niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział dziesiąty



Następnego dnia Arleen zeszła na dół z samego rana. W krótkich szortach, z rozczochranymi włosami i łzami w oczach. Była bledsza niż zwykle przez co blizna na policzku i cienie pod oczami oznaczały się znacznie bardziej niż zwykle. Nie patrzyła na nikogo, ani nic nie mówiła, gdy mijała kolejnych chłopaków. Jak duch przechodziła pomiędzy nimi nie podnosząc wzroku na ich twarze. Oni natomiast patrzyli, wręcz gapili się na nią, ale nawet jeśli chcieli coś powiedzieć - zachowywali wszystko dla siebie. Szatynka ociągając się weszła do jadalni, jej ręce lekko drżały, gdy splotła je ze sobą opierając się o zimną ścianę.
Bała się. Prawie tak jak w tamtym zaułku, czy jak wtedy, gdy była uwięziona w zatęchłej piwnicy. Minęło sporo godzin odkąd ostatnio jadła, ale nie czuła głodu, ani nawet pragnienia. Strach paraliżował ją do tego stopnia, że nawet nie słyszała tego co dzieje się na około. Stała zgarbiona przy ścianie zaciskając dłonie w piąstki. Nie mogła przestać myśleć o tamtej wiadomości i bała się, że jeśli cokolwiek powie, jeśli tylko zacznie mówić o tym, że jest zastraszana stanie się coś dużo gorszego. Wariowała od wszystkich rozważań na temat tego kim jest człowiek, który do niej napisał. Czy była to ta sama osoba, która ją okaleczyła? Ten sam chłopak, który znęcał się nad nią fizycznie? A może ktoś jeszcze inny? Od samego myślenia na ten temat rozbolała ją głowa. Nie było jej łatwo, nie wiedziała już co powinna zrobić, ani od czego zacząć, by doprowadzić tą całą sytuację do końca.
Nawet nie zauważyła ile osób znajduje się w jadalni, nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi. Dopiero, gdy Colin podszedł do niej szybkim krokiem, z groźną miną i zatrzymał się tuż przed jej twarzą zareagowała. Podniosła głowę, zamrugała powiekami i rozchyliła usta czując, że robi jej się słabo. Nie miała już sił ani ochoty na sprzeczki z blondynem.
- Blackwood - powiedział nieuprzejmym tonem. - Do kiedy zostajesz? - zapytał i zrobił krok do tyłu. Arleen przetarła wierzchem dłoni oczy, wzięła głęboki oddech i wzruszyła ramionami.
- Nie wiem... jak tylko wróci moja mama to wrócę do niej - wymamrotała wpatrując się w podłogę. Wiedziała jednak jaką minę zrobił Colin, wiedziała, że znowu się krzywi, wywraca oczami i ma ochotę poderżnąć jej gardło. Ale z drugiej strony, gdy blondyn jęknął wyrażając swoje niezadowolenie poczuła się trochę winna. To przez nią pomiędzy Justinem a Colinem dochodziło do kłótni, to z jej powodu wszyscy chodzili nabuzowani i teraz znowu z jej winy blondyn musi spać na tej przeklętej sofie w salonie, która nie należy do najwygodniejszych. Szczególnie dla kogoś, kto z miękkiego, dużego łóżka przenosi się na coś tak wąskiego i małego.
- Dobra, czyli przyjeżdża twoja matka i od razu stąd spadasz? - zapytał chcąc się upewnić.
- Taki jest plan - westchnęła przebiegając palcami przez włosy. - Słuchaj Colin, naprawdę przepraszam, że masz przeze mnie problemy - dodała cichym, lekko zawstydzonym głosem. - Ja naprawdę tego nie chcę, więc jeśli chcesz mogę wrócić na dół.
- Oh, bo za chwilę się wzruszę - powiedział ironicznie i teatralnie zaczął ścierać niewidzialne łzy z policzków. Arleen patrzyła na niego ze skruchą, ale on uśmiechał się ironicznie, trochę jak Justin, ale w przypadku Colina wyglądało to trochę przerażająco.
- Jesteś strasznym dupkiem.
- Wiem, dziękuję - ukłonił się lekko przyjmując jej uwagę jak komplement. - Zostaniesz na górze. Mam już dość użerania się z Bieberem, a to wywoła kolejną burzę - powiedział. Zrobił krok do tyłu i zmarszczył czoło. - Szlag, będę musiał posprzątać na strychu - dodał pod nosem odwracając się na pięcie. Już ruszył w stronę stołu, gdzie siedzieli jego inni znajomi, gdy nie wiedzieć czemu Arleen znowu się odezwała.
- Mogę ci pomóc - zaoferowała. Nie wiedziała dlaczego to zrobiła, patrzyła na podłogę czekając na to co odpowie. Czekała na jego wyzwiska, wrzaski i pretensje. Colin był niewdzięczny, pewny siebie i cholernie irytujący, ale skoro mieli mieszkać razem przez jakiś czas powinni chociaż spróbować się dogadać. To pewnie zasugerowałby jej Blade, gdyby żył. W dodatku perspektywa spędzenia dnia na sprzątaniu była dużo ciekawsza od zadręczania się myślami, które tylko ją dobijały.
Colin odwrócił się ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądał tak jakby przez chwilę bardzo się nad czymś zastanawiał. Arleen zagryzła usta czekając niecierpliwie na to co jej powie.
- W sumie... - zaczął drapiąc się po głowie. - Możesz się przydać, ale musisz obiecać, że nie będziesz dużo mówić. Twój głos naprawdę mnie wkurwia.
Przewróciła teatralnie oczami krzyżując ręce na piersi. Korciło ją, by mu dogryźć, by powiedzieć coś równie niemiłego, czy by pokazać środkowy palec, ale zamiast tego przytaknęła i uśmiechnęła się do niego lekko. Miała dość kłótni, sporów i bezsensownego krzyczenia. Chciała wytchnienia, chwili kiedy będzie mogła żyć jak normalny człowiek. Ale zostało jej trzysta sześćdziesiąt cztery dni życia...
- Gdzie jest Justin? - zapytała nim Colin zdążył odejść.
- Pojechał do Frosta.
- Kto to jest?
- Nie chcesz wiedzieć - powiedział zupełnie poważnie kręcąc lekko głową. - Widzimy się za pół godziny na górze, zjedz coś.

*

- Musisz mi pomóc - powiedziała widząc strome schody, które prowadziły na poddasze. Colin jęknął i poszedł przodem, wspiął się po kilku schodach na górę i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Chwyciła ją mocno, a następnie blondyn pomógł jej dostać się na górę. Puścił ją sekundę po tym, gdy stanęła na brudnej, zakurzonej podłodze. Kichnęła głośno i od razu zasłoniła usta dłonią, ale to nic nie dało, bo zaraz zrobiła dokładnie to samo. Kręciło ją w nosie, a oczy lekko się zaczerwieniły i zaczęły ją szczypać.
- Masz uczulenie na kurz? - zapytał Colin. - Jeśli tak, to lepiej stąd idź.
- Nic mi nie będzie - uśmiechnęła się lekko. - Tylko otwórz okno.
Blondyn odwrócił się i szarpnął za klamkę małego okna tuż za swoimi plecami. Świeże powietrze wypełniające pokój od razu sprawiło, że Arleen mogła spokojnie wziąć kilka głębokich oddechów bez łaskoczącego uczucia w nosie, który wcześniej wytarła w chusteczkę. Dopiero po tym wzięła do ręki wilgotną szmatkę.
Poddasze, które stanowiło jednocześnie strych nie było wielkie, ale nie wyglądało też tak jak te z horrorów. Było jasne, przestronne, ale wszędzie stały jakieś kartony, na półkach stałe zakurzone, byle jak rzucone przedmioty. Na tapczanie w kącie leżała góra ubrań, obok puste butelki i puszki, książki, ładne ozdoby i cała reszta innych rzeczy, których najwidoczniej Justin nie chciał trzymać na widoku.
- Trzeba to wszystko poprzenosić - powiedział Colin. - A najlepiej poprzesuwać w jedno miejsce. I wytrzeć kurze, żeby wszystko jakoś wyglądało.
- Jasne - kiwnęła głową i ruszyła w stronę pierwszych kartonów.
Wsunęła pod niego ręce i podniosła do góry. Poczuła ból w udzie, gdy odwróciła się trochę zbyt gwałtownie, ale zignorowała go i zajęła się swoją pracą. Colin robił to samo co ona, odsuwał wszystko i zabierał te najcięższe kartony, potem odszedł, by zająć się wszystkim ubraniami, które ktoś zostawił na rozłożonym, starym tapczanie.
- Zgaduję, że nie oddałeś mi swojego pokoju z dobrej woli, co? - zapytała. Wiedziała, że miała się nie odzywać, ale nie mogła się powstrzymać. Colin zgarnął jakąś koszulkę, która leżała na wierzchu i dopiero po tym, gdy wąchając ją skrzywił się odwrócił głowę w jej stronę.
- Tak naprawdę nie jest mój - odparł i zrzucił wszystko z łóżka jednym ruchem. - Nie zauważyłaś, że nic tam nie ma? - dodał spoglądając na nią jak na idiotkę. - Mam swoje mieszkanie, ale teraz kiedy są wakacje i kiedy Bieber chce mieć na mnie oko jestem tutaj. A ta pieprzona sofa jest cholernie niewygodna. Mój kręgosłup tego nie wytrzyma.
- Ale skoro masz swoje mieszkanie to... dlaczego tu jesteś? Co to znaczy, że Justin ma...
- Miałaś się zamknąć - przerwał jej. - Pamiętasz? Zaraz mi głowa pęknie od tej twojej paplaniny.
Arleen wyciągnęła rękę z wystawionym środkowym palcem i zabrała się do pracy. Nie rozumiała Colina, ani tego dlaczego bywał taki wredny. Był naburmuszonym, zadufanym w sobie dupkiem, a ona jeszcze do tego wszystkiego mu pomagała. Dlaczego? Bo Arleen była dobrym człowiekiem, a przynajmniej starała się być taką osobą. Dlatego pomogła mu upchnąć górę ciuchów do małej, zniszczonej szafy, dlatego umyła podłogę i z rozbawieniem oglądała jak walczył z firanką, której nie potrafił zawiesić.
- Jeszcze tamte kartony - powiedział do niej szorstko. - Trzeba je dać tam - dodał wskazując palcem miejsce.
- Będzie ci łatwiej jak zostawisz same żaluzje - odpowiedziała śmiejąc się. Przeszła przez pomieszczenie i nachyliła się, by podnieść karton, o którym mówił Colin. Wzięła go na ręce dosłownie na pięć sekund, gdy nagle dno oderwało się, a wszystko co znajdowało się w środku z łoskotem wylądowało na podłodze. Nie zwracając uwagi na śmiejącego się z niej Colina, Arleen schyliła się i wzięła zdjęcie, które znajdowało się na samym wierzchu. Było małe, bardzo stare i zdążyło wyblaknąć przez wilgoć. Opuszkami palców ściągnęła kurz w powierzchni fotografii i odwróciła się do Colina, który zszedł z małej drabinki.
- Hej, czy to rodzina Justina? - zapytała uśmiechając się pod nosem.
Chłopak podciągnął rękawy bluzy, przyjrzał się firance, która trzymała się na pięciu żabkach i dopiero wtedy podszedł bliżej zaciekawiony tym co szatynka trzymała w dłoni.
- Nie wiem - odpowiedział zaglądając przez jej ramię. - To mogą być jego kuzyni, albo koledzy.
- Jak myślisz, który z nich to Justin?
- Pewnie ten - powiedział i dotknął palcem twarzy roześmianego dziecka. - Wygląda jak mały gnojek.
Młodzy Justin wyglądał zwyczajnie, jak wesołe i pełne energii dziecko. Stał pomiędzy dwójką innych roześmianych chłopców, którzy wyglądali na trochę starszych. Miał na sobie koszulkę z logiem jakiejś drużyny piłkarskiej, a pod pachą trzymał piłkę.
- Był słodki.
- Tia, jak diabli - odpowiedział ironicznie i klepnął ją lekko w ramię.
Przyglądała się jeszcze chwilę zdjęciu, a potem wsunęła je do kieszeni i wróciła do sprzątania. Korciło ją to, by znowu zacząć pytać o Justina, ale wiedziała, że Colin nic jej nie powie. Był jak osioł, cholernie uparty osioł, który nie piśnie nawet słówka. Kontynuowała swoją pracę zachowując się tak cicho, jakby w ogóle jej tam nie było. Starała się skupić na każdym najmniejszym fragmencie kurzu, byleby tylko nie wracać myślami do wiadomości, którą dostała. Wiedziała, że musi o tym komuś powiedzieć, ale zdecydowanie do tych osób nie zaliczał się Colin.
Skończyli ze wszystkim około południa, strych z zagraconego miejsca stał się przytulnym pokojem - o ile ktoś wchodząc ignorował kartony stojące pod ścianą. Blondyn znowu musiał jej pomóc, gdy schodzili na dół, ale o dziwo znowu nie robił głupich min i nie mamrotał pod nosem. Arleen nie spodziewała się podziękowań, więc gdy znalazła się na dole ruszyła przedpokojem chcąc zostawić Colina w spokoju, jednocześnie wiedząc, że to ona wywołuje u niego coś na kształt reakcji alergicznej.
- Poczekaj - zawołał za nią. Arleen odwróciła się ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach patrząc na niego wyczekująco. - Chcę żebyś gdzieś ze mną pojechała - powiedział, a dokładnie w tym samym czasie ze swojego pokoju wyszedł Spike. Spojrzał na dwójkę nastolatków ze zmarszczonymi brwiami.
- To wy umiecie normalnie rozmawiać? - zapytał.
- Nigdzie się z robą nie wybieram - burknęła. Wciąż go przecież nie lubiła, a to, że mu pomogła nie oznaczało, że ich relacje nagle się zmienią. - Po pierwsze nie ufam ci, po drugie mam dość wycieczek po tej ostatniej, a po trzecie Larry powiedział, żebym nigdzie się nie ruszała.
- To samo powiedział Justinowi, a ten jakoś się nie posłuchał.
- Czy ja wyglądam dla ciebie jak Bieber? - fuknęła. - Chyba brakuje mi tego i owego, żeby wyglądać jak facet!
- Spoko - odpowiedział Colin ziewając. Wrzucił do wiadra z wodą wilgotną szmatkę, a następnie chwycił za uchwyt. Ruszył w stronę dziewczyny, która stała obok Spike'a. - Jadę na cmentarz i myślałem, że chcesz się zabrać, ale jak sobie chcesz.
Otworzyła usta podążając wzrokiem za blondynem. Przeszły ją ciarki, gdy przypomniała sobie kiedy ostatnio odwiedziła grób własnego brata. Była okropną siostrą za jego życia, a teraz po śmierci jest jeszcze gorsza.
- Spike? - zapytała. - Pojedź z nami, proszę - powiedziała błagalnym tonem patrząc na jego twarz. Ten szukając pomocy rozejrzał się na boki, ale wciąż byli tylko we trójkę, więc nigdzie jej nie znalazł.
- No nie wiem... Justin mówił, żebyś odpoczywała.
- Odpoczęłam - odparła. - No chodź, proszę.
Spike jęknął słysząc jej słodki, błagający głos wiedząc, że nie da rady odmówić. Kiwnął głową i palcem dotknął kolczyka w swojej brwi zastanawiając się jak bardzo będzie zły Justin, gdy dowie się, że pozwolił jej wyjść z domu. Gdy minęli się rano jasno dał mu do zrozumienia, że ma zwracać uwagę na dziewczynę i pilnować, by odpoczywała. Ale to była Arleen, jej nie da się kontrolować.
- Colin poczekaj! - zawołała. - Jedziemy z tobą!

*

Arleen trzymała się z przodu, szła z pochyloną głową czując na swoich plecach spojrzenie Colina i Spike, ale żaden z nich się nie odzywał. Po tym jak wsiedli do auta jedynym źródłem dźwięku było radio. I chociaż chwilę wcześniej potrafili rozmawiać teraz każdy czuł się tak, jakby miał gulę w gardle. Źdźbła trawy łaskotały nagie, posiniaczone nogi Arleen, gdy ta zmierzała znajomą trasą w stronę miejsca pochówku swojego brata. W ręce ściskała skromnego kwiatka przewiązanego niebieską wstążką.
Zanim zatrzymała się przed kawałkiem marmurowego posągu wystającego z ziemi wzięła głęboki oddech. Colin nic nie mówił, ale Arleen wiedziała, że właśnie teraz na jego usta ciśnie się mnóstwo słów. Stała z mocno zaciśniętymi wargami i pięścią przyciśniętą do ust. Oddychała przez nos, wpatrując się w ziemie. Patrzenie na wygrawerowany napis było dla niej strasznie ciężkie, bolało ją to, że Blade leżał kilka stóp pod miejscem, gdzie stała w towarzystwie dwójki chłopaków. Dopiero po chwili, gdy uspokoiła oddech odważyła się spojrzeć na wystającą płytę. Jego imię i nazwisko błyszczało w promieniach słońca, tak samo jak data narodzin i śmierci. Arleen kucnęła odkładając skromnego kwiatka na jego miejsce wdzięczna Spike'owi za to, że go kupił.
- Cholernie żałuję, że nie było mnie na jego pogrzebie - westchnął ciężko Colin. Ręką pogładził swoje włosy i podszedł jeszcze bliżej. - Dalej nie mogę uwierzyć, że go nie ma.
Arleen jedynie kiwała głową nie wiedząc co powiedzieć. Nie wiedziała też dlaczego dopiero teraz Colin chciał odwiedzić grób Blade'a, może chodziło o to, że chciał się upewnić, że dziewczyna mówi prawdę? Gdyby nie jej instrukcje nigdy nie znalazłby jego grobu wśród tych wszystkich innych martwych ciał rozkładających się pod ziemią.
- Ty też byłeś jego przyjacielem, co? - zapytała po dłuższej chwili ruszając lewą nogą. Źdźbła zielonej trawy łaskotały ją po nagiej skórze.
- Byłem - przytaknął.
- Więc jakie papierosy palił?
- Słucham?
- Odpowiedz - warknęła. - Każdy ciągle mówi, że go znał, każdy twierdzi, że był jego przyjacielem, ale on nigdy o was nie wspominał, - mówiła, - więc pora sprawdzić kto kłamie, a kto mówi prawdę. Nie bierz tego do siebie.
Spokój na twarzy blondyna ulotnił się w szybkim tempie. Na jego twarzy pojawiła się wściekłość, zaczął kręcić głową z niedowierzaniem.
- I naprawdę podejrzewasz, że ze wszystkich to ja kłamię? Czemu nie zapytasz o to kogoś innego, co? - fuknął podniesionym tonem. Arleen wzruszyła ramionami czekając na jego odpowiedź. - Okej - burknął. - Chcesz znać odpowiedź? To bardzo podchwytliwe pytanie, bo oboje dobrze wiemy, że Blade nie palił papierosów. Chyba, że miał na to ochotę. Po tym jak przeprowadziliście się do Kitchener bał się, że twoi rodzice nie pozwolą ci z nim zostać. Nienawidził tego, że pracujesz w jakimś obskurnym barze i był na siebie zły, że nie potrafi wybić ci tego debilnego pomysłu z głowy. Ale i tak najbardziej wkurzali go ludzie, którzy patrzyli na ciebie jak na dziwadło. Zawsze chciał dorwać tego gnoja, który ci to zrobił. Teraz mi wierzysz? - zapytał. - Może mam ci jeszcze podać jego datę urodzin, opowiedzieć rzeczy, o których nie masz pojęcia?! Idiotka - splunął. Prawie dyszał ze złości, ale Arleen pozostawała nad wyraz spokojna. Zmarszczyła czoło obracając w dłoniach bukiet zwiędłych kwiatów, które chciała wyrzucić. Wszystko co powiedział Colin było prawdziwe, brzmiał tak jakby naprawdę znał Blade'a, jakby uczestniczył w jego życiu, ale wokół wciąż było pełno niejasności, które wymagały odpowiedzi. Odwróciła się do blondyna z lekko przechyloną na bok głową.
- Więc skoro naprawdę byłeś jego przyjacielem, to dlaczego mnie nienawidzisz?
- Bo to twoja wina.
Arleen otworzyła usta czując się tak, jakby właśnie ktoś kopnął ją w brzuch.
- Przestań - syknął Spike. Odezwał się po raz pierwszy dokąd przeszli przez bramy cmentarza. Stanął obok Arleen rzucając Colinowi wściekłe spojrzenie. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Jakim cudem to moja wina?! - wrzasnęła wyrzucając ręce w powietrze. - Co takiego zrobiłam?!
Spike położył rękę na jej chudym ramieniu patrząc wyczekująco na Colina.
- To nie my nie znaliśmy twojego brata, to ty go nie znałaś - powiedział i odwrócił się na pięcie. Łzy, które pojawiły się w jej oczach nie utrudniły jej widoczności. Zamachnęła się i cisnęła w jego stronę bukietem zwiędłych kwiatów, ale nie dlatego, że miała inne zdanie niż Colin. Zrobiła to, bo czuła, że chłopak ma rację, a frustracja, która temu towarzyszyła była nie do zniesienia.
- Spokojnie Arleen - odezwał się Spike. - On tylko próbuje cię sprowokować. Nie warto z nim dyskutować - dodał. - Chodź, bo odjedzie bez nas.
- Ale ja chcę tu jeszcze zostać - wymamrotała pocierając zaczerwienione oczy. - Dawno tu nie byłam.
- Blade i tak ci nie ucieknie.
Zaskoczona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Rozchyliła usta, a Spike zrobił przepraszając minę uświadamiając sobie jaką głupotę palnął. Ale Arleen nie zaczęła po nim krzyczeć, ani wściekać się jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się lekko pod nosem przyjmując ten słaby żart ze stoickim spokojem.
- No tak... ja też nie sądzę, by gdzieś się wybierał - odpowiedziała chociaż nie czuła się dobrze z tym, że żartuje ze zmarłej osoby, którą kochała. Zebrała włosy w kucyk i związała je gumką, którą nosiła na nadgarstku. Dopiero wtedy w towarzystwie Spike'a ruszyli za Colinem, który palił papierosa czekając na ich przyjście. Rzucił wściekłe spojrzenie w kierunku szatynki i dopiero wtedy usiadł na miejscu kierowcy.
Bardzo szybko znaleźli się z powrotem w domu, Arleen teatralnie trzasnęła drzwiami robiąc przy tym mnóstwo hałasu i z dumnie uniesioną głową weszła do środka zostawiając za sobą jeszcze bardziej zirytowanego blondyna. Zaczęło do niej docierać, że jakby nie próbowała, jakby się nie starała i tak Colin zawsze znajdzie słaby punkt, zawsze zrobi, albo powie coś co sprawi jej przykrość.
- Przyjechali? - zapytał Spike chłopaka, który siedział na schodach żując gumę. Ten tylko pokręcił głową i uśmiechnął się przyjaźnie w stronę Arleen. To dodało jej trochę otuchy. Ociągając się weszła do salonu, gdzie nie było nikogo. Chwilę później przyszedł do niej Spike trzymając w ręku miskę pełną mandarynek.
- Chcesz?
Kiwnęła głową i wzięła do ręki jedną, słodką mandarynkę. Spike bawił się telefonem, a Arleen rozrywała skórki na coraz mniejsze kawałeczki.
- Um... - zaczęła szatynka. - Dlaczego w łazience na piętrze nie ma lustra?
- To przez Justina.
- Domyśliłam się tego Einsteinie - odparła patrząc na Spike z jeszcze większą ciekawością. - Więc o co chodzi?
Spike przyłożył jeszcze kilka razy opuszki palców do ekranu telefonu, aż w końcu spojrzał na dziewczynę. Arleen wyglądała na zaciekawioną. Pomyślała, że w końcu udało jej się znaleźć kogoś kto odpowie na większość jej pytań.
- Justin bywa porywczy, nie tak jak Colin, ale jednak - wyjaśnił. - Nie ma choroby dwubiegunowej, nie jest jakimś psycholem, ale czasami puszczają mu nerwy. No wiesz, jak każdemu - uśmiechnął lekko wzruszając ramionami. - To było kilka dni zanim się pojawiłaś.
Arleen oblizała usta. To wcale nie zaspokoiło jej ciekawości. Nie wiedzieć czemu wszystko związane z Justinem wydawało jej się strasznie interesujące.
- Co go tak wkurzyło?
- Szczerze mówiąc nie wiem - odparł. - Nie było mnie tutaj, ale w skrócie wyżył się na lustrze. Nic wielkiego.
Szatynka odsunęła skórki na bok i spojrzała na niego wielkimi oczami.
- Nic wielkiego? Kiedy ja się wkurzę nie rozwalam tego co mam pod ręką.
- To co robisz?
- Nic - wzruszyła ramionami. - Czasami krzyknę, albo zacznę przeklinać, ale nie wyżywam się na nikim, ani na niczym.
- Czasami tylko rzucasz butami.
Podniosła głowę dostrzegając Justina, który uśmiechał się pobłażliwie w jej stronę. Wyglądał lepiej niż wczoraj, o ile to w ogóle możliwe. Zadowolony, z iskierkami w oczach patrzył tylko na Arleen opierając się o framugę drzwi. Ruszył w jej stronę niemal w podskokach. Cieszył się, że ją widzi. Był w naprawdę dobrym humorze.
- Była grzeczna? - zapytał z rozbawieniem Spike'a. Ten kiwnął głową i znowu skupił się na swoim telefonie. - Co robiłaś?
- Pomogłam Colinowi posprzątać na górze - powiedziała. - Potem pojechaliśmy na cmentarz i...
- I rzuciła w niego zgnitymi kwiatkami - wtrącił Spike śmiejąc się.
- Widzisz, każdy radzi sobie inaczej z gniewem Piegusko - puścił jej oczko. - Chodź ze mną - dodał wyciągając w jej stronę dłoń. Chwyciła ją i pozwoliła, by Justin przyciągnął ją bliżej siebie. Zatrzymała się jednak na chwilę i opuszkiem palca starła malutką, ciemną plamkę z jego policzka. Czuła jak fale gorąca przechodzą przez jej ciało. Zostawił ją pod drzwiami pokoju, który zajmowała, a Justin powiedział, że zaraz przyjdzie. Nie wiedziała dlaczego czuła się dużo spokojniejsza w jego towarzystwie.
- Mam coś dla ciebie - powiedział lekko ochrypniętym głosem po dziesięciu minutach. Na jego skórze lśniły jeszcze krople wody.
- Nie mogłeś z tym poczekać? - zapytała uśmiechając się głupkowato. Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami. Justin ruszył w jej stronę wolnym krokiem, nie miał na sobie nawet koszulki, był w samych bokserkach, jedynie mały krzyżyk zwisał na jego piersi. Arleen nawet nie zorientowała się kiedy wstrzymała oddech, patrzyła na niego z uchylonymi ustami. Nie było sensu się oszukiwać, ani wymyślać jakiś bzdur, które usprawiedliwiałby jej reakcje. Justin pociągał ją coraz bardziej. Speszona odwróciła wzrok, a chłopak przesuwając stopami po podłodze znalazł się tuż obok. Potrząsnął głową powodując, że tysiące kropelek wody upadło na podłogę i wszystko w pobliżu, a dopiero potem usiadł na skraju łóżka odwracając głowę w jej stronę.
- Mogłem zaczekać, ale nie chciałem - wyjaśnił wzruszając ramionami.
- Więc?
- To dla ciebie - powiedział wyciągając dłoń w jej stronę. Pomiędzy palcami trzymał cienką tekturkę, która wyglądała znajomo. - Miałem ci to oddać szybciej, ale wiesz jak było... zupełnie wyleciało mi to z głowy.
Arleen odebrała od niego pocztówkę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Rozpoznała ją od razy, uczucie gorąca zalało jej ciało powodując przyjemne uczucie. Przez moment poczuła się tak, jakby znowu miała ją wysłać do swojego nieznośnego braciszka.
- Dziękuję.
- Znalazłem to w jego pokoju - tłumaczył. - Wiem, że to nie jest dobra pamiątka, bo dostał ją od ciebie, ale kiedy wracałem do domu pomyślałem, że...
Nie słuchała go, nawet nie patrzyła w jego stronę. Siedziała patrząc na zdjęcie wieży Eiffla, a potem na adres zamieszkania i tekst, który sama napisała. Pocztówka miała dalej to samo zagięcie na rogu, które zrobił Blade, gdy się pakowali. Justin zamknął usta, patrzył na nią przez moment, na spokój na jej twarzy i uśmiech, którego nigdy wcześniej nie widział. Jeśli kiedykolwiek ktoś zapytałby jak wygląda szczęście - opowiedziałby o tym momencie.
- Zawsze nazywałam go idiotą w żartach, ale on naprawdę nim był - uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- Cieszę się, że to nie rodzinne.
Podniosła na niego te swoje duże zielone oczy i pokręciła głową z rozbawieniem. Uśmiechnął się szeroko i odchylił się do tyłu kładąc się na łóżku. Jego oparzenie wciąż było świeże i piekło, ale zgrywał twardziela i od wczoraj nawet raz nie wspomniał o tym, że rana mu dokucza. Ciągle czuł na sobie spojrzenie Arleen, która siedziała tuż obok z podkulonymi nogami. Lubił ją... dlaczego tak bardzo ją lubił?
- Co tak właściwie robiłaś w Paryżu?
- To długa historia.
- Mam dużo czasu Piegusko - odpowiedział. - I ty też, chyba, że wybierasz się na randkę, o której nic nie wiem.
Ignorując po raz kolejny łaskotki w brzuchu dziewczyna położyła się obok Justina. Leżeli ramię w ramię, dzieliły ich jedynie centymetry. Arleen odczekała chwilę bojąc się, że gdy zacznie mówić jej głos będzie drżał.
- Blade chciał żebym gdzieś wyjechała - westchnęła ciężko. - Po tym co się stało - powiedziała i stuknęła palcem w policzek. Justin nie musiał tego widzieć, od razu domyślił się, że Arleen mówiła o pamiątce na swojej twarzy. - Chyba miałam wtedy jakieś załamanie, więc zmusił mnie podstępem, żebym pojechała do mamy.
- Twoja mama pracuje w Paryżu?
- Nie, w małym mieście obok - mówiła huśtając nogami, jej pięty ciągle uderzały o brzeg łóżka. - Pomieszkuje z babcią, pomaga jej i tam pracuje. Ten wyjazd był straszny - dodała z grymasem na twarzy. - Nie mogłam nigdzie wyjść, bo ciągle się o mnie bały, więc ślęczały nade mną i zamiast mi pomóc tylko pogłębiały to co działo się w mojej głowie.
- I co zrobiłaś?
- Uciekłam od nich.
- Jesteś w tym dobra - stwierdził nagle Justin. Nie powiedział tego celowo, chyba nawet nie chciał jej teraz przerwać, ale to co powiedział sprawiło, że dziewczyna zamilkła. Odwróciła się w jego stronę i wsunęła rękę pod głowę patrząc na profil jego twarzy.
- Jestem tym zmęczona.
- Tutaj już nie musisz uciekać.
- Ale nie mogę tu zostać na zawsze - odpowiedziała.
- Możesz, jeśli tylko tego zechcesz.
Teraz on odwrócił się do niej i pstryknął lekko palcami w jej mały, lekko zadarty do góry nos. Jak zawsze przymknęła oczy i uśmiechnęła się lekko. Czuła się bezpieczna w jego towarzystwie, jakby była oddzielona od reszty świata grubym murem, którego nikt nie mógł zburzyć. Przy nim zapominała o problemach.
- Co dzisiaj robiłeś? - zapytała. - Myślałam, że posłuchasz Larry'ego.
- A ja byłem pewien, że ty całkowicie olejesz te jego ostrzeżenia - odparł z uśmiechem. - Jesteś pełna niespodzianek Arleen Blackwood.
Nic nie mówiąc szatynka patrzyła na niego ściskając w dłoni pocztówkę, którą wcześniej jej wręczył.
- Um, więc powiesz mi co robiłeś? Nie musisz zdradzać szczegółów.
- W sumie nic, dużo jeździłem z Ryanem. Byliśmy u mojego znajomego.
Arleen dźwignęła się do góry na krótką chwilę, a potem z powrotem opadła na łóżko. Odłożyła pocztówkę na bok zamieniając ją na fotografię, którą zabrała z poddasza.
- Popatrz - uśmiechnęła się pokazując mu zdjęcie. - Mam nadzieję, że nie jesteś zły, znalazłam to na górze. To ty, prawda? - zapytała wskazując palcem na małego chłopca.
Justin patrzył na nią przez chwilę w ciszy. Nie lubił, gdy ktoś dotykał jego rzeczy, nie lubił, gdy ktoś grzebał w jego szpargałach, ale widząc jak bardzo się uśmiecha po prostu odpuścił.
- To ja - przytaknął.
- A kim są oni?
- To moi... znajomi - powiedział mrużąc oczy.
- Któryś z nich to Frost?
- Skąd o nim wiesz? - zapytał zaskoczony.
- Słyszałam, że masz coś do załatwienia z nim. To jakiś przyjaciel?
- To mój brat - westchnął. - Niestety nie taki fajny jak Blade, ale poznasz go niedługo.
Kiwnęła głową uśmiechając się lekko.
- Muszę ci o czymś powiedzieć Justin - zaczęła, ale właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Thomas wszedł do środka i kiwnął ręką w stronę szatyna. Ten westchnął ciężko i dźwignął się do góry.
- Przyjdę później - oznajmił i bez pożegnania wyszedł za chłopakiem, którego Arleen poznała pierwszego dnia. Zagryzła usta i jęknęła przepełniona frustracją. Chciała mieć już z głowy tę rozmowę. Chciała mu powiedzieć, że ktoś próbuje ją nastraszyć. Zaczynała się domyślać, że tą osobą był człowiek, który zamierzał zgarnąć ją z drogi. Wtuliła twarz w pościel chcąc zapomnieć o tym ile ma problemów. Starała się skupić na tym co pozytywne,  uciec od myśli, które na nowo zaczynały ją prześladować. Przecież w końcu mogła wyspać na wygodnym materacu, zjeść coś ciepłego, porozmawiać normalnie z ludźmi czy wrócić do domu. Leżała przez chwilę na łóżku, aż w końcu jej telefon zawibrował sygnalizując nadejście wiadomości. Numer, który wyświetlił się na ekranie należał do tej samej osoby, która napisała do niej wczoraj. Ten sam ciąg cyfr.

Ty powiesz,
ja zabiję.

Poczuła jak krew zaczyna wrzeć w jej żyłach. W tym momencie nie bała się, ani nie chciało jej się ryczeć. Była po prostu wściekła. Poczuła, że naprawdę ma tego dość. Wybrała numer właściciela telefonu, który próbował ją nękać i przyłożyła przedmiot do ucha licząc na to, że załatwi to w ten sposób. Rozmową, ale to co usłyszała po jednym sygnale sprawiło, że zrobiło jej się słabo. Znajomy głos, za którym tak tęskniła mówił do niej, a ona czuła, że zaraz zwróci wszystko co dzisiaj zjadła.
- Cześć, tu Blade. Nie zostawiaj wiadomości po sygnale, bo i tak jej nie odsłucham.

* * *






Nie lubię tych przejściowych rozdziałów, więc wybaczcie, że jest taki beznadziejny. Już nie mogę się doczekać, aż wrócimy do żywszej akcji. A będzie się trochę działo, to obiecuję. A tak po za tym, to jak to jest... Blade jest martwy, czy żyje? Hm... ;)
Szkoda, że coraz więcej osób czyta to opowiadanie (skaczą te statystyki, oj skaczą), a komentarzy tyle co kot napłakał. Pozdrawiam gorąco wszystkich, którzy komentują czy to na blogu, czy na Wattpadzie czy nawet na Twitterze. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy.
Udanego tygodnia ziomeczki! :)

40 komentarzy:

  1. pewnie zaraz bd pisac ze rozdzial troche ja pll. ale moim zdaniem taki nie jest :) jest lepszy. to opowiadanie ma swietny oryginalny klimat

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku ale czy ty musisz przerywać w takich momentach? To na pewno nie Blade bo przecież ona znalazła go martwego chociaż to byłoby coś. Jestem strasznie ciekawa kto ją dręczy i nie moge już sie doczekać kolejnego rozdziału :) Życze duuuużo weny i czekam
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem niezmiernie ciekawa tego, co zrobi Arleen, czy od razu powie o tym Justinowi, czy zwróci się do kogoś innego czy po prostu będzie siedzieć cicho ;o Gdy Arleen była z Justinem poczułam taką jakby zupełną zmianę nastroju, chociaż to dziwnie, bo nie mogłam tego czuć XD No chodzi o to, że było czuć te bezpieczeństwo. Hmmm, a Blade... JEZU, CO JAK ON ŻYJE? ;O Ale to chyba jest niemożliwe, bo widziała jego martwe ciało, moim zdaniem ktoś wziął jego telefon, ale to również się nie zgadza, bo by miała jego numer, ale chyba, że usunęła go? Hyhy no nie powiem, ciekawie!
    Wiesz, że jesteś najlepsza nie? ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale chuj z tego Colina -,- Rozdział jak zwykle cudowny *,* -@thisswaggirl_JB

    OdpowiedzUsuń
  5. Co Ty masz na myśli, pisząc 'czy Blade żyje czy nie' ? :D Zaskakujesz kochana !

    OdpowiedzUsuń
  6. Blade !? Czuję się zbita z tropu xD Colin taki wredny -_- Justin i Arleen tacy słodcy <3 Guśka K. taka szczęśliwa bo dodałaś rozdział <3 czekam na kolejny, miłego pisania :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejciu ale akcja *.* akurat w rym momencie. To jest najlepsze ff. Co ile dodajesz rozdziały? @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  8. O SŁODKI JEZUSKU, dawaj następny bo nie wytrzymam!!! kocham tego bloga i życze ci duuużo weny kochana ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. super nie moge sie doczekać kolejnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział, sprawiasz że nie moge wytrzymac bo już chce następny xd

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny rozdział. od wczoraj o nim myślę... mam taką teorię... co jeśli to Arleen ciągle kłamie? może Blade naprawdę żyje i to ona ma diabelską duszę tylko jest dobrą aktorką??

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie zawsze komentuje, ale czytam.Kazdy rozdzial jest genialny. Nic dodac, nic ujac. Ale jak to mozliwe?! Przeciez Blade nie zyje. To dziwne. Nawet gdyby to byl on to moglby grozic wlasnej siostrze? Czekam na nn xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Brak słów... Rozdział jest wspaniały jak poprzednie ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Super rozdział. Obstawiam że to nie Blade a ktoś inny...

    OdpowiedzUsuń
  15. Napisze Ci to samo co mojej koleżance na temat tego rozdziału: Przerwać w takim momencie to grzech! No heloł! Sprawiasz że moje serce słabnie i za chwilę dostanę śmiertelnego zawału przez ciebie! Nwm co mam jeszcze napisać bo mnie nerwy szarpią.
    nuda100

    OdpowiedzUsuń
  16. cytuje " Przerwać w takim momencie to grzech" zgadzam się z tym, rozdział jak zawszę wspaniały, czekam n nn, mam nadzieje że pojawi się szybciej niż ten :) xoxo

    OdpowiedzUsuń
  17. Oooooo zajefajny!;!! :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Kurde,czekam na next ��

    OdpowiedzUsuń
  19. wowow! Teraz to będę miała rozkmine czy blade żyje czy robi wszystkich w konia

    OdpowiedzUsuń
  20. Co? Końcówka była naprawdę dziwna...albo dobre wyczucie czasu, albo ktoś z domu wysyła jej te sms. ;O

    OdpowiedzUsuń
  21. Kocham kocham ♥jesteś genialna omg ta końcówka wtf?! Czekam na kolejny jak zwykle niecierpliwością xx @juuuusb

    OdpowiedzUsuń
  22. myślę o tym ff 24/7. moja teoria jest taka, że Blade żyje i to on ma coś wspólnego z tym co sie stało z Arleen. w pierwszym rozdziale było takie coś jak ona gadała z policjantem
    "-[...]nie znaleźliśmy na miejscu zdarzenia nikogo oprócz waszej dwójki, a Blade był już notowany za drobne przestępstwa."
    drobne przestępstwa hmmm? więc może to naprawdę był on?? potem jest scena, w której oni zamieszkali w nowym mieście bez rodziców i kilka razy pojawiło sie ze Arleen nie ma znajomych. moze Blade chciał ją odciągnąć od wszstkiego? robisz mi sieczkę w głowie! ale kocham to :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetny rozdział *-* błagam cię częściej dodawaj te rozdziały bo są genialne. To tyle z mojej strony :>

    OdpowiedzUsuń
  24. To jest wspaniałe. *_*

    OdpowiedzUsuń
  25. ... Że co? Jakim cudem? Może on żyje? Ale to niemożliwe, żeby ją straszył, własny brat... Nie wiem co się dzieje, nie wiem co będzie dalej, nie wiem jak długo wytrzymam bez nowego rozdziału, ale kocham to ff :) /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  26. Uwielbiam to ff i z niecierpliwością czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  27. To jest BOSKIE BOSKIE a nawet LEPSZE ! ! najlepsze ff jak czytam . Kocham to <33 . Czekam nn rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  28. boże uwielbiam to opowiadanie, ono daje mi tyle radości <3 *____*

    OdpowiedzUsuń
  29. Uwielbiam to nie wiem czemu ale chcę zeby się pocałowali :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  30. :) Cudowny rozdział :) @Little1Lies

    OdpowiedzUsuń
  31. omg cudowny, czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  32. Świetny, jeśli możesz to informuj mnie o nowym rozdziale na tt @DaddyJussAww

    OdpowiedzUsuń
  33. Jezu.. teraz ciągle się zastanawiam co z tym Blade'm.. Czy Arleen naprawdę nie znała swojego brata? Przez to co Colin ciągle jej mówi to jestem bardzo zmieszana.. Możliwym jest, że brat z jakiejś przyczyny wyrządzał jej tyle krzywdy? Mam nadzieję, że nie.. Ja mam nadzieję, że jednak żyję tylko musiał udać swoją śmierć, aby jakoś pomóc Arleen.. Sama nie wiem:( Znalazłam to ff przedwczoraj na wattpadzie i już wczoraj wieczorem skończyłam wszystkie rozdziały i teraz czekam na kolejne:( I bardzo się cieszę, że rozdziały są takie długie, a z tego ff mogłaby powstać książka, bo jest naprawdę dobrze pisane<3 Jak żadne inne, które czytałam. Czekam na kolejny:*

    OdpowiedzUsuń
  34. Cudo cudo cudo cudo cudo ♥♥♥♥♥ Ciekawe kiedy sie zaczna razem calowac :D
    Kiedy next? :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Zaczęłam czytać twoje opowiadanie i jest genialne nie jest takie przewidywalne jak każde tylko pełne akji i jeszcze te mega długie rozdziały aww ♥

    OdpowiedzUsuń
  36. jezu ten rozdział jest genialny, teraz nie da mi spokoju czy Blade żyje czy nieXDD
    a w ogóle to Colin mnie denerwuje jezu weź coś zrób żeby całkiem przypadkiem złamał sobie kark czy coś takiego hahaha, weny życzę. :)
    @HeartSaysBizzle

    OdpowiedzUsuń
  37. CUDO!!! WLASNIE SKONCZYLAM CZYTAC I INACZEJ NIE POTRAFIE SKOMENTOWAC NIZ NAJWSPANIALSZE, NAJCUDOWNIEJSZE <3 Piszesz przecudownie! Temat jest czarujacy! Ja po prostu zakochalam sie w tym opowiadaniu ♥ Pisz szybko next <3
    #Wiki

    OdpowiedzUsuń
  38. Świetnee! Nawet jak mowilas, ze jest przejściowy to i tak mega ciekawy a to zakończenie to juz zupełnie. Wgl slodkie to bylo jak colin z arleen sprzatali ^^ kochaam ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń