poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział szósty



Podparła głowę na rękach patrząc w przestrzeń przed sobą, mimo tego, że wyglądała na spokojną wewnętrznie toczyła ze sobą walkę, a jej własne myśli nie chciały jej dać spokoju nawet na chwilę. Była problemem. Wielkim chodzącym bałaganem, który przyciągał wszystko co złe. No bo jak inaczej wyjaśnić to wszystko co ją spotkało? Dlaczego niektórzy idą przez całe życie mając jedynie swoje malutkie, nic nie znaczące problemy, a ona ciągle była nimi zasypywana? To było cholernie niesprawiedliwe. Arleen nabrała powietrza do płuc, a następnie wypuściła je ze świstem zanosząc się kaszlem. Zasłoniła usta jedną dłonią bojąc się, że zaraz wszystkich obudzi. Było dopiero po ósmej, więc wydawało jej się, że wszyscy jeszcze śpią. Chciała by chociaż oni się wyspali, bo ona przepłakała pół nocy, a potem wierciła się na swoim miejscu jęcząc z bólu za każdym razem, gdy za mocno poruszyła prawą nogą. Przetarła zapuchnięte oczy uświadamiając sobie, że jest naprawdę zmęczona i, że znowu kiepsko się czuje, ale nawet przez moment nie pomyślała o tym, żeby wrócić do salonu i położyć się na kanapie. Hardo siedziała na swoim miejscu gapiąc się na miskę, którą znalazła w kuchni. Miała nadzieję, że chłopcy nie będą mieć do niej pretensji o to, że sama się obsłużyła. Mimo tego, że była głodna zamiast dokończyć posiłek siedziała z łyżeczką w ręku obserwując tonące w mleku płatki owsiane. Była zamyślona do tego stopnia, że nawet nie zauważyła kiedy minęła godzina odkąd usiadła w jadalni.
Myślała o Colinie i o jego zachowaniu. Dlaczego nie chciał uwierzyć w jej historię? Przecież wystarczyło na nią spojrzeć, by dostrzec dowody na to co się stało, a mimo to chłopak uparcie trzymał się swojego i kazał jej odejść. Mówił o tym, że będą z tego same kłopoty i z tym Arleen się zgadzała. Wiedziała, że jeśli zostanie u Justina to z jej powodu będą ciągle się o wszystko kłócić, denerwować, a Justin będzie ją okłamywał, że jest w porządku. Chciała odejść, ale obawiała się tego, że jeśli zostanie sama w swoim starym mieszkaniu spotka ją coś naprawdę złego. Nie mogła przestać myśleć o tym co złe, jakby każdą pozytywną rzecz przysłaniała czarna chmura. Tak, Justin obiecał jej, że nic złego jej nie spotka jeśli tylko zostanie, ale nie potrafiła mu w to uwierzyć. Owszem, ufała mu, ale miała wątpliwości co do reszty, bo mimo, że wysłuchali jej przygody z otwartymi ustami wciąż czuła, że nie wszyscy będą dla niej mili. Z jej ust uciekło głośne westchnięcie, gdy ponownie wróciła do myśli o tym, by wrócić do domu. Czy to nie ułatwiłoby wszystkiego? Każdy wróciłby do swoich spraw, ona bałaby się każdego najmniejszego szmeru, ale nie przeszkadzałaby Justinowi. Po kilku latach może udałoby się jej wrócić do normalności...
- Cześć.
Wzdrygnęła się, a przez całe jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przestraszona podniosła wzrok i niemal odetchnęła głośno z ulgą, gdy dostrzegła zaspanego Spike'a. Zmierzyła go długim spojrzeniem zagryzając wargi. Naprawdę próbowała się skupić na jego twarzy, ale stał przed nią bez koszulki, z nisko zawieszonymi spodniami i bokserkami na wierzchu. Odchrząknęła niezręcznie, a jej policzki delikatnie się zaróżowiły.
- Um, - bąknęła niezręcznie. - Hej.
- Dawno wstałaś? - zapytał wyciągając ręce do góry, by się przeciągnąć.
- Tak jakby - odpowiedziała wpatrując się w jego umięśniony tors, z trudem zerknęła na jego twarz. - Wyspałeś się?
- Niezbyt... Justin wziął mnie na długą i pouczającą rozmowę.
Usiadł na krześle na przeciwko niej wzdychając ciężko. W ogóle nie zauważył, że Arleen przygląda mu się z uwagą i, że jest pod wrażeniem budowy jego ciała. Ponownie odchrząknęła i potrząsnęła głową chcąc doprowadzić się do porządku. Chwilę zabrało jej przypomnienie sobie co dosłownie kilka sekund wcześniej powiedział Spike.
- Dlaczego?
- Zostawiłem cię samą, prawda? - odparł uśmiechając się słabo.
- I Justin był zły właśnie o to?
- Tak.
- Przesadza - stwierdziła Arleen marszcząc czoło. - Nie potrzebuję niańki. Zresztą, jakoś mało go zainteresowało to, gdy prawie spadłam ze schodów, więc dlaczego wścieka się teraz, gdy nic się nie stało? To on mnie zostawił samą, a nie ty.
Spike zerknął na nią zza palców, którymi zasłonił oczy.
- Nie wiem - odparł szczerze. - Ale Justin to mądry facet i zna się na rzeczy. Myślę, że teraz gdy już wie co cię spotkało chce się upewnić, że będziesz bezpieczna - dodał z przekonaniem w głosie i posłał jej blady, ledwo widoczny uśmiech.
- Chcę wrócić do domu - jęknęła opierając czoło o blat stołu. Nakryła głowę rękoma myśląc o tym co powiedział jej Spike. Czy to nie było głupie, że poszła prosto do nich, do obcych ludzi? Nie wiedziała dlaczego pozwolili jej zostać, ani dlaczego Justin się nią tak zajmował. Najbardziej jednak dręczyło ją to, że Blade nigdy nie wspominał jej o tym, że ma znajomych w Stratford, nawet słowem nie wspomniał o tym, że zna w tym mieście jakąś grupę chłopaków zajmujących się niewiadomo czym. Prawdą było, że Arleen wciąż nie miała o niczym pojęcia.
- Mam do ciebie pytanie, wiem, że wczoraj już cię wymęczyliśmy, ale naprawdę mnie to trapi.
Gwałtownie się wyprostowała posyłając mu groźne spojrzenie. Czy to się kiedyś skończy?
- Co?
- Chodzi o... - przerwał oblizując usta. - Skąd masz tę bliznę?
Arleen odruchowo sięgnęła dłonią do swojego policzka, przeciągnęła opuszkami palców po dawnej ranie z wzrokiem utkwionym w swojej misce. Wiedziała, że w końcu i o nią ktoś zapyta.
- Jakieś trzy lata temu - zaczęła spokojnie, - wracałam do domu z urodzin koleżanki, w pewnym momencie jakiś idiota na mnie naskoczył. Szczerze mówiąc nawet nie pamiętam jak to dokładnie się stało, ale nagle byłam przygnieciona do ściany, a on przeciął mój policzek - dodała ciężko wzdychając i podniosła wzrok na skupioną twarz Spike. - Nigdy go nie złapali.
- Masz jakieś podejrzenia?
- Blade go szukał, w zeszłym roku powiedział mi, że znalazł trop - wzruszyła ramionami.
- Naprawdę?
- Tak - skinęła. - Ale nie wróciliśmy więcej do tej rozmowy, więc pewnie się pomylił. A zanim was znalazłam on... - uciekła wzorkiem na bok przełykając ślinę. - Mam nadzieję, że wiesz kogo mam na myśli - niemal wyszeptała czując nieprzyjemne dreszcze. - Zasugerował, że to jego robota.
Spike otworzył usta, a jego brwi niemal się ze sobą złączyły przez to jak mocno zmarszczył czoło.
- To i tak nie wyjaśnia dlaczego to właśnie ciebie chciał.
- Wiem - westchnęła. - A najgorsze jest to, że będę musiała żyć z tym czymś do końca życia - posłała mu krzywy uśmiech stukając lekko palcem o swój policzek.
- Przestań, przecież jesteś śliczna, a ta blizna dodaje ci uroku. Nie masz się czym przejmować.
- Dzięki - powiedziała wymuszając miły ton. Nie wierzyła w słowa Spike'a i wiedziała, że już zawsze będzie potworem dla każdej obcej osoby, dla każdego dziecka, które spotka na ulicy. Dla wszystkich. Była szkaradna.
Siedzieli w ciszy, aż w końcu gdy za ścianą rozległ się dźwięk ciężkich i szybko stawianych kroków odwrócili głowy w tamtą stronę uprzednio wymieniając krótkie spojrzenia. Spike wzruszył z obojętnością ramionami wracając do poprzedniej pozycji. Czy to oznaczało, że to nic takiego? Ktoś po prostu chodzi jak słoń i nie jest nikim złym? Wstrzymując oddech szatynka przesunęła dłonią po zmierzwionych włosach. Zastanawiała się jak długo jeszcze każdy najmniejszy dźwięk będzie przyprawiał ją o dreszcze i ścisk w żołądku. Kilka sekund później w całym domu dało się słyszeć ogromny huk, który przyprawił Arleen o mdłości. Upuściła łyżkę, która z brzdękiem odbiła się od blatu stołu, a następnie wylądowała na podłodze. Sparaliżowana mimowolnym strachem patrzyła przed siebie bojąc się o to, co zaraz może się wydarzyć. Czuła się tak jakby ktoś miał ją zaraz zaatakować.
- ARLEEN!
Mimo, że znała ten głos całe jej ciało od razu się spięło. Jej oddech zrobił się płytszy, a zielone oczy dużo większe niż zwykle. Czuła, że jej nogi dygoczą ze strachu.
- Hej, to tylko Justin - powiedział Spike próbując ją uspokoić. Chciał nawet złapać jej dłonie, ale nim zdążył to zrobić ona już przyciskała je do ust.
- GDZIE ONA JEST?! - wrzasnął Justin, a jego głos ponownie rozbrzmiał w całym domu i odbijał się echem od ścian. Arleen oddychała przez nos nie potrafiąc pozbyć się wrażenia, że to wszystko już miało miejsce. Jej oczy zaszły łzami, a w ustach całkowicie zaschło. Wzdrygnęła się, gdy do środka jadalni wpadł Justin ze zdenerwowaną mina. Jego włosy były w nieładzie, ręce zaciskały się w piąstki, a koszulka, którą miał na sobie była strasznie wymięta. Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wściekłe spojrzenie zatrzymało się na przerażonej twarzy Arleen. Otworzył usta spoglądając na nią z niepokojem.
- Mówiłem ci, że to tylko Justin, uspokój się Arleen - powtórzył Spike podnosząc się z krzesła.
- Arleen - powiedział dużo spokojniej Justin, a dziewczyna zamknęła oczy.
Była bardzo blada, więc jej żółte i fioletowe siniaki odznaczały się jeszcze bardziej na jej skórze. Wyglądała na chorą i wymęczoną. Nawet z takiej odległości Justin bez problemu zauważył, że cała dygocze. Odetchnął z ulgą i zupełnie ignorując obecność Spike'a podszedł do niej, a następnie przyklęknął tuż obok niej.
- Popatrz na mnie - poprosił, ale ona nawet nie drgnęła. Patrzył przez chwilę na profil jej twarzy, a następnie instynktownie wyciągnął rękę, by bardzo delikatnie, bojąc się, że ją zrani przesunąć palcami po jej policzku, kończąc na małych dłoniach,  które starał się odciągnąć. - No już, - uśmiechnął się - nie masz się czego bać - dodał pokrzepiająco. - To tylko ja.
Arleen otworzyła oczy trzepocząc przy tym rzęsami. Jej usta nadal drżały, gdy odwróciła głowę spoglądając swoimi zielonymi oczami na Justina. Miał zatroskany wygląd twarzy i wydawać by się mogło, że naprawdę się o nią martwił. Wciągnęła głośno powietrze zasysając się przez otwarte usta.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziała przygryzając dolną wargę.
- Ty też mnie wystraszyłaś - odpowiedział z uśmiechem. - Pomyślałem, że uciekłaś.
- Dlaczego miałabym to zrobić?
Jej głos nadal drżał.
- Nie wiem - powiedział. - Ale nie rób tego, okej?
- Nie zamierzałam, zresztą daleko bym nie uciekła - uśmiechnęła się głupio wskazując na swoje udo.
- I tak bym cię znalazł - puścił jej oczko, a następnie wstał. Arleen poczuła jakby skrzydełka motyli w jej brzuchu delikatnie połaskotały ją po wnętrznościach. Powiodła wzrokiem za Justinem, który odszedł kawałek dalej, a następnie zerknął na jej miskę.
- Dawno wstałaś?
- Dawno...
- Jak dawno?
Poruszyła się nerwowo na swoim miejscu zaciskając usta w prostą linię. Justin przechylił na bok głowę lustrując ją uważnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Uniósł pytająco brew i dopiero wtedy dziewczyna się odezwała.
- Wczoraj - odpowiedziała ciężko wzdychając.
- Więc w ogóle nie spałaś? - zapytał zaskoczonym tonem zajmując wolne krzesło. Żadne z nich nawet nie zauważyło kiedy Spike wyszedł z salonu, ba, oni sami nawet nie zauważali jak bardzo byli pochłonięci sobą nawzajem.
- Um, Justin - dodała szybko próbując zmienić temat, - przepraszam, że sama się obsłużyłam, ale byłam głodna - wskazała na miskę. Szatyn pokręcił głową z niedowierzaniem spoglądając to na nią, to na naczynie.
- Skoro byłaś godna, to dlaczego nic nie zjadłaś?
- Przypomniałam sobie, że nie lubię płatków owsianych? - wzruszyła ramionami.
- To tak jak ja - powiedział z uśmiechem, którego nie potrafił powstrzymać. -Wyślę dzisiaj kogoś po zakupy, więc jeśli masz jakieś specjalne życzenia to mów.
- Mam ochotę na Nutellę - przyznała. - Dawno jej nie jadłam.
- W porządku mała, będzie Nutella.
Zarumieniła się przez jego szeroki uśmiech i błyszczące oczy, które tak uważnie jej się przyglądały. Nerwowo poprawiła włosy przypominając sobie, że wygląda paskudnie i, że powinna coś ze sobą zrobić. Czuła, że to nieodpowiednie, ale ciężko było jej patrzeć na jego idealną twarz bez dziwnych uczuć i gorąca, które rozpływało się w jej klatce piersiowej. Posłała mu krzywy uśmiech zaciskając dłonie w piąstki.
- Justin? Możemy gdzieś dzisiaj wyjść? Robi mi się już niedobrze od ciągłego siedzenia w zamknięciu.
- Miałem ci właśnie coś zaproponować - odparł odchylając się do tyłu. - Tylko nie wiem czy ci się spodoba.
- Okej, co to za propozycja?
- Chcę pojechać do twojego domu.
Arleen zmarszczyła brwi.
- Po co?
- Chcę się rozejrzeć - odparł obojętnie. - Gdzie mieszkałaś z Bladem?
- Kitchener - powiedziała. - Dlaczego mnie o to pytasz? Przecież go znałeś.
- Akurat tym nie chciał się pochwalić.
Uśmiechnął się do niej wyciągając ręce do góry, przeciągnął się ziewając głośno. Arleen oparła łokcie na blacie stołu próbując zrozumieć dlaczego Blade nie chciał powiedzieć Justinowi gdzie mieszkał. To było dziwne.
- Myślałam, że byliście przyjaciółmi.
- Znajomymi - westchnął. - Nie miej tych myśli - skarcił ją.
- Jakich myśli?
- Że jestem kimś innym - odparł poważnie. - Blade zawsze oddzielał swoje życie grubą kreską od interesów. Trzymał z dala ciebie i swoje prywatne życie od tego wszystkiego.
- Chyba wolę nie wiedzieć co kryje się pod tymi słowami... - mruknęła skubiąc palcami brzeg stołu. Justin wydobył z siebie dźwięk, który przypominał wymuszony chichot.
- Zrobię ci śniadanie - stwierdził nagle, a Arleen jedynie skinęła głową.
Czym zajmował się Blade? Dlaczego nigdy jej nic nie opowiadał? Jej głowa ponownie wypełniła się pytaniami. Miała już dość tego, że ciągle stała w miejscu. Miała dość tego, że zamiast poznawać odpowiedzi wciąż miała tylko coraz więcej pytań.
- Smacznego Piegusko - powiedział Justin odsuwając miskę z mlekiem na bok. Na jej miejscu położył talerz z pięknie pachnącymi tostami. Wyglądały smakowicie, więc dziewczyna nie zastanawiając się długo od razu zabrała się za jedzenie.
- Jak zamierzasz wejść do środka mieszkania? Nie mam kluczy.
- Nie martw się o to - posłał jej uśmiech i sam władował do ust połowę swojego tosta, a Arleen wolała nie wiedzieć co miał na myśli.

*

Arleen zapięła pasy odwracając głowę w stronę szatyna, który bębnił palcami w kierownicę w rytm piosenki, która właśnie leciała w radiu. Było jej trochę niewygodnie, bolały ją plecy, gdy opierała się o oparcie i miała wrażenie, że pas wbija się boleśnie w jej ciało. Wzięła głęboki oddech wypuszczając powietrze ze świstem. Nie ma mowy, żeby okazała po raz kolejny słabość. Justin odwrócił głowę w jej stronę patrząc na nią pytająco.
- Jedź - rzuciła spoglądając przed siebie.
- Dobrze się czujesz?
- Tak - skłamała.
Szatyn patrzył na nią jeszcze przez chwilę, ale Arleen po prostu siedziała na swoim miejscu nie oglądając się na boki. Nie miała zamiaru na niego chociażby zerknąć. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, sam nie wiedział dlaczego to zrobił. Może dlatego, że Pieguska była zupełnie inna od wszystkich dziewczyn, które było mu dane spotkać? Wyjechał przez otwartą bramę wyjeżdżając na ulicę, a następnie kierując się w stronę Kitchener. Czekała ich prawie godzinna podróż, o ile oczywiście nie natkną się na korki. Gdyby nie muzyka, która leciała z głośników w samochodzie panowałaby niezdrowa, nieco krępująca cisza. Szatyn co chwilę zerkał na Arleen, która wyglądała na strasznie zmęczoną.
- Zdrzemnij się - polecił. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę, miała uniesione brwi i przygryzione wargi.
- Nie.
- Po prostu zamknij oczy i sama się przekonasz jak bardzo jesteś zmęczona.
- Mogę coś powiedzieć? - zapytała krzyżując ręce na piersiach, a szatyn skinął głową. - Zamknij się, - rzuciła - sama wiem czego potrzebuję. Jak będzie chciało mi się spać, to się zdrzemnę, ale nie będę wykonywała twoich rozkazów. Nie jestem twoją pieprzoną własnością, okej?
Zaskoczony Bieber odwrócił głowę w jej stronę. Arleen spodziewała się tego, że wybuchnie, że jego twarz zaczerwieni się ze złości, a pięści zacisną się na kierownicy. Była pewna, że zacznie po niej krzyczeć i, że strasznie się wścieknie przez jej zachowanie. A on jedynie uśmiechnął się do niej, zupełnie zwyczajnie.
- W porządku - odparł. Nie powiedział nic więcej, po prostu jechał dalej z niedowierzaniem na twarzy, a jego kąciki ust wciąż były w górze. Dlaczego? Bo nikt, nigdy mu się nie sprzeciwiał, ale Arleen była inna. Pod każdym jednym względem. Oczywiście, rozłościło go to, że odzywała się do niego w taki sposób, ale niemal od razu uświadomił sobie, że dziewczyna ma rację. Nie była jego... jeszcze.
Wsunęła ręce pod nogi spoglądając na za duże ubrania, które miała na sobie. Miała już dość ubierania rzeczy, które nie były jej, a jakichś przypadkowych puszczalskich laluń. Oczywiście Spike kupił jej kilka drobiazgów, ale to wciąż nie było to czego chciała. Oparła głowę o drżącą szybę chcąc zerknąć na swoje odbicie w bocznym lusterku, ale było tak ustawione, że nie mogła zobaczyć swojego odbicia. Zerknęła na Justina wywracając oczami. Ten chłopak miał obsesję.
Po ponad czterdziestu minutach Arleen w końcu się odezwała.
- Justin? - spytała.
- Tak?
- Jak myślisz, dlaczego Colin mnie tak nienawidzi?
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami. - Jest przewrażliwiony.
- I kto to mówi - odpowiedziała kręcąc głową.
- Co to ma niby znaczyć?
- Spike powiedział mi, że wziąłeś go na długą pouczającą rozmowę przez to co się stało. Nie wiem dlaczego to zrobiłeś, ale mógłbyś mu odpuścić? To nie była jego wina.
Obrócił głowę posyłając jej kpiące spojrzenie. Prychnął, a następnie docisnął stopą pedał gazu.
- Nic nie rozumiesz - warknął. - Nie zrobiłem tego bez powodu, nie mogłem mu odpuścić - mówił szybkim zdenerwowanym głosem. - Mamy surowe zasady, więc każdy musi ich przestrzegać.
- Colin mi nic nie zrobił, więc nie musiałeś go męczyć.
- Naprawdę niczego nie rozumiesz - jęknął niezadowolony. - Chyba cieszysz się, że go wyrzuciłem, co? Nie mogę dopuścić do tego, by ktoś znowu potraktował cię w taki sposób jak on. Rozumiesz?
Arleen zatrzepotała rzęsami. Justin co prawda powiedział jej, że zadba o to, by nikt więcej jej nie dotknął, ale do tej pory nie potrafiła uwierzyć w jego słowa. On naprawdę miał zamiar zająć się nią i nie pozwolić żadnemu  swojemu kumplowi na to, by w jakikolwiek sposób się do niej zbliżyli. Dlaczego tak bardzo mu zależało? Nie zapytała już o to wpatrując się w obraz za oknem, przed oczami migały jej budynki, które doskonale znała i miejsca, w których przed kilkoma miesiącami bardzo często bywała.
- Okej, teraz powiedz mi, gdzie mam jechać dalej?
- Prosto - powiedziała. - Na światłach w lewo, a później na kolejnym skrzyżowaniu znowu w lewo i cały czas prosto.
- Mieszkaliście w zwykłym domu?
- W kamienicy - odparła. - Założę się, że od razu zgadniesz w której.
Jechali jeszcze przez dziesięć minut, aż w końcu dotarli na miejsce. Justin zaparkował samochód na chodniku, a następnie rozejrzał się najpierw w prawo, a później w lewo uchylając usta.
- Tutaj? Naprawdę?! - podniósł głos łapiąc się za głowę. - Przecież to jest...
- Jedna z najgorszych ulic w tym mieście - odpowiedziała Arleen znudzonym głosem. - I nie wiem czemu ma taką opinię, nikt mi nigdy nie robił problemów.
- Tak, oczywiście - prychnął. - Tylko właśnie stąd cię porwali, prawda? Naprawdę, cudowne miejsce!
Sarkazm, który rozbrzmiał w jego głosie był tak dobitny, że Arleen poczuła się urażona. Wywróciła oczami i odblokowała pas, sięgnęła dłonią do drzwi, które następnie otworzyła nie czekając na Justina. Powietrze było ciepłe, bardzo przyjemne. Uśmiechnęła się pod nosem spoglądając do góry, odkąd wyszła z tamtej przeklętej piwnicy zachwycała się niebem, powietrzem i wszystkim na około dziesięć razy bardziej. Już nawet nie pamiętała o tym, że Justin uraził ją swoim komentarzem dotyczącym jej miejsca zamieszkania. Może nie była to najciekawsza okolica, ale dobrze jej się tu żyło. Stanęła na chodniku krzywiąc się, jej noga wciąż bolała, gdy na niej stawała.
- W którą stronę?
- To tamten budynek - powiedziała wskazując mu kierunek dłonią. - Chodźmy - dodała i zaczęła stawiać malutkie kroczki. Justin szedł tuż obok niej, ramię w ramię gotowy, by w każdej chwili ją złapać, gdyby coś się stało. Nie dotykał jej, bo nie chciał być nachalny, a ona nie zamierzała prosić o pomoc. Chciała sobie udowodnić, że da radę. Przeszli na drugą stronę ulicy. Arleen zauważyła przed sobą starszą kobietę, która otworzyła szeroko usta patrząc na nią. Szatynka poczuła się nieswojo, gdy czuła przenikliwe i ciekawskie spojrzenie na swojej twarzy. Spuściła głowę przełykając ślinę nagromadzoną w ustach. Dlaczego ta pani tak się w nią wpatrywała? Co było nie tak? Potrząsnęła głową odrzucając od siebie wszystkie negatywne myśli. Nie minęła chwila, gdy w końcu znaleźli się w klatce schodowej. Pachniało w niej świeżością, która nie pasowała do skrzypiących desek pod stopami, ani do brudnych ścian.
Weszli po schodach na piętro, Arleen szła przodem stawiając małe kroki prowadząc szatyna w stronę swojego mieszkania. Skrzypiące deski pod jej stopami nie robiły na niej wrażenia, po raz pierwszy od wielu tygodni była w miejscu, które znała i, w którym czuła się pewnie. Zerknęła krótko na Justina zastanawiając się nad sensem jego słów, gdy powiedział, że nie będą potrzebowali kluczy, bo on sobie poradzi. Czy zamierzał je wyważyć? Czy miał w planach coś zupełnie innego? Przeszli przez zimny korytarz i nagle Arleen zatrzymała się w miejscu otwierając usta z zaskoczenia, a Justin niemal na nią wpadł pochłonięty swoimi własnymi myślami. Chwycił ją za ramiona wstrzymując oddech. Nie lubił patrzeć na nią, gdy cała jej twarz wyrażała ból i wystraszył się, że za mocno ją złapał.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Są otwarte - stwierdziła dziwnym tonem. - To tutaj mieszkam.
Justin instynktownie wepchnął ją za siebie robiąc krok do przodu. Zasłonił jej drobną sylwetkę swoim ciałem. Nie mógł więcej ryzykować, nie mógł pozwolić, by coś się jej znowu stało. Milczeli przez chwilę. Chłopak przymrużył oczy próbując coś usłyszeć, ale żadne dźwięki nie docierały do jego uszu.
- Zostań tutaj.
- Żartujesz?! - niemal pisnęła z przerażeniem. - Idę z tobą!
Justin przewrócił oczami. Czasami wręcz nienawidził tego, że była taka uparta i, że nie chciała go słuchać. Był przyzwyczajony do tego, że każdy go słuchał, a tu nagle pojawiła się nastolatka, która ma gdzieś jego wszystkie zasady.
- Piegusko - skarcił ją szeptem. - To nie jest zabawa, dociera to do ciebie?
Pokręciła energicznie głową chwytając go za ramię.
- Nie zostawiaj mnie tutaj samej - odpowiedziała. Jej głos był drżący, trochę przerażony i zupełnie do niej nie pasował. Justin zamknął oczy czując coś dziwnego w swoim sercu. Nie chciał myśleć o uczuciach, które się w nim budziły w towarzystwie tej dziewczyny, nie chciał i przede wszystkim nie mógł tego odczuwać, a przecież nie miał nad tym kontroli, więc co mógł zrobić? Nic. Mógł jedynie to ignorować.
- Trzymaj się blisko - rzucił oschle i nie czekając na jej odpowiedź podszedł do drzwi. Ostrożnie, niemal bezszelestnie wszedł do środka. Stanął w progu z rękoma zaciśniętymi w pięści gotowy do ewentualnej walki. Omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie, które przypominało mały salon, a jego wzrok zatrzymał się na otwartym oknie. Zerknął na stół, półki, sofę, fotel, na każdy element znajdujący się w środku. Dokładnie rozglądał się szukając jakiegoś najmniejszego ruchu, chcąc usłyszeć jakiś szelest, ale panowała idealna cisza.  Firanka tańczyła pod wpływem wiatru i wydawać by się mogło, że była to jedyna rzecz, która ruszała się w mieszkaniu. Justin starał się nie myśleć o palcach Arleen, które zaciskały się na jego ramieniu i skupić na pracy, ale nie mógł ukryć tego, że strasznie go rozpraszała.
- Myślisz, że ktoś tu jest?
Szatyn jeszcze raz omiótł wszystko spojrzeniem i dopiero wtedy odpowiedział.
- Chyba nie - stwierdził. - Mogę się założyć, że byli tutaj zaraz po tym jak uciekłaś. Naiwni skurwysyni myśleli, że jesteś na tyle głupia, by wrócić i znowu tu zamieszkać - powiedział potrząsając głową z rozbawieniem.
Arleen zatrzepotała rzęsami.
- Czekaj, czy to oznacza, że nie będę mogła tu wrócić?
-  Tak - odparł. - Ale na razie nie masz się o co martwić, bo zostajesz u mnie. Później zastanowimy się nad tym co dalej, okej?
Arleen ze smutkiem w oczach skinęła głową. Było jej przykro. Nie chciała opuszczać swojego mieszkania. Nie na stałe, mogła zatrzymać się u Justina, ale przez cały czas marzyła o tym, by wrócić do tego miejsca. Bo przecież wszystko tutaj było przesiąknięte wspomnieniami związanymi z jej bratem. Bratem, za którym tak strasznie tęskniła.
- Mogę zabrać kilka rzeczy?
- Oczywiście - zgodził się. - Będę blisko.
Posłał jej słaby uśmiech, ale nawet go nie odwzajemniła. Wyminęła go bez słowa i skierowała się do kuchni. Justin ruszył za nią rozglądając się z zaciekawieniem. Chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów i dowiedzieć się czegoś więcej. Szatynka podeszła do kredensu i nachyliła się odsuwając trzecią szufladę, wsunęła dłoń do środka szukając czegoś na dnie podczas, gdy Justin jakby oprzytomniał. Energicznie zaczął oglądać się we wszystkie strony. Zatrzymał w końcu spojrzenie na szczupłej sylwetce.
- To tutaj znalazłaś Blade'a?
Arleen zastygła w miejscu na kilka sekund i dopiero po chwili wyprostowała się. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do szatyna z krzywym, wymuszonym uśmiechem. Skinęła nerwowo głową zaciskając w dłoniach telefon, który dopiero co wygrzebała z szuflady.
- Tu - przełknęła ślinę pokazując dłonią podłogę. - Leżał dokładnie tutaj.
Justin spojrzał na zimne kafelki ponownie zastanawiając się jak to wszystko musiało wyglądać. Oparł się o wysepkę za swoimi plecami, potarł palcami czoło.
- Myślisz, że ktoś go zabił?
- Tak - skinęła głową.
- Dlaczego?
Arleen oblizała usta, a następnie westchnęła cicho.
- Blade nigdy by się nie zabił. To nie w jego stylu. Był silny, zawsze dawał radę i nie odpuszczał. W dodatku, nie wydaje ci się to niedorzeczne, że zabił się właśnie tutaj? - pokręciła głową. - Nie zostawił żadnego listu, z nikim się nie pożegnał...
- A co z pistoletem?
- No właśnie tutaj jest mały problem - odparła nerwowo bawiąc się telefonem, który trzymała w rękach. - Śledczy ustalili, że są na nim tylko jego odciski.
- Może naprawdę to zrobił?
Justin od razu pożałował swoich słów. Lodowate spojrzenie, którym obdarzyła go Arleen przyprawiło go o zimne dreszcze na całym ciele. Skrzyżowała buntowniczo ręce na piersiach urażona tym co powiedział. Zaciskała zęby ze złości wściekając się na niego coraz bardziej. Miała wrażenie, że tylko ona jedna wierzy w to, że ktoś zamordował jej brata.
- Zaczynam wątpić, że go znałeś - warknęła.
- Znałem go!
- Więc dlaczego mi nie wierzysz?! - zapytała podniesionym głosem. - Gdybyś go naprawdę znał, gdybyś wiedział jaki był nigdy w życiu nie uwierzyłbyś w to, że się zabił!
- Ja tylko rozważam różne teorie - fuknął. - To nie jest tak, że ci nie wierzę! Po prostu potrzebuję czasu, muszę się temu wszystkiemu przyjrzeć. Powiesz mi gdzie jest jego pokój, czy dalej będziesz taka naburmuszona? Do niczego nie dojdziemy jeśli będziesz się tak zachowywała!
Wpatrywała się w niego gniewnie. Oczywiście miał rację, była bardzo wybuchowa jeśli chodziło o sprawę Blade'a, męczyło ją to wszystko i była święcie przekonana, że każdy na jej miejscu, będąc w takiej sytuacji jak ta z pewnością zachowywałby się tak samo. Naburmuszona wyminęła go i zatrzymała się dopiero przy drzwiach prowadzących do pokoju Blade'a.
- Nie ma tam wszystkich jego rzeczy - powiedziała oschle. - Po jego śmierci mama oddała większość na cele charytatywne.
Justin złapał za klamkę unikając jej wściekłych, zielonych oczu.
- Okej - odchrząknął. - Może jednak uda mi się coś znaleźć... jest jeszcze coś co chciałbym od ciebie dostać.
- Co?
- Wszystkie rachunki - powiedział, a gdy dostrzegł zdziwienie na twarzy Arleen od razu się odezwał. - Myślę, że mogę coś w nich znaleźć, jakąś wskazówkę. Może miał jakieś problemy finansowe, chcę je przejrzeć. Przyniesiesz je?
- Okej - skinęła głową. - Będę w pokoju obok - dodała zostawiając go samego.
Justin stał przez chwilę w miejscu. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć coś więcej, ale trudno było mu się skupić. Nie dlatego, że Arleen się na niego wściekała, a dlatego, że coś wisiało w powietrzu. I nie było to nic dobrego.
Arleen weszła do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie delikatnie pamiętając o ranach znajdujących się na plecach, rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało tak jak tamtego dnia, gdy wyszła z domu. Wszystko leżało na swoim miejscu, każda jedna rzecz wydawała się być tam gdzie powinna. Arleen w pierwszej kolejności podeszła do szafy i otworzyła ją szukając pudełka, które znajdowało się na samym spodzie. Przyklęknięcie sprawiło jej trochę trudności, ale zacisnęła zęby i nie wydobyła z siebie nawet mruknięcia. Otworzyła wieczko pudełka po butach i wyciągnęła z jego środka plik kopert, które były przewiązane wstążką. To ona trzymała wszystkie rachunki w swoim pokoju, ale to Blade wszystkim się zajmował. Rzuciła koperty na łóżko, a następnie podniosła się do pozycji stojącej. Zaczęła przeglądać wieszaki z ubraniami, a potem odsunęła kilka szuflad wyciągając to co wydawało jej się najpotrzebniejsze. Nie chciała przesadzać, więc wybrała to co najważniejsze i najwygodniejsze. Miała nadzieję, że Justin pozwoli jej wrócić po resztę. Wpakowała wszystko do torby, którą również znalazła w szafie i ułożyła wszystko w jej środku sprawdzając wcześniej czy nie jest zbyt ciężka. Była prawie gotowa, gdy jej spojrzenie padło na toaletce stojącej w rogu pokoju. Miała tego nie robić, ale była dziewczyną, a przecież one nie potrafią przejść obojętnie obok lustra. Spojrzała na zamknięte drzwi i nie zastanawiając się bliżej podeszła do pięknej toaletki, która została wykonana na specjalne zamówienie. Usiadła na krzesełku zastanawiając się czy jest na to wszystko gotowa.
Zacisnęła usta w prostą linię, a następnie głośno wypuściła powietrze i odważyła się zerknąć na swoje odbicie w lustrze. Widziała przed sobą dziewczynę z rozpuszczonymi włosami sięgającymi za piersi, blizna na policzku po raz pierwszy nie odznaczała się tak bardzo na jej twarzy. Wiedziała już czemu wszyscy się tak na nią patrzyli, zrozumiała dlaczego tamta kobieta miała taką minę, gdy ją mijała. Wielki, okropny fioletowy siniak, który zdążył lekko pożółknąć na bokach znajdował się pod jej okiem odwracając uwagę od blizny. Zagryzając wargę, na której również znajdował się mały strupek sięgnęła do plastrów, które miała poprzyklejane na twarzy. Drżącymi palcami odkleiła te z czoła, a następnie zajęła się całą resztą. Jeszcze przed ściągnięciem ostatniego znajdującego się przy samym uchu zasłoniła dłonią usta zanosząc się głośnym płaczem. Wyglądam jak potwór - pomyślała. Widok jej zmasakrowanej twarzy tak strasznie ją przybił, że od razu pożałowała tego, że spojrzała na swoje odbicie. Wtedy zrozumiała, że Justin miał rację i nie powinna tego robić. Nikt nie powinien patrzeć na nią, nawet ona sama. Dotykała blizn, małych ran i tych większych świadoma tego, że nigdy już nie będzie piękna.
W tym samym czasie Justin będąc w pokoju Blada przeglądał pocztówki, które znalazł na jego biurku. Pochodziły z różnych miejsc na świecie, niektóre były zapisane drobnym druczkiem, a drugie jedynie adresem i krótkimi pozdrowieniami. W jego ręce wpadła bardzo ładna pocztówka ze zdjęciem wieży Eiffla. Odwrócił ją tyłem chcąc sprawdzić od kogo jest i mimowolnie odczytał tekst, który się na niej znajdował.

Jesteś idiotą. Nie wybaczę cię, że zmusiłeś mnie do przyjazdu tutaj!
Mama i babcia są okropne, nie dają mi spokojnie żyć. Pożałujesz tego,
że nakłoniłeś mnie do tego wszystkiego.
Niedługo wracam.
A.

Roześmiał się na głos. Zastanawiał się co tak rozłościło Arleen i dlaczego została zmuszona do tamtego wyjazdu. A z drugiej strony wydawało mu się to dziwne, że Blade i ona posługiwali się takimi głupotami. Kto normalny w tych czasach wysyła sobie kartki? Wywrócił oczami, nie znał nikogo takiego. Niestety minuty upływały, a on nie potrafił znaleźć niczego co miałoby znaczenie. Może faktycznie to co by się przydało mama Arleen oddała lub wyrzuciła? Postanowił, że nie będzie już dłużej myszkował, bo nic tutaj nie znajdzie. To go trochę zirytowało, czuł się tak jakby stracił niepotrzebnie czas. Postanowił, że sprawdzi co u Arleen.
Wszedł do jej pokoju z wielkim uśmiechem trzymając przed sobą pocztówkę, ale jego uśmiech od razu zniknął, gdy zobaczył pochyloną sylwetkę dziewczyny, która siedziała przy toaletce. Na małym blacie zamiast kosmetyków leżały skrawki plastrów i Justin od razu zrozumiał. Wywrócił oczami chcąc powiedzieć "a nie mówiłem", ale powstrzymał się od złośliwości. Nie mógł być dla niej okrutny, nie w takim momencie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytała nie podnosząc głowy. Jej twarz zasłaniała kurtyna ciemnych włosów. Justin nie wiedział co powiedzieć, zacisnął zęby szukając odpowiednich słów, które nie uraziłyby dziewczyny.
- Arleen.
Odgarnął palcami jej włosy zerkając na zaczerwienioną od płaczu twarz. Niektóre kosmyki przykleiły się do mokrych policzków.
- Zostaw mnie - warknęła odsuwając się do tyłu.
- Mała, to wszystko się zagoi.
- Zachowaj to dla kogoś innego - burknęła. - Nie okłamuj mnie Justin.
Miał ochotę nią potrząsnąć, miał ochotę złapać ją za ramiona i powiedzieć jej, żeby się uspokoiła, ale wiedział, że to nie skończyłoby się dobrze. Bo może Arleen udawała twardą, ale w głębi duszy była słaba i bardzo wrażliwa.  Mogła mówić, że jest inaczej, ale prawda była taka, że wszystko ją bolało, a Justin doskonale o tym wiedział.
- Chodź - zaczął łagodnie wyciągając do niej dłoń. - Obiecuję, że to wszystko zniknie, pogadam z Larrym, żeby załatwił ci jakieś maści, żeby szybciej się tego pozbyć, w porządku?
Kiwnęła niechętnie głową, a jej oczy wypełnione były łzami, które sturlały się po jej policzkach. Złapała dłoń Justina, a ten pomógł jej wstać.
- To twoje rzeczy? - zapytał wskazując na łóżko i nie czekając na odpowiedź złapał torbę z jej rzeczami. - Rachunki są w środku? - skinęła głową. Nie czekając na niego, wyplątała dłoń z jego uścisku. Wyszła z pokoju i stanęła na przedpokoju próbując zebrać się do kupy. Musi skończyć z tym ciągłym beczeniem.
- Masz wszystko?
- Chcę jeszcze zabrać kilka rzeczy z łazienki - odparła robiąc małe kroki w stronę drzwi, które znajdowały się przy wyjściu. Justin ruszył za nią. Znowu miał to dziwne wrażenie, że coś wisi w powietrzu. Gapił się na drzwi, które zostawił otwarte, odwrócił głowę za siebie i zmarszczył czoło. Krew buzowała w jego żyłach, a ręce zaczęły się pocić. Czuł dudnienie w uszach świadomy tego, że jego ciśnienie skoczyło niebezpiecznie wysoko.
Następnie wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Justin ruszył za Arleen, niemal rzucając się na nią. Dziewczyna właśnie naciskała dłonią na klamkę, gdy coś kliknęło w zamku, a szatyn wpadł na nią i odepchnął z całej siły sprawiając, że wyleciała na korytarz i dopiero wtedy sam rzucił się w jej stronę przygniatając jej drobne ciało do ziemi własnym ciężarem. Wiedział, że zrobił jej krzywdę. Wiedział, że pogorszył sytuację, ale nie miał wyboru. Zasłonił jej uszy rękoma, a sekundę później cały budynek zatrząsł się przez silny, ogłuszający wybuch. Wtedy zrozumiał, że gra dopiero się zaczęła.

* * *





Oki, mam do was sprawę, więc czytajcie uważnie:
1. Nie ma takiej mowy ziomeczki, że przez waszą natarczywość i brak cierpliwości zamienię coś co sprawia mi przyjemność na przykry obowiązek
2. Tto jest Internet, więc dlaczego tak strasznie boicie się podpisywać po komentarzami? Przecież was nie zjem na litość Boską XD!
3. Ktoś napisał, że mam wyluzować, bo niektórzy nie mają czasu, by czytać zaraz po poinformowaniu. Oh wow, naprawdę? Powiedzcie mi coś czego nie wiem ziomeczki. Pomiędzy jednym rozdziałam, a drugim są dwa tygodnie, czasami miesiąc przerwy, więc sorry ale jeśli ktoś przez TYLE dni nie potrafi znaleźć chwili, by cokolwiek wystukać na klawiaturze - niech nie wpisuje się na listę informowanych. Prościutkie.
No, to tyle z mojej paplaniny, pamiętajcie, że was uwieeeelbiam :)

41 komentarzy:

  1. Świetny rozdział jak zawsze :) to normalne że nie będziesz dodawać rozdziałów regularnie jeszcze teraz zaczeła sie szkoła nauka itd.. To moje ulubione ff kocham je i cb :) Biebs8484

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdzial, nie przejmuj sie tym co piszą ci idioci, nie moge sie doczekać następnego ily @sassybieberx

    OdpowiedzUsuń
  3. omg wybuch ;o @iheartblaugrana

    OdpowiedzUsuń
  4. SWIETNE JEZU @biebs_ilysmx

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, w takim momencie?! Przez ciebie nie moge sie już doczekać kolejnego rozdziału i mam nadzieje że pojawi sie szybko :) Życzę duuuużo weny do pisania i powodzenia w szkole Skarbie
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Końcówka jest... wybuchowa? Mam tylko nadzieję, że nic im się nie stanie. Rozumiem, czemu się wkurzasz - nie przejmuj się, piszesz dla siebie, a my mamy ten zaszczyt, żeby to przeczytać.
    @aleksandraa984

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny i niesamowity jak zawsze. ;) @EmiliaWojta

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezuuuuuuuuuu ale zajebiście czekam ze zniecierpliwieniem na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  9. o ja pierdole, omfg nie wiem co kuwa napisać!
    tak strasznie się ciesze, że nowy rozdział sudfjhskjfdh
    tak bardzo mi poprawił koniec tego dnia sujhfskjdf
    Boziu kocham Cię! <3
    @SkaylerW

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie moge wytrzymac tego napięcia, ja potrzebuje nowego rozdziału w trybie natychmiastowym! Dawaj Jakieś spojlery na TT pod jakims hasztagiem. Cos mi nie pasuje z Jistinem i Bratem A, coś wisi w powietrzu i musze wiedzieć co :D @Sweet_lieber

    OdpowiedzUsuń
  11. uwielbiam to, czekam na kolejny x @luvmyZaynn

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ładnie piszesz. Masz świetny styl pisania. Trzymaj tak dalej, życzę weny 😘 @Queen_Pillow 😘

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytam na wattpadzie , tu będę komentować ;) Oczywiście nadal mnie informuj :)) @bieber_have

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny czekma na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeju piszesz coraz lepiej, oby tak dalej. :) Co do częstości dodawania rozdziałów, nie wydaje mi się, że dodajesz za rzadko 2-4 tygodnie to nic jak na takie dobre i długie rozdziały...Właściwie moim zdaniem w takich odstępach czasowych powinno się dodawać rozdziały, pisać kiedy przyjdzie ci na to ochota i będziesz mieć ciekawy pomysł, a nie zmuszać się żeby codziennie coś napisać, to bezsensu i myślę, że ci którzy piszą i traktują pisanie jako hobby to rozumieją. A poza tym masz jeszcze szkołę i inne obowiązki więc to chyba zrozumiałe, że możesz nie mieć czasu. Także nie martw się, masz również cierpliwych i wyrozumiałych czytelników. :)
    Co do podpisywania się, wiem że mnie nie zjesz ale wolę zostać całkowicie anonimowa, myślę że się nie pogniewasz?
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział świetny. Biedna Arleen :c Nie wiem co mam napisać. Targają mną różne emocje, których nie potrafię nawet nazwać... I jeszcze ta końcówka. Idk co się ze mną dzieje, powaliłaś mnie tym rozdziałem. Czekam na nn xx
    Ps. nie przejmuj się, prawdziwi czytelnicy zostają zawsze :)
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. świetne ! nie mogę się doczekać nn ! :D xx

    OdpowiedzUsuń
  18. KOCHAM!Twoje opowiadanie jest niesamowite,rodziały długie,fabuła nieziemska,coś niesmowitego.Błagam pisz szybko bo te 15 minut które mi dajesz poprzez nowy rozdział to najlepsza część mojego dnia

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam końcówkę! :o Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały i czekam na kolejny. Kocham!


    Zapraszam na prolog: http://collision-fanfiction.blogspot.com/
    Zaczynam od nowa!

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdziały dodajesz regularnie czy jak ci sie napisze ? :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny juz nie mogę się goczekac następnego

    OdpowiedzUsuń
  22. ŚWIETNY <3<3 Z niecierpliwością czekam na następny. <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Dopiero znalazłam czas, aby przeczytać ten rozdział. :c No cóż - klasa maturalna. Rozdział jak zawsze - fenomenalny, tak jak i całe ff! 💕 Myślałam, że jeszcze bardziej nie da się rozkręcić akcji, ale Ty to robisz! Zaskakujesz mnie z każdym rozdziałem i nie jestem w stanie przewidzieć, jak losy Arleen potoczą się dalej! Życzę weny twórczej i mam nadzieję, że kolejny rozdział uda mi się przeczytać szybciej po jego opublikowaniu niż ten.
    Buziaki! ;* @sisiliaxiis

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiem, że większość osób nawet nie czyta spamu, jednak proszę, zrób wyjątek. Wróciłam do pisania po długiej przerwy i jest mi trochę ciężko, bo zaczynam praktycznie od zera. Mogę liczyć na twoje wsparcie? Przeczytaj opis mojego opowiadania, może cię zaciekawi. Z góry dziękuję. :)
    Charlie pierwszy raz spotyka ją na imprezie. Isobel wydawała mu się miłą dziewczyną, jednak kiedy spotyka ją po raz drugi, tym razem w szkole, czar pryska. 'Miła' z pewnością nie jest przymiotnikiem jakim Charlie określiłby Isobel. Dziewczyna reprezentuje wszystko, czym Charlie najbardziej gardzi.
    Jednak jest między tą dwójką coś, co ich przyciąga. Przypadkowe zrządzenia losu, czy też nie? Ich burzliwa znajomość stanie się sensacją roku w liceum Lincolna. Napięcie między nimi narasta, aby w końcu pęknąć, gdy ta z pozoru zupełnie różna od siebie dwójka zbliża się do siebie niebezpiecznie blisko.
    Oboje zarzekają się, że to był jeden, jedyny raz. Ale czy na pewno? Kiedy Isobel dowiaduje się o czymś, co być może połączy ci na zawsze, całe jej życie legnie w gruzach. Na jaw wyjdą sekrety, ludzie doznają zranienia, przyjaźnie zostaną zerwane, a więzi rodzinne wystawione na próbę,
    http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. SuPer rozdział! Wytrwale czekam na kolejny♥♥♥
    @LoliszkaXD

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie przejmuj się bólem dupy innych, rób swoje bo robisz to świetnie 👌 👏

    OdpowiedzUsuń
  27. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  28. Jejciu :3 kocham i czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  29. Bardzo podoba mi się ten rozdział, jest taki wybuchowy :D.
    Tak na poważnie, końcówka totalnie mnie zmroziła, nie mogę się doczekać 7, jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie :).

    OdpowiedzUsuń
  30. Rozdział niesamowity. Kiedy nowy?
    -Lily

    OdpowiedzUsuń
  31. Świetny blog :-). Czekam na nn ;*
    -Kejti

    OdpowiedzUsuń
  32. Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl

    OdpowiedzUsuń
  33. niesamowicie podoba mi sie Twoje opowiadanie.
    czekam na nastepny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  34. czyam to opowiadanie caly dzien, na lekcjach w ogole nie uwazalam haha! pisz wiecej, kocham cie

    OdpowiedzUsuń
  35. Cudowne opowiadanie. Pięknie piszesz. Nie mogę się oderwać od czytania!

    OdpowiedzUsuń