedał gazu. Tuż przed nią nie znajdowało się nic oprócz opuszczonego
szlabanu oraz znaku informującego, że lada moment przejedzie tędy pociąg. Pociły
jej się dłonie i całkowicie zaschło jej w gardle. Co miała teraz zrobić?
Zatrzymać się? Pozwolić, by przewrotny los znowu sam zadecydował o jej życiu?
Jej serce waliło w klatce piersiowej, krew buzowała w żyłach, a Arleen
wpatrywała się w pociąg, który wtoczył się na tory. Jechała wprost w jego
stronę. Jechała po pewną śmierć. Wiedziała, że jeśli umrze tamta dwójka będzie
mieć jakieś problemy. Zawiesiła stopę nad hamulcem przymrużając przy tym oczy.
Pędziła prosto na pociąg świadoma tego na co się pisze. Zerknęła w lusterko i
dostrzegła, że dwójka chłopaków zwolniła, ale ona nie zamierzała być taka jak
oni. Musiała być odważna. Zamknęła oczy biorąc głęboki oddech, samochód
przyśpieszył, a ona zaczęła na głos odliczać.
- Dziesięć... dziewięć... osiem... siedem... sześć... pięć...
cztery... trzy... dwa... kocham cię Blade... jeden.
Gwałtownie wcisnęła hamulec otwierając szeroko oczy. Silnik
zawył, ale ona w ogóle nie zwracała na to uwagi, była zbyt przejęta faktem, że
dosłownie metry dzieliły ją od śmierci, a auto nadal jechało prosto. Zmierzało
z zawrotną prędkością prosto na pociąg i wcale nie zapowiadało się na to, że
jego nieskończona ilość wagonów nagle się skończy. Arleen z całych sił wykręciła
kierownicą w prawą stronę wjeżdżając na jakąś polanę. Samochód jadąc po nieutwardzonym
podłożu podskakiwał niespokojnie i cały się trząsł. Oddychała szybko i
nierówno, czuła, że chce jej się wymiotować. Odwróciła głowę sprawdzając czy
ktoś nadal siedzi jej na ogonie, ale wiedziała co zobaczy. Czerwony samochód
był tylko kilka metrów za nią. Szatynka zerknęła na migającą diodę, a potem na
wskazówkę, która coraz bardziej zbliżała się do śmiesznej naklejki ze smutną
buźką. Cóż za ironia... Polna droga, którą sama sobie utworzyła biegła w stronę
lasu, który w niczym nie przypominał tego poprzedniego, obok którego musiała
przejechać. Przyśpieszyła, a następnie schyliła się szukając na oślep dłonią
listu, który wcześniej upuściła. Wcisnęła go za pasek spodni, a potem
dygotającymi dłońmi odpięła swój pas bezpieczeństwa. Nie miała innego wyjścia.
Samochód toczył się w swoim tempie w stronę drzew. Arleen odwróciła głowę i
pokręciła nią mocno. Zacisnęła oczy i otworzyła zamknięte drzwi, by wyskoczyć
przez nie. Zrobiła to za późno, dosłownie dziesięć sekund przed tym jak
samochód Willa uderzył o drzewo. Przetoczyła się po ziemi i sama mocno uderzyła
o jedno z nich. Jęknęła z bólu ale nie miała czasu nawet na to, by jakoś
polamentować nad swoim losem. Auto, którym jechała dymiło i miało wgniecioną
maskę co nie wyglądało bezpiecznie. Odsunęła się do tyłu patrząc na nie
wielkimi oczami. Will powiedział, że ma je zostawić na obrzeżach miasta, więc
trochę nie udało jej się zrealizować tego punktu jego planu. Podniosła się do
góry ciężko oddychając, na jej czoło wystąpiły małe kropelki potu. Jej nogi
trzęsły się jak galarety, ręce były nadal pobielałe od siły z jaką je
zaciskała. Arleen przez moment zastanawiała się czy powinna udawać martwą czy
może uciec w głąb lasu, ale bieganie z udem, które było w tragicznym stanie nie
należało do najmądrzejszych pomysłów. Nim jednak zdecydowała się na jakiś ruch
stanęła przed nią dwójka młodych chłopaków.
- Nie ruszaj się - ostrzegł ją surowy, lekko podenerwowany
głos, który doskonale znała. Patrzył na nią z rękoma uniesionymi w górę. Obok
niego stał jakiś jego kolega, który wykonywał ten sam gest. Arleen nigdy
wcześniej go nie widziała. Miał małe oczy i wielki nos, a na jego twarzy widać
było wyraźny grymas. Nie wyglądał na najuprzejmiejszą osobę na świecie. Bezimienny
zrobił krok w jej stronę, a ona od razu się cofnęła.
- To ty się nie ruszaj - warknęła unosząc dumnie
głowę, chociaż miała ochotę się rozpłakać i położyć na ziemi.
- Mówiłem ci, że jest zadziorna - powiedział zwracając
się do swojego znajomego. Arleen patrzyła na nich z nieufnością. Przeskakiwała
wzrokiem z twarzy jednego na twarz drugiego. Próbowała powstrzymać drżenie
swojego ciała, ale jej próby były bezsensowne. Obydwaj byli pokaleczeni,
ubrudzeni pyłem i wyglądali na wściekłych.
- Nie zbliżajcie się do mnie! - krzyknęła widząc, że
podchodzą bliżej.
Zatrzymali się.
- I co planujesz zrobić Blackwood? - zapytał śmiejąc
się. - Nie masz dokąd pójść. Twój brat strzelił sobie kulkę w łeb, a twoi
starzy sądzą, że wyjechałaś, żeby odpocząć.
- Co?
- Oh, naprawdę o tym nie wspominałem? Nie pamiętasz
jak napisałaś im wiadomości ze swojego telefonu, że śmierć twojego brata jest
tak przytłaczająca, że wybierasz się na wakacje i odezwiesz się jak wrócisz?
Wpatrywała się w niego ze zmarszczonymi brwiami
analizując jego słowa. Miał jej telefon, wiedział jak się nazywa, kim jest
Blade i gdzie są jej rodzice. Tylko skąd? Skąd mógł wiedzieć o niej każdą jedną
rzecz podczas, gdy ona nie znała nawet jego imienia. Arleen wiedziała, że to
straszny kłamca, więc była pewna, że to kolejny jego blef. Nie mogła mu ufać. Może
faktycznie wcisnął jej rodzicom jakąś bajkę ale czy to coś zmieniało? Nie.
Nadal mogła uciec. Nadal mogła wrócić do swojej mamy lub do taty i powiedzieć
im całą prawdę. Mogła poszukać miejsca, w którym by zamieszkała i zaczęła
wszystko od nowa.
- Wkręciłeś moich rodziców i dlatego sądzisz, że pójdę
z tobą? - prychnęła. - Jesteś głupi? - spytała śmiejąc się w sarkastyczny
sposób, ale zabrzmiało to tak jakby chciała wybuchnąć płaczem. - Musiałabym być
pieprznięta, żeby dobrowolnie wrócić do tego piekła!
- Możemy o tym porozmawiać - mówił spokojnym sztucznym
tonem zbliżając się do niej, robił bardzo małe kroki, które były niemal
niewidoczne. Pokręciła mocno głową, a potem podniosła na niego swoje zielone
oczy i pomyślała, że nigdy więcej jej nie dotknie. Nie pozwoli mu na to.
- Nie uderzysz mnie już nigdy więcej? - zapytała
smutnym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
- Arleen nigdy więcej tego nie zrobię - powiedział
stając przed nią z małym uśmieszkiem na ustach, - przysięgam. Masz teraz tylko
mnie, na nikim innym nie możesz polegać. Twoich rodziców nie obchodzi co się z
tobą dzieje, nie masz przyjaciół ani znajomych. Jestem tylko ja... pozwól, że
zostanę twoim przyjacielem.
Przechyliła głowę na bok. Teraz naprawdę była
przekonana, że ten chłopak jest pieprzonym psychopatą. Krew nadal sączyła się z
jego czoła, a na jego brodzie formułował się wielki siniak. To dobrze, że ten
wybuch ich trochę uszkodził - pomyślała - są słabi. Z rozmachem zgięła kolano i
jednym zwinnym ruchem kopnęła bezimiennego chłopaka w krocze. Nie zwracając
uwagi na nic więcej odwróciła się i rzuciła biegiem przed siebie. Usłyszała za
sobą jedynie coś w stylu "nie pomagaj mi tylko ją kurwa goń!". Drzewa
i krzaki, które mijały rozmazywały jej się przed oczami, nie wiedziała dokąd
biegnie ale była pewna jednego - musi ich zgubić. Wiatr uderzał jej twarz,
wszystkie rany wręcz wrzeszczały powodując niesamowite pokłady bólu, ale ona
nadal biegła. Najgorsze było to, że stając na prawej nodze czuła się tak jakby
ktoś rozrywał jej udo na skrawki, tak strasznie bolało. Gdyby tylko Blade mógłby
ją teraz widzieć... Byłby dumny ze swojej młodszej siostry, która nie zamierza
się poddać. Byłby dumny, że nie bała się ryzyka. Wszystkie mięśnie jej nóg, rąk
czy brzucha paliły. Biegła czując się tak jakby w jej żyłach płynął piekący
kwas. Niestety Arleen nie zauważyła kamienia znajdującego się tuż przed nią i
potknęła się o niego lądując na ziemi. Liście szeleściły pod jej ciałem, gdy
turlało się w dół po małym wzgórzu. Gałązki i drobne kamyczki wbijały się w
materiał jej koszulki, ale czuła się tak jakby jej nie miała. Czuła się tak
jakby jej skóra była naga, każdy najmniejszy dotyk sprawiał jej ból. Jęknęła,
gdy przywaliła ręką o korę drzewa, gdy w końcu udało jej się zatrzymać. Palcami
odczepiła liść, który przylepił się do jej policzka. Nie zdawała sobie nawet
sprawy z tego jak brudna teraz jest, miała ciemne zacieki na twarzy i rękach.
Jej ubrania nadawały się jedynie do wyrzucenia, poprzecierane, podarte, sprane
i po prostu cuchnące. Szybko sprawdziła czy na pewno ma list, a potem zobaczyła
dwójkę chłopaków, którzy biegli za nią. Arleen widząc gniew na ich twarzach od
razu chciała ruszyć dalej, ale jej udo było tak bardzo naruszone, że nie
potrafiła się ruszyć. Przez chwilę wydawało jej się, że traci grunt pod stopami
ale przymknęła oczy powtarzając sobie, że to nie jest odpowiedni moment na
opadnięcie z sił. Potrząsała głową, a potem zaczęła przemieszczać się dalej nie
zważając na łzy, które moczyły jej policzki.
- Kurwa Arleen stój! - wrzasnął. - Mam pistolet,
rozumiesz?! Zastrzelę cię!
- Wiem, że nie możesz mnie zabić! - krzyknęła biegnąc
dalej.
- Suka! - wrzasnął za nią czując narastającą
frustrację i złość.
W przeciągu półtorej minuty wylądowali przy niedużym
jeziorku. Porastało różnymi roślinami, które delikatnie powiewały na wietrze
ale Arleen nie zwróciła na to uwagi. Nie miała czasu na to, by chociażby przez
moment pomyśleć o tym jak piękne jest to miejsce. Skupiła się na pomoście,
który dostrzegła. Wyglądał na bardzo stary, a gdy tylko do niego podbiegła
zauważyła odpadające i spróchniałe już deski. Mimo to nie zawahała się ani
przez chwilę, od razu na niego wbiegła czując jak kawałki drewna drżą pod jej
ciężarem.
- STÓJ! - krzyknął za nią.
O dziwo Arleen zatrzymała się i odwróciła w jego
stronę. Stał na lądzie dysząc ze zmęczenia. Musiał być wykończony po tamtym
wybuchu i teraz jeszcze po całym tym pościgu, a ona czuła satysfakcję patrząc
na niego w takim stanie. Cieszyła się, że chociaż raz to ona jest w jakimś
stopniu górą. Pot spływał po jej czole i plecach, oddychała głośno zaciskając
dłonie w pięści. Chłopak sięgnął do kieszeni, a potem podniósł przedmiot, który
wyciągnął do góry. Trzymał w ręce pistolet, ale Arleen jedynie prychnęła na ten
widok. W tym momencie nie czuła żadnego strachu, była tylko czysta adrenalina
wypełniająca całe jej ciało. Była gotowa na wszystko.
- To koniec, teraz
dosłownie nie masz dokąd pójść, więc wracaj tutaj. W tej chwili - wycedził
przez zęby. - Przegrałaś, to się zdarza. Bądź grzeczna to wszystko się ułoży.
Arleen posłała mu długie spojrzenie, a potem na jej
ustach rozciągnął się wielki uśmiech. Odwróciła się przebiegając dalej, a
następnie nabierając powietrza do ust wskoczyła do lodowatej wody. Wszystkie
zadrapania, każda najmniejsza rana zaczęła ją piec jeszcze bardziej, gdy
znalazła się pod taflą. Zaciskając zęby płynęła przed siebie. Poruszała stopami
i rękoma wdzięczna rodzicom za to, że gdy była dzieckiem regularnie
zaprowadzali ją na lekcje pływania. Woda na około jej przybierała lekko różową
barwę przez krew. Arleen wiedziała, że to pogorszy tylko kondycję jej ran ale
nie myślała o tym, że może dostać jakiegoś zakażenia, miała też gdzieś to czy
list, który wciąż ze sobą miała całkowicie się rozmaże. Była już bardzo słaba i
zmęczona, ale nie podawała się. Nie mogła pozwolić, by po tym wszystkim jej
wysiłek poszedł na marne. Przecież nie po to przeszła przez to wszystko, by
teraz pozwolić im od tak zabrać się z powrotem do ciemnej piwnicy.
- Ta suka właśnie wygrała sukinsynu! - krzyknęła ile
miała powietrza w płucach zachrypniętym głosem wychodząc na brzeg. Była po
drugiej stronie jeziora. Woda ściekała po jej włosach, skapywała z ubrań, które
przylepiały się do jej skóry. Patrzyła z satysfakcją na bezimiennego chłopaka,
który ją katował. Z jakiegoś powodu nie wskoczył do wody, nie popłynął za nią i
nie pozwolił temu drugiemu za nią podążyć. Stał na pomoście trzymając się za
głowę nie wiedząc co zrobić. Arleen zakaszlała i ruszyła do przodu wiedząc, że
nie może czekać, bo nie ma na co. Nie mogła mieć pewności, czy aby przypadkiem
zaraz za nią nie ruszą. Przeszła kilka kroków po błocie, które otaczało tę
stronę jeziora, a potem gwałtownie opadła na kolana. Zaczęła głośno oddychać, a
po jej policzkach płynęły łzy, jedna za drugą. Jej udo bolało tak bardzo, że
miała ochotę krzyczeć. Pozwoliła sobie jedynie na jęknięcie i niemal czołgając
się zaczęła przesuwać się w stronę drzew. Emocje zaczęły opadać, a do Arleen
zaczęła docierać rzeczywistość. Była słaba, spragniona, głodna, przerażona i
zagubiona. Otarła dłonią twarz brudząc ją błotem. Podniosła się do góry
ignorując ból, który niemal ją rozsadzał od środka. Obijała się od kolejnych
drzew idąc przed siebie nie wiedząc dokąd zmierza. Obcierała swoje dłonie oraz
ramiona, raniła je jeszcze bardziej. Robiło się jej coraz zimniej przez
przemoczone ubrania, które ściśle przylegały do jej skóry. Minęła godzina, może
nawet trochę więcej ale Arleen nadal szła, bardzo wolno ale nie zatrzymywała
się. Kręciło jej się w głowie. Była zła na siebie i na to, że Will kazał jej
porzucić samochód. Gdyby go nie posłuchała i pojechała prosto do domu nie
byłaby teraz w jakimś zadupiu na końcu świata. Może i była w Stratford ale nie
wiedziała nawet gdzie ma teraz pójść, co ma zrobić, a przede wszystkim nie
miała na nic sił. Nabrała powietrza do płuc i wydarła się na całe gardło dając
upust swoim emocjom. Usiadła pod jakimś drzewem opierając się delikatnie o nie
pamiętając o obolałych plecach. Spojrzała na mokre spodnie, które były
przesiąknięte krwią, a potem zaczęła płakać jeszcze głośniej. Płakała tak
bardzo, że aż zaczęły ją piec oczy. Objęła się rękoma i schowała twarz w rękach
trzęsąc się z zimna. Jej wargi drżały, a powieki same się zamykały. Zasnęła
czując okropne zmęczenie modląc się, by nikt jej nie znalazł.
Gdy otworzyła oczy jej ubrania wciąż były wilgotne.
Przetarła wierzchem dłoni zaspaną twarz, wyczuła pod palcami zaschnięte błoto
oraz dobrze jej znaną bliznę. Przez chwilę zastanawiała się jak wygląda. Jadąc
samochodem nawet nie pomyślała o tym, by przypatrzyć się swojej buzi w
lusterku, nie przeszło jej to przez myśl, bo była tak bardzo zajęta wszystkim
innym. Zerknęła na swoje małe dłonie, były poobcierane i brudne. Nadgarstki
wyglądały strasznie, wciąż widać było na nich wgniecenia po sznurze i mnóstwo
strupów, które dla Arleen były obrzydliwe. Dotknęła swoich włosów i powąchała
je. Pachniały mułem. Cóż, zapewne lepsze to niż śmierdzenie potem i innymi
dziwnymi rzeczami. Arleen siedziała jeszcze przez chwilę pod drzewem czując jak
jej żołądek skręca się z głodu. Czuła się naprawdę kiepsko. Zagryzła usta
spoglądając na swoje udo i delikatnie ucisnęła je dłonią. Tego było za wiele,
ból, który poczuła był niczym w porównaniu z wszystkim co ją spotkało. Poczuła
się tak jakby ktoś odrąbał jej nogę i kazał przebiec maraton. Wrzasnęła nie
potrafiąc stłumić tego uczucia w sobie.
- Chyba coś słyszałem! - krzyknął nieznajomy głos.
Arleen rozchyliła usta wpatrując się przed siebie z
pustką na twarzy. Szukali jej, a ona swoim głupim zachowaniem dała im sygnał. Sama
wskazała im drogę. Podpierając się o drzewo podniosła się do góry starając się
nie stawać na prawej nodze. Obeszła drzewo i schowała się za nim zasłaniając
usta swoją własną dłonią, by nie zdradzić się jeszcze bardziej. Przyległa
ściśle do kory słysząc zbliżające się kroki.
- Nikogo nie ma idioto - warknął męski głos. Arleen
zadrżała.
- Słyszałem krzyk.
- Ostatnio słyszysz dużo różnych rzeczy - wytknął mu
ten pierwszy.
Szatynka poczuła coś na swoim ramieniu. Przez kilka
sekund wydawało jej się, że po prostu zaszli ją od tyłu i złapali za ramię. Wstrzymała
oddech, a potem wolno odwróciła głowę zerkając na rękaw koszulki. Wielki,
obrzydliwy pająk szedł właśnie w kierunku jej szyi. Krzyknęła głośno zupełnie
zapominając o tym, że tuż za nią
znajduje się dwójka chłopaków, którzy prawdopodobnie szukają właśnie jej. Uciekła
próbując strzepnąć z siebie ośmionogiego potwora, a potem upadła na leśną ściółkę,
bo ból odczuwany w prawej nodze był tak nieznośny. Arleen bała się tylko paru
rzeczy, ale pająki po prostu ją przerażały. Nie mogła na nie spokojnie patrzeć.
- Wisisz mi dychę - skomentował jeden z chłopaków, gdy
podeszli bliżej.
Arleen odwróciła się do nich twarzą pewna tego, że
właśnie przegrała i, że przez swój paniczny strach przed małymi potworkami
wróci do piwnicy. Cóż, tam przynajmniej ich nie ma... Zerknęła na chłopaków. Jeden
był wyższy od tego drugiego o pół głowy, mieli krótko ścięte włosy. Ten
pierwszy, który usłyszał wrzask Arleen miał kolczyk w brwi i duże, kształtne
usta. Ten drugi był blondynem i obracał w palcach jakąś gałązkę. Oboje
spoglądali na szatynkę ze zdziwniem wymalowanym na twarzach. Patrzyli na nią
jak na kosmitkę nic nie mówiąc, a dziewczyna przez chwilę pomyślała, że może
jeśli nie będzie się ruszać to ją zostawią i sobie pójdą.
- Co do cholery?! - odezwał się blondyn rozkładając
ręce patrząc z niedowierzaniem to na nią, to na swojego znajomego.
- Co ci się stało?
Arleen wypuściła powietrze z ust ze świstem patrząc na
nich z wdzięcznością. To nie byli znajomi tamtego idioty, tylko dwójka
przypadkowych ludzi. Byli w takim szoku, że widać to było w całym ich
zachowaniu oraz w ruchach.
- To długa historia - wymamrotała Arleen.
- Nie chcę cię martwić, ale to jest tak jakby... teren
prywatny. Gdybym był na twoim miejscu nie zostawałbym tutaj.
- Świetna rada - prychnęła próbując wstać. Chłopak z
kolczykiem podał jej dłoń, którą Arleen z wdzięcznością złapała. Nie ufała im w
żadnym stopniu, ale teraz to oni byli jej kolejną deską ratunku i to oni mogli
jej w jakiś sposób pomóc. Nieznajomy odsunął się i zmierzył ją dokładnie
wzrokiem, zatrzymał się na niektórych partiach jej ciała, a potem zasłonił usta
i coś wyszeptał. Jego kolega w odpowiedzi posłał mu mordercze spojrzenie.
- Nie możesz tutaj zostać. Możemy cię zawieźć do
szpitala - powiedział blondyn.
- Nie chcę iść do szpitala - warknęła. - Szukam kogoś.
- Kogo?
Arleen zawahała się przez chwilę, a potem wsunęła dłoń
za pasek spodni i wyciągnęła wilgotną, pomiętą kopertę. Zerknęła na rozmazane
literki i podniosła wzrok na wyczekująco patrzących na nią chłopaków.
- Nazywa się Justin Bieber.
Wymienili ze sobą długie spojrzenia.
- Nie ma mowy, - blondyn gwałtownie zaprzeczył ruchem
głowy - albo szpital albo radź sobie sama.
Arleen spojrzała na niego spode łba. Czy ten idiota
nie widzi jak ona wygląda? Czy nie dostrzega tego, że jeśli ona tylko pójdzie
do szpitala wszystko wywróci się do góry nogami, a tamtemu psychopacie będzie
łatwiej ją znaleźć? No tak, nie może tego wiedzieć, bo nie ma pojęcia przez co
przeszła.
- Cóż, w takim razie możecie już sobie pójść -
oświadczyła. Jej głos zabrzmiał trochę piskliwie, ale miała nadzieję, że jeśli
to się stanie i jeśli po jej policzkach stoczy się kilka łez serce chłopaka
trochę zmięknie. Spojrzał na nią i z obojętnością odwrócił się na pięcie.
- Spike idziemy.
Arleen spojrzała na jego kolczyk, a potem na jego
zdezorientowany wyraz twarzy. Oblizał usta wodząc wzrokiem za oddalającą się
sylwetką swojego kolegi. Szatynka patrzyła na niego wyczekująco zastanawiając
się dlaczego po prostu sobie nie pójdzie.
- Musisz iść prosto, w tamtą stronę - powiedział
wskazując ręką kierunek. - Będziesz na miejscu w godzinę.
Arleen rozchyliła usta i pierwszy raz od wielu dni kąciki
jej ust drgnęły ku górze.
- Dzięki... Spike.
- Do zobaczenia - dodał, a potem pobiegł za swoim
kumplem.
Arleen ociągając się, ciągnąc za sobą swoją uszkodzoną
nogę zaczęła iść we wskazanym kierunku czekając na to, by w końcu pozbyć się
listu i, by wrócić do normalności. Była jak dziecko wierząc w to, że jej
problemy tak szybko się skończą...
* * *
Jak
dzisiaj przeczytałam ten rozdział przez chwilę zastanawiałam się, gdzie miałam
mózg, gdy go pisałam lol. Pozmieniałam kilka rzeczy i wydaje mi się,
że teraz jest okej. Nie licząc tej nieszczęsnej końcówki... ;). Hm, nie
mam zbyt wiele do powiedzenia. Dziękuję za komentarze, które tak uwielbiam, za
polecanie tego fanfiction (śmiało, rozsyłajcie je dalej ziomeczki XD) i za
wyświetlenia!
Arleen
idzie na spotkanie z Justinem, zastanawia mnie czego oczekujecie i czy macie
jakieś teorie, a jak macie to dajcie znać ;>
Już nie mogę się doczekać jak będzie wyglądało ich spotkanie :)
OdpowiedzUsuń@LadyBrooks_
Genialny, nie moge doczekać sie kolejnych. Tutaj wszystkp jest takie niedoprzewidzenia haha zaskakujesz mnie dziewczyno i za to cie kocham x @Sweet_lieber
OdpowiedzUsuńO mój Boże, taka akcja że normalnie ughhh, ciesze sie że Arleen uciekła :) Czekam na kolejny rozdział i życzę duuuużo weny do pisania
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
Boze genialnneee
OdpowiedzUsuńJeju piszesz tak genialnie, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Mam nadzieję że pojawi się szybko. / @obrienuhl
OdpowiedzUsuńjejku to jest boskie, czekam na kolejny x
OdpowiedzUsuńja już chce się dowiedzieć co będzie dalej no sdfghfdsdf
OdpowiedzUsuńwyobrażam go sobie jako twardziela w skórzanej kurtce omomomo ♥ @ihearblaugrana
OdpowiedzUsuńTo jest genialne! Mam nadzieję, że chociaż ta godzinna podróż do Justina obejdzie się bez żadnych większych kłopotów. Z niecierpliwością czekam na kolejny dział! <3
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że przeczytasz ten rozdział jeszcze raz i poprawisz błędy. nie chce mi się ich wypisywać, ale większość i tak była w pierwszej połowie. drobne, ale jak ktoś jest wymagającym czytelnikiem to się obrazi :P
OdpowiedzUsuńnie mam żadnych teorii co do spotkania z justinem, bo właściwie nic o nim nie wiem do tej pory. czy jest dupkiem, czy jest niebezpieczny, kim w ogóle jest.
niesamowity kocham *-*
OdpowiedzUsuń@kocham_biebsa
Tyle emocji :D Przyprawia o dreszcze :P Czekam na to spotkanie :))
OdpowiedzUsuńjsdanfkscskjnkas świetny <3
OdpowiedzUsuńbooskie *____* czekam na nn ♥
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńOmfg gfygdjhnfytrdytvgf czekam z niecierpliwoscia na spotkanie Arleeny z Justinem gfygfughjgvug <3 @SkaylerW
OdpowiedzUsuńświetny rozdział jj fjfhfhdshgksahgdknie mogę się doczekać nn *-*
OdpowiedzUsuń@kidrawhxo
Szkoda będzie jak się okaże że nie będzie chciał jej pomóc lub cos...
OdpowiedzUsuńMega rozdział! Do następnego x
jej... zazdroszczę Ci talentu do pisania ..ugfgdfguyeyreu8 <333
OdpowiedzUsuńz niecierpliwoscia czekam na kolejne rozdzialy!
OdpowiedzUsuń@justbemyromeo <3
jejku, to jest świetne i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :)
OdpowiedzUsuńhttp://love-quintessence.blogspot.com
hohoho, już nie mogę się doczekać ich spotkania! x
OdpowiedzUsuńNajlepszy blog! Zakochałam siew nim. :o xx
OdpowiedzUsuńTo ff byłoby świetne, gdyby nie masa błędów interpunkcyjnych, przez które odechciewa się czytać.
OdpowiedzUsuń1. Przed "ale" stawia się przecinek.
2. Istnieje takie coś, jak zdania podrzędnie złożone, w których obowiązuje rozdzielenie jednego czasownika od drugiego własnie przecinkiem np. "wiedział jak się nazywa". Po "wiedział" przecinek. Lub "ręce były nadal pobielałe od siły z jaką je zaciskała", przecinek po "siły".
3. Podobnie jak w punkcie 2. tyle że między imiesłowami. Dajmy na to zdanie "Nie zwracając uwagi na nic więcej odwróciła się i rzuciła biegiem". Przecinek po "więcej".
4. W konstrukcjach "mimo że", "chyba że", "tyle że" przed "że" przecinków się nie stawia.
5. W dialogach, gdy następuje zwrot do konkretnej osoby, przed imieniem/nazwiskiem ZAWSZE jest przecinek np.
"I co planujesz zrobić Blackwood?". Przed "Blackwood" oczywiście przecinek :)
Oczywiście to nie są wszystkie błędy jakie popełniłaś, ale jeśli nad nimi postarasz się popracować, to gwarantuję, że wszystkim wyjdzie to na dobre. Przykłady brałam tylko z tego rozdziału, ale podobne błędy można by znaleźć w poprzednich. Mam nadzieję, że się nie obrazisz za te wskazówki x
Bardzo dobrze piszesz x
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i życzę weny xx
@AniolyCiemnosci
Jezu to jest świetne. Wszystko mi się tu podoba, naprawdę. Zaczynając od fabuły kończąc na twoim stylu pisania, który szczerze mówiąc jest rewelacyjny :) Najlepszy blog lalalalala zakochałam się <3 Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny xx
OdpowiedzUsuńo kurwa, znalazlam tego bloga na tt i ja pierdole, dziewczyno! to jest takie zajebiste. tyle sie dzieje, jak w jakims filmie, ile ta dziewczyna juz przeszla, jezuuuu czekam na nastepne z niecierpliwoscia
OdpowiedzUsuńJejku kocham to opowiadanie. Już jest jednym z moich ulubionych :) x
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńJestem straaasznie ciekawa dalszych rozdziałów. ^^
Weny życzę! ♥
Interesujące! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńboże, to był zajebiście udany rozdział. cholera, tak świetnie opisałaś każdą sytuację, że w mojej głowie wytworzył się cudowny obraz tego wszystkiego, naprawdę. każdy moment świetnie opisałaś i to jest jeden z wielu powodów, dlaczego uwielbiam Twój styl pisania. zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńi czekam na następny
+ zapraszam do siebie, miło by było jakbyś zajrzała:
http://brooklyn-babyfanfic.blogspot.com/
http://frightful-fanfiction.blogspot.com/
czekam na kolejny! super blog! u mnie takze III rozdziały sa, zapraszam! http://all-inallisallweare.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWspaniały :)
OdpowiedzUsuńaddicted-fanfic.blogspot.com
Wspaniałe ff :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://justinbieberfanfictiondark.blogspot.com/
aaaaaa to ff yo bostwo
OdpowiedzUsuń