Leniwie przesuwająca się po tarczy zegara wskazówka
była jedynym źródłem dźwięku jaki można było usłyszeć w domu Justina. Nikt nie
odważył się odezwać, nikt nie szeptał między sobą ani nie pokazywał palcem w
żadnym kierunku. Cisza, która zapadła trwała już którąś godzinę z rzędu i nie
chodziło tylko o to, że na czarnym niebie obsypanym świecącymi punkcikami
wisiał samotny księżyc świadcząc o później godzinie i porze, by pójść spać. Jak
zwykle chodziło o nią.
Justin czuł, że drętwieją mu już nogi, więc przesunął
się i poruszał nimi nie spuszczając wzroku z Arleen. W blasku małej, nocnej
lampki wyglądała na dużo spokojniejszą. Jej włosy były rozsypane po całej
poduszce, a jeden z policzków był przyciśnięty do materiału. Miał wrażenie, że
minęły długie lata nim dziewczyna się uspokoiła. Jej płacz był tak głośny, tak
bolesny, że wciąż dzwoniło mu w uszach. Trzymał jej małą, drobną dłoń i głaskał
opuszkami palców miękką skórę.
- Justin?
Chłopak dźwignął głowę. Drzwi do jego pokoju były
uchylone, a w progu stał Ryan zerkając to na niego, to na śpiącą Arleen.
- Co? - zapytał szeptem i ponownie odwrócił się w
stronę szatynki.
Nie chciał nigdzie wychodzić, ani z nikim rozmawiać.
Myślał tylko o niej. Bolało go serce na samą myśl o tym jak bardzo Arleen
cierpi i ile już przeszła. Nie był pewien jak długo jeszcze da radę to
wytrzymać. Zaciskał usta w prostą linię czując, że naprawdę jest już na granicy
i nie brakuje mu dużo, by pęknąć i wyznać jej każdy sekret.
- Martwię się - oznajmił szeptem Ryan. Zamknął za sobą
drzwi i oparł się o nie przyglądając się swojemu przyjacielowi.
- Co mówiłeś? - zapytał Justin mówiąc na tyle cicho, by
Arleen się nie obudziła. Wyciągnął lewą dłoń w jej kierunku i strącił palcem
wskazującym niesforny kosmyk włosów z czoła.
- Powiedziałem, że się martwię. Prawdę mówiąc wszyscy
się martwią Justin. - Schował dłonie do kieszeni spodni i zacisnął jedną na
pudełku papierosów. - To aż do niej niepodobne. Widziałeś kiedyś kogoś, kto
miałby taki atak paniki? To wyglądało tak jakby cały świat nagle runął jej na
głowę - powiedział. Obraz klęczącej na podłodze Arleen, trzęsącej się ze
strachu i z wielkimi, słonymi łzami skapującymi z jej twarzy nie dawała mu
spokoju. - Aż tak boi się tego, że Jett ją znajdzie.
- To nie to - przerwał mu Justin nieco głośniej.
Zastygł jednak w miejscu, kiedy Arleen przesunęła się nieco w stronę krawędzi
łóżka. Dopiero kiedy się upewnił, że wciąż śpi znowu się odezwał. - Znam ją.
Znam Pieguskę bardzo dobrze - powiedział z nieśmiałym uśmiechem. - Nigdy nie
boi się ryzykować. Nawet jeśli czuje strach wystarczy jej pięć sekund na
podjęcie decyzji. Pamiętasz jak nam mówiła o tym, że wjechała pod pędzący
pociąg? - zapytał przypominając Ryanowi jak wysłuchiwali jej historii siedząc
przy jednym stole. - Rozbiła słoik na głowie Willa, bo chciała nas uratować.
Jest odważna mimo tego jak bardzo się boi. Arleen nie martwi się o siebie tylko
o nas. Nie chce żeby to nam coś się stało.
Ryan otworzył usta wypuszczając ze świstem oddech.
- Rozumiem, że to poruszające, wielkoduszne i w ogóle,
ale Justin my naprawdę musimy coś zrobić z Jettem. Myślę tylko o tym, że jest
tak cholernie blisko.
- Musimy go spłacić - powiedział Justin mocniej
ściskając dłoń Arleen. - Tylko wszyscy jesteśmy totalnie spłukani, a Jett nie
będzie chciał odzyskać tylko połowy. On chce wszystko z nadwyżką.
- Niedługo będzie jeszcze gorzej.
Justin zacisnął oczy spuszczając głowę.
- I co zrobimy z Arleen? - kontynuował Ryan. - Nie
możemy jej ciągle pilnować.
Co mógł powiedzieć? Co miał zrobić? Ryan miał rację.
Nie mógł do końca życia chodzić za nią i sprawdzać czy przypadkiem za rogiem
nie czeka Jett. Nawet Arleen martwiąc się o niego miała rację, bo to nie tylko
jej groziło niebezpieczeństwo. Skoro nawet Evanowi coś się stało i każdy
domyślał się, że nie był to przypadek to równie dobrze Colin czy Spike mogli
zginąć w każdej chwili.
Ryan odepchnął się od drzwi i chwycił za klamkę z
zamiarem wyjścia, kiedy usłyszał Justina:
- Kiedy to wszystko się skończy zabiorę ją ze sobą i
gdzieś wyjedziemy.
- O ile zdążysz - mruknął brunet zostawiając go samego
ze śpiącą dziewczyną.
Brak jakiejkolwiek nadziei i optymizmu w głosie Ryana
był bardzo przygnębiający. Mimo tego jak poważny był w porównaniu do reszty w
tym momencie Justin był przekonany, że już wie kto boi się przyszłości
najbardziej ze wszystkich osób mieszkających pod jego dachem.
*
Arleen zmarszczyła nos wpatrując się w szklankę pełną
soku pomarańczowego. Czuła na sobie uważne spojrzenia każdego kto przechodził
obok kuchni i każdego kto wymruczał ciche "cześć" na jej widok. Było tak jak zwykle z tą różnicą, że tym
razem przyglądali się jej z troską i współczuciem, którego wcześniej nie było.
Nie potrzebowała tego. Nie chciała, by tak się na nią gapili i by mamrotali
pomiędzy sobą mówiąc o tym jak żałośnie wyglądała. Chciała zapaść się pod
ziemię wiedząc jak bardzo się ośmieszyła. Była zażenowana własnym zachowaniem i
uczuciami.
- Spike zadzwonił do twojej mamy - odezwał się Justin
mrużąc oczy. Grzebał w pudełku z przyprawami szukając zmielonego pieprzu,
którego brakowało w szklanym pojemniczku. - Powiedział jej, że zostajesz u nas
i żeby się nie martwiła.
Przewróciła teatralnie oczami sięgając po sok. Otarła
usta wierzchem dłoni i odstawiła naczynie na miejsce krzyżując ręce.
- Mówienie innym "nie martw się" nie sprawia,
że problemy i czarne myśli magicznie znikają.
Odwrócił się do niej marszcząc czoło.
- Arleen.
- Hm? - mruknęła. - Myślę, że naprawdę powinnam już...
- Najpierw zjesz śniadanie - oznajmił tonem świadczącym
o tym, że nie uzna żadnego sprzeciwu. - Później pojedziemy na cmentarz i wtedy
odwiozę cię do domu. Pasuje?
- Ale ja nie chcę iść do domu - powiedziała. - Muszę
pojechać na komisariat - dodała wzdychając ciężko. - Spencer chciał żebym
dzisiaj też przyszła.
Justin uniósł brwi wkładając pojemnik do szafki po
lewej stronie. Zatrzasnął drzwiczki i odwrócił się do niej.
- Spencer? Chcesz do niego iść po tym co się stało?
- To wciąż agent Justin - mruknęła śledząc wzrokiem
każdy jego ruch. Chwycił za rączkę patelni i za drewnianą deskę, którą położył
na stole tuż przed nią. - Nie chcę tego robić, ale tak jakby nie mam wyboru. Po
co mi więcej problemów, prawda?
Odsunął krzesło na przeciwko i popchnął talerz, który
sunąc po blacie zatrzymał się tuż przed nią.
- Smacznego - powiedział ignorując jej słowa.
Arleen bez słowa sprzeciwu zabrała się za posiłek. Była
naprawdę głodna. Po raz pierwszy od dawna odczuwała, że jej żołądek domaga się
jakiegokolwiek jedzenia. Smakowało pysznie i nawet to, że wciąż każdy rzucał
jej ciekawskie spojrzenia przestało jej przeszkadzać. Nie dlatego, że zupełnie
skupiła się na tym co miała w ustach i jak dobrze to smakowało. Wszystko przez
rękę Justina wyciągniętą w jej stronę i przez jego palce, które ponownie
trzymały mocno jej dłoń.
- Wyspałaś się, prawda?
- Mhm - mruknęła. - Działasz jak środek nasenny.
- Jestem aż tak nudny?
Arleen uśmiechnęła się lekko.
- Możliwe.
Justin wydął usta i pokręcił głową. Odłożył widelec na
stół rzucając jej spojrzenie spod przymrużonych brwi.
- Czasami jesteś bardzo nieuprzejma - oznajmił. -
Powinnaś mnie pochwalić chociaż raz na jakiś czas.
- Justin, naprawdę uwielbiam kiedy twoje usta pozostają
w tej pozycji - powiedziała natychmiast odchylając się do tyłu i przyglądając
mu się uważnie. - Ten moment, kiedy górna warga styka się z dolną, a ty nie
opowiadasz żadnych bzdur.
Chłopak zaśmiał się krótko potrząsając głową.
Przyglądał się jej przez chwilę obserwując jak śmiesznie zmarszczyła nosek i z
jaką chęcią jadła to co dla niej przygotował. Przez moment miał nawet wrażenie,
że wszystko wróciło do normy. Arleen nie była na niego zła, Nora nigdy nie
wróciła, a Evan miał wpaść za kilka godzin podczas gdy Will robił niewiadomo co
chroniąc swoje sekrety. Spuścił na moment wzrok biorąc głęboki wdech. Nie był
głupi.
Justin wiedział, że to tylko pozory i, że mimo wszystko
jeśli bardzo się postara uda mu się wszystko ułożyć. O ile tylko będzie w
stanie poświęcić kilka rzeczy. Lub osób.
- Naprawdę bardzo cię kocham Arleen.
Od razu zauważył rumieńce na jej policzkach, ale
dziewczyna nic nie powiedziała chowając się za kurtyną ciemnych włosów.
*
Szczerze nienawidziła odwiedzania komisariatu, a już
szczególnie teraz, gdy Spencer patrzył na nią spode łba stawiając kubek na
podłodze, obok krzesła jakby chcąc jej pokazać, że wcale nie zapomniał o tym co
zrobiła. Arleen nie wiedziała, że od tamtej chwili wtało się to jego rytuałem. Otworzył
swój notatnik zerkając na Lance, który skinął głową opierając ręce o stół.
- Znaleźliśmy coś - oświadczył poważnym tonem. Arleen
dźwignęła głowę.
- Naprawdę?
- Czemu nie brzmisz na podekscytowaną? - zapytał
Spencer. Arleen wydawała mu się bezbarwna. Nie była ani smutna, ani radosna.
- Oh Spencer! Naprawdę?! Znalazłeś coś, co jest warte
mojego przyjazdu tutaj?! - Zakończyła piskliwym głosikiem przechylając na bok
głowę. - Tak lepiej? Czy mam się bardziej postarać?
- Dla twojej informacji zajęło mi to sporo czasu i
prawie nas wywalili za to co zrobiliśmy, ale znalazłem coś. I chcę żebyś sama
to sprawdziła.
- Czy nie za to ci płacą Spencer? Czemu ja mam to
robić?
- Ponieważ nie mogę się dodzwonić na ten numer i chcę
żebyś ty spróbowała.
Arleen niechętnie skinęła głową.
- Wyślij mi go - zgodziła się. - Ale jest jeszcze coś o
czym muszę z wami porozmawiać.
I zrobiła to. Powiedziała im niemal wszystko to co
miało zostać tajemnicą.
*
Arleen nerwowo wplotła palce we własne włosy
potrząsając przy tym mocno głową. Jej palce zacisnęły się na obudowie telefonu,
który następnie wylądował na miękkiej poduszce.
- To już drugi tydzień Justin - mruknęła z żalem w
głosie.
Dzisiaj mijał dokładnie czternasty dzień odkąd ostatnio
go widziała. Nie mogła uwierzyć w to, że minęło już tyle dni, ale wyrwane
kartki z kalendarza jasno świadczyły o tym, że naprawdę upłynęło już tyle
czasu. Palcami dotknęła swojego czoła przypominając sobie ich ostatnie
spotkanie. Justin zgodnie ze swoim planem zabrał ją na cmentarz, a potem
odwiózł na komisariat i poczekał ponad półtorej godziny pod budynkiem, aż w
końcu zabrał do domu. Nie powiedział niczego co wzbudziłoby jej podejrzenia.
Zachował się zupełnie normalnie, uśmiechał się, zagadywał i nie rozpoczynał
żadnych niewygodnych tematów. Nawet słowem nie wspomniał o tym, że Jett wrócił.
Zamiast tego pocałował ją na pożegnanie w czoło i odjechał swoim samochodem nie
oglądając się za siebie.
Tęskniła za nim. Czy to nie absurdalne? Sama próbowała
się od niego odsunąć. Sama ciągle chowała się i często myślała o tym, że chce
uciec jak najdalej, ale teraz gdy nie widziała go tak długo to nieznośne
uczucie nie dawało jej spokoju. Miała wrażenie, że robi z siebie totalną idiotkę wysyłając taką ilość
wiadomości, ale nie mogła tego powstrzymać. Czuła się bezpiecznie tylko przy
nim, a jak miała być blisko skoro szatyn nie zamierzał się nawet z nią zobaczyć
używając głupich wymówek?
Czy nie powinien właśnie teraz przejmować się nią
najbardziej? Czy nie przejmował się tym, że Jett był gdzieś tam i czekał tylko
na odpowiedni moment? Arleen na samą myśl o nim poczuła, że włosy na jej ciele
stają dęba. Był moment, w którym zaczęła twierdzić, że może Jett po prostu
dorwał Justina, ale przecież każdego dnia mimo wszystko odpowiadał na jej
wiadomości. Owszem, były to półsłówka, ale mimo to zawsze odpisywał. Odbierał
też swój telefon. Zawsze trwało to dosłownie minutę, ale jego głos też niczego
nie zdradzał. Może... może to był jego sposób na odcięcie się od niej? Tylko
jeśli naprawdę próbował zostawić Arleen, jeśli starał się od niej oderwać i
zakończyć tą znajomość to dlaczego ciągle odwiedzał ją Spike? W dodatku nigdy
nie był sam. Przychodził każdego dnia z kimś do towarzystwa. Czasami był to
Thomas, innym razem niezadowolony Colin czy Ryan obserwujący każdy jej ruch.
Arleen miała wrażenie, że to robota Justina i, że to on kazał chłopakom mieć na
nią oko kiedy on robi co chce.
- Arleen! Koledzy!
Dziewczyna westchnęła zastanawiając się kogo tym razem
przytargał ze sobą Spike. Już dawno straciła nadzieję na to, że kiedy zejdzie
na dół obok roześmianego chłopaka zobaczy szatyna z przepraszającą miną.
Zarzuciła na ramię swój mały plecak, podciągnęła do góry obsuwającą się
podkolanówkę i zeszła na dół nie zabierając ze sobą telefonu. Musiała przestać
robić z siebie taką kretynkę. Zachowywała się jak wszystkie te odrzucone,
żałosne dziewczyny i naprawdę miała tego dość.
- Cześć!
Arleen zeskoczyła z dwóch ostatnich stopni i machając
mamie na odchodne chwyciła pod ramię Spike i Colina, który na jej gest niemal
natychmiast cofnął rękę nie chcąc, by dziewczyna go dotykała. Ale ona jedynie
mocniej go ścisnęła rzucając mu gniewne spojrzenie. Potrzebowała ich obok
siebie, bo po prostu bała się wychodzić z domu.
- Arleen odcinasz dopływ krwi do mojej ręki -
powiedział Colin wciąż próbując się uwolnić.
- Jeśli obiecasz, że nie odsuniesz się ode mnie to
wtedy cię puszczę - odparła.
- Wiesz, kilka tygodni temu wolałabyś umrzeć niż mnie
dotknąć, a teraz praktycznie się do mnie przytulasz.
Arleen przewróciła oczami. Przyciągnęła jednego i
drugiego łokciami bliżej siebie. Na początku wstydziła się to robić, ale teraz
było jej to zupełnie obojętne.
- Kilka tygodni temu byłeś największym dupkiem
chodzącym po tej planecie.
- To które mam teraz miejsce?
- Trzecie.
Colin wymamrotał coś pod nosem i przestał się wyrywać
pozwalając, by Arleen szła pomiędzy nim i Spikem. Jej długie włosy łaskotały
jego ramię, ale ignorował nawet to skupiając się na prośbie Justina. Chciał, by
wszyscy jej pilnowali przez najbliższe tygodnie, by nie spędzała całych dni w
swoim pokoju ukryta pod kołdrą czy oglądając serial za serialem. Więc każdego
dnia ktoś ją gdzieś zabierał, albo musiał skupiać się na losach bohaterów
każdego filmu, który włączyła siedząc w salonie i czując na sobie ciekawskie
spojrzenia jej mamy. Nie była przyzwyczajona do tego, że jej córka posiada dużo
znajomych, że w ogóle ma kogoś oprócz Spike'a.
Tego dnia wybrali się na miejską wystawę, trzy dni temu
chodzili po centrum handlowym, a jeszcze wcześniej spędzili cały dzień w parku.
I nikt, żaden z nich nie odważył się wspomnieć o tym, że Jett może być
wszędzie. Unikali tego tematu jak ognia i za każdym razem, gdy Arleen otwierała
usta modlili się, bo nie poruszała tego tematu, bo sami nie wiedzieli jeszcze
jak się z nim uporać.
*
Dwa dni później Arleen podpierała podbródek na ręce
spoglądając na Spike, który napychał policzki różowymi piankami. Za każdym
razem, gdy wsuwał dłoń do opakowania szatynka modliła się, by zaraz wszystkiego
nie zwrócił. Z każdą kolejną jego odruch wymiotny wydawał się większy.
Siedziała na przeciwko Spike'a i Ryana w małym barze znajdującym się w centrum
Londynu. Według informacji chłopaków było to jedno z najbezpieczniejszych
miejsc. Byli przekonani o tym, że Jett nigdy nie spróbuje swoich sztuczek w
miejscu publicznym pełnym świadków.
Arleen uśmiechnęła się głupkowato pod nosem widząc, że
Ryan wykrzywił usta w obrzydzeniu kiedy ślina spływająca po podbródku Spike'a w
końcu skapnęła na ceratę w czerwono-białą kratę. Odruchowo chwycił za swój
talerz z frytkami odsuwając się na bok.
- Wyrzucą nas jeśli zaraz nie przestaniesz! - warknął
rzucając ukradkowe spojrzenie w kierunku kobiety stojącej za ladą.
- Musłe cłwicłić - wymamrotał próbując na wypluć
wszystkiego.
- Co?
Arleen zmarszczyła czoło próbując zrozumieć sens jego
słów.
- Ah, Spike i Thomas założyli się o to kto zmieści
więcej pianek w gębie. Dzieci - podsumował przewracając oczami i niewiele
myśląc klepnął chłopaka w plecy. Ten zaś zakasłał głośno natychmiast
opróżniając swoje usta. Lepka, obśliniona substancja leżąca tuż przed nimi na
stole sprawiła, że wszyscy wydali z siebie jęk niezadowolenia i obrzydzenia, a
także śmiech.
- O BOŻE! - zawołał Ryan. - TO COŚ ŻYJE! - dodał
obserwując jak klejące się pianki obsuwają się i rozpadają na mniejsze części.
Arleen zaśmiała się dużo głośniej obserwując wszystko przez palce. Wiedząc, że
zwraca na siebie uwagę właścicieli baru natychmiast zasłoniła usta dłonią.
- Czy ona tu idzie?! - zapytał spanikowanym tonem Spike
łapiąc za białe serwetki i rzucając je na blat.
- Nie, ale patrzy się, więc przestańcie się tak śmiać!
- Udawajmy normalnych! Szybko! - Spike natychmiast
odwrócił się do Ryana i wyszczerzył do niego zęby wyciągając rękę, by objąć go
ramieniem. - Czy mogę jedną frytkę drogi kolego?
- Czy coś ci ostatnio wyssało mózg? Zachowujesz się
coraz dziwaczniej.
- To te uczucia - westchnął chłopak potrząsając głową.
- Uczucia do mnie?
Spike pogłaskał ramię Ryana.
- Do twoich frytek.
Arleen była wdzięczna za ich odwiedziny i mimo tego, że
pewnie przez większość czasu byli zmuszani do spędzania czasu z nią cieszyła
się, że ma ich towarzystwo. Wydawało jej się, że to oni przejmują się nią
bardziej niż Justin, który wiecznie był zajęty lub miał ważniejsze sprawy na
głowie.
- Masz dzieciaku - warknął Ryan. Spike z zadowoleniem
wymalowanym na twarzy patrzył jak brunet zsypuje ponad połowę swojej porcji
frytek na jego talerz. Następnie uniósł głowę i spojrzał na rozbawioną Arleen.
- Chcesz trochę chudzino? - zapytał przechylając na bok
głowę. - Dostałem podwójną porcję.
- Jasne, dzięki Spike!
Ryan zacisnął zęby. Nie podobało mu się to i naprawdę
nie znosił faktu, że Justin po raz kolejny skazał go na towarzystwo tej dwójki.
Oczywiście lubił Arleen i Spike'a, ale nie wtedy kiedy byli razem i nie teraz,
nie w tych okolicznościach. Bał się o to, że w każdej chwili może dostać kulkę
w głowę, ale trzymał nerwy na wodzy i nie rozglądał się nerwowo domyślając się,
że Jett nie może być, aż tak głupi, by atakować w środku dnia.
- Robisz to już trzeci raz Spike - powiedziała Arleen.
- Pokłóciliście się, że tak go wkurzasz?
- Nie, on po prostu jest kretynem.
- Od dwóch pieprzonych tygodni Spike i Justin
doprowadzają mnie do szału. Jak nie musze niańczyć was to pilnuję tego idioty.
I tak po prostu uśmiech Arleen całkowicie zniknął.
Przygryzła dolną wargę, a frytka, którą trzymała w prawej dłoni ponownie
znalazła się na talerzu. Chłopcy nie tylko unikali tematu Jetta, ale również
starali się nie wspominać o Justinie.
- C-czy wszystko z nim w porządku? - wydukała nie
podnosząc głowy. Przekręciła swój pierścionek na palcu wskazującym starając się
na obojętność, ale zdradzało ją wszystko.
Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek to powie, albo o tym pomyśli, ale
naprawdę za nim tęskniła. Za tym głupim wyrazem twarzy, za sposobem w jaki
ujmował jej dłonie i za całą jego troską. Ale była jeszcze jedna osoba, o
której Arleen nie potrafiła zapomnieć.
Nora. Nie umiała powstrzymać się od myśli, że szatyn jest
zajęty właśnie nią. Czy popełniła błąd prosząc go, by ją przeprosił? Arleen bez
problemu potrafiła sobie wyobrazić, że to właśnie Nora leży wtulona w jego
klatkę piersiową zaplątana w pościeli. Więc może chodziło o to i dlatego Justin
trzymał się na dystans? Szatynka naprawdę chciała znienawidzić Norę, chciała by
dziewczyna była wredną jędzą, która knuje za plecami wszystkich, ale ten opis
zupełnie do niej nie pasował. Wiedziała, że Nora nie jest takim typem
człowieka.
- Arleen... z Justinem wszystko w porządku. - Spike
uśmiechnął się do niej lekko. - Jest trochę zajęty, ale obiecuję ci, że nie
robi niczego złego.
Nie powstrzymała głośnego jęknięcia. Oparła łokcie na
stole i pochyliła głowę do przodu. Jej policzki zapiekły z zażenowania, ale
mimo to zadała kolejne pytanie:
- A... Nora? Tylko błagam, nie okłamujcie mnie -
wymamrotała unikając ich przeszywających spojrzeń. Ryan wydawał się rozbawiony,
jego usta układały się w szczerym, naturalnym uśmiechu.
- Przeprosił ją - wyjaśnił. - Ale nic się nie zmieniło.
To ty wciąż jesteś jego numerem jeden! - dodał unosząc do góry kciuki.
Arleen wypuściła głośno powietrze i zaśmiała się
nerwowo. Nie potrafiła uwierzyć w coś takiego wiedząc jak długo Justin i Nora
się znają.
- I dlatego ignoruje mnie od dwóch tygodni? - zapytała.
- Jesteście pewni, że na pewno wszystko z nim w porządku?
- To naprawdę urocze, że tak się o niego martwisz
Arleen. To kiedy planujesz mu powiedzieć?
Dziewczyna chwyciła za kubek z zimną coca-colą i upiła
kilka łyków przez słomkę starając się pozbyć gorącego uczucia w klatce
piersiowej.
- Niby co?
Ryan uniósł lewy kącik ust wyżej, a Spike wzruszył
obojętnie ramionami wpychając do ust trzy frytki umoczone wcześniej w
ketchupie.
- Nie udawaj.
- Nie wiem o co ci chodzi Ryan - mruknęła.
- Myślę, że go kochasz. Bo mimo tego co cię spotkało
wciąż czujesz w sobie jakąś moc i coś mi mówi, że to dzięki Justinowi. On daje
siłę tobie, a ty jemu. To miłość. A teraz po prostu za nim tęsknisz. To też
świadczy o tym, że czujesz do niego więcej niż mówisz. Nie uciekaj od uczuć
Arleen, bo one i tak cię dopadną.
- Bzdura - skłamała krzyżując ręce na piersi. Ale Ryan
miał rację i Arleen doskonale o tym wiedziała, ale nie chciała tego przyznawać.
Nie teraz. Sama nie była gotowa, by przyzwyczaić się do tej myśli.
*
Justin przebiegł palcami po karku czując, że przydałby
mu się porządny masaż albo długa, relaksująca kąpiel. Zmęczony po całym dniu
usiadł na skraju swojego łóżka, które natychmiast ugięło się po drugiej
stronie.
- Prześpij się - zaproponowała Nora. - Jesteś na nogach
od samego rana.
Szatyn nie widział tego z jaką uwagą dziewczyna
obserwowała każdy jego ruch. Nie dostrzegł jej zatroskanego wyrazu twarzy,
kiedy wstała z łóżka i poprawiła jedną z poduszek. Nora martwiła się o Justina
tak jak zawsze mimo tego, że wciąż okropnie bolało ją serce na myśl o tym, że
kocha kogoś innego. Była zazdrosna nawet teraz, kiedy wiedziała ile czasu
upłynęło odkąd widział się z Arleen. Wiedziała, że za nią tęsknił, ale też
diabelski głos w zakamarkach jej umysłu podpowiadał, że może jeśli Justin nie spotka
się z nią jeszcze przez jakiś czas zupełnie zapomni o swoich uczuciach. Chciała
w to wierzyć, chciała stać się najważniejszą osobą w jego życiu.
- Nie mogę - westchnął wstając. Odwrócił się do niej z
małym, pięknym uśmiechem na ustach. - Jest jeszcze dużo do zrobienia.
- Justin proszę. Powiedz mi co jeszcze trzeba zrobić, a
ja się tym zajmę, a ty odpocznij, co? - zaproponowała. Martwiła się o jego
zdrowie bardziej niż o swoje własne.
- Dziękuję Noro. Naprawdę. Za wszystko co robisz mimo,
że wcale nie musisz tu być.
- To żaden problem - odparła czując, że skręca ją od
środka. Kochała go tak bardzo. Tonęła w tym uczuciu i w iluzji, że jeszcze
kiedyś go odzyska. Z drugiej strony wiedziała, że jej naiwność jest głupia, ale
nie potrafiła się powstrzymać. To był jej Justin. Tylko dlaczego nie patrzył na
nią tak jak na Arleen? Nie potrafiła zrozumieć co ją tak odróżniało.
- Ah, jestem naprawdę zmęczony - przyznał.
- Więc zrób co mówię i idź spać! Ja i reszta wszystko
załatwimy.
- Skończę chociaż to - powiedział i wskazał na karton
stojący w kącie. Podszedł do niego i przyklęknął na podłodze, a chwilę później
dołączyła do niego Nora.
- Pomogę ci.
Sięgnął dłonią po pierwszą rzecz leżącą na samym wierzchu
i odłożył na bok książkę z murami obrośniętymi jakąś zieloną rośliną. Pamiętał,
że Arleen ją czytała, a dostrzegając wystającą zakładkę odłożył ją na bok. Był
pewien, że szatynka na pewno będzie chciała ją dokończyć.
- To ty? - zapytała nagle Nora. Uniósł spojrzenie,
kiedy podsunęła mu pod nos wyblakłą od wilgoci fotografię. Justin śmiał się na
zdjęciu stojąc pomiędzy dwójką innych chłopców, którzy wyglądali na starszych
od niego.
- Tak. Ten z piłką - odparł.
- A ci dwaj?
- To... um... moi znajomi.
- Znam ich? - zapytała uśmiechając się do niego.
- To Frost - powiedział pokazując na chłopaka po lewej
stronie.
Nora przybliżyła zdjęcie niemal pod sam nos
przyglądając się małemu Justinowi, który wydawał się jej najsłodszym
dzieciakiem jakiego widziała.
- Wiem, że to głupie pytanie i pewnie się nie zgodzisz,
ale mogę je zabrać? - zapytała. Była przekonana, że szatyn darzy zdjęcie jakąś
wartością sentymentalną, ale on z obojętnością wzruszył ramionami i kiwnął
głową. Nie pytając o nic więcej Nora wsunęła zdjęcie do kieszeni spodni
uśmiechając się do siebie szeroko.
- Justin!
Chłopak natychmiast dźwignął głowę słysząc głos Ryana
dobiegający zza drzwi. Nim zdążył wstać do jego pokoju wpadł Spike. Nie
wyglądał na zadowolonego, z dłońmi zaciśniętymi w pięści rzucił mu pełne
wściekłości spojrzenie. Chwilę później tuż za nim znalazł się brunet chwytając
go za przedramię.
- Daj spokój - mruknął próbując go odciągnąć.
- Czemu nie możesz się z nią spotkać? - zapytał
ignorując Ryana.
- Co?
- Arleen. Czemu nie możesz się z nią zobaczyć? -
zapytał. - Pięć minut. Pięć! - podniósł głos. - Wystarczyłoby zupełnie!
- O co ci chodzi Spike? Coś z nią nie tak? - Nagle
Justin poczuł, że ogarnia go panika. Ufał swoim przyjaciołom na tyle, by
pozwolić im zajmować się Arleen, kiedy on był zajęty. Wiedział, że
powiedzieliby mu gdyby coś się stało i cały czas wymieniał z nią krótkie
wiadomości, ale teraz widząc minę Spike'a i Ryana, który usilnie próbował go
powstrzymać miał wrażenie, że coś go ominęło.
- Coś z nią nie
tak? - zakpił naśladując jego ton. - Robię z siebie zupełnego idiotę, by
chociaż przez moment zaczęła się śmiać! - Wyrzucił ręce w powietrze robiąc
kolejny krok w przód. Justin wstał z podłogi i sam podszedł bliżej. Ponownie
nie dostrzegał spojrzenia Nory, która z otwartymi ustami przysłuchiwała się
wszystkiemu. Zastanawiała się czy Justin kiedykolwiek pytał o nią z takim
zmartwieniem w głosie.
- Nic nie rozumiem? Mówiliście, że wszystko jest
dobrze.
- On nam kazał! - powiedział Spike wskazując na Ryana.
- Chciał żebyś myślał, że jest dobrze i skupił się na tym co tu robisz. Ale
Arleen jest moją przyjaciółką! Czuję obrzydzenie do siebie, bo nawet nie mogę
jej nic powiedzieć kiedy chodzi o taką bzdurę. Nie rozumiem Justin, po co
robisz całą tą szopkę? Czemu nie możesz jej powiedzieć?
- Bo Arleen go rozprasza - warknęła nagle Nora. Nie
chciała, by Justin czuł się atakowany, więc natychmiast stanęła w jego obronie.
Spike przewrócił oczami.
- Wiesz, że dzisiaj zapytała o nią? - Wskazał w
kierunku czarnowłosej. - Ryan oczywiście powiedział jej, że to wcale nie tak i,
że wciąż jest najważniejsza. Wiesz co zrobiła Arleen? Zaśmiała się. Ale spędzam
z nią tyle czasu, że wiem kiedy naprawdę się uśmiecha, a kiedy tylko udaje żeby
nikt z nas się nie martwił.
- Spike, wiem, że to kłopotliwe...
- Nie - potrząsnął głową. - Uwielbiam się z nią
spotykać i wolę robić to niż tkwić tu z wami, ale Justin czemu nie potrafisz
znaleźć dla niej dziesięciu minut? - zapytał. - Wytłumacz mi to.
Szatyn dotknął czubka swojej głowy.
- Arleen nie jest jedyną osobą, o którą muszę się
martwić Spike - mruknął bez entuzjazmu w głosie.
- Cudownie - klasnął w ręce. - Żałuję, że jej tu teraz
nie ma i, że tego nie słyszy. Może dałaby sobie w końcu spokój i zgodziłaby się
na ten wyjazd.
- Wyjazd?
- Mhm - mruknął. - Jej matka chce zabrać ją ze sobą do
Francji. Myśli też o wysłaniu Arleen do jej ojca, ale ona się upiera, że woli
tu zostać. To byłby świetny argument żeby ją przekonać, że zostanie tutaj to
idiotyczny pomysł.
Justin przełknął ślinę. Nie chciał, by Arleen
gdziekolwiek wyjeżdżała, a już tym bardziej, by zniknęła z jego życia
całkowicie przez to, że był zbyt zajęty próbą uratowania wszystkiego. Poczuł
dłoń Nory na swoim nadgarstku i zerknął na nią pytająco. Uśmiechała się lekko
błądząc palcami po jego skórze, a on naprawdę nie rozumiał o co jej chodzi.
- Nieważne - warknął nie słysząc żadnej odpowiedzi ze
strony Justina. Westchnął ciężko odwracając się na pięcie. - Jutro jadę do niej
z Colinem - dodał i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi z taką siłą, że Nora, aż
zatrzęsła się ze strachu.
- Zjebałeś - powiedział jedynie Ryan przyznając
poniekąd rację Spike'owi.
*
- Mamo. Mówię ci to dokładnie po raz pięćdziesiąty
siódmy, zostaję tutaj. - Estelle zacisnęła wargi słysząc głos swojej córki z
drugiego pomieszczenia.
- Liczyłaś?
- Tak - odparła dziewczyna wchodząc do salonu. Niosła w
dłoniach talerz z zupą. Ostrożnie stawiała każdy krok próbując niczego nie
rozlać, ale gorące naczynie parzyło jej skórę. - Rozmawiałam nawet z ojcem -
dodała siadając przy stole. Oblizała wargi przed złapaniem za łyżkę i uniosła
brwi spoglądając na zdziwioną minę swojej mamy. Arleen rzadko rozmawiała ze
swoim tatą, ale jeśli nie miała po swojej stronie Blade'a musiała próbować
innych sposobów.
- I co?
- Powiedział, że mogę tu zostać.
- Słucham? To obrzydliwy kłamca! Obiecywał, że nie
zmieni zdania - dodała z irytacją. Ułożyła dłonie na biodrach i odetchnęła
głośno. - Dobra Arleen, on powiedział nie, ale ja mówię tak, więc...
- Czemu sobie nie odpuścisz mamo? - zapytała. - Kocham
cię, ale nie chcę wyjeżdżać. Ile razy mam ci to jeszcze powiedzieć?
Estelle zamknęła oczy podchodząc do fotela, na którym
usiadła. Kiedy była dzieckiem nie myślała o tym, że rodzice chcą dla niej
dobrze, więc poniekąd rozumiała Arleen, ale nie potrafiła zostawić jej samej.
Nie po wszystkim co się stało.
- Nie. Jesteś moją jedyną córką. Jak to sobie
wyobrażasz? Mam cię tu zostawić po tym jak znalazłaś jakiegoś zamordowanego
chłopaka? Mam zaufać tym agentom? Spencerowi, który do tej pory nie rozgryzł
twojej starej sprawy? Mam wierzyć, że sama będziesz pamiętać o wizytach u
psychoterapeuty? - wyliczała z zamkniętymi oczami. - Wszystko co robię jest dla
twojego dobra.
- Co jeśli nie wiesz co tak naprawdę jest dla mnie
dobre? - zapytała.
- Jestem twoją matką, więc po prostu wiem. - Arleen
przewróciła oczami. - Cieszę się, że w końcu zaczęłaś lepiej sypiać i jeść,
więc nie pozwolę żeby...
- Żeby co? Uwierz mi, gdyby nie Spike od razu
spakowałabym się i byłabym jeszcze przed tobą na lotnisku, ale nie teraz.
Myślisz, że to wszystko twoja zasługa? - zapytała odkładając łyżeczkę. - Albo
tej kretynki, do której muszę chodzić i, która jest przekonana, że wie wszystko
najlepiej? Nie. To nie tak mamo. Kocham cię, naprawdę, ale nie będę robić tego
co każą mi inni.
Nolette zatrzepotała rzęsami obserwując jak spokojnie
Arleen znosi to wszystko. Może Spike miał na nią dobry wpływ, ale to nie
zmieniało tego, że nie chciała jej zostawiać samej. Już raz popełniła ten błąd
i nie chciała, by znowu doszło do jakiejś tragedii.
- Dobra, powiedzmy, że zostajesz i za co będziesz
płacić rachunki? Ja już nie będę ci wysyłać pieniędzy.
- Czy to szantaż? - zapytała uśmiechając się kpiąco. -
Sądzisz, że powiesz mi, że nie dostanę już od ciebie gotówki, więc polecę z
tobą do tej dziury? Zapomnij. Dostanę odszkodowanie za mieszkanie w kamienicy -
powiedziała. - Nie pamiętasz? Sama to załatwiłaś.
- Arleen...
- To krzywdzące, wiesz mamo? Myślisz o mnie tak płytko.
- Powiedziała potrząsając głową. Złapała za pusty talerz i odsunęła krzesło
wstając. - Nigdzie z tobą nie jadę. Poradzę sobie - dodała z uśmiechem. -
Zawsze daję sobie radę.
Nolette odwróciła głowę w jej stronę.
- Nie Arleen. Nie ma mowy, jedziesz ze mną.
*
Justin nerwowo stukał stopą o podłogę wpatrując się w
ekran swojego telefonu. Od dwóch dni nie dostał żadnej wiadomości od Arleen.
Nie pytała go o nic, ani nie próbowała dzwonić. Jakby zupełnie przestało jej
zależeć na utrzymaniu z nim kontaktu.
- Kto był wczoraj u Arleen? - zapytał nagle.
- Thomas i Spike - odparł Colin dmuchając w swój kubek
z kawą. Sięgnął do popielniczki łapiąc pomiędzy palce papierosa. - A co?
- Nie odzywa się do mnie drugi dzień. Coś się stało?
Colin uśmiechnął się złośliwie.
- Arleen? Oh, widzę, że posłuchała mojej złotej rady -
powiedział. Justin spojrzał na niego marszcząc swoje grube brwi, a Colin
zaciągnął się dymem.
- Co to ma niby znaczyć?!
- No wiesz, po prostu jest obrażona. Popatrz na to z
tej strony Justin. Każdego dnia próbowała się z tobą skontaktować, próbowała
pytać o to co robisz, czy dobrze się czujesz, a ty ją tylko ignorowałeś.
Dlatego powiedziałem jej, że Nora ciągle tu siedzi i dlatego nie masz czasu.
Justin wyprostował się i zacisnął zęby. Nie wiedział
ile razy już czuł nienawiść do blondyna, ale ponownie ogarnęło go to uczucie.
Colin strzepnął popiół i przeciągnął się leniwie.
- Co?
- Spike mówił, że mam przestać, ale spójrzmy prawdzie w
oczy Justin. Żaden z nas nie ma ochoty na niańczenie twojej
pseduo-byłej-eks-dziewczyny, a ja już kompletnie i myślę, że powiedzenie jej
tego wprowadziło coś nowego do jej życia.
- Nie zrobiłeś tego.
- Zrobiłem. - Uśmiechnął się. - Nie powiem, widok łez w
jej oczach zawsze mnie rozczula, ale nie możesz mieć dwóch dziewczyn na raz
Justin. To krzywdzące dla jednej i drugiej.
Szatyn zamknął oczy biorąc głęboki wdech i próbując się
uspokoić. Nie miał prawa być zły, bo postępował źle i był tego świadomy. Ale
czy Colin nie przekroczył wszystkich możliwych granic? Oczywiście, że to
zrobił. Zawsze taki był.
- Nie przyszło ci do łba, że to wszystko dla niej?! -
podniósł ton głosu.
- No tak, ale zupełnie zapomniałem jej o tym
powiedzieć. Ah, wybacz. Następnym razem! Obiecuję! A teraz zabieram się do
roboty - dodał. - Wykończenia są najgorsze, ale dam z siebie wszystko.
Zgarnął swój kubek ze stołu i zgasił niedopałek
papierosa wciąż się uśmiechając. Wyglądał tak jakby wygrał los na loterii.
Zupełnie tak jakby skłócenie Arleen i Justina było jego życiową misją.
- Czy ktoś wie gdzie jest Nora? - zapytał Ryan wchodząc
do pokoju. - Miała mi pomóc w sypialni, ale nie umiem jej znaleźć.
- Wow, w sypialni? Justin pozwalasz na takie
zachowania? Ja bym się czuł zdradzony.
- Zamknij mordę - warknął Ryan, a blondyn zasalutował i
wyszedł, a jego śmiech jeszcze długo dudnił w uszach Justina.
*
Arleen patrzyła na otwartą walizkę zastanawiając się
czy to na pewno wszystko co trzeba zabrać. Błądziła spojrzeniem po równo
ułożonych koszulkach, spodniach złożonych w kostkę i rozrzuconej bieliźnie,
której nie chciała oglądać. Wplatając palce we włosy zerknęła na listę i
przygryzła końcówkę ołówka. Prawie wszystkie pozycje były odhaczone, więc nie
pozostawało jej dużo rzeczy do zrobienia. Przeciągnęła się leniwie
rozprostowując kości, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Jej spojrzenie
natychmiast powiodło w kierunku zegarka, który wskazywał dwunastą dwadzieścia
jeden. Było już za późno na listonosza i zbyt wcześnie na powrót jej mamy,
która miała się pojawić dopiero następnego dnia. Załatwiała ostatnie rzeczy
przed wyjazdem i musiała skoczyć do sąsiedniego miasta.
Arleen zmrużyła oczy przechodząc przez przedpokój, do
którego wpadały promienie słońca domyślając się, że za drzwiami może stać jedna
z koleżanek Nolette, która chciała się pożegnać. Przekręciła zamek i otworzyła
drzwi, a kiedy to zrobiła zupełnie zaskoczona cofnęła się o pół kroku robiąc
ogromne oczy.
- C-co ty tutaj robisz? - zapytała patrząc na Norę.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i zsunęła z nadgarstka gumkę związując włosy w
kucyka.
- Byłam w okolicy i pomyślałam, że cię odwiedzę?
Szatynka przechyliła na bok głowę otwierając usta ze
zdziwienia. Czuła się dziwacznie. Od kiedy niby Nora wpadała w odwiedziny? Od
kiedy chciała z nią normalnie rozmawiać? Arleen nie potrafiła powstrzymać
dziwnego uczucia, które ją ogarnęło, kiedy zupełnie wyluzowana Nora oparła się
o framugę drzwi z małym, niewinnym uśmiechem.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Spike mi powiedział - odparła po chwili
zastanowienia. - Wtedy kiedy zaczęli do ciebie przyjeżdżać chciałam się zabrać,
ale Colin stwierdził, że to nie jest dobry pomysł. No wiesz, jest przekonany,
że cię nienawidzę i takie tam. - Machnęła niedbale ręką śmiejąc się krótko,
wręcz dziwacznie. - W każdym razie... byłam w okolicy i zastanawiałam się czy
nie chcesz się przejść?
- Co?
- No nie bądź taka! O, nawet masz już założone buty! Idziemy!
- zawołała chwytając ją trochę za mocno za rękę.
- Co? - powtórzyła po raz kolejny Arleen nie rozumiejąc
co się dzieje. Nora wyglądała na nakręconą, ale wciąż miała tą spokojną,
dziwaczną aurę wokół siebie. Szatynka niepewnie zerknęła na trampki na swoich
stopach, które wcześniej znalazła w szafie i zastanawiając się czy są jeszcze
dobre postanowiła je przymierzyć.
- Mam niespodziankę! Spodoba ci się - dodała i
pociągnęła ją w swoją stronę. - Justin też tam będzie! - dodała tak jakby to
miało zachęcić Arleen do współpracy. A ta myśląc o tym, że w końcu się z nim
zobaczy przystała na propozycję czarnowłosej i zamknęła drzwi na zamek nie
sądząc, że Nora może mieć w sobie coś mrocznego i nieprzewidywalnego.
* * *
proszę podpisujcie się komentarzach! :)
#DIABELSKADUSZA
[*] Wy wszyscy zanudzeni po przeczytaniu tego rozdziału [*]
PS
Napisałam już dwudziesty szósty rozdział, więc nie będziecie na niego
czekać tak długo. Woohoo! Może dodam go za dwa tygodnie? I tbh wydaje mi
się, że będziecie z niego zadowoleni, bo jest milion razy lepszy od
tego przejściowego. Kocham!
Też kocham ;)
OdpowiedzUsuńKocham kocham kocham <3 coś czuję, że Arleen niezbyt dobrze zrobiła idąc z Norą, nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńO ja pierdziele co ona znowu chce odwalić? Boję się kolejnego rozdziału, bo coś czuję, że stanie się coś strasznego.
OdpowiedzUsuńperfekt <#
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Nora zrobi jej coś złego😑
OdpowiedzUsu������
OdpowiedzUsuńNajlepsze ��
OdpowiedzUsuńWohoooo!!! Jesteś świetna kocham kocham bardzo. wczesniejsze twoje tlumaczenie tez czytalam szkoda ze tamte skonczylas, ale prosze ten skincz do konca. Uzaleznilam sie od tego nie moge spac caly czas czytam i mysle jak sie to dalej potoczy. Kocham Arleen i Juatina❤❤❤��������������������������.
OdpowiedzUsuńona to pisze a nie tlumaczy
UsuńCoś czuję,że Nora zaprowadzi Arleen do Jetta,ale mam nadzieje,że się mylę.Do następnego!xo
OdpowiedzUsuńOby kolejny byl jak najszybciej ♥
OdpowiedzUsuńJuz nie moge sie doczekać
♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńMaaatko dawaj go tu dziewczyno ajsbakwih jedno z najlepszych i moich ulubionych ff boże
OdpowiedzUsuń