Podparła głowę na rękach patrząc w przestrzeń przed
sobą, mimo tego, że wyglądała na spokojną wewnętrznie toczyła ze sobą walkę, a
jej własne myśli nie chciały jej dać spokoju nawet na chwilę. Była problemem.
Wielkim chodzącym bałaganem, który przyciągał wszystko co złe. No bo jak
inaczej wyjaśnić to wszystko co ją spotkało? Dlaczego niektórzy idą przez całe
życie mając jedynie swoje malutkie, nic nie znaczące problemy, a ona ciągle
była nimi zasypywana? To było cholernie niesprawiedliwe. Arleen nabrała
powietrza do płuc, a następnie wypuściła je ze świstem zanosząc się kaszlem.
Zasłoniła usta jedną dłonią bojąc się, że zaraz wszystkich obudzi. Było dopiero
po ósmej, więc wydawało jej się, że wszyscy jeszcze śpią. Chciała by chociaż
oni się wyspali, bo ona przepłakała pół nocy, a potem wierciła się na swoim
miejscu jęcząc z bólu za każdym razem, gdy za mocno poruszyła prawą nogą.
Przetarła zapuchnięte oczy uświadamiając sobie, że jest naprawdę zmęczona i, że
znowu kiepsko się czuje, ale nawet przez moment nie pomyślała o tym, żeby
wrócić do salonu i położyć się na kanapie. Hardo siedziała na swoim miejscu
gapiąc się na miskę, którą znalazła w kuchni. Miała nadzieję, że chłopcy nie
będą mieć do niej pretensji o to, że sama się obsłużyła. Mimo tego, że była
głodna zamiast dokończyć posiłek siedziała z łyżeczką w ręku obserwując tonące
w mleku płatki owsiane. Była zamyślona do tego stopnia, że nawet nie zauważyła
kiedy minęła godzina odkąd usiadła w jadalni.
Myślała o Colinie i o jego zachowaniu. Dlaczego nie
chciał uwierzyć w jej historię? Przecież wystarczyło na nią spojrzeć, by
dostrzec dowody na to co się stało, a mimo to chłopak uparcie trzymał się
swojego i kazał jej odejść. Mówił o tym, że będą z tego same kłopoty i z tym
Arleen się zgadzała. Wiedziała, że jeśli zostanie u Justina to z jej powodu
będą ciągle się o wszystko kłócić, denerwować, a Justin będzie ją okłamywał, że
jest w porządku. Chciała odejść, ale obawiała się tego, że jeśli zostanie sama
w swoim starym mieszkaniu spotka ją coś naprawdę złego. Nie mogła przestać myśleć
o tym co złe, jakby każdą pozytywną rzecz przysłaniała czarna chmura. Tak,
Justin obiecał jej, że nic złego jej nie spotka jeśli tylko zostanie, ale nie
potrafiła mu w to uwierzyć. Owszem, ufała mu, ale miała wątpliwości co do
reszty, bo mimo, że wysłuchali jej przygody z otwartymi ustami wciąż czuła, że
nie wszyscy będą dla niej mili. Z jej ust uciekło głośne westchnięcie, gdy
ponownie wróciła do myśli o tym, by wrócić do domu. Czy to nie ułatwiłoby
wszystkiego? Każdy wróciłby do swoich spraw, ona bałaby się każdego
najmniejszego szmeru, ale nie przeszkadzałaby Justinowi. Po kilku latach może
udałoby się jej wrócić do normalności...
- Cześć.
Wzdrygnęła się, a przez całe jej ciało przeszedł
nieprzyjemny dreszcz. Przestraszona podniosła wzrok i niemal odetchnęła głośno
z ulgą, gdy dostrzegła zaspanego Spike'a. Zmierzyła go długim spojrzeniem
zagryzając wargi. Naprawdę próbowała się skupić na jego twarzy, ale stał przed
nią bez koszulki, z nisko zawieszonymi spodniami i bokserkami na wierzchu.
Odchrząknęła niezręcznie, a jej policzki delikatnie się zaróżowiły.
- Um, - bąknęła niezręcznie. - Hej.
- Dawno wstałaś? - zapytał wyciągając ręce do góry, by
się przeciągnąć.
- Tak jakby - odpowiedziała wpatrując się w jego
umięśniony tors, z trudem zerknęła na jego twarz. - Wyspałeś się?
- Niezbyt... Justin wziął mnie na długą i pouczającą
rozmowę.
Usiadł na krześle na przeciwko niej wzdychając ciężko.
W ogóle nie zauważył, że Arleen przygląda mu się z uwagą i, że jest pod
wrażeniem budowy jego ciała. Ponownie odchrząknęła i potrząsnęła głową chcąc
doprowadzić się do porządku. Chwilę zabrało jej przypomnienie sobie co
dosłownie kilka sekund wcześniej powiedział Spike.
- Dlaczego?
- Zostawiłem cię samą, prawda? - odparł uśmiechając
się słabo.
- I Justin był zły właśnie o to?
- Tak.
- Przesadza - stwierdziła Arleen marszcząc czoło. -
Nie potrzebuję niańki. Zresztą, jakoś mało go zainteresowało to, gdy prawie
spadłam ze schodów, więc dlaczego wścieka się teraz, gdy nic się nie stało? To
on mnie zostawił samą, a nie ty.
Spike zerknął na nią zza palców, którymi zasłonił
oczy.
- Nie wiem - odparł szczerze. - Ale Justin to mądry
facet i zna się na rzeczy. Myślę, że teraz gdy już wie co cię spotkało chce się
upewnić, że będziesz bezpieczna - dodał z przekonaniem w głosie i posłał jej
blady, ledwo widoczny uśmiech.
- Chcę wrócić do domu - jęknęła opierając czoło o blat
stołu. Nakryła głowę rękoma myśląc o tym co powiedział jej Spike. Czy to nie
było głupie, że poszła prosto do nich, do obcych ludzi? Nie wiedziała dlaczego
pozwolili jej zostać, ani dlaczego Justin się nią tak zajmował. Najbardziej
jednak dręczyło ją to, że Blade nigdy nie wspominał jej o tym, że ma znajomych
w Stratford, nawet słowem nie wspomniał o tym, że zna w tym mieście jakąś grupę
chłopaków zajmujących się niewiadomo czym. Prawdą było, że Arleen wciąż nie
miała o niczym pojęcia.
- Mam do ciebie pytanie, wiem, że wczoraj już cię
wymęczyliśmy, ale naprawdę mnie to trapi.
Gwałtownie się wyprostowała posyłając mu groźne
spojrzenie. Czy to się kiedyś skończy?
- Co?
- Chodzi o... - przerwał oblizując usta. - Skąd masz
tę bliznę?
Arleen odruchowo sięgnęła dłonią do swojego policzka,
przeciągnęła opuszkami palców po dawnej ranie z wzrokiem utkwionym w swojej
misce. Wiedziała, że w końcu i o nią ktoś zapyta.
- Jakieś trzy lata temu - zaczęła spokojnie, -
wracałam do domu z urodzin koleżanki, w pewnym momencie jakiś idiota na mnie
naskoczył. Szczerze mówiąc nawet nie pamiętam jak to dokładnie się stało, ale
nagle byłam przygnieciona do ściany, a on przeciął mój policzek - dodała ciężko
wzdychając i podniosła wzrok na skupioną twarz Spike. - Nigdy go nie złapali.
- Masz jakieś podejrzenia?
- Blade go szukał, w zeszłym roku powiedział mi, że
znalazł trop - wzruszyła ramionami.
- Naprawdę?
- Tak - skinęła. - Ale nie wróciliśmy więcej do tej rozmowy,
więc pewnie się pomylił. A zanim was znalazłam on... - uciekła wzorkiem na bok
przełykając ślinę. - Mam nadzieję, że wiesz kogo mam na myśli - niemal
wyszeptała czując nieprzyjemne dreszcze. - Zasugerował, że to jego robota.
Spike otworzył usta, a jego brwi niemal się ze sobą
złączyły przez to jak mocno zmarszczył czoło.
- To i tak nie wyjaśnia dlaczego to właśnie ciebie
chciał.
- Wiem - westchnęła. - A najgorsze jest to, że będę
musiała żyć z tym czymś do końca życia - posłała mu krzywy uśmiech stukając
lekko palcem o swój policzek.
- Przestań, przecież jesteś śliczna, a ta blizna
dodaje ci uroku. Nie masz się czym przejmować.
- Dzięki - powiedziała wymuszając miły ton. Nie
wierzyła w słowa Spike'a i wiedziała, że już zawsze będzie potworem dla każdej
obcej osoby, dla każdego dziecka, które spotka na ulicy. Dla wszystkich. Była
szkaradna.
Siedzieli w ciszy, aż w końcu gdy za ścianą rozległ
się dźwięk ciężkich i szybko stawianych kroków odwrócili głowy w tamtą stronę
uprzednio wymieniając krótkie spojrzenia. Spike wzruszył z obojętnością
ramionami wracając do poprzedniej pozycji. Czy to oznaczało, że to nic takiego?
Ktoś po prostu chodzi jak słoń i nie jest nikim złym? Wstrzymując oddech
szatynka przesunęła dłonią po zmierzwionych włosach. Zastanawiała się jak długo
jeszcze każdy najmniejszy dźwięk będzie przyprawiał ją o dreszcze i ścisk w
żołądku. Kilka sekund później w całym domu dało się słyszeć ogromny huk, który
przyprawił Arleen o mdłości. Upuściła łyżkę, która z brzdękiem odbiła się od
blatu stołu, a następnie wylądowała na podłodze. Sparaliżowana mimowolnym
strachem patrzyła przed siebie bojąc się o to, co zaraz może się wydarzyć.
Czuła się tak jakby ktoś miał ją zaraz zaatakować.
- ARLEEN!
Mimo, że znała ten głos całe jej ciało od razu się spięło.
Jej oddech zrobił się płytszy, a zielone oczy dużo większe niż zwykle. Czuła,
że jej nogi dygoczą ze strachu.
- Hej, to tylko Justin - powiedział Spike próbując ją
uspokoić. Chciał nawet złapać jej dłonie, ale nim zdążył to zrobić ona już
przyciskała je do ust.
- GDZIE ONA JEST?! - wrzasnął Justin, a jego głos
ponownie rozbrzmiał w całym domu i odbijał się echem od ścian. Arleen oddychała
przez nos nie potrafiąc pozbyć się wrażenia, że to wszystko już miało miejsce.
Jej oczy zaszły łzami, a w ustach całkowicie zaschło. Wzdrygnęła się, gdy do
środka jadalni wpadł Justin ze zdenerwowaną mina. Jego włosy były w nieładzie,
ręce zaciskały się w piąstki, a koszulka, którą miał na sobie była strasznie
wymięta. Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wściekłe spojrzenie
zatrzymało się na przerażonej twarzy Arleen. Otworzył usta spoglądając na nią z
niepokojem.
- Mówiłem ci, że to tylko Justin, uspokój się Arleen -
powtórzył Spike podnosząc się z krzesła.
- Arleen - powiedział dużo spokojniej Justin, a
dziewczyna zamknęła oczy.
Była bardzo blada, więc jej żółte i fioletowe siniaki
odznaczały się jeszcze bardziej na jej skórze. Wyglądała na chorą i wymęczoną.
Nawet z takiej odległości Justin bez problemu zauważył, że cała dygocze.
Odetchnął z ulgą i zupełnie ignorując obecność Spike'a podszedł do niej, a
następnie przyklęknął tuż obok niej.
- Popatrz na mnie - poprosił, ale ona nawet nie
drgnęła. Patrzył przez chwilę na profil jej twarzy, a następnie instynktownie
wyciągnął rękę, by bardzo delikatnie, bojąc się, że ją zrani przesunąć palcami
po jej policzku, kończąc na małych dłoniach,
które starał się odciągnąć. - No już, - uśmiechnął się - nie masz się
czego bać - dodał pokrzepiająco. - To tylko ja.
Arleen otworzyła oczy trzepocząc przy tym rzęsami. Jej
usta nadal drżały, gdy odwróciła głowę spoglądając swoimi zielonymi oczami na
Justina. Miał zatroskany wygląd twarzy i wydawać by się mogło, że naprawdę się
o nią martwił. Wciągnęła głośno powietrze zasysając się przez otwarte usta.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziała przygryzając dolną
wargę.
- Ty też mnie wystraszyłaś - odpowiedział z uśmiechem.
- Pomyślałem, że uciekłaś.
- Dlaczego miałabym to zrobić?
Jej głos nadal drżał.
- Nie wiem - powiedział. - Ale nie rób tego, okej?
- Nie zamierzałam, zresztą daleko bym nie uciekła -
uśmiechnęła się głupio wskazując na swoje udo.
- I tak bym cię znalazł - puścił jej oczko, a
następnie wstał. Arleen poczuła jakby skrzydełka motyli w jej brzuchu
delikatnie połaskotały ją po wnętrznościach. Powiodła wzrokiem za Justinem,
który odszedł kawałek dalej, a następnie zerknął na jej miskę.
- Dawno wstałaś?
- Dawno...
- Jak dawno?
Poruszyła się nerwowo na swoim miejscu zaciskając usta
w prostą linię. Justin przechylił na bok głowę lustrując ją uważnie swoim
przenikliwym spojrzeniem. Uniósł pytająco brew i dopiero wtedy dziewczyna się
odezwała.
- Wczoraj - odpowiedziała ciężko wzdychając.
- Więc w ogóle nie spałaś? - zapytał zaskoczonym tonem
zajmując wolne krzesło. Żadne z nich nawet nie zauważyło kiedy Spike wyszedł z
salonu, ba, oni sami nawet nie zauważali jak bardzo byli pochłonięci sobą
nawzajem.
- Um, Justin - dodała szybko próbując zmienić temat, -
przepraszam, że sama się obsłużyłam, ale byłam głodna - wskazała na miskę. Szatyn
pokręcił głową z niedowierzaniem spoglądając to na nią, to na naczynie.
- Skoro byłaś godna, to dlaczego nic nie zjadłaś?
- Przypomniałam sobie, że nie lubię płatków owsianych?
- wzruszyła ramionami.
- To tak jak ja - powiedział z uśmiechem, którego nie
potrafił powstrzymać. -Wyślę dzisiaj kogoś po zakupy, więc jeśli masz jakieś
specjalne życzenia to mów.
- Mam ochotę na Nutellę - przyznała. - Dawno jej nie
jadłam.
- W porządku mała, będzie Nutella.
Zarumieniła się przez jego szeroki uśmiech i
błyszczące oczy, które tak uważnie jej się przyglądały. Nerwowo poprawiła włosy
przypominając sobie, że wygląda paskudnie i, że powinna coś ze sobą zrobić. Czuła,
że to nieodpowiednie, ale ciężko było jej patrzeć na jego idealną twarz bez
dziwnych uczuć i gorąca, które rozpływało się w jej klatce piersiowej. Posłała
mu krzywy uśmiech zaciskając dłonie w piąstki.
- Justin? Możemy gdzieś dzisiaj wyjść? Robi mi się już
niedobrze od ciągłego siedzenia w zamknięciu.
- Miałem ci właśnie coś zaproponować - odparł
odchylając się do tyłu. - Tylko nie wiem czy ci się spodoba.
- Okej, co to za propozycja?
- Chcę pojechać do twojego domu.
Arleen zmarszczyła brwi.
- Po co?
- Chcę się rozejrzeć - odparł obojętnie. - Gdzie
mieszkałaś z Bladem?
- Kitchener - powiedziała. - Dlaczego mnie o to
pytasz? Przecież go znałeś.
- Akurat tym nie chciał się pochwalić.
Uśmiechnął się do niej wyciągając ręce do góry,
przeciągnął się ziewając głośno. Arleen oparła łokcie na blacie stołu próbując
zrozumieć dlaczego Blade nie chciał powiedzieć Justinowi gdzie mieszkał. To
było dziwne.
- Myślałam, że byliście przyjaciółmi.
- Znajomymi - westchnął. - Nie miej tych myśli -
skarcił ją.
- Jakich myśli?
- Że jestem kimś innym - odparł poważnie. - Blade
zawsze oddzielał swoje życie grubą kreską od interesów. Trzymał z dala ciebie i
swoje prywatne życie od tego wszystkiego.
- Chyba wolę nie wiedzieć co kryje się pod tymi
słowami... - mruknęła skubiąc palcami brzeg stołu. Justin wydobył z siebie
dźwięk, który przypominał wymuszony chichot.
- Zrobię ci śniadanie - stwierdził nagle, a Arleen
jedynie skinęła głową.
Czym zajmował się Blade? Dlaczego nigdy jej nic nie
opowiadał? Jej głowa ponownie wypełniła się pytaniami. Miała już dość tego, że
ciągle stała w miejscu. Miała dość tego, że zamiast poznawać odpowiedzi wciąż
miała tylko coraz więcej pytań.
- Smacznego Piegusko - powiedział Justin odsuwając
miskę z mlekiem na bok. Na jej miejscu położył talerz z pięknie pachnącymi
tostami. Wyglądały smakowicie, więc dziewczyna nie zastanawiając się długo od
razu zabrała się za jedzenie.
- Jak zamierzasz wejść do środka mieszkania? Nie mam
kluczy.
- Nie martw się o to - posłał jej uśmiech i sam władował
do ust połowę swojego tosta, a Arleen wolała nie wiedzieć co miał na myśli.
*
Arleen zapięła pasy odwracając głowę w stronę szatyna,
który bębnił palcami w kierownicę w rytm piosenki, która właśnie leciała w
radiu. Było jej trochę niewygodnie, bolały ją plecy, gdy opierała się o oparcie
i miała wrażenie, że pas wbija się boleśnie w jej ciało. Wzięła głęboki oddech
wypuszczając powietrze ze świstem. Nie ma mowy, żeby okazała po raz kolejny
słabość. Justin odwrócił głowę w jej stronę patrząc na nią pytająco.
- Jedź - rzuciła spoglądając przed siebie.
- Dobrze się czujesz?
- Tak - skłamała.
Szatyn patrzył na nią jeszcze przez chwilę, ale Arleen
po prostu siedziała na swoim miejscu nie oglądając się na boki. Nie miała
zamiaru na niego chociażby zerknąć. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, sam nie
wiedział dlaczego to zrobił. Może dlatego, że Pieguska była zupełnie inna od wszystkich dziewczyn, które było mu
dane spotkać? Wyjechał przez otwartą bramę wyjeżdżając na ulicę, a następnie
kierując się w stronę Kitchener. Czekała ich prawie godzinna podróż, o ile
oczywiście nie natkną się na korki. Gdyby nie muzyka, która leciała z głośników
w samochodzie panowałaby niezdrowa, nieco krępująca cisza. Szatyn co chwilę
zerkał na Arleen, która wyglądała na strasznie zmęczoną.
- Zdrzemnij się - polecił. Dziewczyna odwróciła głowę
w jego stronę, miała uniesione brwi i przygryzione wargi.
- Nie.
- Po prostu zamknij oczy i sama się przekonasz jak
bardzo jesteś zmęczona.
- Mogę coś powiedzieć? - zapytała krzyżując ręce na
piersiach, a szatyn skinął głową. - Zamknij się, - rzuciła - sama wiem czego
potrzebuję. Jak będzie chciało mi się spać, to się zdrzemnę, ale nie będę
wykonywała twoich rozkazów. Nie jestem twoją pieprzoną własnością, okej?
Zaskoczony Bieber odwrócił głowę w jej stronę. Arleen
spodziewała się tego, że wybuchnie, że jego twarz zaczerwieni się ze złości, a
pięści zacisną się na kierownicy. Była pewna, że zacznie po niej krzyczeć i, że
strasznie się wścieknie przez jej zachowanie. A on jedynie uśmiechnął się do
niej, zupełnie zwyczajnie.
- W porządku - odparł. Nie powiedział nic więcej, po
prostu jechał dalej z niedowierzaniem na twarzy, a jego kąciki ust wciąż były w
górze. Dlaczego? Bo nikt, nigdy mu się nie sprzeciwiał, ale Arleen była inna. Pod
każdym jednym względem. Oczywiście, rozłościło go to, że odzywała się do niego
w taki sposób, ale niemal od razu uświadomił sobie, że dziewczyna ma rację. Nie
była jego... jeszcze.
Wsunęła ręce pod nogi spoglądając na za duże ubrania,
które miała na sobie. Miała już dość ubierania rzeczy, które nie były jej, a
jakichś przypadkowych puszczalskich laluń. Oczywiście Spike kupił jej kilka
drobiazgów, ale to wciąż nie było to czego chciała. Oparła głowę o drżącą szybę
chcąc zerknąć na swoje odbicie w bocznym lusterku, ale było tak ustawione, że
nie mogła zobaczyć swojego odbicia. Zerknęła na Justina wywracając oczami. Ten
chłopak miał obsesję.
Po ponad czterdziestu minutach Arleen w końcu się
odezwała.
- Justin? - spytała.
- Tak?
- Jak myślisz, dlaczego Colin mnie tak nienawidzi?
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami. - Jest
przewrażliwiony.
- I kto to mówi - odpowiedziała kręcąc głową.
- Co to ma niby znaczyć?
- Spike powiedział mi, że wziąłeś go na długą
pouczającą rozmowę przez to co się stało. Nie wiem dlaczego to zrobiłeś, ale
mógłbyś mu odpuścić? To nie była jego wina.
Obrócił głowę posyłając jej kpiące spojrzenie. Prychnął,
a następnie docisnął stopą pedał gazu.
- Nic nie rozumiesz - warknął. - Nie zrobiłem tego bez
powodu, nie mogłem mu odpuścić - mówił szybkim zdenerwowanym głosem. - Mamy
surowe zasady, więc każdy musi ich przestrzegać.
- Colin mi nic nie zrobił, więc nie musiałeś go
męczyć.
- Naprawdę niczego nie rozumiesz - jęknął
niezadowolony. - Chyba cieszysz się, że go wyrzuciłem, co? Nie mogę dopuścić do
tego, by ktoś znowu potraktował cię w taki sposób jak on. Rozumiesz?
Arleen zatrzepotała rzęsami. Justin co prawda
powiedział jej, że zadba o to, by nikt więcej jej nie dotknął, ale do tej pory
nie potrafiła uwierzyć w jego słowa. On naprawdę miał zamiar zająć się nią i
nie pozwolić żadnemu swojemu kumplowi na
to, by w jakikolwiek sposób się do niej zbliżyli. Dlaczego tak bardzo mu
zależało? Nie zapytała już o to wpatrując się w obraz za oknem, przed oczami
migały jej budynki, które doskonale znała i miejsca, w których przed kilkoma
miesiącami bardzo często bywała.
- Okej, teraz powiedz mi, gdzie mam jechać dalej?
- Prosto - powiedziała. - Na światłach w lewo, a
później na kolejnym skrzyżowaniu znowu w lewo i cały czas prosto.
- Mieszkaliście w zwykłym domu?
- W kamienicy - odparła. - Założę się, że od razu
zgadniesz w której.
Jechali jeszcze przez dziesięć minut, aż w końcu dotarli
na miejsce. Justin zaparkował samochód na chodniku, a następnie rozejrzał się
najpierw w prawo, a później w lewo uchylając usta.
- Tutaj? Naprawdę?! - podniósł głos łapiąc się za
głowę. - Przecież to jest...
- Jedna z najgorszych ulic w tym mieście -
odpowiedziała Arleen znudzonym głosem. - I nie wiem czemu ma taką opinię, nikt
mi nigdy nie robił problemów.
- Tak, oczywiście - prychnął. - Tylko właśnie stąd cię
porwali, prawda? Naprawdę, cudowne miejsce!
Sarkazm, który rozbrzmiał w jego głosie był tak
dobitny, że Arleen poczuła się urażona. Wywróciła oczami i odblokowała pas,
sięgnęła dłonią do drzwi, które następnie otworzyła nie czekając na Justina. Powietrze
było ciepłe, bardzo przyjemne. Uśmiechnęła się pod nosem spoglądając do góry,
odkąd wyszła z tamtej przeklętej piwnicy zachwycała się niebem, powietrzem i
wszystkim na około dziesięć razy bardziej. Już nawet nie pamiętała o tym, że
Justin uraził ją swoim komentarzem dotyczącym jej miejsca zamieszkania. Może
nie była to najciekawsza okolica, ale dobrze jej się tu żyło. Stanęła na
chodniku krzywiąc się, jej noga wciąż bolała, gdy na niej stawała.
- W którą stronę?
- To tamten budynek - powiedziała wskazując mu
kierunek dłonią. - Chodźmy - dodała i zaczęła stawiać malutkie kroczki. Justin
szedł tuż obok niej, ramię w ramię gotowy, by w każdej chwili ją złapać, gdyby
coś się stało. Nie dotykał jej, bo nie chciał być nachalny, a ona nie
zamierzała prosić o pomoc. Chciała sobie udowodnić, że da radę. Przeszli na
drugą stronę ulicy. Arleen zauważyła przed sobą starszą kobietę, która
otworzyła szeroko usta patrząc na nią. Szatynka poczuła się nieswojo, gdy czuła
przenikliwe i ciekawskie spojrzenie na swojej twarzy. Spuściła głowę
przełykając ślinę nagromadzoną w ustach. Dlaczego ta pani tak się w nią
wpatrywała? Co było nie tak? Potrząsnęła głową odrzucając od siebie wszystkie
negatywne myśli. Nie minęła chwila, gdy w końcu znaleźli się w klatce
schodowej. Pachniało w niej świeżością, która nie pasowała do skrzypiących
desek pod stopami, ani do brudnych ścian.
Weszli po schodach na piętro, Arleen szła przodem
stawiając małe kroki prowadząc szatyna w stronę swojego mieszkania. Skrzypiące
deski pod jej stopami nie robiły na niej wrażenia, po raz pierwszy od wielu
tygodni była w miejscu, które znała i, w którym czuła się pewnie. Zerknęła
krótko na Justina zastanawiając się nad sensem jego słów, gdy powiedział, że
nie będą potrzebowali kluczy, bo on sobie poradzi. Czy zamierzał je wyważyć?
Czy miał w planach coś zupełnie innego? Przeszli przez zimny korytarz i nagle
Arleen zatrzymała się w miejscu otwierając usta z zaskoczenia, a Justin niemal
na nią wpadł pochłonięty swoimi własnymi myślami. Chwycił ją za ramiona
wstrzymując oddech. Nie lubił patrzeć na nią, gdy cała jej twarz wyrażała ból i
wystraszył się, że za mocno ją złapał.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Są otwarte - stwierdziła dziwnym tonem. - To tutaj
mieszkam.
Justin instynktownie wepchnął ją za siebie robiąc krok
do przodu. Zasłonił jej drobną sylwetkę swoim ciałem. Nie mógł więcej
ryzykować, nie mógł pozwolić, by coś się jej znowu stało. Milczeli przez
chwilę. Chłopak przymrużył oczy próbując coś usłyszeć, ale żadne dźwięki nie
docierały do jego uszu.
- Zostań tutaj.
- Żartujesz?! - niemal pisnęła z przerażeniem. - Idę z
tobą!
Justin przewrócił oczami. Czasami wręcz nienawidził
tego, że była taka uparta i, że nie chciała go słuchać. Był przyzwyczajony do
tego, że każdy go słuchał, a tu nagle pojawiła się nastolatka, która ma gdzieś
jego wszystkie zasady.
- Piegusko - skarcił ją szeptem. - To nie jest zabawa,
dociera to do ciebie?
Pokręciła energicznie głową chwytając go za ramię.
- Nie zostawiaj mnie tutaj samej - odpowiedziała. Jej
głos był drżący, trochę przerażony i zupełnie do niej nie pasował. Justin
zamknął oczy czując coś dziwnego w swoim sercu. Nie chciał myśleć o uczuciach,
które się w nim budziły w towarzystwie tej dziewczyny, nie chciał i przede
wszystkim nie mógł tego odczuwać, a przecież nie miał nad tym kontroli, więc co
mógł zrobić? Nic. Mógł jedynie to ignorować.
- Trzymaj się blisko - rzucił oschle i nie czekając na
jej odpowiedź podszedł do drzwi. Ostrożnie, niemal bezszelestnie wszedł do
środka. Stanął w progu z rękoma zaciśniętymi w pięści gotowy do ewentualnej
walki. Omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie, które przypominało mały salon, a
jego wzrok zatrzymał się na otwartym oknie. Zerknął na stół, półki, sofę,
fotel, na każdy element znajdujący się w środku. Dokładnie rozglądał się
szukając jakiegoś najmniejszego ruchu, chcąc usłyszeć jakiś szelest, ale
panowała idealna cisza. Firanka tańczyła
pod wpływem wiatru i wydawać by się mogło, że była to jedyna rzecz, która
ruszała się w mieszkaniu. Justin starał się nie myśleć o palcach Arleen, które
zaciskały się na jego ramieniu i skupić na pracy, ale nie mógł ukryć tego, że
strasznie go rozpraszała.
- Myślisz, że ktoś tu jest?
Szatyn jeszcze raz omiótł wszystko spojrzeniem i
dopiero wtedy odpowiedział.
- Chyba nie - stwierdził. - Mogę się założyć, że byli
tutaj zaraz po tym jak uciekłaś. Naiwni skurwysyni myśleli, że jesteś na tyle
głupia, by wrócić i znowu tu zamieszkać - powiedział potrząsając głową z
rozbawieniem.
Arleen zatrzepotała rzęsami.
- Czekaj, czy to oznacza, że nie będę mogła tu wrócić?
- Tak - odparł.
- Ale na razie nie masz się o co martwić, bo zostajesz u mnie. Później zastanowimy
się nad tym co dalej, okej?
Arleen ze smutkiem w oczach skinęła głową. Było jej
przykro. Nie chciała opuszczać swojego mieszkania. Nie na stałe, mogła
zatrzymać się u Justina, ale przez cały czas marzyła o tym, by wrócić do tego
miejsca. Bo przecież wszystko tutaj było przesiąknięte wspomnieniami związanymi
z jej bratem. Bratem, za którym tak strasznie tęskniła.
- Mogę zabrać kilka rzeczy?
- Oczywiście - zgodził się. - Będę blisko.
Posłał jej słaby uśmiech, ale nawet go nie
odwzajemniła. Wyminęła go bez słowa i skierowała się do kuchni. Justin ruszył
za nią rozglądając się z zaciekawieniem. Chciał zapamiętać jak najwięcej
szczegółów i dowiedzieć się czegoś więcej. Szatynka podeszła do kredensu i
nachyliła się odsuwając trzecią szufladę, wsunęła dłoń do środka szukając
czegoś na dnie podczas, gdy Justin jakby oprzytomniał. Energicznie zaczął
oglądać się we wszystkie strony. Zatrzymał w końcu spojrzenie na szczupłej
sylwetce.
- To tutaj znalazłaś Blade'a?
Arleen zastygła w miejscu na kilka sekund i dopiero po
chwili wyprostowała się. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do szatyna z
krzywym, wymuszonym uśmiechem. Skinęła nerwowo głową zaciskając w dłoniach
telefon, który dopiero co wygrzebała z szuflady.
- Tu - przełknęła ślinę pokazując dłonią podłogę. -
Leżał dokładnie tutaj.
Justin spojrzał na zimne kafelki ponownie
zastanawiając się jak to wszystko musiało wyglądać. Oparł się o wysepkę za
swoimi plecami, potarł palcami czoło.
- Myślisz, że ktoś go zabił?
- Tak - skinęła głową.
- Dlaczego?
Arleen oblizała usta, a następnie westchnęła cicho.
- Blade nigdy by się nie zabił. To nie w jego stylu.
Był silny, zawsze dawał radę i nie odpuszczał. W dodatku, nie wydaje ci się to
niedorzeczne, że zabił się właśnie tutaj? - pokręciła głową. - Nie zostawił
żadnego listu, z nikim się nie pożegnał...
- A co z pistoletem?
- No właśnie tutaj jest mały problem - odparła nerwowo
bawiąc się telefonem, który trzymała w rękach. - Śledczy ustalili, że są na nim
tylko jego odciski.
- Może naprawdę to zrobił?
Justin od razu pożałował swoich słów. Lodowate
spojrzenie, którym obdarzyła go Arleen przyprawiło go o zimne dreszcze na całym
ciele. Skrzyżowała buntowniczo ręce na piersiach urażona tym co powiedział. Zaciskała
zęby ze złości wściekając się na niego coraz bardziej. Miała wrażenie, że tylko
ona jedna wierzy w to, że ktoś zamordował jej brata.
- Zaczynam wątpić, że go znałeś - warknęła.
- Znałem go!
- Więc dlaczego mi nie wierzysz?! - zapytała
podniesionym głosem. - Gdybyś go naprawdę znał, gdybyś wiedział jaki był nigdy w
życiu nie uwierzyłbyś w to, że się zabił!
- Ja tylko rozważam różne teorie - fuknął. - To nie
jest tak, że ci nie wierzę! Po prostu potrzebuję czasu, muszę się temu
wszystkiemu przyjrzeć. Powiesz mi gdzie jest jego pokój, czy dalej będziesz
taka naburmuszona? Do niczego nie dojdziemy jeśli będziesz się tak zachowywała!
Wpatrywała się w niego gniewnie. Oczywiście miał
rację, była bardzo wybuchowa jeśli chodziło o sprawę Blade'a, męczyło ją to
wszystko i była święcie przekonana, że każdy na jej miejscu, będąc w takiej
sytuacji jak ta z pewnością zachowywałby się tak samo. Naburmuszona wyminęła go
i zatrzymała się dopiero przy drzwiach prowadzących do pokoju Blade'a.
- Nie ma tam wszystkich jego rzeczy - powiedziała
oschle. - Po jego śmierci mama oddała większość na cele charytatywne.
Justin złapał za klamkę unikając jej wściekłych,
zielonych oczu.
- Okej - odchrząknął. - Może jednak uda mi się coś
znaleźć... jest jeszcze coś co chciałbym od ciebie dostać.
- Co?
- Wszystkie rachunki - powiedział, a gdy dostrzegł
zdziwienie na twarzy Arleen od razu się odezwał. - Myślę, że mogę coś w nich
znaleźć, jakąś wskazówkę. Może miał jakieś problemy finansowe, chcę je
przejrzeć. Przyniesiesz je?
- Okej - skinęła głową. - Będę w pokoju obok - dodała
zostawiając go samego.
Justin stał przez chwilę w miejscu. Miał nadzieję, że
uda mu się znaleźć coś więcej, ale trudno było mu się skupić. Nie dlatego, że
Arleen się na niego wściekała, a dlatego, że coś wisiało w powietrzu. I nie
było to nic dobrego.
Arleen weszła do swojego pokoju zamykając za sobą
drzwi. Oparła się o nie delikatnie pamiętając o ranach znajdujących się na
plecach, rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało tak jak tamtego
dnia, gdy wyszła z domu. Wszystko leżało na swoim miejscu, każda jedna rzecz
wydawała się być tam gdzie powinna. Arleen w pierwszej kolejności podeszła do
szafy i otworzyła ją szukając pudełka, które znajdowało się na samym spodzie. Przyklęknięcie
sprawiło jej trochę trudności, ale zacisnęła zęby i nie wydobyła z siebie nawet
mruknięcia. Otworzyła wieczko pudełka po butach i wyciągnęła z jego środka plik
kopert, które były przewiązane wstążką. To ona trzymała wszystkie rachunki w
swoim pokoju, ale to Blade wszystkim się zajmował. Rzuciła koperty na łóżko, a
następnie podniosła się do pozycji stojącej. Zaczęła przeglądać wieszaki z
ubraniami, a potem odsunęła kilka szuflad wyciągając to co wydawało jej się
najpotrzebniejsze. Nie chciała przesadzać, więc wybrała to co najważniejsze i
najwygodniejsze. Miała nadzieję, że Justin pozwoli jej wrócić po resztę.
Wpakowała wszystko do torby, którą również znalazła w szafie i ułożyła wszystko
w jej środku sprawdzając wcześniej czy nie jest zbyt ciężka. Była prawie
gotowa, gdy jej spojrzenie padło na toaletce stojącej w rogu pokoju. Miała tego
nie robić, ale była dziewczyną, a przecież one nie potrafią przejść obojętnie
obok lustra. Spojrzała na zamknięte drzwi i nie zastanawiając się bliżej podeszła
do pięknej toaletki, która została wykonana na specjalne zamówienie. Usiadła na
krzesełku zastanawiając się czy jest na to wszystko gotowa.
Zacisnęła usta w prostą linię, a następnie głośno
wypuściła powietrze i odważyła się zerknąć na swoje odbicie w lustrze. Widziała
przed sobą dziewczynę z rozpuszczonymi włosami sięgającymi za piersi, blizna na
policzku po raz pierwszy nie odznaczała się tak bardzo na jej twarzy. Wiedziała
już czemu wszyscy się tak na nią patrzyli, zrozumiała dlaczego tamta kobieta miała
taką minę, gdy ją mijała. Wielki, okropny fioletowy siniak, który zdążył lekko
pożółknąć na bokach znajdował się pod jej okiem odwracając uwagę od blizny.
Zagryzając wargę, na której również znajdował się mały strupek sięgnęła do
plastrów, które miała poprzyklejane na twarzy. Drżącymi palcami odkleiła te z
czoła, a następnie zajęła się całą resztą. Jeszcze przed ściągnięciem ostatniego
znajdującego się przy samym uchu zasłoniła dłonią usta zanosząc się głośnym
płaczem. Wyglądam jak potwór - pomyślała. Widok jej zmasakrowanej twarzy tak
strasznie ją przybił, że od razu pożałowała tego, że spojrzała na swoje odbicie.
Wtedy zrozumiała, że Justin miał rację i nie powinna tego robić. Nikt nie
powinien patrzeć na nią, nawet ona sama. Dotykała blizn, małych ran i tych
większych świadoma tego, że nigdy już nie będzie piękna.
W tym samym czasie Justin będąc w pokoju Blada
przeglądał pocztówki, które znalazł na jego biurku. Pochodziły z różnych miejsc
na świecie, niektóre były zapisane drobnym druczkiem, a drugie jedynie adresem
i krótkimi pozdrowieniami. W jego ręce wpadła bardzo ładna pocztówka ze
zdjęciem wieży Eiffla. Odwrócił ją tyłem chcąc sprawdzić od kogo jest i
mimowolnie odczytał tekst, który się na niej znajdował.
Jesteś
idiotą. Nie wybaczę cię, że zmusiłeś mnie do przyjazdu tutaj!
Mama i babcia
są okropne, nie dają mi spokojnie żyć. Pożałujesz tego,
że nakłoniłeś
mnie do tego wszystkiego.
Niedługo wracam.
A.
Roześmiał się na głos. Zastanawiał się co tak
rozłościło Arleen i dlaczego została zmuszona do tamtego wyjazdu. A z drugiej
strony wydawało mu się to dziwne, że Blade i ona posługiwali się takimi
głupotami. Kto normalny w tych czasach wysyła sobie kartki? Wywrócił oczami,
nie znał nikogo takiego. Niestety minuty upływały, a on nie potrafił znaleźć
niczego co miałoby znaczenie. Może faktycznie to co by się przydało mama Arleen
oddała lub wyrzuciła? Postanowił, że nie będzie już dłużej myszkował, bo nic
tutaj nie znajdzie. To go trochę zirytowało, czuł się tak jakby stracił
niepotrzebnie czas. Postanowił, że sprawdzi co u Arleen.
Wszedł do jej pokoju z wielkim uśmiechem trzymając
przed sobą pocztówkę, ale jego uśmiech od razu zniknął, gdy zobaczył pochyloną
sylwetkę dziewczyny, która siedziała przy toaletce. Na małym blacie zamiast
kosmetyków leżały skrawki plastrów i Justin od razu zrozumiał. Wywrócił oczami
chcąc powiedzieć "a nie mówiłem", ale powstrzymał się od złośliwości.
Nie mógł być dla niej okrutny, nie w takim momencie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytała nie
podnosząc głowy. Jej twarz zasłaniała kurtyna ciemnych włosów. Justin nie
wiedział co powiedzieć, zacisnął zęby szukając odpowiednich słów, które nie
uraziłyby dziewczyny.
- Arleen.
Odgarnął palcami jej włosy zerkając na zaczerwienioną
od płaczu twarz. Niektóre kosmyki przykleiły się do mokrych policzków.
- Zostaw mnie - warknęła odsuwając się do tyłu.
- Mała, to wszystko się zagoi.
- Zachowaj to dla kogoś innego - burknęła. - Nie
okłamuj mnie Justin.
Miał ochotę nią potrząsnąć, miał ochotę złapać ją za
ramiona i powiedzieć jej, żeby się uspokoiła, ale wiedział, że to nie
skończyłoby się dobrze. Bo może Arleen udawała twardą, ale w głębi duszy była
słaba i bardzo wrażliwa. Mogła mówić, że
jest inaczej, ale prawda była taka, że wszystko ją bolało, a Justin doskonale o
tym wiedział.
- Chodź - zaczął łagodnie wyciągając do niej dłoń. -
Obiecuję, że to wszystko zniknie, pogadam z Larrym, żeby załatwił ci jakieś
maści, żeby szybciej się tego pozbyć, w porządku?
Kiwnęła niechętnie głową, a jej oczy wypełnione były
łzami, które sturlały się po jej policzkach. Złapała dłoń Justina, a ten pomógł
jej wstać.
- To twoje rzeczy? - zapytał wskazując na łóżko i nie
czekając na odpowiedź złapał torbę z jej rzeczami. - Rachunki są w środku? -
skinęła głową. Nie czekając na niego, wyplątała dłoń z jego uścisku. Wyszła z
pokoju i stanęła na przedpokoju próbując zebrać się do kupy. Musi skończyć z
tym ciągłym beczeniem.
- Masz wszystko?
- Chcę jeszcze zabrać kilka rzeczy z łazienki -
odparła robiąc małe kroki w stronę drzwi, które znajdowały się przy wyjściu. Justin
ruszył za nią. Znowu miał to dziwne wrażenie, że coś wisi w powietrzu. Gapił
się na drzwi, które zostawił otwarte, odwrócił głowę za siebie i zmarszczył
czoło. Krew buzowała w jego żyłach, a ręce zaczęły się pocić. Czuł dudnienie w
uszach świadomy tego, że jego ciśnienie skoczyło niebezpiecznie wysoko.
Następnie wszystko działo się jak w zwolnionym tempie.
Justin ruszył za Arleen, niemal rzucając się na nią. Dziewczyna właśnie
naciskała dłonią na klamkę, gdy coś kliknęło w zamku, a szatyn wpadł na nią i odepchnął
z całej siły sprawiając, że wyleciała na korytarz i dopiero wtedy sam rzucił się
w jej stronę przygniatając jej drobne ciało do ziemi własnym ciężarem. Wiedział,
że zrobił jej krzywdę. Wiedział, że pogorszył sytuację, ale nie miał wyboru. Zasłonił
jej uszy rękoma, a sekundę później cały budynek zatrząsł się przez silny,
ogłuszający wybuch. Wtedy zrozumiał, że gra dopiero się zaczęła.
* * *
Oki, mam do was sprawę, więc czytajcie uważnie:
1. Nie ma takiej mowy ziomeczki, że przez waszą natarczywość i
brak cierpliwości zamienię coś co sprawia mi przyjemność
na przykry obowiązek
2. Tto jest Internet, więc dlaczego tak
strasznie boicie się podpisywać po komentarzami? Przecież was nie zjem na litość Boską XD!
3. Ktoś napisał, że mam wyluzować, bo niektórzy
nie mają czasu, by czytać zaraz po poinformowaniu. Oh wow, naprawdę? Powiedzcie
mi coś czego nie wiem ziomeczki. Pomiędzy jednym
rozdziałam, a drugim są dwa tygodnie, czasami miesiąc przerwy, więc sorry ale
jeśli ktoś przez TYLE dni nie potrafi znaleźć chwili, by cokolwiek wystukać na
klawiaturze - niech nie wpisuje się na listę informowanych. Prościutkie.
No, to tyle z mojej paplaniny, pamiętajcie, że was uwieeeelbiam :)
Świetny rozdział jak zawsze :) to normalne że nie będziesz dodawać rozdziałów regularnie jeszcze teraz zaczeła sie szkoła nauka itd.. To moje ulubione ff kocham je i cb :) Biebs8484
OdpowiedzUsuńGenialny rozdzial, nie przejmuj sie tym co piszą ci idioci, nie moge sie doczekać następnego ily @sassybieberx
OdpowiedzUsuńomg wybuch ;o @iheartblaugrana
OdpowiedzUsuńSWIETNE JEZU @biebs_ilysmx
OdpowiedzUsuńJejku, w takim momencie?! Przez ciebie nie moge sie już doczekać kolejnego rozdziału i mam nadzieje że pojawi sie szybko :) Życzę duuuużo weny do pisania i powodzenia w szkole Skarbie
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
Końcówka jest... wybuchowa? Mam tylko nadzieję, że nic im się nie stanie. Rozumiem, czemu się wkurzasz - nie przejmuj się, piszesz dla siebie, a my mamy ten zaszczyt, żeby to przeczytać.
OdpowiedzUsuń@aleksandraa984
Cudowny i niesamowity jak zawsze. ;) @EmiliaWojta
OdpowiedzUsuńJezuuuuuuuuuu ale zajebiście czekam ze zniecierpliwieniem na nn <3
OdpowiedzUsuńo ja pierdole, omfg nie wiem co kuwa napisać!
OdpowiedzUsuńtak strasznie się ciesze, że nowy rozdział sudfjhskjfdh
tak bardzo mi poprawił koniec tego dnia sujhfskjdf
Boziu kocham Cię! <3
@SkaylerW
Nie moge wytrzymac tego napięcia, ja potrzebuje nowego rozdziału w trybie natychmiastowym! Dawaj Jakieś spojlery na TT pod jakims hasztagiem. Cos mi nie pasuje z Jistinem i Bratem A, coś wisi w powietrzu i musze wiedzieć co :D @Sweet_lieber
OdpowiedzUsuńGenialny , czekam na nn <333
OdpowiedzUsuńuwielbiam to, czekam na kolejny x @luvmyZaynn
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie piszesz. Masz świetny styl pisania. Trzymaj tak dalej, życzę weny 😘 @Queen_Pillow 😘
OdpowiedzUsuńCzytam na wattpadzie , tu będę komentować ;) Oczywiście nadal mnie informuj :)) @bieber_have
OdpowiedzUsuńświetny czekma na kolejny :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńO fuck, boski <3
OdpowiedzUsuńJeju piszesz coraz lepiej, oby tak dalej. :) Co do częstości dodawania rozdziałów, nie wydaje mi się, że dodajesz za rzadko 2-4 tygodnie to nic jak na takie dobre i długie rozdziały...Właściwie moim zdaniem w takich odstępach czasowych powinno się dodawać rozdziały, pisać kiedy przyjdzie ci na to ochota i będziesz mieć ciekawy pomysł, a nie zmuszać się żeby codziennie coś napisać, to bezsensu i myślę, że ci którzy piszą i traktują pisanie jako hobby to rozumieją. A poza tym masz jeszcze szkołę i inne obowiązki więc to chyba zrozumiałe, że możesz nie mieć czasu. Także nie martw się, masz również cierpliwych i wyrozumiałych czytelników. :)
OdpowiedzUsuńCo do podpisywania się, wiem że mnie nie zjesz ale wolę zostać całkowicie anonimowa, myślę że się nie pogniewasz?
Z.
SUPER ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Biedna Arleen :c Nie wiem co mam napisać. Targają mną różne emocje, których nie potrafię nawet nazwać... I jeszcze ta końcówka. Idk co się ze mną dzieje, powaliłaś mnie tym rozdziałem. Czekam na nn xx
OdpowiedzUsuńPs. nie przejmuj się, prawdziwi czytelnicy zostają zawsze :)
ineedangelinmylife.blogspot.com
świetne ! nie mogę się doczekać nn ! :D xx
OdpowiedzUsuńKOCHAM!Twoje opowiadanie jest niesamowite,rodziały długie,fabuła nieziemska,coś niesmowitego.Błagam pisz szybko bo te 15 minut które mi dajesz poprzez nowy rozdział to najlepsza część mojego dnia
OdpowiedzUsuńUwielbiam końcówkę! :o Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały i czekam na kolejny. Kocham!
OdpowiedzUsuńZapraszam na prolog: http://collision-fanfiction.blogspot.com/
Zaczynam od nowa!
Boski :*
OdpowiedzUsuńRozdziały dodajesz regularnie czy jak ci sie napisze ? :D
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńCzekam nn ^^
Świetny juz nie mogę się goczekac następnego
OdpowiedzUsuńŚWIETNY <3<3 Z niecierpliwością czekam na następny. <3
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam czas, aby przeczytać ten rozdział. :c No cóż - klasa maturalna. Rozdział jak zawsze - fenomenalny, tak jak i całe ff! 💕 Myślałam, że jeszcze bardziej nie da się rozkręcić akcji, ale Ty to robisz! Zaskakujesz mnie z każdym rozdziałem i nie jestem w stanie przewidzieć, jak losy Arleen potoczą się dalej! Życzę weny twórczej i mam nadzieję, że kolejny rozdział uda mi się przeczytać szybciej po jego opublikowaniu niż ten.
OdpowiedzUsuńBuziaki! ;* @sisiliaxiis
Wiem, że większość osób nawet nie czyta spamu, jednak proszę, zrób wyjątek. Wróciłam do pisania po długiej przerwy i jest mi trochę ciężko, bo zaczynam praktycznie od zera. Mogę liczyć na twoje wsparcie? Przeczytaj opis mojego opowiadania, może cię zaciekawi. Z góry dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńCharlie pierwszy raz spotyka ją na imprezie. Isobel wydawała mu się miłą dziewczyną, jednak kiedy spotyka ją po raz drugi, tym razem w szkole, czar pryska. 'Miła' z pewnością nie jest przymiotnikiem jakim Charlie określiłby Isobel. Dziewczyna reprezentuje wszystko, czym Charlie najbardziej gardzi.
Jednak jest między tą dwójką coś, co ich przyciąga. Przypadkowe zrządzenia losu, czy też nie? Ich burzliwa znajomość stanie się sensacją roku w liceum Lincolna. Napięcie między nimi narasta, aby w końcu pęknąć, gdy ta z pozoru zupełnie różna od siebie dwójka zbliża się do siebie niebezpiecznie blisko.
Oboje zarzekają się, że to był jeden, jedyny raz. Ale czy na pewno? Kiedy Isobel dowiaduje się o czymś, co być może połączy ci na zawsze, całe jej życie legnie w gruzach. Na jaw wyjdą sekrety, ludzie doznają zranienia, przyjaźnie zostaną zerwane, a więzi rodzinne wystawione na próbę,
http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/
SuPer rozdział! Wytrwale czekam na kolejny♥♥♥
OdpowiedzUsuń@LoliszkaXD
Nie przejmuj się bólem dupy innych, rób swoje bo robisz to świetnie 👌 👏
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJejciu :3 kocham i czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ten rozdział, jest taki wybuchowy :D.
OdpowiedzUsuńTak na poważnie, końcówka totalnie mnie zmroziła, nie mogę się doczekać 7, jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie :).
Rozdział niesamowity. Kiedy nowy?
OdpowiedzUsuń-Lily
Świetny blog :-). Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuń-Kejti
Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl
OdpowiedzUsuńniesamowicie podoba mi sie Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńczekam na nastepny rozdział
czyam to opowiadanie caly dzien, na lekcjach w ogole nie uwazalam haha! pisz wiecej, kocham cie
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie. Pięknie piszesz. Nie mogę się oderwać od czytania!
OdpowiedzUsuń