niedziela, 1 marca 2015

Rozdział trzynasty



Czuła każde jedno uderzenie serca w swojej klatce piersiowej, każdą jedną nieprzyjemną wibrację targającą jej zmęczonym ciałem. Krew skapywała na podłogę tworząc kałużę, której nie mogła dostrzec.
Nie przestawała krzyczeć, jej przerażony, pełen bólu głos odbijał się od ścian łazienki przyprawiając Jetta
o jeszcze większy uśmiech. W głowie Arleen szumiało, obraz kręcił się we wszystkie strony wpędzając ją
w pewnego rodzaju otępienie, ale to w żaden sposób nie łagodziło bólu. Ślina niemal skapywała z jej ust, kiedy jej myśli zatapiały się coraz bardziej w cierpienie, którego doświadczała. Nie mogła skupić się na niczym innym. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo zdarła sobie gardło, kiedy krzyczała w niebogłosy, ani jak bardzo płacze. Nie była świadoma tego, że zaczęła błagać Jetta o to, by to skończył. Prosiła go o pomoc, ale on nawet nie rozumiał jej słów. Wszystko co wychodziło spomiędzy jej drżących warg brzmiało jak bełkot. Czuła się jak wariatka, jakby oszalała i straciła umiejętność trzeźwego myślenia.
Nagle parsknęła histerycznym śmiechem, chociaż po jej twarzy wciąż spływały łzy. Przez jej kończyny przechodziły zimne, nieprzyjemne dreszcze, a żołądek ścisnął się tak boleśnie, że znowu musiała krzyknąć. Wiedziała, że Jett wciąż za nią stoi i prawdopodobnie cieszy się z tego co zrobił. Próbowała skleić sensowne zdanie, ale bała się tego, że jeśli otworzy usta nie pytana straci coś więcej niż dłoń, której nadal nie czuła.
Jak sobie teraz poradzi?
Zachłysnęła się powietrzem, kiedy Jett nachylił się do jej ucha, a jego gorący oddech połaskotał ją
w nieprzyjemny, wręcz odrażający sposób.
- Gdzie jest Justin? - zapytał. Jego lepka, pachnąca krwią ręka dotknęła jej spuchniętego policzka. Przeciągnął po nim dłonią zostawiając czerwoną smugę, na zaróżowionej skórze. Nie odpowiedziała, więc mężczyzna wzdychając ciężko obszedł krzesło i stanął nad nią z szaleńczym uśmiechem i błyszczącymi oczami. Arleen na początku bała się podnieść wzrok, by na niego spojrzeć, ale w końcu to zrobiła. Od razu dostrzegła kropelki własnej krwi na jego twarzy. Jej oddech przyśpieszył, zacisnęła oczy pociągając przy tym nosem.
Nie mogła sobie wyobrazić jak teraz wygląda jej ręka. Czy z końca nadgarstka wystaje jakaś kość? Czy wszystko jest poszarpane i wygląda tak, jakby coś ją ugryzło, a może cięcie jest precyzyjne, niemal idealne? Znowu poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku, kiedy w końcu ten obraz stanął przed jej oczami. Jaka by ta rana nie była, bolała jak cholera i co gorsze poziom bólu ciągle rósł zamiast słabnąć. Może gdyby przestała się na tym skupiać, gdyby spróbowała się uspokoić i chociaż na moment zapomnieć o tym, że znajduje się w jedynym, małym pomieszczeniu z psychopatą, to przestałaby wszystko tak wyolbrzymiać? Gorzkie łzy skapywały na jej dygoczące ze strachu nogi. Nienawidziła Jetta z całego swojego serca.
- Boli - wyjęczała żałosnym, słabym głosem. Chciała, by Jett to zakończył, żeby skrócił jej cierpienie raz na zawsze i pozwolił odejść. Ale mężczyzna miał zupełnie inne plany. Kącik jego ust drgnął ku górze, a na twarzy pojawiła się satysfakcja. Wzruszył ramionami wzdychając przy tym teatralnie i pokręcił lekko głową.
- Przecież sama wiesz, że może boleć jeszcze bardziej jeśli mi nie powiesz - odparł. Nachylił się do niej
i chwycił za podbródek. W drugiej ręce trzymał scyzoryk, którego ostrze było całe we krwi.
- Obciąłeś mi dłoń - powiedziała piskliwym głosem. - Jak mogłeś coś takiego zrobić? To chore!
Rozbawienie na jego buzi było tak wyraźne, że Arleen poczuła się tak, jakby wybuchł śmiechem. Pogłaskał ją po policzku, nie pozwalając, by w jakikolwiek sposób odsunęła się do tyłu.
- Widzisz to? Używam go do polowania, więc jest naprawdę ostry, chociaż faktycznie, już parę razy mnie zawiódł. Dlatego poprosiłem swojego przyjaciela o prezent na urodziny dwa lata temu. Wiesz co dostałem? - zapytał, ale Arleen zaciskała usta w prostą linię patrząc na niego przez załzawione oczy. - Całą kolejkę noży myśliwskich, mam ją przy sobie na wszelki wypadek - powiedział uśmiechając się. Następnie odchylił się do tyłu i nadymał usta.
- Strach to śmieszna rzecz, nie uważasz? Sprawia, że nawet ci, którzy są wielkimi naukowcami tracą zmysły. To tylko opuszek palca Arleen, ale jeśli nie zaczniesz mówić wtedy będzie to cały palec, potem dwa, trzy, w końcu ręka, o której wspominałaś. Sama dobrze wiesz, że masz dużo rzeczy, które można odciąć lub nawet wyciąć, prawda?
Arleen wstrzymała oddech. Gapiła się na niego z otwartymi ustami czując, że jeszcze trochę i serce wyskoczy z jej piersi. Jeśli Jett mówił prawdę, to dlaczego wciąż nie czuła swojej dłoni? Dlaczego miała wrażenie, że naprawdę jej nie ma? Co jeśli znowu próbuje ją oszukać? Spróbowała nią poruszyć, ale wszystko co czuła było jedną wielką plamą bólu. Próbowała uspokoić łkanie i swój oddech, ale niezbyt jej to wychodziła. Była mała, żałosna i błagała jakiegoś chorego człowieka, który odciął kawałek jej ciała, by pozwolił jej odejść. Jak bardzo naiwna mogła jeszcze być?
- Może teraz odpowiesz na moje pytanie? Powiedz mi gdzie on jest.
- Skąd mam to wiedzieć?! - zapytała spanikowanym, ale podniesionym głosem. - Przysięgam Jett,
nie mam pojęcia. Przecież ja i on, my praktycznie...
Najpierw wykrzywił usta w grymasie, a po sekundzie znowu ją uderzył celując w ten sam policzek co wcześniej. Głośne syknięcie, które uciekło spomiędzy jej rozchylonych ust jedynie rozśmieszyło mężczyznę jeszcze bardziej.
Arleen nie rozumiała wielu rzeczy, ale teraz była pewna tylko jednego - Jett nie żartował. Jeśli chciała to wszystko przeżyć powinna powiedzieć mu gdzie jest Justin. Bo inaczej on naprawdę pokroi ją na malutkie kawałeczki, spakuje je do czarnego worka, wyczyści każdy najmniejszy ślad i pochowa ją gdzieś, gdzie nikt jej nigdy nie znajdzie.
- Przestań kłamać - ostrzegł.
- Mówię prawdę! - krzyknęła z takim przekonaniem w głosie, że prawie sama uwierzyła we własne słowa. Policzek, w który oberwała już dwukrotnie rwał równie mocno co wcześniej, ale to wciąż jej ręka, a raczej dziura w jednym z palców powodowała okropne fale bólu. Jett stanął na równe nogi nie wydając z siebie żadnego dźwięku przez co w łazience znowu zapadła chwila ciszy, którą przerywał jedynie dźwięk upadających kropel, który odbijał się echem od pustych ścian. Krew skapywała z otwartej rany, a Arleen powoli zaczynała odczuwać skutki utraty krwi. Słabła. I wiedziała, że jeśli nie zacznie mówić, albo chociaż współpracować
z Jettem wykrwawi się tutaj na śmierć. Panika ogarniała ją coraz bardziej i bardziej, a okropny zapach krwi drażnił jej nozdrza i przyprawiał o kolejne fale mdłości.
- Gdzie on jest? - zapytał jeszcze raz Jett. Uśmiechał się przyjaźnie, jakby Arleen była jego przyjaciółką lub dobrą znajomą. Faktycznie szatynka sama zastanawiała się gdzie jest Justin? Szczególnie w tym momencie, gdy ona potrzebuje go bardziej niż zazwyczaj? Czy bawił się właśnie w towarzystwie swojego brata? Czy może jednak ktoś dał mu znać, że przepadła i postanowił, że da sobie z nią spokój? Arleen czuła, że pogrąża się
w coraz większej otchłani, niekończącej się rozpaczy, z której nie da rady wyjść. Co miała powiedzieć Jettowi? Prawdę? Ale jak? Jak miałaby zdradzić Justina? Wiedziała, że jej milczenie zaczyna denerwować mężczyznę, który wprost nie może się doczekać, aż ona mu wszystko wyśpiewa.
- Arleen - syknął rozzłoszczony. Jego dłonie ponownie wylądowały na jej policzkach, ale nawet jej nie uderzył. Trzymał jej twarz w rękach spoglądając prosto w zielone oczy, w których nie potrafił dostrzec nic po za błaganiem i okropnym smutkiem.
- Proszę Jett - jęknęła błagalnie.
- Bieber!
Zamknęła oczy. Musiała chociaż na chwilę odciąć się od Jetta, a tylko przymykając powieki była w stanie to zrobić. Musiała to wszystko przemyśleć, ale jak zwykle nie miała na to zbyt dużo czasu. Wiedziała, że czego nie powie i tak ktoś będzie musiał ponieść konsekwencje, a co gorsze - to z pewnością na nią to wszystko spadnie. To ona znów zostanie ukarana. Ciężar w klatce piersiowej robił się nie do zniesienia. Justin zrobił dla niej tyle ile mógł i chciał jeszcze więcej, więc jak mogłaby oddać go w ręce kogoś takiego jak Jett? Chciała krzyczeć, spróbować normalnie porozmawiać z mężczyzną, ale zamiast tego zrobiła coś innego. I tak była
na skazanej pozycji, więc znowu postanowiła działać instynktownie. Otworzyła oczy, w których pojawiło się coś nowego. Może faktycznie nie zawsze dogadywała się z Bieberem, ale nie zamierzała być tą osobą, która zdradza innych, by ocalić swój własny tyłek. Nie po tym wszystkim co dla niej zrobił.
Jett uniósł do góry jedną brew wyczekując odpowiedzi. Wtedy Arleen pochyliła się do przodu, wyswobadzając twarz  z jego dłoni, które na jej szczęście zawisły w powietrzu kiedy mężczyzna przyglądał jej się z zaciekawieniem. Właśnie wtedy go ugryzła i nie zamierzała puścić. Jej zęby wbijały się w jego skórę tuż przy kciuku z taką siłą, że ten od razu krzyknął.
- Puść mnie idiotko! - wrzasnął, ale ona nawet się nie odsunęła. Na jego ręce pojawił się ślad półksiężyca, a każdy jej ząb zostawił po sobie ciemne wgniecenie. To co mu zrobiła było niczym
z obciętym paluszkiem palca i obciążeniem psychicznym, który zostawił w jej umyśle. Jett przycisnął drugą, wolną rękę do jej głowy i zaczął na nią napierać używając przy tym siły. Dopiero wtedy udało mu się uwolnić od zębów Arleen. Rozmasował rękę sycząc pod nosem. Przez moment stał nad nią wpatrując się w swojego kciuka, a potem pokręcił mocno głową.
- Mogłaś tego nie robić - powiedział. - Naprawdę mogliśmy tego wszystkiego uniknąć, ale jak sobie chcesz.
Ponownie stanął za nią, chwycił za oparcie krzesła i jednym ruchem popchnął je do przodu. Arleen
nie zdążyła nawet wziąć oddechu, nawet tego najmniejszego, kiedy jej głowa i ramiona znalazły się pod taflą zimnej wody, która w ekspresowym tempie wtargnęła do wnętrza jej ciała. Arleen czuła, że brakuje jej powietrza, że zaczyna się dusić, ale ilekroć  próbowała się wynurzyć, zawsze silna ręka Jetta przytrzymywała ją pod taflą. Wierciła się we wszystkie strony, aż w końcu mężczyzna łaskawie chwycił ją za ramiona i odciągnął do tyłu. Mimo, że wcale nie trwało to długo Arleen czuła się tak jakby spędziła całą wieczność w wannie pełnej wody.
Jett odstawił krzesło na jego dawna miejsce, a potem przycisnął miękki ręcznik do twarzy szatynki, która kaszlała tak mocno jakby chciała wypluć swoje własne płuca. Woda ściekała po jej skroniach, skapywała
z włosów, a koszulka, którą miała na sobie ściśle przyległa do chudego ciała.
- To proste Arleen. Po prostu odpowiedz na moje pytanie - mówił spokojnym głosem wciąż wycierając jej twarz. - Sądzisz, że warto stracić życie w ten sposób? Pomagając Justinowi? Komuś, kto ma w dupie to co się
z tobą dzieje? - mówił próbując grać na jej uczuciach. - Dlaczego po prostu mi nie powiesz?
- Pierdol się - wychrypiała pomiędzy próbami złapania oddechu.
Arleen czuła okropne pieczenie w klatce piersiowej, łzy bezsilności spływały po jej policzkach. Czy Jett naprawdę chciał ją zabić? Jeśli to zrobi od razu straci możliwość dowiedzenia się tego gdzie pojechał Justin.  Nikt inny mu tego nie powie, chyba, że chowa gdzieś w rękawie kilka asów i czeka, by je wyciągnąć. Zakładając, że Arleen jest jego jedyną szansą - nawet jeśli będzie ją podtapiał, nawet jeśli spróbuje jej odciąć nogę; wciąż będzie żywa. Nie pozwoli jej umrzeć i tutaj Arleen mogłaby górować nad mężczyzną. Tylko czy to naprawdę dobre rozwiązanie? Pozwolić okaleczyć swoje ciało, żeby tylko uchronić kogoś, kogo tak naprawdę ledwo zna? Wszystkie jej myśli plątały się ze sobą. Zaczynała się gubić w tym wszystkim. Oczywiście nie mogła mieć stu procentowej pewności, że Jett jej nie zabije. Przecież mógł to zrobić, wyglądał na kogoś i zachowywał się tak, jakby naprawdę nie miał problemów z przekraczaniem takich granic. Udowodnił to już kilka razy.
Arleen pochłonięta swoim myślami, rozpaczaniem i ogólnie zbyt zajęta bólem, który nie słabł i uczuciem jakby jej klatka piersiowa pękała nie zauważyła nawet, że Jett wstał. Nie widziała go, gdy sięgnął po żelazko ukryte w szafce za nią, ani jak podłącza je do gniazdka.
- Naprawdę sądziłem, że się dogadamy Arleen - westchnął wyrywając dziewczynę z transu. - Nie jestem złym człowiekiem. Justin i ja mamy ze sobą na pieńku, ale...
- Więc czemu nie załatwisz tego z nim? - zapytała płaczliwie. - Czemu po prostu do niego nie pójdziesz?! Czemu robisz mi coś takiego?! Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto potrzebuje jeszcze więcej blizn?
- Przecież ci mówiłem - odparł przewracając oczami. -Nie mogę do niego pójść, bo inaczej sam skończę martwy, ale i tak nie zrozumiesz.
- Więc chcesz zabić mnie?! Za coś z czym nie mam nic wspólnego?!
- Oh słoneczko, każdy z nas musi coś poświęcić, a czasami kogoś innego - odparł stając za nią. Arleen skrzywiła się mimowolnie, kiedy złapał przedramię jej lewej ręki. Powoli zsuwał się coraz niżej sunąc po jej skórze, aż w końcu zacisnął dłoń na jej palcach celowo zgniatając tego, który pozbawiony był opuszka. Jej krzyk znowu rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, nie przestawała wrzeszczeć dopóki Jett nie zabrał swojej wielkiej ręki, ale nawet kiedy się cofnął Arleen wciąż dygotała, a z jej ust nadal wychodziły pojękiwania.
Mężczyzna nic nie powiedział. Oblizał usta i stanął tuż przed nią wcześniej zabierając ze sobą żelazko, które przez ten czas zdążyło się porządnie nagrzać. Oglądał je przez chwilę w milczeniu, a potem nachylił się do trzęsącej się Arleen. Było jej zimno, wszystko ją potwornie bolało. Jett przycisnął guzik na rączce, a spomiędzy małych dziur uciekła gorąca para. Widział jak szatynka prostuje się na swoim miejscu przylegając plecami do oparcia krzesła. Włosy oblepiały jej wystraszoną buzię, usta drżały, a wystraszone zielone oczy spoglądały na niego z przerażeniem.
- Czy ty naprawdę uważasz, że to wszystko jest tego warte? - zapytał. Żelazko znalazło się tuż przed nosem Arleen, milimetry dzieliły ją od stopy grzejnej. Czuła na swojej skórze gorące powietrze. Wystarczyłoby gdyby mężczyzna przesunął się tylko odrobinkę bliżej, a od razu przycisnąłby parzący spód do jej nosa. Wpatrywała się w ciemny spód wstrzymując oddech. Jett cofnął rękę do tyłu, odsuwając żelazko do tyłu,
a Arleen natychmiast zaczęła oddychać chociaż strach wciąż ściskał jej gardło.
- Błagam Jett, zostaw mnie - poprosiła cichym, dziecięcym głosem. Mężczyzna zamknął oczy, wydymał usta i pokręcił mocno głową odmawiając udzielenia pomocy. Zamiast tego zacisnął mocno palce na uchwycie,
a potem przycisnął dziobek żelazka do miejsca przy uchu dziewczyny. Przyciskał go mocno nie zważając na jej okropny wrzask, który każdego normalnego człowieka przyprawiłby o dreszcze. Arleen myślała, że topi jej się skóra, że spływa w dół tuż po szczęce i skapuje na jej koszulkę. Nagle zapragnęła, by ktoś pozbył się Jetta,
by jakimś cudem w tej łazience pojawił się Justin, albo nawet sam Colin! Ktokolwiek! Byleby była to osoba, która odciągnęłaby od niej Jetta, ktoś kto dałby mu porządną nauczkę. Ale prawdziwe życie nie jest instytucją spełnionych marzeń. Łzy zalewały całą jej twarz jeszcze na długo po tym, gdy Jett oderwał żelazko od jej skóry. Krzyczała nieustannie, bo pieczenie nie ustępowało.
- Jak mam ci udowodnić, że mówię prawdę?! - wrzasnęła pełna rozpaczy, bólu i ogromnego żalu
do całego świata. Jett nie wyglądał na zadowolonego, wręcz przeciwnie był coraz bardziej zdenerwowany tym, że Arleen ciągle milczy.
- Chcesz mi udowodnić, że mówisz prawdę? - syknął. - Więc powiedz ją! - dodał głośno. Zebrał mokre włosy na czubku jej głowy i mocno szarpnął za nie do góry podnosząc jej głowę. - Pytam po raz ostatni, gdzie pojechał Bieber?
Jej serce i myśli były zgodne pierwszy raz od dawna - nie zamierzała mu powiedzieć prawdy. Jeśli Jett był w stanie coś jej obciąć, podtapiać i oparzyć, to co zrobi komuś kto zalazł mu za skórę? Oczywiście go zabije. A Justin miał dla kogo żyć. Arleen otworzyła usta tylko po to, by złapać głęboki oddech domyślając się co mężczyzna zrobi. Ten tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
- Jesteś idiotką Arleen Blackwood.
Gdy tylko skończył wymawiać jej nazwisko natychmiast wepchnął ją siłą pod taflę zimnej wody. Wszystko na początku było tak jak wcześniej, ale po dziesięciu sekundach coś się zmieniło. Arleen nie widziała co się dzieje, ale kiedy przez jej drobne ciało przeszły pierwsze ładunki elektroniczne, które raziły każdy najmniejszy skrawek jej ciała całe od razu wypuściła całe powietrze, które trzymała w płucach. Z niewiadomych przyczyn skóra zaczęła swędzieć, piec i trząść się. Zaczęła wrzeszczeć, a woda którą ciągle połykała jakby przenosiła wszystkie te iskry do wnętrza jej ciała. Nie mogła złapać tchu, walczyła z silną ręką Jetta, który mocno ją przytrzymywał błagając o odrobinę powietrza. Znowu nie trwało to długo, ale wystarczyło,
by ponownie ją wystraszyć. Kiedy Jett odciągnął ją z powrotem do tyłu uśmiechał się tak szeroko jak nigdy wcześniej. Arleen dygotała na całym ciele, brzęczało jej w uszach, a przed oczami migotały kolorowe plamy. Kaszlała głośno próbując wypluć tyle wody ile tylko mogła. Z trudem łapała oddech czując, że coś złego dzieje się z jej sercem.
Jett kucał na przeciwko niej z uniesionym do góry kącikiem ust, tym razem nie wycierał jej twarzy,
a zamiast tego bawił się gumową rękawicą na swojej prawej ręce. - Zaczynasz mnie męczyć - westchnął. - Czas się skończył.
Arleen przechylała się do przodu i do tyłu. Nie mogła już więcej znieść. Pomimo tego ile razy się zapierała, że tego nie zrobi miała tylko jedno wyjście. Justin miał dla kogo żyć, ale ona też chciała być tutaj,
po tej stronie świata. Pociągnęła nosem i spojrzała na Jetta z obrzydzeniem.
- Minnesota - wyszeptała czując kolejne gorące łzy pod powiekami. Jett zastygł z uchylonymi ustami gapiąc się na przerażoną, zapłakaną dziewczynę jakby nie wierząc w to, że się odezwała. - Minnesota - powtórzyła. - Poleciał tam samolotem... mówił coś o nierozwiązanych sprawach - powiedziała patrząc prosto
w jego oczy. - Przysięgam, że nie wiem co to za sprawy.
Bolało ją serce, bolał ją brzuch, klatka piersiowa, ręka, a oparzenie strasznie rwało, ale wciąż potrafiła idealnie kłamać. I nawet nie mrugnęła, ani nie uciekła wzrokiem na bok, kiedy okłamała Jetta mówiąc o tym, gdzie znajduje się Justin. Mężczyzna patrzył jeszcze przez chwilę na jej twarz, a jego usta wciąż pozostawały otwarte. Kto by nie uwierzył biednej, przerażonej dziewczynie? Chwycił za jej podbródek i znowu jego usta ułożyły się w ten szaleńczy, pełen triumfu uśmiech.
- Jesteś pewna? - zapytał, a Arleen skinęła głową. Puścił ją, a następnie ściągnął z prawej dłoni żółtą, gumową rękawicę sięgając po swój telefon. Przez cały ten czas patrzył na Arleen. Wybrał jakiś numer, a potem przyłożył przedmiot do ucha.
- Udało się - powiedział. - Nie dokładnie, ale to już jakiś początek - mówił do osoby po drugiej stronie.
- Jedziemy do Minnesoty. Tak, tak - zaśmiał się. - Myślę, że tam jest. Kiedy będę? - zapytał na głos. - Za pół godziny. Jasne, zrozumiałem.
Wstał, odłożył telefon do kieszeni spodni i klasnął wesoło w dłonie spoglądając na Arleen. Szatynka siedziała sztywno na sowim miejscu, a jej brwi były zmarszczone. Nie mogła w to uwierzyć. Czy Jett naprawdę tak łatwo połknął haczyk?
- Więc... więc naprawdę mnie wypuścisz? - zapytała jąkając się. Mężczyzna spojrzał na nią
z rozbawieniem.
- Doceniam twoje wysiłki - powiedział. - Jesteś naprawdę silną dziewczyną, ale... po prostu... - westchnął teatralnie.
- Ale? - odpowiedziała. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym tempie.
- Jeszcze nikt nie powiedział ci, żeby nigdy nie ufać kłamcy?
Nim Arleen odpowiedziała Jettowi, ten obszedł ją i stanął tuż za jej plecami. Popchnął do przodu krzesło, a Arleen po raz trzeci znalazła się pod wodą. Uderzyła czołem o dno wanny i nagle uświadomiła sobie, że kupiła trochę czasu Justinowi, ale zupełnie zapomniała o sobie.

*

Justin potarł palcami poczerwienioną już skórę na czole, a następnie wbił zęby w dolną wargę z taką siłą, że od razu poczuł metaliczny posmak w ustach. Nie skrzywił się, nie wydał z siebie żadnego dźwięku chociaż miał tendencję do zaklinania w takich chwilach. Mała ranka szczypała, a on siedział sztywno na swoim miejscu wiercąc się nieustannie, jakby to miało mu w czymś pomóc. Po kolejnych trzech minutach jego ręka już któryś raz z kolei uderzyła o deskę rozdzielczą. W ten sposób Justin rozładowywał pokłady rosnących w nim pokładów agresji.
- Przestań - syknął Ryan.
Szatyn gwałtownie odwrócił głowę w jego stronę. Czuł jak swędzi go ręka, którą naprawdę miał ochotę rąbnąć swojego przyjaciela w twarz. Zamiast tego ponownie zacisnął dłonie i odwrócił wzrok skupiając go na sznurze samochodów, które ciągnęły się przed nimi w nieskończoność. Wszystkie auta przesuwały się do przodu w żółwim, niemal niewidocznym tempie potęgując mieszankę uczuć w głowie Justina. Podrygiwał nogami
i oddychał przez nos co jakiś czas zamykając oczy. Co innego mógł teraz zrobić? Nie miał takiej mocy, by pozbyć się tego przeklętego korku, nie posiadał nadzwyczajnych umiejętności i nie mógł skontaktować się
z Arleen telepatycznie. A właśnie teraz, bardziej niż w dzieciństwie chciał mieć jakiś dar, który pomógłby to wszystko naprawić. Westchnął głośno. Po prostu chciał być już w Stratford, chciał chociaż chodzić po ulicach, wypytywać o nią przechodniów, a nie siedzieć bezczynnie.
- Czy to się kiedyś skończy?! - wrzasnął nagle. Jego ręka znowu uderzyła w to samo miejsce
co wcześniej.
- Justin...
- Nie zaczynaj! - fuknął. - Nie wiemy co się z nią dzieje Ryan! Nie wiemy gdzie jest, a w dodatku ciągle stoimy w jednym, pieprzonym miejscu podczas kiedy ona... kiedy... - zaplątał się we własnych słowach. Potrząsnął energicznie głową. Ostatnie czego teraz potrzebował to obnoszenie się ze swoimi uczuciami, których nawet nie rozumiał. Po prostu chciał odsunąć się od wszystkiego co negatywne. Oddychał głośno przez usta zaciskając palce na nosie. Czuł jakby ktoś w jego mózgu nieustannie przyciskał guzik odpowiedzialny za agresję i złość.
Odwrócił się w stronę okna, a następnie odsuwając szybę wychylił głowę na zewnątrz.
- Czy możecie się wreszcie kurwa ruszyć?! - wrzasnął. Ryan spojrzał na niego z otwartymi ustami, a Frost leżący na tylnych siedzeniach parsknął śmiechem. Ten pierwszy wzniósł oczy ku górze, a następnie chwycił szatyna za ramie.
- Zamknij się - warknął odciągając go do tyłu. - Zasuń tę szybę i uspokój się! Nie pomożesz jej w ten sposób, to nic nie da.
- W ogóle jej nie pomogę jak ci debile będą jechać w takim tempie! - odpowiedział głośno, ale posłuchał rady swojego przyjaciela i zasunął szybę. Przycisnął do niej policzek i przez moment rozkoszował się przyjemnym chłodem.
- Zaraz zrobisz dziurę - powiedział cicho Ryan.  Nogi Justina przez cały czas podrygiwały, ale teraz jego stopy uderzały o podłogę znacznie mocniej. - Dobra Bieber, posłuchaj mnie. Może nic jej nie jest? Może już nawet wróciła, pomyślałeś o tym? - zasugerował znacznie ciszej wiedząc, że bardzo ryzykuje mówiąc coś takiego.
- Baranie, gdyby tak było Colin już dawno by do nas zadzwonił - sapnął na wdechu. Nie przestawał uderzać nogami, ale już nie zamierzał uderzać w deskę rozdzielczą. Po prostu przyciskał zaciśnięte pięści do ust. Wiedział, że nie powinien być taki oschły dla Ryana, ale z drugiej strony wszystko tak bardzo go irytowało,
że nie mógł tego powstrzymać i nie potrafił utrzymać takiej ilości nerwów na wodzy.
Popełnił tyle błędów. Jak mógł być na tyle głupi, by za każdym krokiem potykać się w tym samym miejscu? Poczucie winy zżerało go od środka od dawna, ale teraz miał wrażenie, że połowa jego ciała została przeżuta i jeśli tak dalej pójdzie to już nic z niego nie zostanie.
- A może ona po prostu odeszła? - zapytał Frost. Justin odwrócił się do niego ze zmarszczonym czołem. - Miała cię dość i uciekła przy nadarzającej się okazji.
Frost był naćpany, leżał z lekko przymrużonymi oczami i wydawało się, że nie myśli trzeźwo, ale Justin nie potrafił zignorować tego co powiedział jego brat. Nim wyjechał on i Arleen trochę się pokłócili, a potem już nawet ze sobą nie rozmawiali. Czy to możliwe, żeby po prostu odeszła? Ale dokąd? Przecież sama mu powiedziała, że dopóki jej mama nie wróci do kraju musi zostać u niego.
- Nie uciekła - odpowiedział cicho.
- Ta laska musi być naprawdę niezła skoro tak bardzo się przejmujesz - wychrypiał jeszcze chłopak,
a potem odwrócił się na drugi bok pogrążając się we śnie lub czymś innym. Justin już na niego nie patrzył, usiadł prosto ze zdezorientowaną miną. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, a potem zaczął stukać palcami w ekran próbując skupić się na rytmie, który wybijał. Dręczyło go tyle rzeczy, że powoli czuł jak traci kontrolę nad swoim życiem.
- Znajdziemy ją Justin.
- Ta... - mruknął sprawdzając godzinę. Była już dwudziesta pierwsza, a oni nadal mieli przed sobą spory kawałek drogi do domu i wciąż przesuwali się do przodu niemal z niewidocznym efektem.
- Więc... naprawdę ją polubiłeś, co?
- Czy naprawdę właśnie teraz musimy o tym rozmawiać? - zapytał lekko poirytowanym głosem. - Najpierw muszę ją znaleźć Ryan. To jest teraz najważniejsze.
- Myślisz, że ktoś jej coś zrobił?
- Nie wiem, lepiej żeby nic jej nie było, bo przysięgam, mam dość oglądania tego jak płacze i zabiję każdego, kto jeszcze raz położy na niej rękę.

*

Oparcie krzesła napierało na jej plecy, przygniatało ją i utrudniało wszystko co próbowała osiągnąć. Arleen doskonale pamiętała o nożu w kieszeni swoich spodni, ale najpierw musiała się wydostać z wody. Z całych sił próbowała odchylić się do tyłu, wstać i osobiście przywalić Jettowi, ale marnie jej to wszystko wychodziło. Słyszała jego zagłuszony głos nad sobą, ale nie mogła zrozumieć tego co mówił. Przez moment nawet miała nadzieję, że to nie on, a ktoś zupełnie inny. Spike, Justin, Colin, Thomas, Ryan czy ktokolwiek inny, ale skąd mieliby wiedzieć gdzie jej szukać? Jeśli chciała przeżyć musiała liczyć na jedną osobę - na siebie. Kończyło jej się powietrze, zaczynała ją ogarniać panika i wszystko zmierzało w złą stronę. Żałowała unikania zajęć wychowania fizycznego w szkole, ani tego, że nie była zdolną gimnastyczką, ale nic nie mogło jej powstrzymać przed próbą wydostania się spod wody.
To była jej ostatnia szansa. Naparła z całych sił na oparcie krzesła odchylając się do tyłu, czuła, że jeszcze trochę i pęknie jej kręgosłup. Ale udało się, jej głowa znalazła się nad wodą, a usta łapczywie wciągnęły dużą ilość powietrza do płuc. Odepchnęła się stopami od dna, aż w końcu krzesło odchyliło się do tyłu, a ona razem z nim wylądowała na podłodze. Oparcie przygniotło zranioną dłoń, ale Arleen wiedziała, że musi być cicho, bo Jett w każdej chwili może wrócić do łazienki, a samo przewrócenie krzesła na pewno wywołało dużo hałasu. Zacisnęła wargi i rozhuśtała się na boki, lądując na lewym ramieniu miała większe pole do popisu. Kasłała spoglądając nerwowo w kierunku drzwi, kiedy jej prawa dłoń próbowała wydostać z kieszeni nóż. Pomagała sobie biodrami, kręcąc się, ale efekt był naprawdę mizerny. Słyszała kroki Jetta za ścianą i domyślała się, że mężczyzna musi się pakować lub po prostu szuka kolejnych rzeczy, które ułatwią mu pozbycie się jej ciała.
Bolała ją głowa, nadgarstki prosiły o chwilę przerwy, ale rączka noża wystawała z kieszeni coraz bardziej, a nadzieja w sercu Arleen rosła tak szybko jak nigdy wcześniej. Czasami to my musimy być bohaterami swojego własnego życia. W końcu chwyciła go pomiędzy palce, a na jej wykrzywionej w bólu twarzy pojawił się mały, niemal niewidoczny uśmiech. Zaczęła mocno i szybko przesuwać ostrzem po jednym z więzów wiedząc, że są na tyle słabe, że wystarczy tylko, by rozcięła jeden supeł, a cała reszta rozwiąże się praktycznie sama. Niemal słyszała w głowie wskazówkę mknącą po tarczy zegara, każde tyknięcie. Przerażało ją to, że Jett może wejść do środka w każdej chwili. Dziesięć sekund, dwadzieścia, trzydzieści, minuta, półtorej minuty i w końcu sznur pękł. Arleen machnęła rękoma wyswobadzając je całkowicie. Zamiast od razu zająć się wiązaniem wokół swoich kostek od razu spojrzała na swoją lewą dłoń. Na widok ohydnego, zakrwawionego palca zrobiło jej się niedobrze. Jett wcale nie odciął go całkowicie co sprawiało, że cała rana wyglądała jeszcze gorzej. Potrząsając głową szatynka zabrała się za uwolnienie nóg, a kiedy to zrobiła przyległa twarzą do zimnych płytek na podłodze tuż obok kałuży jej własnej krwi. Nie miała już na nic sił. I to jej serce - nigdy nie biło w ten sposób.
Minęła kolejna minuta zanim rozbita na milion malutkich kawałeczków dziewczyna wstała z ziemi. Dygotała tak, jakby znajdowała się na zewnątrz w zimowy wieczór w samej koszulce i szortach. Zaciskała dłoń na nożu patrząc nieufnie w stronę drzwi. Musiała zmierzyć się z Jettem - była pewna tylko tego. Na palcach przeszła przez łazienkę i przycisnęła się do ściany, ale kiedy usłyszała jak ktoś przekręca zamek w drzwiach zdębiała. Jeśli mężczyzna naprawdę zrobił to, co zrobił był jeszcze większym kretynem, niż można było to sobie wyobrazić.
Arleen ostrożnie wychyliła się z pomieszczenia i przez moment nasłuchiwała, ale wszędzie panowała cisza. Żadnych przesuwanych przedmiotów, żadnego stukania sztućców czy zasuwanych szuflad. Cisza. Ruszyła do przodu z duszą na ramieniu, nie przestawała się trząść i płakać. Nie znalazła Jetta w kuchni, ani w pokoju, w którym obudziła się rano. To było niedorzeczne. Jakim cudem ktoś taki zostawia swoją ofiarę i wychodzi? Potrząsnęła głową i ostrożnie nacisnęła na klamkę prowadzącą do pokoju, w którym nie była. W środku panowała ciemność, więc Arleen na oślep zaczęła szukać pstryczka, a kiedy go znalazła plama światła zalała całe pomieszczenie.
Był to zwyczajny pokój, ze zwykłym łóżkiem, telewizorem, laptopem i kolekcją telefonów komórkowych na biurku. Arleen wiedziała, że musi się zwijać, ale była tak strasznie ciekawa tego co ukrywa Jett i kim tak naprawdę jest, że nie myśląc zbyt długo podeszła bliżej. Serce zabiło mocniej w jej piersi, gdy zauważyła na blacie czarny pistolet. Nie podlegało wątpliwości, że jest prawdziwy. Nawet nie wiedziała czemu wyciągnęła rękę, ale kiedy to zrobiła nie było odwrotu - chwyciła go i mocno zacisnęła palce na uchwycie. Wszystko tak strasznie ją bolało i nie zamierzała znowu przechodzić przez takie bagno. Wcisnęła pistolet za pasek spodni, a potem ruszyła w stronę wyjścia.
- Idiota - parsknęła widząc na szafce przy drzwiach kartkę z napisem "Jest w łazience. Posprzątaj! ". Cholernie kusiło ją, by coś odpisać, ale zamiast tego po prostu przekręciła zamek i wyszła przedzierając wiadomość, którą zostawił Jett na pół.
Wyszła ze starego bloku, który wyglądał jakby został przeznaczony do rozbiórki, a potem ruszyła w dół ulicą. Nie zastanawiała się nad tym, w którą stronę powinna się udać. Wszystko tak bardzo ją bolało, a ona po prostu chciała uciec od tego całego cierpienia. Chciała zabić Jetta. Czuła się jak wariatka, bo przecież nikt normalny nie myśli o tym, by kogoś zamordować, a ona właśnie teraz chciała to zrobić. Czym więc różniła się od tego mężczyzny? Niczym. Szła i szła, a droga zdawała się nie mieć końca. Miasto było duże, mroczne, a każdy szelest przyprawiał ją o dreszcze. Chciało jej się pić, była głodna, zziębnięta, przerażona i taka samotna. Unikała patrzenia na swoją lewą dłoń, bojąc się, że po prostu zemdleje. Czuła się taka słaba i mimo wszystkich emocji, które buzowały w jej ciele chciało jej się tylko spać. Minęło pół godziny, może nawet więcej, a ona wciąż poruszała się jak cień od zaułka do zaułka, aż w końcu stanęła.
Miała dość. Głupi głos w jej głowie zaczął szeptać okropne rzeczy w jej głowie, jakby chciał przekonać ją, że musi wrócić do Jetta i pozwolić mu zakończyć to co zaczął. Naprawdę była gotowa to zrobić, nawet po tym wszystkim co zrobiła, by przeżyć. To był koniec. Arleen naprawdę była zmęczona wszystkim. Oczy zaszły jej ponownie łzami, a z ust uciekło żałosne jęknięcie. Przycisnęła prawą dłoń zatykając samej sobie usta, a potem otarła słone krople. Głupiała. Nie wiedziała już czy powinna dać sobie spokój, czy dalej brnąć w całe to życie pełne psychopatów, na których ciągle się natyka. Pociągnęła nosem i odwróciła głowę spoglądając na ulicę po przeciwnej stronie.
Tuż obok sklepu z zabawkami stał chłopak. Ręce miał utkwione w kieszeniach, jego głowa była lekko zadarta do góry. Przyglądał się witrynie albo mieszkaniu, które znajdowało się nad sklepem. Stał odwrócony plecami i nie widział, że Arleen znajduje się kilka metrów za nim. A ona wiedziała. Wiedziała, że to Justin, ale nie potrafiła się ruszyć. Jej stopy były strasznie ciężkie, wydawało jej się, że są przyklejone grubą warstwą kleju do chodnika i, że w rzeczywistości Justina wcale tam nie ma. Straciła dużo krwi, była odcięta od powietrza, uderzyła się kilka razy, więc to byłoby prawdopodobne, gdyby miała przywidzenia. Ale on naprawdę tam był. Dla niej. Gapiła się na jego plecy czekając, aż rozpłynie się w powietrzu. Naprawdę nie wierzyła już w nic dobrego.
Justin podrapał się po brodzie, westchnął ciężko i odwrócił się od witryny sklepowej. Straszne twarze lalek nie były najlepszym widokiem tej nocy. Była pierwsza w nocy, a on dopiero co dostał się do Stratford. Czuł zmęczenie, ale nie mógł po prostu wziąć prysznica i położyć się do łóżka. Musiał ją znaleźć. Ruszył przed siebie, z powrotem w stronę centrum miasta. Przeszedł kawałek i zatrzymał się gwałtownie odwracając głowę w kierunku ulicy po przeciwnej stronie. Nagle pokręcił głową z niedowierzaniem uśmiechając się tak szeroko, że kąciki jego ust niemal dotykały jego uszu. Ruszył w jej stronę szybkim, zdecydowanym krokiem, który zaraz przerodził się w bieg. Nie myślał za długo nad tym co zrobi. Całe jego ciało i umysł przepełniły się energią i radością. Była tam. Cholera, naprawdę stała na przeciw niego i nie rozpłynęła się w powietrzu, kiedy wyciągnął ręce zamykając ją w ciasnym uścisku. Zanurzył twarz w jej wilgotnych włosach i przyciągnął najbliżej jak potrafił. Silne ramiona szatyna otuliły wiotkie ciało dziewczyny. Czuł jak niemal wyślizguje się z jego uścisku pozbawiona jakiejkolwiek siły. Chciał ją trzymać i chronić przed całym światem, ale Arleen go odepchnęła. Poczuł jak jej ręka odpycha się od jego klatki piersiowej. Natychmiast ustąpił odsuwając się do tyłu, ale jego ręce wciąż były zaplecione na jej tali. Nic nie mówiąc wyciągnęła przed siebie lewą dłoń, a Justin od razu delikatnie chwycił za jej nadgarstek. Przystawił drżącą rękę pod swój nos. Zrobiło mu się trochę niedobrze na widok krwawiącej, poszarpanej rany i kawałka skóry, który dosłownie zwisał ledwo trzymając się swojego miejsca.
- Co się stało Arleen? - zapytał z niepokojem, ale ona jedynie potrząsnęła głową spoglądając na niego coraz bardziej załzawionymi oczami. Justin wiedział, że musiało potwornie boleć. Chwycił za swoje włosy i szarpnął lekko za końcówki zastanawiając się co ma teraz zrobić. Wiedział, że jest źle. Nawet w tak słabym świetle widział, że szatynka jest blada jak trup i, że w każdej chwili może stracić przytomność. Miał świadomość tego, że Larry nie zdąży przyjechać na miejsce, a on nawet nie da rady zawieźć jej w ciągu kilku minut do swojego domu. Widok zapłakanej, przemoczonej i brudnej dziewczyny sprawiał, że Justina ogarniała coraz większa rozpacz. Chciał jej tylko pomóc.
Ujął jej twarz w swoje dłonie tak delikatnie jak tylko potrafił. Widział, że jeden z policzków odznacza się bardziej, jakby był spuchnięty. Miała dziwne znamię przy uchu, które zdecydowanie było nowe.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił ją i przycisnął do swojego brzucha. Przesunął kilka razy dłonią po jej plecach zastanawiając się nad tym czemu jej koszulka jest mokra? Wolną dłonią sięgnął po swój telefon.
- Cześć Larry - powiedział, gdy znajomy chłopak odebrał telefon. - Wiem, że jest późno, ale mam ogromny problem.
- O co chodzi? - zapytał.
- Arleen... ona... nie wiem co się stało, ale ma tak jakby obcięty opuszek palca i nie wiem co robić.
- Co ma obcięte? - zapytał zaskoczony. Już nie brzmiał na takiego zaspanego jak wcześniej. - Bieber!
- To nie ja jej to zrobiłem kretynie! - fuknął. - Pomożesz?
Larry milczał przez moment jakby nad czymś główkując, a potem odezwał się swoim poważnym, niemal profesjonalnym tonem:
- Natychmiast zabierz ją do szpitala Justin. Wiem, że ich nienawidzisz, ale trzeba będzie założyć szwy, albo jakieś inne gówno. Przyjadę tam. Mój stary znajomy ma dzisiaj zmianę, na pewno pomoże.

*

Justin nerwowo przerzucał ulotki, które znalazł na korytarzu przed gabinetem, w którym znajdowała się Arleen. Droga do szpitala zajęła im tylko kilka minut, ale nie odzywali się do siebie nawet słowem przez cała podróż. Zresztą, Justin nawet nie wiedział co miałby jej powiedzieć. Był strasznie ciekawy tego co się stało, ale wiedział, że na razie musi się skupić na tym, by jej pomóc. Na rozmowę przyjdzie jeszcze czas. Czuł rosnącą w sobie złość na tego, kto próbował odciąć jej palca, a to, że jeszcze nie wiedział kto to wcale nie pomagało.
- Co się stało? - zapytał Larry krzyżując dłonie na klatce piersiowej po upływie niemal godziny, kiedy w końcu wyszedł z małego pomieszczenia.
- Co masz na myśli?
- Z Arleen. Jak do tego doszło?
- Jeszcze jej o to nie zapytałem - westchnął. - Taką ją znalazłem - odpowiedział przesuwając dłonią po głowie. - Jest źle?
- Taką ją znalazłem? - zakpił Larry. - Nie wiem co to ma znaczyć, ale... - obniżył ton głosu. - Arleen może stracić czucie w tym palcu. Straciła dużo krwi, jest poobijana, strasznie kaszle i... zastanawiałeś się czemu była przemoczona?
- Nie wiem. Od razu do ciebie zadzwoniłem, a w drodze tutaj nie była zbyt rozmowna.
- Zostawiłeś ją samą z Colinem?
- Tak, ale to nie był on - odpowiedział Justin przewracając oczami. - Spike zabrał ją na miasto i po prostu się zgubiła...
Chłopak potrząsnął głową, a następnie wyciągnął rękę uciszając Justina. Rozejrzał się na boki, ale ze względu na późną porę na korytarzu panowała niemal idealna cisza. Odsunął swój fartuch na bok.
- Miała ze sobą to...
Larry wyciągnął dyskretnie czarny pistolet, a Justin otworzył szeroko usta nie wiedząc co powiedzieć.  Skąd do cholery Arleen wzięła broń?!
- Co? To... jej? Jesteś pew... - urwał. - O hej - powiedział widząc bladą nastolatkę, która wyszła z tego samego pomieszczenia co Spike. W szpitalnym świetle wszystkie rany na jej twarzy wyglądały jeszcze gorzej niż w rzeczywistości. Patrzyła na swoje nogi z zaciśniętymi ustami. Miała na sobie śmieszną koszulę z długim rękawem i szurała czubkiem buta po ciemnej podłodze.
- Dałem jej górę z piżam dla pacjentów - wyjaśnił Larry niezręcznym tonem zasłaniając broń. - Wystarczy jej chorowania do końca życia - zażartował, ale nikt nawet się nie uśmiechnął. Dziewczyna nawet nie drgnęła, zawstydzona stała w tym samym miejscu z lewą dłonią przyciśniętą do brzucha.
- Chodź Arleen, wracamy do domu - powiedział Justin. - Dzięki za pomoc - zwrócił się do Larry'ego, a następnie wymienili uściski i porozumiewawcze spojrzenia.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, kiedy zjechali widną na dół. Arleen wzruszyła beznamiętnie ramionami. Wślizgnęła się na tylne miejsce w samochodzie chociaż Justin otworzył przed nią drzwi od strony pasażera. Skuliła się w kłębek i znowu nie odezwała się słowem przez całą drogę. Całkowicie zamknęła się w sobie i wyraźnie dawała znać Justinowi, że nie zamierza się przed nikim otwierać. Kiedy znaleźli się na miejscu Arleen znowu nie zaczekała na chłopaka, od razu wyszła z samochodu i skierowała się w stronę domu.
- Wróciłem! - krzyknął Justin wchodząc zaraz za nią. Przekręcił klucz w zamku, ściągnął buty, a potem zerknął na nią marszcząc brwi. Dostrzegł zdziwienie na twarzy Arleen, gdy ta dostrzegła, że wszędzie palą się światła i, że cały dom mimo później pory wypełniony jest rozmowami.
- Wreszcie! - odkrzyknął Ryan nerwowym tonem wychodząc z kuchni. Zamarł w pół kroku, kiedy ich dostrzegł. Spojrzał na Arleen wielkimi oczami.
- Nie obśliń podłogi - warknął Justin.
- Ja... nie... to znaczy, wow Arleen! Cieszę się, że nic ci nie jest!
Ruszył w jej stronę chcąc się przywitać, ale szatynka cofnęła się gwałtownie do tyłu i niemal jak dziecko schowała się za Justinem pozostawiając obu chłopaków w osłupieniu. Zacisnęła dłoń na jego przedramieniu.
- Arleen? - zaczął łagodnie Justin odwracając głowę w jej stronę. - To Ryan, nie musisz się go bać. - Stała za nim z wystraszoną miną, wielkimi oczami dziecka. Zagryzała usta, ale nie płakała. - Rozumiesz?
Odpowiedziała wzruszając ramionami. Dlaczego nic nie mówiła? Dlaczego nie odpowiadała na jego proste pytania?
-  Jesteś głodna? - zapytał i znowu uzyskał taką samą odpowiedź co wcześniej. - Ryan idź do chłopaków, powiedz im, że jesteśmy.
- W porządku - odparł brunet. Bardzo szybko zniknął w tym samym miejscu, z którego chwilę temu przyszedł. Oboje słyszeli jego głos, ale nie byli w stanie stwierdzić co dokładnie mówi, bo wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Arleen puściła jego rękę i odeszła kawałek.
- Piegusko cokolwiek się stało... możesz mi o tym powiedzieć. Nigdzie nie jesteś tak bezpieczna jak w tym domu. Wiesz o tym, prawda?
Kiedy po raz kolejny jej ramiona uniosły się do góry i opadły Justin poczuł się zły. Wciąż nosił w sobie wszystkie te negatywne emocje związane z jej zniknięciem. To wszystko jeszcze z niego nie zeszło. Śledził wzrokiem każdy jej najmniejszy ruch, obserwował ją, gdy go wyminęła. Widział jak przyciska lewą rękę do brzucha i jak ogląda wszystko co znajduje się na przedpokoju. Cokolwiek działo się w jej głowie - musiało być straszne.
- Gdzie idziesz? - zapytał. Arleen stała przy schodach, z ręką na poręczy i ponownie jej ramiona uniosły się, a następnie padły. Nagle to zachowanie stało się numerem jeden na liście Justina pod tytułem "najbardziej wkurzające rzeczy". Jak miał z nią rozmawiać? Jak miał jej pomóc i dowiedzieć się co się stało, kiedy ona nie umie odpowiedzieć na najprostsze pytania?! Częściowo rozumiał jej zachowanie, ale ciekawość była dużo silniejsza.
- Arleen, co jest grane? - zapytał i znowu to samo. Westchnął ciężko, ale było za późno. Był zbyt zdenerwowany całym tym długim dniem. Wplótł palce w swoje włosy. Wiedział, że jeśli ciągle będzie tak za nie szarpał to niedługo wyłysieje, ale liczył, że to trochę go uspokoi. Chciał po prostu poznać odpowiedzi, ale Arleen wolała patrzeć na niego pustymi oczami i nic nie mówić.
- Idziesz się położyć? Tylko kurwa nie wzruszaj ramionami - fuknął wyrzucając ręce w powietrze nim dziewczyna znowu go zbyła. - Arleen!
Szatynka potrząsnęła głową i nie robiąc nic więcej, ani nawet się nie odzywając zaczęła wchodzić po schodach na piętro. Po raz pierwszy Justinowi przyszło coś na myśl - może Arleen naprawdę była stuknięta?

* * *


proszę podpisujcie się  komentarzach! :)
#DIABELSKADUSZA

Nie będę długo nudzić, bo pewnie nie lubicie moich kazań, no i są urodziny Justina (które przeżywam gorzej od swoich lol), ciągle się wzruszam i nie mogę go dzisiaj nawet słuchać, bo zaraz zaczynam ryczeć haha.
Mam małą nauczkę na przyszłość - nie będę planować dat dodawania rozdziałów, bo potem powstaje takie coś jak to co właśnie przeczytaliście. Damn, tak mi głupio, bo przecież postaraliście się z komentarzami (za które bardzo dziękuję!!! Szczególnie @TheUnfairLifes i Dominice, które się strasznie rozpisały haha), a ja trochę zawaliłam. No, ale nic. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Arleen zaczyna trochę świrować przez to wszystko... i tak trochę się o nią martwię, bo wiecie... chyba nie chcielibyśmy wszyscy, by skończyła w zakładzie psychiatrycznym, co? ;) No i jeszcze Jett... wróci. Możecie być tego pewni ;> KOCHAM!

60 komentarzy:

  1. yeaaa zajebisty rozdział kocham cie !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo kocham to opowiadanie! Chciałabym już wiedzieć co stanie się w następnym. A ten rozdział - MISTRZOSTWO :) @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, wreszcie usiadłam na tyłku i postanowiłam pozostawić po sobie jakiś ślad.
    Na wstępie powiem, że nie czytam opowiadań o Justinie. To nic osobistego, po prostu nie potrafię się jakoś do nich przyzwyczaić, bo wszystkie są bardzo schematyczne, no ale jakoś do Ciebie zawsze miałam słabość i po cichu czytałam Twoje prace. Niestety, na żadnej nie wytrwałam długo przez własne lenistwo. Jednak Diabelska Dusza jest inna. Inna pod wieloma względami. Trudno mi teraz wszystko ubrać w słowa, bo po tym rozdziale ciągle szumi mi w głowie, ale mogę stwierdzić, że Twój styl bardzo ewoluował. Opisujesz wszystko w taki sposób, że prawie poczułam utratę palca(a jestem do każdego z nich bardzo przywiązana).
    Chciałam napisać jakiś superdługi komentarz, jednak jak widać nie stać mnie na takie szaleństwa. Tak czy inaczej gratuluję Ci i życzę, aby wena Cię nie opuściła :)
    A teraz idę wziąć relaksującą kąpiel, bo chyba tylko to jest w stanie mnie uspokoić.
    PS. Daj trochę spokoju tej biednej dziewczynie, pomęcz teraz Justina XD

    OdpowiedzUsuń
  4. omg swietny rozdzial kocham @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  5. ale jej dojebalas w tym rozdziale.
    Ps. Swietny jest
    BieberIui

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdzial jak zwykle. Uwielbiam to ff. Czekam na nastepny:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest w lazience. Posprzataj. WTF!? On jest glupi czy glupszy kutas idiota debil ciota jebana w chuj glupia... Sorki za bluzgi ale jak czytam co on jej zrobil to tylko te slowa mi sie nasuwaja. Wiecej napisalam na tt @TheUnfairLifes

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział, jak zawsze! to wszystko co się dzieje, sprawia, że czytając serce bije mi jak szalone haha, czekam z niecierpliwością na następny! @bizztario

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebisty rozdział ! ♥ KOCHAM CIE @swag_bieberr94

    OdpowiedzUsuń
  10. O mój Boże! Jett jest powalony, czy powalony!? Jak ja go nienawidzę! Nie cierpię! Po prostu nie znoszę! Justina też! "Po raz pierwszy Justinowi przyszło coś na myśl - może Arleen naprawdę była stuknięta?" PRZEPRASZAM, CO!? Dobra tak serio to kocham Justina, ale czy on nie potrafi się domyślić, że Arleen musiała przejść coś gorszego od prawie obcięcia palca skoro tak się zachowuje? Czy nie może być wyrozumiały i poczekać spokojnie aż jej się polepszy? Ughh!!!!! Mam nadzieję, że w następnym rozdziale Arleen wszystko mu opowie i powie, że to jego wina, że Jett ja skrzywdził (no, może nie do końca, ale tak jakby) :///

    OdpowiedzUsuń
  11. O nie, prawie sie rozplakalam! Boze co ona przezywa.. To jakis koszmar omg
    Nie moge doczekac sie nastepnego!
    @PALVMCCANN

    OdpowiedzUsuń
  12. Superrr. Arlen nie może zwariować co to to nie. Justin napewno do tego nie dopuści i pomoże jej jak zawsze, ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział, uwielbiam twój styl pisania, ojeju. Nie mogę doczekać się następnego, bo strasznie wciągnęłam się w Diabelską Duszę :)
    @hipsars

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejku, tak bardzo szkoda mi Arleen, już i tak dużo sie wycierpiała w swoim życiu a tu jeszcze ten psychopata sie nad nią znęcał �� Mam nadzieje że otworzy sie przed Justinem w kolejnych rozdziałach... Życzę Ci duuuużo weny do pisania i czekam na nn bo już normalnie nie moge sie doczekać
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  15. Jakie nieszczęście spotka tą biedną dziewczynę. Ile jeszcze wycierpi. Jett to jakiś psychol Daj Arleen troszeczkę spokoju. Jest bardzo wytrzymała. Rozdział zajebisty czekam na następny. :) całuski

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow, wow, woooow. Czytałam ten rozdział z zapartym tchem. Od razu wiedziałam, że nie powie gdzie jest Justin! Jejku jak ty piszesz to ja wymiękam po prostu. W opowiadaniu 'Nie daj się dotknąć tego co cię pociąga' nie pisałaś jeszcze w tak fajny sposób, no może w nowszych rozdziałach było już inaczej, ale w tych pierwszych pisałaś jak normalna autorka ff, teraz moim zdaniem piszesz jak autorka, która wydała kilkanaście jak nie kilkadziesiąt książek. Naprawdę zachwyca mnie Twój sposób pisania. Cały rozdział jest poświęcony torturowaniu Arleen, aż w końcu nadchodzi ten moment, gdy Justin ją odnajduję. Rozdział jest długi, a jest skupiony praktycznie na dwóch ważnych wątkach. W innych opowiadaniach jest tak, że jest dość długi rozdział, ale jest w nim więcej wydarzeń i to moim zdaniem nie jest dobre, bo jak jest mało wydarzeń to wiadomo, że duża część rozdziału jest poświęcona uczuciom/myślom bohatera i to jest niesamowite jak Ty potrafisz to wszystko opisać. Naprawdę czasami mam takie uczucie, że Arleen to ja i że ja to wszystko przeżywam. Jeny naprawdę inne autorki powinny brać z Ciebie przykład, nie ma Twojego opowiadania, którego bym nie kochała. W 'Nie bój się dotknąć tego co cię pociąga' nie są tak bardzo opisane emocje jak tu, ale i tak je kocham. Jesteś najlepsza no :) Życzę dużo weny i żebyś wciąż pisała tak cudowne rozdziały <3 :)
    Pozdrawiam, @karolinaaxde :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobra, może zacznę od tego, że dla ciebie założyłam dzisiaj tt i konto na bloggerze. Nie ma sprawy ;P Przejdźmy do rozdziału. Czy ty naprawdę aż tak nie lubisz Arleen? Co ta biedna dziewczyna ci zrobiła?! Nie dość, że jakiś psychopata prawie obciął jej opuszek palca (nożem używanym do polowań! :o) to jeszcze Justin, którego tak szlachetnie nie wydała Jettowi, nazwał ją stukniętą! No, nie tak całkiem, ale zasugerował to w swojej podświadomości :/Tak w ogóle to nie mogę zrozumieć: JAK!? Jakim sposobem tak idealnie opisujesz każdą rzecz którą ten psychol robił Arleen… Tak jak ktoś już napisał – ja naprawdę poczułam jakbym miała obcinany palec! A kiedy Jett ją topił musiałam przestać czytać bo zakręciło mi się w głowie! Poważnie, czasem mnie przerażasz :o… no, ale nieważne ;) Mówiłam już jak ja uwielbiam sceny w których widać jak Justin troszczy się o Arleen? Nie? No to mówię ;D To jest tak niesamowicie cudowne, że po prostu ahgkjfdsf! W sumie między innymi za to uwielbiam twoje fanfiction. Tzn. za to, że nie przesadzasz. Nie za bardzo wiem jak to wytłumaczyć… Chodzi mi o to, że ogólnie w tym ff nie ma wielu uroczych rzeczy, ale jak już są to są tak wspaniałe, że nie idzie wytrzymać <3 (w dobrym sensie oczywiście xD) Po tym rozdziale jakoś tak bardziej lubię Larry’ego . Wcześniej był spoko, teraz jest bardzo spoko : ))) I ta scena jak pokazał pistolet Justinowi… ciekawi mnie jak to wyglądało jak zabierał go Arleen… To jak Bieber wkurzył się za to wzruszanie ramionami było głupie. To znaczy, okey, ja też bym się zdenerwowała, ale… nie no w sumie to go rozumiem ;/ Chociaż to w pewnym stopniu jego wina. Zastanawia mnie czy będzie miał wyrzuty sumienia jak się tego dowie… Mam nadzieję, że tak ;DD I, hej! Nie wsadzisz mojej wspaniałej Arleen do wariatkowa! Nie pozwolę ;> Poza tym ona jest normalna (jeszcze i chyba)… A co do Justina (tego w realu ;D) to tak, ja też przeżywam jego urodziny o wiele bardziej niż własne. No, ale co się dziwić? To JUSTIN BIEBER – Najcudowniejszy, najukochańszy i najwspanialszy (i najseksowniejszy <3) chłopak na świecie, więc wiesz ;P

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny rozdział !!!

    OdpowiedzUsuń
  19. WOW!! Ten rozdział jest naprawdę dobry, całe szczęście że Justin ją znalazł Czekam na nn i życzę Ci dużo weny ♥
    @bieberuhlz

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Mateńko kochana! Cudo cudeńko!! Najlepszy rozdział jak dotychczas. Bardzo mi się podobał i zapewne przy najbliższej wolnej okazji jeszcze raz go przeczytam. Zaintrygowała mnie ta zmiana nastroju Arllen, ale i tak najbardziej podobał mi się ostatni akapit.
    nuda100

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny rozdział. :D
    Mam pytanie, kiedy nowy na our retless souls? :P

    OdpowiedzUsuń
  23. jaki świetny rozdział :) jestem ciekawa dlaczego Arleensie nie odzywa do Justina, moze jest obrażona ? :/ super by bylo gdyby w końcu się zakochali w sobie, ja tak na to czekam:D ale cóż tozdanie autorki a blog i tak jest świetny. Masz taką lekkość w pisaniu. i zadam to magiczne pytanie :kiedy nastepny rozdział ? :D @believe19945

    OdpowiedzUsuń
  24. O boże, co tu się dzieje :o Nadrobiłam ostatnie 4 rozdziały i nie wierzę w to, co się dzieje! Cholera! Co ten Jett jej zrobił? Jak ona sobie teraz poradzi? W ogóle to co się teraz z nią dzieje? Dlaczego aż tak źle się zachowuje? Co z tym wszystkim zrobi Justin? Jedyne, czego jestem pewna, to to, że zabije Jetta, gdy tylko się o nim dowie. Biedna Arleen :( Ile ona musi przeżywać. Te tortury, krzywdy, których doświadczyła... Ja na pewno bym tego nie chciała przeżyć. Aż ciarki przechodzą mi po plecach.


    www.collision-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  25. Jeju, mam nadzieję, że Arleen zdąży się otrząsnąć i przeżyć parę dobrych chwil zanim ten Jett wróci... Nie wykończaj jej tak.
    Arleen przeżyła duży szok, ale dlaczego nic nie mówi? Dotknęła ją taka niezdrowa obojętność, czy straciła głos?
    Pewnie ff się skończy tym, że ze stresu popełni samobójstwo lol
    Co jej Jett zostawił na kartce?
    Jezu, Ryan jest do dupy. I już czuję jak wszyscy będą się sapać do Arleen, że tylko straciła opuszek palca, że ma przestać dramatyzować etc
    Rostrzelałabym całą populację i zostawiła tylko Justina, Arleen i Larry'ego, serio. No i tego dzieciaka.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i życze weny!
    Pierwsze trzy części rozdziału (jakkolwiek to brzmi) są bardzo dobre podobają się mi, ale ostatnia taka trochę na odwal się. Ale wybaczam, bo rozdział jest długi :)
    @luvbiebsandmint
    PS. Niech ktoś zginie od tych kaczek XD

    OdpowiedzUsuń
  26. Arleen, to najsilniejsza kobieta jaką "znam"...

    OdpowiedzUsuń
  27. To ff jest cudowne,rózni sie od innych,i to daje mu uroku
    /@AllYouSwag

    OdpowiedzUsuń
  28. polecam wszystkim którzy jeszcze tego nie czytalli,czekam na nn
    pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  29. ja pierdole kurwa mać ja wczoraj przy 3 rozdziale już płakałam, nie wiem czemu.. cudowne, cudowne, cudowne

    OdpowiedzUsuń
  30. świetny rozdział :) @Little1Lies

    OdpowiedzUsuń
  31. Genialny rozdział. już nie mogę się doczekać co dalej będzie z Arleen!

    OdpowiedzUsuń
  32. zajebisty rozdzial ❤

    OdpowiedzUsuń
  33. tak bardzo się nad nią znecałaś w tym rozdziale, juz myślałam że to będzie trwało do końca i dopiero w następnym Justin będzie próbował ją znaleźć! na prawde nie wysyłaj jej do psychiatryka chociaż w sumie może tam byłaby bezpieczna i nikt nie chciał by jej zabić. Ale znając Ciebie to i tam by nie dali jej spokoju :D czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. omg jak ty ją męczysz XD weź coś teraz zrób Justinowi

    OdpowiedzUsuń
  35. Przewidujesz kiedy nast? :*

    OdpowiedzUsuń
  36. CUDDDOOOO *-* <3 ♥♥
    NEEEEEXT !!!! ^^ :*
    WSPANIALY ROZDZIAL JEJUU

    OdpowiedzUsuń
  37. Zabiłabym tego Jetta! Poważnie.
    Tak bardzo szkoda mi Arleen. Trafia jej się wszystko co najgorsze, a ona i tak już się dużo nacierpiała.
    Uwielbiam sposób w jaki wszystko opisujesz. Jesteś wspaniała.
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  38. Biedna Arleen! :-'( Nienawidzę Jetta, mam nadzieję, że Justin mu porządnie... no wiesz xD

    OdpowiedzUsuń
  39. Szczerze to w momencie kiedy Jett (grrr...) po raz ostatni wrzucił Arleen do wody to przez chwilę pomyślałam, że ona naprawdę umrze :o

    OdpowiedzUsuń
  40. KOCHAM TO !
    Dziewczyno masz WIELKI talent .. kocham twoje fanfiction , wszystko jest przemyślane i takie realistyczne . Rozdział ja zawsze świetny . Zostałam zaspokojona :D dziękuję że piszesz i pozdrawiam xx /aleksandrabrooks

    OdpowiedzUsuń
  41. Dopiero znalazłam chwilę, żeby przeczytać rozdział i ... wow. :D Jesteś niesamowita! Dużo osób nade mną już to pisało, ale naprawdę bardzo realistycznie to wszystko opisujesz i ... WOW! ;D

    OdpowiedzUsuń
  42. Nienawidzę cię tak bardzo jezu, przepłakałam cały rozdział..........
    Nie niech on nie wraca, serio się bałam, że całą dłoń jej uciął, i niech ona zacznie mówić nieXD W ogóle to super świetnie piszesz, ale jestem zbyt nerwowa/wrażliwa na toXDD
    I zostaw już ją w spokoju, dziewczyna w końcu serio zgłupieje albo szlag ją trafi albo cholera wie, w kaaaażdym razie, bardzo wciąga i czekam na następny, myślę, że tak pod koniec marca będzie? (hehe taki żarcik;) )
    @BREEZYSJOINT

    OdpowiedzUsuń
  43. Genialne opisy :D I wgl super, uwielbiam Arleen jest najlepszą główną bohaterką ff :-)

    OdpowiedzUsuń
  44. kocham kocham kooooooooooooooooooocham

    OdpowiedzUsuń
  45. To opowiadanie jest bardzo dobre,widac jak z rozdział na rozdział piszesz coraz lepiej.Gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  46. naprawde super,gotrąco polecam innym
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  47. Uwielbiam opowiadanie o takiej tematyce i w końcu znalazłam takie, które jest świetnie pisane! Baaardzo mi sie podoba i czekam z niecierpliwością na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  48. czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  49. Biedna Arleen :((((((((((((((((((((((( Czekam na 14! <3

    OdpowiedzUsuń
  50. O mój boże... Dziś zaczęłam czytać twoje opowiadanie i jest genialne *-* Trochę przerażające ;3 ale cudowne... Nie dziwie się jej... Jejku ile ona przeszła... No nic cudne :D

    OdpowiedzUsuń
  51. Arleen :( . Kocham <3 czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  52. to jest cudowne
    suuuuper

    OdpowiedzUsuń
  53. Jak mi szkoda Arleen!!! biedna :-(

    OdpowiedzUsuń
  54. Szkoda mi jej,biduulka

    OdpowiedzUsuń
  55. gorąco polecam ten ff
    jets cudoowne i inne :)
    /O

    OdpowiedzUsuń
  56. Jejku *.* Cudowne <3 Kocham Cię :* Wiesz jak się cieszyłam, że dodałaś nowy rozdział? <3 Czytam kilka opowiadań, ale Twoje jest najlepsze! <3 Z niecierpliwością czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  57. Każdy rozdział jest coraz lepszy, naprawde <3 genialny :)

    OdpowiedzUsuń
  58. Rozdzial ganialny,supi

    OdpowiedzUsuń