Nie było na świecie
takiego mydła, środka czy magicznych mazideł, które byłby w stanie zmyć zapach
krwi z jego dłoni. Za każdym razem, kiedy zakrywał nimi twarz czuł się tak
jakby był nią ubrudzony. Przez większość czasu ukrywał je w kieszeniach swoich
spodni i udawał, że wszystko jest w porządku.
Wzdychając ciężko wygiął
swoje nadgarstki, by usłyszeć ciche trzaśnięcie stawów. Wiedział, że za chwilę
jak zwykle spotka się z Colinem, który będzie milczał i patrzył na niego z
wyższością. Nienawidził tych spotkań. Naprawdę nie znosił tego, że blondyn go
odwiedzał i nie potrafił zrozumieć dlaczego. Ale nie miał nikogo innego. Nikt
oprócz Nicholasa nie przychodził do niego w odwiedziny. Idąc wolno korytarzem
razem z innymi więźniami zastanawiał się nad tym ile jeszcze da radę wytrzymać.
Nie znosił więzienia.
Nienawidził grubych murów, krótkich spacerów i okropnego jedzenia, które
dostawał. Ale najgorsze były noce. Nieważne jaka temperatura panowała na
zewnątrz Justnowi zawsze było zimno. Chłód został jego jedynym przyjacielem i
nie opuszczał go nawet przez moment, kiedy kładł się na niewygodne łóżko. Nie
zawsze udawało mu się zasnąć. A jeśli już zazwyczaj śniła mu się piękna
dziewczyna z piegami na policzkach i z takim uśmiechem, który rozgrzewał jego
serce na kilka sekund.
Tęsknił za Arleen.
Bez względu na upływające
miesiące zawsze tęsknił w ten sam sposób. Mocno. I to uczucie nie słabo wbrew
temu co mówił jego kolega z celi. Brakowało mu zapachu jej słodkiego szamponu i
maleńkich dłoni, które głaskały jego policzki.
Czasami zastanawiał się
gdzie jest reszta. Co stało się z Thomasem? Gdzie podziali się chłopcy, którzy
byli jedynie w maleńkim stopniu wciągnięci w to wszystko? W więzieniu nikt nie
znał jego znajomych ani plotek na ich temat, więc nie miał skąd się tego
dowiedzieć. Wolał nie pytać Colina ze względu na obawy przed jego wściekłością
i ciągłymi problemami ze strażnikami, którzy zawsze stali nad nimi modląc się,
by blondyn w końcu dostał zakaz odwiedzin. Kłócili się za każdym razem. Głównie
o Arleen i o to co się stało, ale mimo to Nicholas ciągle przychodził. I
patrzył na niego z wyższością, wyrachowaniem jakby był dużo lepszy.
Odsiadka Justina trwała
już trzeci rok, więc zostały mu jeszcze dwa do końca. Spencer postarał się, by
dostał tak dużo jak to tylko możliwe bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
Kiedy zapadł wyrok śmiał się w duchu zastanawiając się czy Arleen to widzi. Czy
w końcu jest zadowolona? W końcu zawsze narzekała na nieudolność agenta, a
teraz to on był tym, który wpakował jego i prawdopodobnie resztę do paki.
Idąc przed dwoma
policjantami przekroczył salę spotkań z małymi stolikami i więźniami, którzy
rozeszli się po pomieszczeniu w stronę swoich bliskich. Justin od razu
wypatrzył Colina, bo siedział z samego przodu i wpatrywał się w niego z
grymasem na twarzy. Zawsze to samo - pomyślał. Spojrzenie pełne kpiny i
wyższości oraz ten irytujący, głupi uśmieszek.
- Cześć - rzucił Justin
zajmując miejsce na przeciwko. - Jak tam?
- W porządku - pokiwał
głową. Wyciągnął ręce i położył przed nim tekturowy woreczek z dwoma babeczkami
w środku. - Nadal chcesz żebym opłacał twoje mieszkanie?
- Przecież muszę mieć
jakieś miejsce kiedy stąd wyjdę - odparł.
- Cóż, jeśli o mnie
chodzi możesz tu zgnić.
- Dzięki stary, naprawdę.
Justin przewrócił oczami
i wyciągnął jagodową babeczkę. Starał się nie myśleć o przyszłości i o tym jak
będzie wyglądać jego życie po za murami więzienia. Nie miał już nikogo oprócz
Colina, który i tak go nie znosił. Nawet jego rodzice nie chcieli mieć z nim
nic wspólnego. Ale był przestępcą. Potworem. Sam skazał się na samotność.
- Dlaczego ciągle do mnie
przychodzisz? - zapytał Justin gryząc owoce. - Ilekroć o tym myślę nie potrafię
zrozumieć. Wiesz co się stało.
Blondyn uniósł brwi.
Znowu to samo pytanie. Ale dzisiaj było odrobinę inaczej, bo Nicholas chciał w
końcu powiedzieć Justinowi dlaczego ciągle do niego przychodzi i czemu mimo
wszystko jest mu wierny. Bo nie powinien być. Powinien zapomnieć o dawnym życiu
i ruszyć dalej.
- To mój dług -
powiedział cicho. Mrużył oczy obserwując okruszki rozsypane po stoliku. - Mało
brakowało a sam zabiłbym cię tamtego wieczora. Ale chciałeś jej pomóc.
Widziałem to - dodał i przełknął ślinę. - Widziałem z jaką desperacją walczyłeś
o Arleen mimo tego, że było za późno. A Blade kazał mi mieć na oku każdego kto
pomagał jego siostrze. To była nasza obietnica żeby zawsze o nią dbać.
- Oh.
Justin wbił zęby w drugą
babeczkę. Nie lubił tego jak brzmiało jej imię w ustach Colina. Piekły go uszy
za każdym razem gdy je słyszał, bo czuł zżerające go wyrzuty sumienia.
- Pierwszy raz byłeś
szczery. Kurde, wtedy nawet ja uwierzyłem, że ją kochasz! - dodał i uśmiechnął
się lekko.
Justin pamiętał natężenie
własnego głosu, kiedy tak bardzo błagał, by nie umierała i nie zostawiała go
samego. To nie było jego pierwsze szczere "kocham cię" skierowane do
dziewczyny. Było ich znacznie więcej, ale czy to miało teraz znaczenie?
- Halo! - zawołał nagle
Colin. - Mówię do ciebie!
- Uh? Sorry, zamyśliłem
się.
- Długo nad tym
myśleliśmy ze Spencerem, - westchnął, - ale to odpowiedni moment. Ich zdaniem,
bo jak dla mnie nigdy nie powinno do tego dojść.
- Co masz na myśli?
- Przyprowadziłem ci
jeszcze jednego gościa.
Colin skinął głową w
stronę drzwi, a kawałek babeczki w ustach Justina wypadł na stół. Przeturlał
się po nim i upadł na podłogę. Justin miał wrażenie, że widzi ducha. Zmiękły mu
kolana na widok ostatniej osoby, której się spodziewał. Gdyby nie to, że
siedział z pewnością by się przewrócił. Mocno potarł oczy wierzchem ręki.
Arleen, cała i zdrowa stała obok drzwi opierając
się o pobliską ścianę z małym uśmieszkiem.
- C-c-co? - wydukał. -
A-Arleen?
Kiedy ich oczy się
spotkały Justin poczuł w sobie niezrozumiałą złość. Coś rozsadzało go od
środka, ale nie była to radość. Nigdy nikogo nie zapytał gdzie została
pochowana Arleen, nikt nigdy mu nie powiedział co dokładnie się stało, ale
kiedy na sali rozpraw jej matka ubrana cała na czarno wylała na niego szklankę
zimnej wody i powiedziała, że go nienawidzi zrozumiał, że Arleen nie przeżyła.
Nie brała udziału w żadnej rozprawie. Może jej stan psychiczny nie pozwalał na
to w tamtym momencie? Chciał czuć radość, chciał się cieszyć jej widokiem, ale
zamiast tego czuł się... oszukany i zdradzony.
- Minęło trochę, prawda?
- zapytała podchodząc do nich. Usiadła obok Colina i zmierzyła Justina długim
spojrzeniem. - Ah serio, ten kolor w ogóle ci nie pasuje.
- To żart? - warknął. -
Co ty... przecież... umarłaś? - Przechylił na bok głowę. Arleen w ogóle się nie
zmieniła, nawet nie przybyło jej żadnych zmarszczek. Ale jej wzrok był tak chłodny
i pusty, że trudno było mu się skupić na kolorze jej tęczówek, które tak
kochał. Wyglądała tak samo, ale biła od niej taka obojętność jakby na niczym
jej nie zależało.
- Naprawdę? - zapytała
wciąż się uśmiechając. - Wiesz po tym
jak twój braciszek zwiał, a potem Thomas albo któryś inny z twoich przydupasów
odciągnął cię ode mnie i Colina przyjechało pogotowie i udzielono mi pomocy. Wiesz
o tym?
- Nikt mnie nie
odciągnął! Byłem tam do samego końca.
- Jesteś zły? Hej, nawet
tak na mnie nie patrz. Nie możesz się wściekać - poinformowała go. - Nie masz
do tego prawa.
- Minęły trzy lata -
warknął. - Przez cały ten czas byłem przekonany, że nie żyjesz.
Arleen wzruszyła
ramionami.
- Tak się czułam. Nawet
nie mogłam zeznawać bez pomocy psychologów i terapeutów, bo tak mi
poprzestawialiście w głowie, że przez większość czasu sądziłam, że to wszystko
moja wina. I czego się spodziewałeś Justin? - zapytała unosząc brwi.
- Nie wiem, kurwa, że
mnie odwiedzisz? Dasz znać, że żyjesz?
Dziewczyna parsknęła
śmiechem. Schowała część włosów opadających na buzię za ucho.
- Masz niezły tupet -
podsumowała. - Sądziłeś, że po tym wszystkim ci po prostu wybaczę? Że wpadnę
tutaj zapłakana i, że zapomnę o tym jak mnie zraniłeś? Kpisz sobie ze mnie?
- Nie, spokojnie.
Posłuchaj mnie, nie możesz być zdziwiona, że...
- To jak to jest? -
zapytała przerywając mu. - Ty siedzisz w więzieniu, a twój brat biega na
wolności. Świetne uczucie, co? Słyszałeś o tym, że Jason uciekł? Gorzej z
Ryanem. Słyszałam od Spencera, że jego współwięzień go zamordował. Doprawdy tragiczne.
Justin zacisnął usta. To
nie była dziewczyna, którą pokochał. Była tak sztuczna w swoim zachowaniu i tak
bardzo udawała, że między nimi wszystko jest skończone, że chciało mu się
śmiać.
- Więc po co tu
przyszłaś? Ponabijać się ze mnie? Z tego, że przez ciebie trafiłem do
więzienia?
- Przeze mnie? -
powtórzyła. Prychnęła głośno i potrząsnęła głową. - Ty jesteś jedyną osobą
decydującą i odpowiadającą za swoje postępowanie.
- Jak możesz być tak
bezlitosną suką?! - wrzasnął nagle. - Kurwa kochałem cię i chciałem obronić,
ale nie zdążyłem. Nie rozumiesz tego?
- Suką? Justin tobie
naprawdę wydaje się, że możesz to w jakikolwiek sposób naprawić? Nienawidzę
cię. Nienawidzę cię tak bardzo, że nie mogę znieść myśli o tym, że kiedyś byłam
w tobie tak zakochana. Nie chciałeś dobrze dla mnie, ale dla siebie.
- Wiesz co? - zapytał.
Arleen uniosła brwi i nachyliła się nad stolikiem. Justin oblizał spierzchnięte
wargi i pierwszy raz to on się uśmiechnął. - Masz rację. Kłamałem. Kłamałem, że
jesteś dla mnie najważniejsza i, że myślałem o tym, by jakoś ci pomóc. Po co?
Dla kogoś takiego jak ty? - kontynuował patrząc na nią z odrazą. - Nie byłaś i
nigdy nie będziesz tego warta. Wyjdę z tego pieprzonego więzienia za dwa lata i
lepiej żebym cię wtedy nie spotkał na swojej drodze, bo przysięgam nie ręczę za
siebie.
Arleen zamarła. Siedziała
z rozchylonymi ustami czując, że Colin ściska lekko jej prawą dłoń ukrytą pod
stolikiem. Odkąd tylko wróciła do zdrowia próbowała się dowiedzieć gdzie jest
Justin, chciała go odwiedzić i porozmawiać. Dowiedzieć się czemu ją wybrali i mścili
się skoro była niewinna. Może przesadzała, może była zbyt nachalna i nie
powinna odzywać się do szatyna w taki sposób, ale nie umiała się powstrzymać. A
teraz? Tak łatwo uwierzyła w to, że jej nie znosił, że nie widziała dalszego
sensu w tej rozmowie. Wstała z krzesła, odrzuciła do tyłu włosy i starła
samotną łzę, która uciekła z jej oka.
Justin Bieber nienawidził
siebie w tym momencie jeszcze bardziej. Był porąbany. Był tak zakręcony w swoim
umyśle, że nie umiał sobie poradzić z własnymi emocjami, kiedy było ich zbyt
dużo i mówił rzeczy, których nie miał na myśli. Tak jak teraz. Bo przecież
kochał Arleen, prawda? Kiedyś i teraz również, ale było za późno.
Arleen rzuciła mu przez
ramię ostatnie długie spojrzenie i uśmiechnęła się słodko. Wiedziała, że raczej
nigdy więcej się nie spotkają, ale nie potrafiła wyjść bez słowa. Szczęśliwe
zakończenia po prostu nie istnieją w naszym świecie, a każdy kto myśli inaczej
nie dotarł jeszcze do końca.
Justin poczuł, że jego
serce rozkrusza się na maleńkie kawałeczki, kiedy po raz ostatni usłyszał jej
głos.
- Do zobaczenia w piekle.
Nawet nie wiesz jak bardzo będę tęsknić za diabelską duszą.Po ostatnim rozdziale tak płakałam na śmierci Arleen,a tutaj taka niespodzianka.Ale ty zawsze lubisz zaskakiwać swoich czytelników haha.To fanfiction jest najlepszym jakie kiedykolwiek przeczytałam,a ja naprawdę przeczytałam ich bardzo dużo.Pamiętam,kiedy zaczęłam czytać diabelską duszę i nie spałam do piątej rano,bo się tak wkręciłam.Fabuła była świetna.Po każdym rozdziale czułam się jak detektyw,który próbuję znaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania i sekrety.Nie rozumiem ludzi,którzy są źli na ciebie za zakończenie.Jakby to wyglądało gdyby na końcu alArleen wynaczyła wszystko Justinowi?Żyliby razem długo i szczęśliwie?Jak dla mnie to by zepsuło całe fanfiction.Czytając to tak się wciągałam i utożsamiałam z bohaterami,że będę cholernie za tym tęsknić.Na koniec chciałabym ci podziękować za to,że napisałaś to ff i poświęcałaś na to tyle swojego czasu.Mam nadzieję,że jeszcze napiszesz jakieś opowiadanie.Pozdrawiam!xo
OdpowiedzUsuńps.przepraszam za wszystkie błędy i za to,że wszystko jest takie pomieszane,ale pisałam na szybko
Usuńwow, genialne <3
OdpowiedzUsuńJejciu dziewczyno umieram przez ostatnie Twoje rozdzialy. Dobij mnie do konca.
OdpowiedzUsuńTo chyba najbardziej oryginalne a zarazem normalne zakończenie jakie kiedykolwiek czytalam. Dlaczego normalne? To oczywiste, że jeśli pisałby to ktoś inny, historia zakonczyłaby się happy endem, a jak można być z kimś kto tak bardzo skrzywdził?
OdpowiedzUsuńDzięki za poświęcony nam czas i za chęci 😘
Hej! Chciałabym zaprosić Cię serdecznie do siebie na moje opowiadanie o Justinie. Już jest 1 rozdział!
OdpowiedzUsuńOPIS: Cassie zmuszona jest przeprowadzić się wraz z rodzicami oraz rodzeństwem do Los Angeles, a wtedy wszystko się zmieni...
Opowiadanie znajdziesz na:
> BLOGU: http://jb-be-yourself.blogspot.com
> WATTPADZIE: https://www.wattpad.com/story/87513216-jb-be-yourself
Zapraszam! :)
Chce 2 czesc !!!! Błagam ;(( Wlasnie to przeczytalam cale i moje serce mowi mi "I co ty teraz zrobjsz ze swooim zyciem" mam 23 lata a czuje sie jak 12 dla ktorej ff bylo wszystkim :(( Pieknie piszesz i mam nadzieje ze znajde jeszcze ff twojego autorstwa :)
OdpowiedzUsuńJejku fajne fanfiction. Ale mogłabyś zrobić ciąg dalszy tego opowiadania. Bo normalnie jestem ciekawa co byś wymyśliła na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuń