Następnego dnia Arleen zeszła na dół z samego rana. W
krótkich szortach, z rozczochranymi włosami i łzami w oczach. Była bledsza niż
zwykle przez co blizna na policzku i cienie pod oczami oznaczały się znacznie
bardziej niż zwykle. Nie patrzyła na nikogo, ani nic nie mówiła, gdy mijała
kolejnych chłopaków. Jak duch przechodziła pomiędzy nimi nie podnosząc wzroku
na ich twarze. Oni natomiast patrzyli, wręcz gapili się na nią, ale nawet jeśli
chcieli coś powiedzieć - zachowywali wszystko dla siebie. Szatynka ociągając
się weszła do jadalni, jej ręce lekko drżały, gdy splotła je ze sobą opierając
się o zimną ścianę.
Bała się. Prawie tak jak w tamtym zaułku, czy jak
wtedy, gdy była uwięziona w zatęchłej piwnicy. Minęło sporo godzin odkąd
ostatnio jadła, ale nie czuła głodu, ani nawet pragnienia. Strach paraliżował
ją do tego stopnia, że nawet nie słyszała tego co dzieje się na około. Stała
zgarbiona przy ścianie zaciskając dłonie w piąstki. Nie mogła przestać myśleć o
tamtej wiadomości i bała się, że jeśli cokolwiek powie, jeśli tylko zacznie
mówić o tym, że jest zastraszana stanie się coś dużo gorszego. Wariowała od
wszystkich rozważań na temat tego kim jest człowiek, który do niej napisał. Czy
była to ta sama osoba, która ją okaleczyła? Ten sam chłopak, który znęcał się
nad nią fizycznie? A może ktoś jeszcze inny? Od samego myślenia na ten temat
rozbolała ją głowa. Nie było jej łatwo, nie wiedziała już co powinna zrobić,
ani od czego zacząć, by doprowadzić tą całą sytuację do końca.
Nawet nie zauważyła ile osób znajduje się w jadalni,
nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi. Dopiero, gdy Colin podszedł do niej
szybkim krokiem, z groźną miną i zatrzymał się tuż przed jej twarzą
zareagowała. Podniosła głowę, zamrugała powiekami i rozchyliła usta czując, że
robi jej się słabo. Nie miała już sił ani ochoty na sprzeczki z blondynem.
- Blackwood - powiedział nieuprzejmym tonem. - Do
kiedy zostajesz? - zapytał i zrobił krok do tyłu. Arleen przetarła wierzchem
dłoni oczy, wzięła głęboki oddech i wzruszyła ramionami.
- Nie wiem... jak tylko wróci moja mama to wrócę do
niej - wymamrotała wpatrując się w podłogę. Wiedziała jednak jaką minę zrobił
Colin, wiedziała, że znowu się krzywi, wywraca oczami i ma ochotę poderżnąć jej
gardło. Ale z drugiej strony, gdy blondyn jęknął wyrażając swoje niezadowolenie
poczuła się trochę winna. To przez nią pomiędzy Justinem a Colinem dochodziło
do kłótni, to z jej powodu wszyscy chodzili nabuzowani i teraz znowu z jej winy
blondyn musi spać na tej przeklętej sofie w salonie, która nie należy do
najwygodniejszych. Szczególnie dla kogoś, kto z miękkiego, dużego łóżka
przenosi się na coś tak wąskiego i małego.
- Dobra, czyli przyjeżdża twoja matka i od razu stąd
spadasz? - zapytał chcąc się upewnić.
- Taki jest plan - westchnęła przebiegając palcami
przez włosy. - Słuchaj Colin, naprawdę przepraszam, że masz przeze mnie
problemy - dodała cichym, lekko zawstydzonym głosem. - Ja naprawdę tego nie
chcę, więc jeśli chcesz mogę wrócić na dół.
- Oh, bo za chwilę się wzruszę - powiedział ironicznie
i teatralnie zaczął ścierać niewidzialne łzy z policzków. Arleen patrzyła na
niego ze skruchą, ale on uśmiechał się ironicznie, trochę jak Justin, ale w
przypadku Colina wyglądało to trochę przerażająco.
- Jesteś strasznym dupkiem.
- Wiem, dziękuję - ukłonił się lekko przyjmując jej
uwagę jak komplement. - Zostaniesz na górze. Mam już dość użerania się z
Bieberem, a to wywoła kolejną burzę - powiedział. Zrobił krok do tyłu i
zmarszczył czoło. - Szlag, będę musiał posprzątać na strychu - dodał pod nosem
odwracając się na pięcie. Już ruszył w stronę stołu, gdzie siedzieli jego inni
znajomi, gdy nie wiedzieć czemu Arleen znowu się odezwała.
- Mogę ci pomóc - zaoferowała. Nie wiedziała dlaczego
to zrobiła, patrzyła na podłogę czekając na to co odpowie. Czekała na jego
wyzwiska, wrzaski i pretensje. Colin był niewdzięczny, pewny siebie i cholernie
irytujący, ale skoro mieli mieszkać razem przez jakiś czas powinni chociaż
spróbować się dogadać. To pewnie zasugerowałby jej Blade, gdyby żył. W dodatku
perspektywa spędzenia dnia na sprzątaniu była dużo ciekawsza od zadręczania się
myślami, które tylko ją dobijały.
Colin odwrócił się ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał
tak jakby przez chwilę bardzo się nad czymś zastanawiał. Arleen zagryzła usta
czekając niecierpliwie na to co jej powie.
- W sumie... - zaczął drapiąc się po głowie. - Możesz
się przydać, ale musisz obiecać, że nie będziesz dużo mówić. Twój głos naprawdę
mnie wkurwia.
Przewróciła teatralnie oczami krzyżując ręce na
piersi. Korciło ją, by mu dogryźć, by powiedzieć coś równie niemiłego, czy by
pokazać środkowy palec, ale zamiast tego przytaknęła i uśmiechnęła się do niego
lekko. Miała dość kłótni, sporów i bezsensownego krzyczenia. Chciała
wytchnienia, chwili kiedy będzie mogła żyć jak normalny człowiek. Ale zostało
jej trzysta sześćdziesiąt cztery dni życia...
- Gdzie jest Justin? - zapytała nim Colin zdążył
odejść.
- Pojechał do Frosta.
- Kto to jest?
- Nie chcesz wiedzieć - powiedział zupełnie poważnie
kręcąc lekko głową. - Widzimy się za pół godziny na górze, zjedz coś.
*
- Musisz mi pomóc - powiedziała widząc strome schody,
które prowadziły na poddasze. Colin jęknął i poszedł przodem, wspiął się po
kilku schodach na górę i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Chwyciła ją mocno, a
następnie blondyn pomógł jej dostać się na górę. Puścił ją sekundę po tym, gdy
stanęła na brudnej, zakurzonej podłodze. Kichnęła głośno i od razu zasłoniła
usta dłonią, ale to nic nie dało, bo zaraz zrobiła dokładnie to samo. Kręciło
ją w nosie, a oczy lekko się zaczerwieniły i zaczęły ją szczypać.
- Masz uczulenie na kurz? - zapytał Colin. - Jeśli
tak, to lepiej stąd idź.
- Nic mi nie będzie - uśmiechnęła się lekko. - Tylko
otwórz okno.
Blondyn odwrócił się i szarpnął za klamkę małego okna
tuż za swoimi plecami. Świeże powietrze wypełniające pokój od razu sprawiło, że
Arleen mogła spokojnie wziąć kilka głębokich oddechów bez łaskoczącego uczucia
w nosie, który wcześniej wytarła w chusteczkę. Dopiero po tym wzięła do ręki
wilgotną szmatkę.
Poddasze, które stanowiło jednocześnie strych nie było
wielkie, ale nie wyglądało też tak jak te z horrorów. Było jasne, przestronne,
ale wszędzie stały jakieś kartony, na półkach stałe zakurzone, byle jak rzucone
przedmioty. Na tapczanie w kącie leżała góra ubrań, obok puste butelki i
puszki, książki, ładne ozdoby i cała reszta innych rzeczy, których
najwidoczniej Justin nie chciał trzymać na widoku.
- Trzeba to wszystko poprzenosić - powiedział Colin. -
A najlepiej poprzesuwać w jedno miejsce. I wytrzeć kurze, żeby wszystko jakoś
wyglądało.
- Jasne - kiwnęła głową i ruszyła w stronę pierwszych
kartonów.
Wsunęła pod niego ręce i podniosła do góry. Poczuła
ból w udzie, gdy odwróciła się trochę zbyt gwałtownie, ale zignorowała go i
zajęła się swoją pracą. Colin robił to samo co ona, odsuwał wszystko i zabierał
te najcięższe kartony, potem odszedł, by zająć się wszystkim ubraniami, które
ktoś zostawił na rozłożonym, starym tapczanie.
- Zgaduję, że nie oddałeś mi swojego pokoju z dobrej
woli, co? - zapytała. Wiedziała, że miała się nie odzywać, ale nie mogła się powstrzymać.
Colin zgarnął jakąś koszulkę, która leżała na wierzchu i dopiero po tym, gdy
wąchając ją skrzywił się odwrócił głowę w jej stronę.
- Tak naprawdę nie jest mój - odparł i zrzucił
wszystko z łóżka jednym ruchem. - Nie zauważyłaś, że nic tam nie ma? - dodał
spoglądając na nią jak na idiotkę. - Mam swoje mieszkanie, ale teraz kiedy są
wakacje i kiedy Bieber chce mieć na mnie oko jestem tutaj. A ta pieprzona sofa
jest cholernie niewygodna. Mój kręgosłup tego nie wytrzyma.
- Ale skoro masz swoje mieszkanie to... dlaczego tu
jesteś? Co to znaczy, że Justin ma...
- Miałaś się zamknąć - przerwał jej. - Pamiętasz?
Zaraz mi głowa pęknie od tej twojej paplaniny.
Arleen wyciągnęła rękę z wystawionym środkowym palcem
i zabrała się do pracy. Nie rozumiała Colina, ani tego dlaczego bywał taki
wredny. Był naburmuszonym, zadufanym w sobie dupkiem, a ona jeszcze do tego
wszystkiego mu pomagała. Dlaczego? Bo Arleen była dobrym człowiekiem, a
przynajmniej starała się być taką osobą. Dlatego pomogła mu upchnąć górę ciuchów
do małej, zniszczonej szafy, dlatego umyła podłogę i z rozbawieniem oglądała
jak walczył z firanką, której nie potrafił zawiesić.
- Jeszcze tamte kartony - powiedział do niej szorstko.
- Trzeba je dać tam - dodał wskazując palcem miejsce.
- Będzie ci łatwiej jak zostawisz same żaluzje -
odpowiedziała śmiejąc się. Przeszła przez pomieszczenie i nachyliła się, by
podnieść karton, o którym mówił Colin. Wzięła go na ręce dosłownie na pięć
sekund, gdy nagle dno oderwało się, a wszystko co znajdowało się w środku z
łoskotem wylądowało na podłodze. Nie zwracając uwagi na śmiejącego się z niej
Colina, Arleen schyliła się i wzięła zdjęcie, które znajdowało się na samym
wierzchu. Było małe, bardzo stare i zdążyło wyblaknąć przez wilgoć. Opuszkami
palców ściągnęła kurz w powierzchni fotografii i odwróciła się do Colina, który
zszedł z małej drabinki.
- Hej, czy to rodzina Justina? - zapytała uśmiechając
się pod nosem.
Chłopak podciągnął rękawy bluzy, przyjrzał się
firance, która trzymała się na pięciu żabkach i dopiero wtedy podszedł bliżej
zaciekawiony tym co szatynka trzymała w dłoni.
- Nie wiem - odpowiedział zaglądając przez jej ramię.
- To mogą być jego kuzyni, albo koledzy.
- Jak myślisz, który z nich to Justin?
- Pewnie ten - powiedział i dotknął palcem twarzy
roześmianego dziecka. - Wygląda jak mały gnojek.
Młodzy Justin wyglądał zwyczajnie, jak wesołe i pełne
energii dziecko. Stał pomiędzy dwójką innych roześmianych chłopców, którzy
wyglądali na trochę starszych. Miał na sobie koszulkę z logiem jakiejś drużyny
piłkarskiej, a pod pachą trzymał piłkę.
- Był słodki.
- Tia, jak diabli - odpowiedział ironicznie i klepnął
ją lekko w ramię.
Przyglądała się jeszcze chwilę zdjęciu, a potem
wsunęła je do kieszeni i wróciła do sprzątania. Korciło ją to, by znowu zacząć pytać
o Justina, ale wiedziała, że Colin nic jej nie powie. Był jak osioł, cholernie
uparty osioł, który nie piśnie nawet słówka. Kontynuowała swoją pracę
zachowując się tak cicho, jakby w ogóle jej tam nie było. Starała się skupić na
każdym najmniejszym fragmencie kurzu, byleby tylko nie wracać myślami do
wiadomości, którą dostała. Wiedziała, że musi o tym komuś powiedzieć, ale
zdecydowanie do tych osób nie zaliczał się Colin.
Skończyli ze wszystkim około południa, strych z
zagraconego miejsca stał się przytulnym pokojem - o ile ktoś wchodząc ignorował
kartony stojące pod ścianą. Blondyn znowu musiał jej pomóc, gdy schodzili na
dół, ale o dziwo znowu nie robił głupich min i nie mamrotał pod nosem. Arleen
nie spodziewała się podziękowań, więc gdy znalazła się na dole ruszyła
przedpokojem chcąc zostawić Colina w spokoju, jednocześnie wiedząc, że to ona
wywołuje u niego coś na kształt reakcji alergicznej.
- Poczekaj - zawołał za nią. Arleen odwróciła się ze
skrzyżowanymi rękoma na piersiach patrząc na niego wyczekująco. - Chcę żebyś
gdzieś ze mną pojechała - powiedział, a dokładnie w tym samym czasie ze swojego
pokoju wyszedł Spike. Spojrzał na dwójkę nastolatków ze zmarszczonymi brwiami.
- To wy umiecie normalnie rozmawiać? - zapytał.
- Nigdzie się z robą nie wybieram - burknęła. Wciąż go
przecież nie lubiła, a to, że mu pomogła nie oznaczało, że ich relacje nagle
się zmienią. - Po pierwsze nie ufam ci, po drugie mam dość wycieczek po tej
ostatniej, a po trzecie Larry powiedział, żebym nigdzie się nie ruszała.
- To samo powiedział Justinowi, a ten jakoś się nie
posłuchał.
- Czy ja wyglądam dla ciebie jak Bieber? - fuknęła. -
Chyba brakuje mi tego i owego, żeby wyglądać jak facet!
- Spoko - odpowiedział Colin ziewając. Wrzucił do
wiadra z wodą wilgotną szmatkę, a następnie chwycił za uchwyt. Ruszył w stronę
dziewczyny, która stała obok Spike'a. - Jadę na cmentarz i myślałem, że chcesz
się zabrać, ale jak sobie chcesz.
Otworzyła usta podążając wzrokiem za blondynem.
Przeszły ją ciarki, gdy przypomniała sobie kiedy ostatnio odwiedziła grób
własnego brata. Była okropną siostrą za jego życia, a teraz po śmierci jest
jeszcze gorsza.
- Spike? - zapytała. - Pojedź z nami, proszę -
powiedziała błagalnym tonem patrząc na jego twarz. Ten szukając pomocy
rozejrzał się na boki, ale wciąż byli tylko we trójkę, więc nigdzie jej nie
znalazł.
- No nie wiem... Justin mówił, żebyś odpoczywała.
- Odpoczęłam - odparła. - No chodź, proszę.
Spike jęknął słysząc jej słodki, błagający głos
wiedząc, że nie da rady odmówić. Kiwnął głową i palcem dotknął kolczyka w
swojej brwi zastanawiając się jak bardzo będzie zły Justin, gdy dowie się, że
pozwolił jej wyjść z domu. Gdy minęli się rano jasno dał mu do zrozumienia, że
ma zwracać uwagę na dziewczynę i pilnować, by odpoczywała. Ale to była Arleen,
jej nie da się kontrolować.
- Colin poczekaj! - zawołała. - Jedziemy z tobą!
*
Arleen trzymała się z przodu, szła z pochyloną głową
czując na swoich plecach spojrzenie Colina i Spike, ale żaden z nich się nie
odzywał. Po tym jak wsiedli do auta jedynym źródłem dźwięku było radio. I
chociaż chwilę wcześniej potrafili rozmawiać teraz każdy czuł się tak, jakby
miał gulę w gardle. Źdźbła trawy łaskotały nagie, posiniaczone nogi Arleen, gdy
ta zmierzała znajomą trasą w stronę miejsca pochówku swojego brata. W ręce
ściskała skromnego kwiatka przewiązanego niebieską wstążką.
Zanim zatrzymała się przed kawałkiem marmurowego
posągu wystającego z ziemi wzięła głęboki oddech. Colin nic nie mówił, ale
Arleen wiedziała, że właśnie teraz na jego usta ciśnie się mnóstwo słów. Stała
z mocno zaciśniętymi wargami i pięścią przyciśniętą do ust. Oddychała przez
nos, wpatrując się w ziemie. Patrzenie na wygrawerowany napis było dla niej
strasznie ciężkie, bolało ją to, że Blade leżał kilka stóp pod miejscem, gdzie
stała w towarzystwie dwójki chłopaków. Dopiero po chwili, gdy uspokoiła oddech odważyła
się spojrzeć na wystającą płytę. Jego imię i nazwisko błyszczało w promieniach
słońca, tak samo jak data narodzin i śmierci. Arleen kucnęła odkładając
skromnego kwiatka na jego miejsce wdzięczna Spike'owi za to, że go kupił.
- Cholernie żałuję, że nie było mnie na jego pogrzebie
- westchnął ciężko Colin. Ręką pogładził swoje włosy i podszedł jeszcze bliżej.
- Dalej nie mogę uwierzyć, że go nie ma.
Arleen jedynie kiwała głową nie wiedząc co powiedzieć.
Nie wiedziała też dlaczego dopiero teraz Colin chciał odwiedzić grób Blade'a,
może chodziło o to, że chciał się upewnić, że dziewczyna mówi prawdę? Gdyby nie
jej instrukcje nigdy nie znalazłby jego grobu wśród tych wszystkich innych
martwych ciał rozkładających się pod ziemią.
- Ty też byłeś jego przyjacielem, co? - zapytała po
dłuższej chwili ruszając lewą nogą. Źdźbła zielonej trawy łaskotały ją po
nagiej skórze.
- Byłem - przytaknął.
- Więc jakie papierosy palił?
- Słucham?
- Odpowiedz - warknęła. - Każdy ciągle mówi, że go
znał, każdy twierdzi, że był jego przyjacielem, ale on nigdy o was nie
wspominał, - mówiła, - więc pora sprawdzić kto kłamie, a kto mówi prawdę. Nie
bierz tego do siebie.
Spokój na twarzy blondyna ulotnił się w szybkim
tempie. Na jego twarzy pojawiła się wściekłość, zaczął kręcić głową z
niedowierzaniem.
- I naprawdę podejrzewasz, że ze wszystkich to ja
kłamię? Czemu nie zapytasz o to kogoś innego, co? - fuknął podniesionym tonem.
Arleen wzruszyła ramionami czekając na jego odpowiedź. - Okej - burknął. -
Chcesz znać odpowiedź? To bardzo podchwytliwe pytanie, bo oboje dobrze wiemy,
że Blade nie palił papierosów. Chyba, że miał na to ochotę. Po tym jak
przeprowadziliście się do Kitchener bał się, że twoi rodzice nie pozwolą ci z
nim zostać. Nienawidził tego, że pracujesz w jakimś obskurnym barze i był na
siebie zły, że nie potrafi wybić ci tego debilnego pomysłu z głowy. Ale i tak
najbardziej wkurzali go ludzie, którzy patrzyli na ciebie jak na dziwadło.
Zawsze chciał dorwać tego gnoja, który ci to zrobił. Teraz mi wierzysz? - zapytał.
- Może mam ci jeszcze podać jego datę urodzin, opowiedzieć rzeczy, o których
nie masz pojęcia?! Idiotka - splunął. Prawie dyszał ze złości, ale Arleen
pozostawała nad wyraz spokojna. Zmarszczyła czoło obracając w dłoniach bukiet
zwiędłych kwiatów, które chciała wyrzucić. Wszystko co powiedział Colin było
prawdziwe, brzmiał tak jakby naprawdę znał Blade'a, jakby uczestniczył w jego
życiu, ale wokół wciąż było pełno niejasności, które wymagały odpowiedzi.
Odwróciła się do blondyna z lekko przechyloną na bok głową.
- Więc skoro naprawdę byłeś jego przyjacielem, to
dlaczego mnie nienawidzisz?
- Bo to twoja wina.
Arleen otworzyła usta czując się tak, jakby właśnie
ktoś kopnął ją w brzuch.
- Przestań - syknął Spike. Odezwał się po raz pierwszy
dokąd przeszli przez bramy cmentarza. Stanął obok Arleen rzucając Colinowi
wściekłe spojrzenie. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Jakim cudem to moja wina?! - wrzasnęła wyrzucając
ręce w powietrze. - Co takiego zrobiłam?!
Spike położył rękę na jej chudym ramieniu patrząc wyczekująco
na Colina.
- To nie my nie znaliśmy twojego brata, to ty go nie
znałaś - powiedział i odwrócił się na pięcie. Łzy, które pojawiły się w jej
oczach nie utrudniły jej widoczności. Zamachnęła się i cisnęła w jego stronę
bukietem zwiędłych kwiatów, ale nie dlatego, że miała inne zdanie niż Colin.
Zrobiła to, bo czuła, że chłopak ma rację, a frustracja, która temu
towarzyszyła była nie do zniesienia.
- Spokojnie Arleen - odezwał się Spike. - On tylko
próbuje cię sprowokować. Nie warto z nim dyskutować - dodał. - Chodź, bo
odjedzie bez nas.
- Ale ja chcę tu jeszcze zostać - wymamrotała
pocierając zaczerwienione oczy. - Dawno tu nie byłam.
- Blade i tak ci nie ucieknie.
Zaskoczona spojrzała na niego z niedowierzaniem.
Rozchyliła usta, a Spike zrobił przepraszając minę uświadamiając sobie jaką
głupotę palnął. Ale Arleen nie zaczęła po nim krzyczeć, ani wściekać się
jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się lekko pod nosem przyjmując ten słaby żart ze
stoickim spokojem.
- No tak... ja też nie sądzę, by gdzieś się wybierał -
odpowiedziała chociaż nie czuła się dobrze z tym, że żartuje ze zmarłej osoby,
którą kochała. Zebrała włosy w kucyk i związała je gumką, którą nosiła na
nadgarstku. Dopiero wtedy w towarzystwie Spike'a ruszyli za Colinem, który
palił papierosa czekając na ich przyjście. Rzucił wściekłe spojrzenie w
kierunku szatynki i dopiero wtedy usiadł na miejscu kierowcy.
Bardzo szybko znaleźli się z powrotem w domu, Arleen
teatralnie trzasnęła drzwiami robiąc przy tym mnóstwo hałasu i z dumnie
uniesioną głową weszła do środka zostawiając za sobą jeszcze bardziej
zirytowanego blondyna. Zaczęło do niej docierać, że jakby nie próbowała, jakby
się nie starała i tak Colin zawsze znajdzie słaby punkt, zawsze zrobi, albo
powie coś co sprawi jej przykrość.
- Przyjechali? - zapytał Spike chłopaka, który
siedział na schodach żując gumę. Ten tylko pokręcił głową i uśmiechnął się
przyjaźnie w stronę Arleen. To dodało jej trochę otuchy. Ociągając się weszła
do salonu, gdzie nie było nikogo. Chwilę później przyszedł do niej Spike
trzymając w ręku miskę pełną mandarynek.
- Chcesz?
Kiwnęła głową i wzięła do ręki jedną, słodką mandarynkę.
Spike bawił się telefonem, a Arleen rozrywała skórki na coraz mniejsze
kawałeczki.
- Um... - zaczęła szatynka. - Dlaczego w łazience na
piętrze nie ma lustra?
- To przez Justina.
- Domyśliłam się tego Einsteinie - odparła patrząc na
Spike z jeszcze większą ciekawością. - Więc o co chodzi?
Spike przyłożył jeszcze kilka razy opuszki palców do
ekranu telefonu, aż w końcu spojrzał na dziewczynę. Arleen wyglądała na
zaciekawioną. Pomyślała, że w końcu udało jej się znaleźć kogoś kto odpowie na
większość jej pytań.
- Justin bywa porywczy, nie tak jak Colin, ale jednak
- wyjaśnił. - Nie ma choroby dwubiegunowej, nie jest jakimś psycholem, ale
czasami puszczają mu nerwy. No wiesz, jak każdemu - uśmiechnął lekko wzruszając
ramionami. - To było kilka dni zanim się pojawiłaś.
Arleen oblizała usta. To wcale nie zaspokoiło jej
ciekawości. Nie wiedzieć czemu wszystko związane z Justinem wydawało jej się strasznie
interesujące.
- Co go tak wkurzyło?
- Szczerze mówiąc nie wiem - odparł. - Nie było mnie
tutaj, ale w skrócie wyżył się na lustrze. Nic wielkiego.
Szatynka odsunęła skórki na bok i spojrzała na niego
wielkimi oczami.
- Nic wielkiego? Kiedy ja się wkurzę nie rozwalam tego
co mam pod ręką.
- To co robisz?
- Nic - wzruszyła ramionami. - Czasami krzyknę, albo
zacznę przeklinać, ale nie wyżywam się na nikim, ani na niczym.
- Czasami tylko rzucasz butami.
Podniosła głowę dostrzegając Justina, który uśmiechał
się pobłażliwie w jej stronę. Wyglądał lepiej niż wczoraj, o ile to w ogóle
możliwe. Zadowolony, z iskierkami w oczach patrzył tylko na Arleen opierając
się o framugę drzwi. Ruszył w jej stronę niemal w podskokach. Cieszył się, że
ją widzi. Był w naprawdę dobrym humorze.
- Była grzeczna? - zapytał z rozbawieniem Spike'a. Ten
kiwnął głową i znowu skupił się na swoim telefonie. - Co robiłaś?
- Pomogłam Colinowi posprzątać na górze - powiedziała.
- Potem pojechaliśmy na cmentarz i...
- I rzuciła w niego zgnitymi kwiatkami - wtrącił Spike
śmiejąc się.
- Widzisz, każdy radzi sobie inaczej z gniewem
Piegusko - puścił jej oczko. - Chodź ze mną - dodał wyciągając w jej stronę
dłoń. Chwyciła ją i pozwoliła, by Justin przyciągnął ją bliżej siebie.
Zatrzymała się jednak na chwilę i opuszkiem palca starła malutką, ciemną plamkę
z jego policzka. Czuła jak fale gorąca przechodzą przez jej ciało. Zostawił ją
pod drzwiami pokoju, który zajmowała, a Justin powiedział, że zaraz przyjdzie.
Nie wiedziała dlaczego czuła się dużo spokojniejsza w jego towarzystwie.
- Mam coś dla ciebie - powiedział lekko ochrypniętym
głosem po dziesięciu minutach. Na jego skórze lśniły jeszcze krople wody.
- Nie mogłeś z tym poczekać? - zapytała uśmiechając
się głupkowato. Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami. Justin ruszył w jej
stronę wolnym krokiem, nie miał na sobie nawet koszulki, był w samych
bokserkach, jedynie mały krzyżyk zwisał na jego piersi. Arleen nawet nie
zorientowała się kiedy wstrzymała oddech, patrzyła na niego z uchylonymi ustami.
Nie było sensu się oszukiwać, ani wymyślać jakiś bzdur, które usprawiedliwiałby
jej reakcje. Justin pociągał ją coraz bardziej. Speszona odwróciła wzrok, a
chłopak przesuwając stopami po podłodze znalazł się tuż obok. Potrząsnął głową
powodując, że tysiące kropelek wody upadło na podłogę i wszystko w pobliżu, a
dopiero potem usiadł na skraju łóżka odwracając głowę w jej stronę.
- Mogłem zaczekać, ale nie chciałem - wyjaśnił
wzruszając ramionami.
- Więc?
- To dla ciebie - powiedział wyciągając dłoń w jej stronę.
Pomiędzy palcami trzymał cienką tekturkę, która wyglądała znajomo. - Miałem ci
to oddać szybciej, ale wiesz jak było... zupełnie wyleciało mi to z głowy.
Arleen odebrała od niego pocztówkę, a na jej twarzy
pojawił się uśmiech. Rozpoznała ją od razy, uczucie gorąca zalało jej ciało
powodując przyjemne uczucie. Przez moment poczuła się tak, jakby znowu miała ją
wysłać do swojego nieznośnego braciszka.
- Dziękuję.
- Znalazłem to w jego pokoju - tłumaczył. - Wiem, że
to nie jest dobra pamiątka, bo dostał ją od ciebie, ale kiedy wracałem do domu
pomyślałem, że...
Nie słuchała go, nawet nie patrzyła w jego stronę.
Siedziała patrząc na zdjęcie wieży Eiffla, a potem na adres zamieszkania i
tekst, który sama napisała. Pocztówka miała dalej to samo zagięcie na rogu,
które zrobił Blade, gdy się pakowali. Justin zamknął usta, patrzył na nią przez
moment, na spokój na jej twarzy i uśmiech, którego nigdy wcześniej nie widział.
Jeśli kiedykolwiek ktoś zapytałby jak wygląda szczęście - opowiedziałby o tym
momencie.
- Zawsze nazywałam go idiotą w żartach, ale on
naprawdę nim był - uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- Cieszę się, że to nie rodzinne.
Podniosła na niego te swoje duże zielone oczy i
pokręciła głową z rozbawieniem. Uśmiechnął się szeroko i odchylił się do tyłu
kładąc się na łóżku. Jego oparzenie wciąż było świeże i piekło, ale zgrywał
twardziela i od wczoraj nawet raz nie wspomniał o tym, że rana mu dokucza.
Ciągle czuł na sobie spojrzenie Arleen, która siedziała tuż obok z podkulonymi
nogami. Lubił ją... dlaczego tak bardzo ją lubił?
- Co tak właściwie robiłaś w Paryżu?
- To długa historia.
- Mam dużo czasu Piegusko - odpowiedział. - I ty też,
chyba, że wybierasz się na randkę, o której nic nie wiem.
Ignorując po raz kolejny łaskotki w brzuchu dziewczyna
położyła się obok Justina. Leżeli ramię w ramię, dzieliły ich jedynie
centymetry. Arleen odczekała chwilę bojąc się, że gdy zacznie mówić jej głos
będzie drżał.
- Blade chciał żebym gdzieś wyjechała - westchnęła
ciężko. - Po tym co się stało - powiedziała i stuknęła palcem w policzek.
Justin nie musiał tego widzieć, od razu domyślił się, że Arleen mówiła o
pamiątce na swojej twarzy. - Chyba miałam wtedy jakieś załamanie, więc zmusił
mnie podstępem, żebym pojechała do mamy.
- Twoja mama pracuje w Paryżu?
- Nie, w małym mieście obok - mówiła huśtając nogami,
jej pięty ciągle uderzały o brzeg łóżka. - Pomieszkuje z babcią, pomaga jej i
tam pracuje. Ten wyjazd był straszny - dodała z grymasem na twarzy. - Nie
mogłam nigdzie wyjść, bo ciągle się o mnie bały, więc ślęczały nade mną i
zamiast mi pomóc tylko pogłębiały to co działo się w mojej głowie.
- I co zrobiłaś?
- Uciekłam od nich.
- Jesteś w tym dobra - stwierdził nagle Justin. Nie
powiedział tego celowo, chyba nawet nie chciał jej teraz przerwać, ale to co
powiedział sprawiło, że dziewczyna zamilkła. Odwróciła się w jego stronę i
wsunęła rękę pod głowę patrząc na profil jego twarzy.
- Jestem tym zmęczona.
- Tutaj już nie musisz uciekać.
- Ale nie mogę tu zostać na zawsze - odpowiedziała.
- Możesz, jeśli tylko tego zechcesz.
Teraz on odwrócił się do niej i pstryknął lekko
palcami w jej mały, lekko zadarty do góry nos. Jak zawsze przymknęła oczy i
uśmiechnęła się lekko. Czuła się bezpieczna w jego towarzystwie, jakby była
oddzielona od reszty świata grubym murem, którego nikt nie mógł zburzyć. Przy
nim zapominała o problemach.
- Co dzisiaj robiłeś? - zapytała. - Myślałam, że
posłuchasz Larry'ego.
- A ja byłem pewien, że ty całkowicie olejesz te jego
ostrzeżenia - odparł z uśmiechem. - Jesteś pełna niespodzianek Arleen Blackwood.
Nic nie mówiąc szatynka patrzyła na niego ściskając w
dłoni pocztówkę, którą wcześniej jej wręczył.
- Um, więc powiesz mi co robiłeś? Nie musisz zdradzać
szczegółów.
-
W sumie nic, dużo jeździłem z Ryanem. Byliśmy u mojego znajomego.
Arleen dźwignęła się do góry na krótką chwilę, a potem
z powrotem opadła na łóżko. Odłożyła pocztówkę na bok zamieniając ją na
fotografię, którą zabrała z poddasza.
- Popatrz - uśmiechnęła się pokazując mu zdjęcie. -
Mam nadzieję, że nie jesteś zły, znalazłam to na górze. To ty, prawda? -
zapytała wskazując palcem na małego chłopca.
Justin patrzył na nią przez chwilę w ciszy. Nie lubił,
gdy ktoś dotykał jego rzeczy, nie lubił, gdy ktoś grzebał w jego szpargałach,
ale widząc jak bardzo się uśmiecha po prostu odpuścił.
- To ja - przytaknął.
- A kim są oni?
- To moi... znajomi - powiedział mrużąc oczy.
- Któryś z nich to Frost?
- Skąd o nim wiesz? - zapytał zaskoczony.
- Słyszałam, że masz coś do załatwienia z nim. To
jakiś przyjaciel?
- To mój brat - westchnął. - Niestety nie taki fajny
jak Blade, ale poznasz go niedługo.
Kiwnęła głową uśmiechając się lekko.
- Muszę ci o czymś powiedzieć Justin - zaczęła, ale
właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Thomas wszedł do środka i kiwnął ręką w
stronę szatyna. Ten westchnął ciężko i dźwignął się do góry.
- Przyjdę później - oznajmił i bez pożegnania wyszedł
za chłopakiem, którego Arleen poznała pierwszego dnia. Zagryzła usta i jęknęła
przepełniona frustracją. Chciała mieć już z głowy tę rozmowę. Chciała mu
powiedzieć, że ktoś próbuje ją nastraszyć. Zaczynała się domyślać, że tą osobą
był człowiek, który zamierzał zgarnąć ją z drogi. Wtuliła twarz w pościel chcąc
zapomnieć o tym ile ma problemów. Starała się skupić na tym co pozytywne, uciec od myśli, które na nowo zaczynały ją
prześladować. Przecież w końcu mogła wyspać na wygodnym materacu, zjeść coś
ciepłego, porozmawiać normalnie z ludźmi czy wrócić do domu. Leżała przez
chwilę na łóżku, aż w końcu jej telefon zawibrował sygnalizując nadejście
wiadomości. Numer, który wyświetlił się na ekranie należał do tej samej osoby,
która napisała do niej wczoraj. Ten sam ciąg cyfr.
Ty powiesz,
ja zabiję.
Poczuła jak krew zaczyna wrzeć w jej żyłach. W tym
momencie nie bała się, ani nie chciało jej się ryczeć. Była po prostu wściekła.
Poczuła, że naprawdę ma tego dość. Wybrała numer właściciela telefonu, który
próbował ją nękać i przyłożyła przedmiot do ucha licząc na to, że załatwi to w
ten sposób. Rozmową, ale to co usłyszała po jednym sygnale sprawiło, że zrobiło
jej się słabo. Znajomy głos, za którym tak tęskniła mówił do niej, a ona czuła,
że zaraz zwróci wszystko co dzisiaj zjadła.
- Cześć, tu
Blade. Nie zostawiaj wiadomości po sygnale, bo i tak jej nie odsłucham.
* * *
Nie lubię tych przejściowych rozdziałów, więc wybaczcie, że jest taki beznadziejny. Już nie mogę się doczekać, aż wrócimy do żywszej akcji. A będzie się trochę działo, to obiecuję. A tak po za tym, to jak to jest... Blade jest martwy, czy żyje? Hm...
;)
Szkoda, że coraz więcej osób czyta to opowiadanie
(skaczą te statystyki, oj skaczą), a komentarzy tyle co kot napłakał.
Pozdrawiam gorąco wszystkich, którzy komentują czy to na blogu, czy na
Wattpadzie czy nawet na Twitterze. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy.
Udanego tygodnia ziomeczki! :)
pewnie zaraz bd pisac ze rozdzial troche ja pll. ale moim zdaniem taki nie jest :) jest lepszy. to opowiadanie ma swietny oryginalny klimat
OdpowiedzUsuńJejku ale czy ty musisz przerywać w takich momentach? To na pewno nie Blade bo przecież ona znalazła go martwego chociaż to byłoby coś. Jestem strasznie ciekawa kto ją dręczy i nie moge już sie doczekać kolejnego rozdziału :) Życze duuuużo weny i czekam
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
Jestem niezmiernie ciekawa tego, co zrobi Arleen, czy od razu powie o tym Justinowi, czy zwróci się do kogoś innego czy po prostu będzie siedzieć cicho ;o Gdy Arleen była z Justinem poczułam taką jakby zupełną zmianę nastroju, chociaż to dziwnie, bo nie mogłam tego czuć XD No chodzi o to, że było czuć te bezpieczeństwo. Hmmm, a Blade... JEZU, CO JAK ON ŻYJE? ;O Ale to chyba jest niemożliwe, bo widziała jego martwe ciało, moim zdaniem ktoś wziął jego telefon, ale to również się nie zgadza, bo by miała jego numer, ale chyba, że usunęła go? Hyhy no nie powiem, ciekawie!
OdpowiedzUsuńWiesz, że jesteś najlepsza nie? ;*
Ale chuj z tego Colina -,- Rozdział jak zwykle cudowny *,* -@thisswaggirl_JB
OdpowiedzUsuńCo Ty masz na myśli, pisząc 'czy Blade żyje czy nie' ? :D Zaskakujesz kochana !
OdpowiedzUsuńBlade !? Czuję się zbita z tropu xD Colin taki wredny -_- Justin i Arleen tacy słodcy <3 Guśka K. taka szczęśliwa bo dodałaś rozdział <3 czekam na kolejny, miłego pisania :3
OdpowiedzUsuńJejciu ale akcja *.* akurat w rym momencie. To jest najlepsze ff. Co ile dodajesz rozdziały? @arianatorka
OdpowiedzUsuńO SŁODKI JEZUSKU, dawaj następny bo nie wytrzymam!!! kocham tego bloga i życze ci duuużo weny kochana ;)
OdpowiedzUsuńsuper nie moge sie doczekać kolejnego ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, sprawiasz że nie moge wytrzymac bo już chce następny xd
OdpowiedzUsuńświetny rozdział. od wczoraj o nim myślę... mam taką teorię... co jeśli to Arleen ciągle kłamie? może Blade naprawdę żyje i to ona ma diabelską duszę tylko jest dobrą aktorką??
OdpowiedzUsuńNie zawsze komentuje, ale czytam.Kazdy rozdzial jest genialny. Nic dodac, nic ujac. Ale jak to mozliwe?! Przeciez Blade nie zyje. To dziwne. Nawet gdyby to byl on to moglby grozic wlasnej siostrze? Czekam na nn xx
OdpowiedzUsuńineedangelinmylife.blogspot.com
Brak słów... Rozdział jest wspaniały jak poprzednie ♥
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Obstawiam że to nie Blade a ktoś inny...
OdpowiedzUsuńNapisze Ci to samo co mojej koleżance na temat tego rozdziału: Przerwać w takim momencie to grzech! No heloł! Sprawiasz że moje serce słabnie i za chwilę dostanę śmiertelnego zawału przez ciebie! Nwm co mam jeszcze napisać bo mnie nerwy szarpią.
OdpowiedzUsuńnuda100
cytuje " Przerwać w takim momencie to grzech" zgadzam się z tym, rozdział jak zawszę wspaniały, czekam n nn, mam nadzieje że pojawi się szybciej niż ten :) xoxo
OdpowiedzUsuńOooooo zajefajny!;!! :D
OdpowiedzUsuńKurde,czekam na next ��
OdpowiedzUsuńwowow! Teraz to będę miała rozkmine czy blade żyje czy robi wszystkich w konia
OdpowiedzUsuńBlade?!?!?
OdpowiedzUsuńCo? Końcówka była naprawdę dziwna...albo dobre wyczucie czasu, albo ktoś z domu wysyła jej te sms. ;O
OdpowiedzUsuńKocham kocham ♥jesteś genialna omg ta końcówka wtf?! Czekam na kolejny jak zwykle niecierpliwością xx @juuuusb
OdpowiedzUsuńmyślę o tym ff 24/7. moja teoria jest taka, że Blade żyje i to on ma coś wspólnego z tym co sie stało z Arleen. w pierwszym rozdziale było takie coś jak ona gadała z policjantem
OdpowiedzUsuń"-[...]nie znaleźliśmy na miejscu zdarzenia nikogo oprócz waszej dwójki, a Blade był już notowany za drobne przestępstwa."
drobne przestępstwa hmmm? więc może to naprawdę był on?? potem jest scena, w której oni zamieszkali w nowym mieście bez rodziców i kilka razy pojawiło sie ze Arleen nie ma znajomych. moze Blade chciał ją odciągnąć od wszstkiego? robisz mi sieczkę w głowie! ale kocham to :D
Świetny rozdział *-* błagam cię częściej dodawaj te rozdziały bo są genialne. To tyle z mojej strony :>
OdpowiedzUsuńTo jest wspaniałe. *_*
OdpowiedzUsuń... Że co? Jakim cudem? Może on żyje? Ale to niemożliwe, żeby ją straszył, własny brat... Nie wiem co się dzieje, nie wiem co będzie dalej, nie wiem jak długo wytrzymam bez nowego rozdziału, ale kocham to ff :) /@bizzlessmile
OdpowiedzUsuńUwielbiam to ff i z niecierpliwością czekam na next.
OdpowiedzUsuńTo jest BOSKIE BOSKIE a nawet LEPSZE ! ! najlepsze ff jak czytam . Kocham to <33 . Czekam nn rozdział .
OdpowiedzUsuńboże uwielbiam to opowiadanie, ono daje mi tyle radości <3 *____*
OdpowiedzUsuńUwielbiam to nie wiem czemu ale chcę zeby się pocałowali :) czekam na następny
OdpowiedzUsuń:) Cudowny rozdział :) @Little1Lies
OdpowiedzUsuńomg cudowny, czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńswietny
OdpowiedzUsuńŚwietny, jeśli możesz to informuj mnie o nowym rozdziale na tt @DaddyJussAww
OdpowiedzUsuńJezu.. teraz ciągle się zastanawiam co z tym Blade'm.. Czy Arleen naprawdę nie znała swojego brata? Przez to co Colin ciągle jej mówi to jestem bardzo zmieszana.. Możliwym jest, że brat z jakiejś przyczyny wyrządzał jej tyle krzywdy? Mam nadzieję, że nie.. Ja mam nadzieję, że jednak żyję tylko musiał udać swoją śmierć, aby jakoś pomóc Arleen.. Sama nie wiem:( Znalazłam to ff przedwczoraj na wattpadzie i już wczoraj wieczorem skończyłam wszystkie rozdziały i teraz czekam na kolejne:( I bardzo się cieszę, że rozdziały są takie długie, a z tego ff mogłaby powstać książka, bo jest naprawdę dobrze pisane<3 Jak żadne inne, które czytałam. Czekam na kolejny:*
OdpowiedzUsuńCudo cudo cudo cudo cudo ♥♥♥♥♥ Ciekawe kiedy sie zaczna razem calowac :D
OdpowiedzUsuńKiedy next? :)
Zaczęłam czytać twoje opowiadanie i jest genialne nie jest takie przewidywalne jak każde tylko pełne akji i jeszcze te mega długie rozdziały aww ♥
OdpowiedzUsuńjezu ten rozdział jest genialny, teraz nie da mi spokoju czy Blade żyje czy nieXDD
OdpowiedzUsuńa w ogóle to Colin mnie denerwuje jezu weź coś zrób żeby całkiem przypadkiem złamał sobie kark czy coś takiego hahaha, weny życzę. :)
@HeartSaysBizzle
CUDO!!! WLASNIE SKONCZYLAM CZYTAC I INACZEJ NIE POTRAFIE SKOMENTOWAC NIZ NAJWSPANIALSZE, NAJCUDOWNIEJSZE <3 Piszesz przecudownie! Temat jest czarujacy! Ja po prostu zakochalam sie w tym opowiadaniu ♥ Pisz szybko next <3
OdpowiedzUsuń#Wiki
Świetnee! Nawet jak mowilas, ze jest przejściowy to i tak mega ciekawy a to zakończenie to juz zupełnie. Wgl slodkie to bylo jak colin z arleen sprzatali ^^ kochaam ❤❤❤
OdpowiedzUsuń