czwartek, 22 września 2016

Epilog

Nie było na świecie takiego mydła, środka czy magicznych mazideł, które byłby w stanie zmyć zapach krwi z jego dłoni. Za każdym razem, kiedy zakrywał nimi twarz czuł się tak jakby był nią ubrudzony. Przez większość czasu ukrywał je w kieszeniach swoich spodni i udawał, że wszystko jest w porządku.
Wzdychając ciężko wygiął swoje nadgarstki, by usłyszeć ciche trzaśnięcie stawów. Wiedział, że za chwilę jak zwykle spotka się z Colinem, który będzie milczał i patrzył na niego z wyższością. Nienawidził tych spotkań. Naprawdę nie znosił tego, że blondyn go odwiedzał i nie potrafił zrozumieć dlaczego. Ale nie miał nikogo innego. Nikt oprócz Nicholasa nie przychodził do niego w odwiedziny. Idąc wolno korytarzem razem z innymi więźniami zastanawiał się nad tym ile jeszcze da radę wytrzymać.
Nie znosił więzienia. Nienawidził grubych murów, krótkich spacerów i okropnego jedzenia, które dostawał. Ale najgorsze były noce. Nieważne jaka temperatura panowała na zewnątrz Justnowi zawsze było zimno. Chłód został jego jedynym przyjacielem i nie opuszczał go nawet przez moment, kiedy kładł się na niewygodne łóżko. Nie zawsze udawało mu się zasnąć. A jeśli już zazwyczaj śniła mu się piękna dziewczyna z piegami na policzkach i z takim uśmiechem, który rozgrzewał jego serce na kilka sekund.
Tęsknił za Arleen.
Bez względu na upływające miesiące zawsze tęsknił w ten sam sposób. Mocno. I to uczucie nie słabo wbrew temu co mówił jego kolega z celi. Brakowało mu zapachu jej słodkiego szamponu i maleńkich dłoni, które głaskały jego policzki.
Czasami zastanawiał się gdzie jest reszta. Co stało się z Thomasem? Gdzie podziali się chłopcy, którzy byli jedynie w maleńkim stopniu wciągnięci w to wszystko? W więzieniu nikt nie znał jego znajomych ani plotek na ich temat, więc nie miał skąd się tego dowiedzieć. Wolał nie pytać Colina ze względu na obawy przed jego wściekłością i ciągłymi problemami ze strażnikami, którzy zawsze stali nad nimi modląc się, by blondyn w końcu dostał zakaz odwiedzin. Kłócili się za każdym razem. Głównie o Arleen i o to co się stało, ale mimo to Nicholas ciągle przychodził. I patrzył na niego z wyższością, wyrachowaniem jakby był dużo lepszy.
Odsiadka Justina trwała już trzeci rok, więc zostały mu jeszcze dwa do końca. Spencer postarał się, by dostał tak dużo jak to tylko możliwe bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Kiedy zapadł wyrok śmiał się w duchu zastanawiając się czy Arleen to widzi. Czy w końcu jest zadowolona? W końcu zawsze narzekała na nieudolność agenta, a teraz to on był tym, który wpakował jego i prawdopodobnie resztę do paki.
Idąc przed dwoma policjantami przekroczył salę spotkań z małymi stolikami i więźniami, którzy rozeszli się po pomieszczeniu w stronę swoich bliskich. Justin od razu wypatrzył Colina, bo siedział z samego przodu i wpatrywał się w niego z grymasem na twarzy. Zawsze to samo - pomyślał. Spojrzenie pełne kpiny i wyższości oraz ten irytujący, głupi uśmieszek.
- Cześć - rzucił Justin zajmując miejsce na przeciwko. - Jak tam?
- W porządku - pokiwał głową. Wyciągnął ręce i położył przed nim tekturowy woreczek z dwoma babeczkami w środku. - Nadal chcesz żebym opłacał twoje mieszkanie?
- Przecież muszę mieć jakieś miejsce kiedy stąd wyjdę - odparł.
- Cóż, jeśli o mnie chodzi możesz tu zgnić.
- Dzięki stary, naprawdę.
Justin przewrócił oczami i wyciągnął jagodową babeczkę. Starał się nie myśleć o przyszłości i o tym jak będzie wyglądać jego życie po za murami więzienia. Nie miał już nikogo oprócz Colina, który i tak go nie znosił. Nawet jego rodzice nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Ale był przestępcą. Potworem. Sam skazał się na samotność.
- Dlaczego ciągle do mnie przychodzisz? - zapytał Justin gryząc owoce. - Ilekroć o tym myślę nie potrafię zrozumieć. Wiesz co się stało.
Blondyn uniósł brwi. Znowu to samo pytanie. Ale dzisiaj było odrobinę inaczej, bo Nicholas chciał w końcu powiedzieć Justinowi dlaczego ciągle do niego przychodzi i czemu mimo wszystko jest mu wierny. Bo nie powinien być. Powinien zapomnieć o dawnym życiu i ruszyć dalej.
- To mój dług - powiedział cicho. Mrużył oczy obserwując okruszki rozsypane po stoliku. - Mało brakowało a sam zabiłbym cię tamtego wieczora. Ale chciałeś jej pomóc. Widziałem to - dodał i przełknął ślinę. - Widziałem z jaką desperacją walczyłeś o Arleen mimo tego, że było za późno. A Blade kazał mi mieć na oku każdego kto pomagał jego siostrze. To była nasza obietnica żeby zawsze o nią dbać.
- Oh.
Justin wbił zęby w drugą babeczkę. Nie lubił tego jak brzmiało jej imię w ustach Colina. Piekły go uszy za każdym razem gdy je słyszał, bo czuł zżerające go wyrzuty sumienia.
- Pierwszy raz byłeś szczery. Kurde, wtedy nawet ja uwierzyłem, że ją kochasz! - dodał i uśmiechnął się lekko.
Justin pamiętał natężenie własnego głosu, kiedy tak bardzo błagał, by nie umierała i nie zostawiała go samego. To nie było jego pierwsze szczere "kocham cię" skierowane do dziewczyny. Było ich znacznie więcej, ale czy to miało teraz znaczenie?
- Halo! - zawołał nagle Colin. - Mówię do ciebie!
- Uh? Sorry, zamyśliłem się.
- Długo nad tym myśleliśmy ze Spencerem, - westchnął, - ale to odpowiedni moment. Ich zdaniem, bo jak dla mnie nigdy nie powinno do tego dojść.
- Co masz na myśli?
- Przyprowadziłem ci jeszcze jednego gościa.
Colin skinął głową w stronę drzwi, a kawałek babeczki w ustach Justina wypadł na stół. Przeturlał się po nim i upadł na podłogę. Justin miał wrażenie, że widzi ducha. Zmiękły mu kolana na widok ostatniej osoby, której się spodziewał. Gdyby nie to, że siedział z pewnością by się przewrócił. Mocno potarł oczy wierzchem ręki.
 Arleen, cała i zdrowa stała obok drzwi opierając się o pobliską ścianę z małym uśmieszkiem.
- C-c-co? - wydukał. - A-Arleen?
Kiedy ich oczy się spotkały Justin poczuł w sobie niezrozumiałą złość. Coś rozsadzało go od środka, ale nie była to radość. Nigdy nikogo nie zapytał gdzie została pochowana Arleen, nikt nigdy mu nie powiedział co dokładnie się stało, ale kiedy na sali rozpraw jej matka ubrana cała na czarno wylała na niego szklankę zimnej wody i powiedziała, że go nienawidzi zrozumiał, że Arleen nie przeżyła. Nie brała udziału w żadnej rozprawie. Może jej stan psychiczny nie pozwalał na to w tamtym momencie? Chciał czuć radość, chciał się cieszyć jej widokiem, ale zamiast tego czuł się... oszukany i zdradzony.
- Minęło trochę, prawda? - zapytała podchodząc do nich. Usiadła obok Colina i zmierzyła Justina długim spojrzeniem. - Ah serio, ten kolor w ogóle ci nie pasuje.
- To żart? - warknął. - Co ty... przecież... umarłaś? - Przechylił na bok głowę. Arleen w ogóle się nie zmieniła, nawet nie przybyło jej żadnych zmarszczek. Ale jej wzrok był tak chłodny i pusty, że trudno było mu się skupić na kolorze jej tęczówek, które tak kochał. Wyglądała tak samo, ale biła od niej taka obojętność jakby na niczym jej nie zależało.
- Naprawdę? - zapytała wciąż się uśmiechając. -  Wiesz po tym jak twój braciszek zwiał, a potem Thomas albo któryś inny z twoich przydupasów odciągnął cię ode mnie i Colina przyjechało pogotowie i udzielono mi pomocy. Wiesz o tym?
- Nikt mnie nie odciągnął! Byłem tam do samego końca.
- Jesteś zły? Hej, nawet tak na mnie nie patrz. Nie możesz się wściekać - poinformowała go. - Nie masz do tego prawa.
- Minęły trzy lata - warknął. - Przez cały ten czas byłem przekonany, że nie żyjesz.
Arleen wzruszyła ramionami.
- Tak się czułam. Nawet nie mogłam zeznawać bez pomocy psychologów i terapeutów, bo tak mi poprzestawialiście w głowie, że przez większość czasu sądziłam, że to wszystko moja wina. I czego się spodziewałeś Justin? - zapytała unosząc brwi.
- Nie wiem, kurwa, że mnie odwiedzisz? Dasz znać, że żyjesz?
Dziewczyna parsknęła śmiechem. Schowała część włosów opadających na buzię za ucho.
- Masz niezły tupet - podsumowała. - Sądziłeś, że po tym wszystkim ci po prostu wybaczę? Że wpadnę tutaj zapłakana i, że zapomnę o tym jak mnie zraniłeś? Kpisz sobie ze mnie?
- Nie, spokojnie. Posłuchaj mnie, nie możesz być zdziwiona, że...
- To jak to jest? - zapytała przerywając mu. - Ty siedzisz w więzieniu, a twój brat biega na wolności. Świetne uczucie, co? Słyszałeś o tym, że Jason uciekł? Gorzej z Ryanem. Słyszałam od Spencera, że jego współwięzień go zamordował. Doprawdy tragiczne.
Justin zacisnął usta. To nie była dziewczyna, którą pokochał. Była tak sztuczna w swoim zachowaniu i tak bardzo udawała, że między nimi wszystko jest skończone, że chciało mu się śmiać.
- Więc po co tu przyszłaś? Ponabijać się ze mnie? Z tego, że przez ciebie trafiłem do więzienia?
- Przeze mnie? - powtórzyła. Prychnęła głośno i potrząsnęła głową. - Ty jesteś jedyną osobą decydującą i odpowiadającą za swoje postępowanie.
- Jak możesz być tak bezlitosną suką?! - wrzasnął nagle. - Kurwa kochałem cię i chciałem obronić, ale nie zdążyłem. Nie rozumiesz tego?
- Suką? Justin tobie naprawdę wydaje się, że możesz to w jakikolwiek sposób naprawić? Nienawidzę cię. Nienawidzę cię tak bardzo, że nie mogę znieść myśli o tym, że kiedyś byłam w tobie tak zakochana. Nie chciałeś dobrze dla mnie, ale dla siebie.
- Wiesz co? - zapytał. Arleen uniosła brwi i nachyliła się nad stolikiem. Justin oblizał spierzchnięte wargi i pierwszy raz to on się uśmiechnął. - Masz rację. Kłamałem. Kłamałem, że jesteś dla mnie najważniejsza i, że myślałem o tym, by jakoś ci pomóc. Po co? Dla kogoś takiego jak ty? - kontynuował patrząc na nią z odrazą. - Nie byłaś i nigdy nie będziesz tego warta. Wyjdę z tego pieprzonego więzienia za dwa lata i lepiej żebym cię wtedy nie spotkał na swojej drodze, bo przysięgam nie ręczę za siebie.
Arleen zamarła. Siedziała z rozchylonymi ustami czując, że Colin ściska lekko jej prawą dłoń ukrytą pod stolikiem. Odkąd tylko wróciła do zdrowia próbowała się dowiedzieć gdzie jest Justin, chciała go odwiedzić i porozmawiać. Dowiedzieć się czemu ją wybrali i mścili się skoro była niewinna. Może przesadzała, może była zbyt nachalna i nie powinna odzywać się do szatyna w taki sposób, ale nie umiała się powstrzymać. A teraz? Tak łatwo uwierzyła w to, że jej nie znosił, że nie widziała dalszego sensu w tej rozmowie. Wstała z krzesła, odrzuciła do tyłu włosy i starła samotną łzę, która uciekła z jej oka.
Justin Bieber nienawidził siebie w tym momencie jeszcze bardziej. Był porąbany. Był tak zakręcony w swoim umyśle, że nie umiał sobie poradzić z własnymi emocjami, kiedy było ich zbyt dużo i mówił rzeczy, których nie miał na myśli. Tak jak teraz. Bo przecież kochał Arleen, prawda? Kiedyś i teraz również, ale było za późno.
Arleen rzuciła mu przez ramię ostatnie długie spojrzenie i uśmiechnęła się słodko. Wiedziała, że raczej nigdy więcej się nie spotkają, ale nie potrafiła wyjść bez słowa. Szczęśliwe zakończenia po prostu nie istnieją w naszym świecie, a każdy kto myśli inaczej nie dotarł jeszcze do końca.
Justin poczuł, że jego serce rozkrusza się na maleńkie kawałeczki, kiedy po raz ostatni usłyszał jej głos.
- Do zobaczenia w piekle.

8 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jak bardzo będę tęsknić za diabelską duszą.Po ostatnim rozdziale tak płakałam na śmierci Arleen,a tutaj taka niespodzianka.Ale ty zawsze lubisz zaskakiwać swoich czytelników haha.To fanfiction jest najlepszym jakie kiedykolwiek przeczytałam,a ja naprawdę przeczytałam ich bardzo dużo.Pamiętam,kiedy zaczęłam czytać diabelską duszę i nie spałam do piątej rano,bo się tak wkręciłam.Fabuła była świetna.Po każdym rozdziale czułam się jak detektyw,który próbuję znaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania i sekrety.Nie rozumiem ludzi,którzy są źli na ciebie za zakończenie.Jakby to wyglądało gdyby na końcu alArleen wynaczyła wszystko Justinowi?Żyliby razem długo i szczęśliwie?Jak dla mnie to by zepsuło całe fanfiction.Czytając to tak się wciągałam i utożsamiałam z bohaterami,że będę cholernie za tym tęsknić.Na koniec chciałabym ci podziękować za to,że napisałaś to ff i poświęcałaś na to tyle swojego czasu.Mam nadzieję,że jeszcze napiszesz jakieś opowiadanie.Pozdrawiam!xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps.przepraszam za wszystkie błędy i za to,że wszystko jest takie pomieszane,ale pisałam na szybko

      Usuń
  2. Jejciu dziewczyno umieram przez ostatnie Twoje rozdzialy. Dobij mnie do konca.

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba najbardziej oryginalne a zarazem normalne zakończenie jakie kiedykolwiek czytalam. Dlaczego normalne? To oczywiste, że jeśli pisałby to ktoś inny, historia zakonczyłaby się happy endem, a jak można być z kimś kto tak bardzo skrzywdził?
    Dzięki za poświęcony nam czas i za chęci 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Chciałabym zaprosić Cię serdecznie do siebie na moje opowiadanie o Justinie. Już jest 1 rozdział!
    OPIS: Cassie zmuszona jest przeprowadzić się wraz z rodzicami oraz rodzeństwem do Los Angeles, a wtedy wszystko się zmieni...
    Opowiadanie znajdziesz na:
    > BLOGU: http://jb-be-yourself.blogspot.com
    > WATTPADZIE: https://www.wattpad.com/story/87513216-jb-be-yourself
    Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chce 2 czesc !!!! Błagam ;(( Wlasnie to przeczytalam cale i moje serce mowi mi "I co ty teraz zrobjsz ze swooim zyciem" mam 23 lata a czuje sie jak 12 dla ktorej ff bylo wszystkim :(( Pieknie piszesz i mam nadzieje ze znajde jeszcze ff twojego autorstwa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku fajne fanfiction. Ale mogłabyś zrobić ciąg dalszy tego opowiadania. Bo normalnie jestem ciekawa co byś wymyśliła na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń