wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział siódmy

Spojlery i informacje o nowych rozdziałach znajdziecie tutaj.

* * *


Wszystko działo się tak szybko, za szybko. Ciężkie, szare kłęby dymu w towarzystwie gorących języków ognia zaczęły wypełniać mieszkanie Arleen, by powoli przenosić się na resztę budynku. Justin nie potrafił zebrać się w sobie, nie potrafił złapać porządnego oddechu, ani tym bardziej poruszyć się. Leżał jak sparaliżowany próbując zmusić swoje ciało do ruchu. Wiedział przecież, że Arleen, która dostatecznie już się nacierpiała znajduje się pod nim i, że prawdopodobnie znowu ją krzywdzi. Dzwoniło mu w uszach, płuca coraz bardziej wypełniały się cuchnącym dymem uniemożliwiając mu oddychanie. W końcu jednak Justin znalazł w sobie na tyle siły, by przekręcić się na bok. Rąbnął ramieniem o twardą powierzchnię lądując obok dziewczyny, policzek przycisnął do nagrzewającej się podłogi. Dopiero wtedy poczuł, że pieką go plecy. Nie wiedział skąd dokładnie wzięło się to uczucie, ale nie przejmował się tym zbyt skupiony na ucieczce. Musieli zwiewać, jak najszybciej i jak najdalej.
- Arleen? - szepnął, by po chwili zanieść się kaszlem. Chciał tylko wiedzieć, że wszystko z nią w porządku. Chciał się upewnić, że nic jej nie jest.
Szatynka otworzyła szeroko oczy, które od razu  zapiekły ją od dymu. Wyglądała na strasznie zdezorientowaną, gdy spojrzała na Justina. Chłopak dostrzegł w jej zielonych tęczówkach strach, ale nie było śladu łez i co dziwne nawet się nie krzywiła. Przybrała kamienny wyraz twarzy, więc trudno było mu ocenić czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Rozejrzała się nerwowo na boki słysząc pierwsze głosy spanikowanych ludzi, którzy z pewnością usłyszeli wybuch i poczuli, że cały budynek się zatrząsł. Dziewczyna szybko podciągnęła się do góry, by następnie wyciągnąć dłoń w stronę Justina. Zaskoczony jej zachowaniem pozwolił sobie pomóc i chwilę później stał na własnych nogach tuż obok niej. Zachwiał się lekko, jakby miał znowu wylądować na ziemi, ale wtedy Arleen chwyciła go za ramiona z przerażoną miną. Posłała mu pytające spojrzenie, w którym widać było ogromną troskę.
Martwiła się o niego. Myśl o tym, że coś mu się stało była przerażająca, ale Alreen nie wiedziała dlaczego tak bardzo jej zależy na Justinie. Wciąż nie potrafiła tego zrozumieć, ani logicznie wytłumaczyć. Justin zupełnie ignorując jej opiekuńczość strącił małe dłonie z ramion. Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund, a całe piętro pochłonięte było już przez ogień. Stare, spróchniałe belki, które podtrzymywały konstrukcje kruszyły się i łamały powodując, że oboje czuli się coraz bardziej przerażeni.
- Pośpiesz się! - wrzasnął nagle Justin i rzucił się w stronę schodów. Najważniejsza była dla niego ucieczka. Nic innego w tym momencie się nie liczyło.
Arleen zdążyła wyciągnąć przed siebie rękę próbując go złapać, ale Justin już zniknął w kłębach dymu. Dziewczyna czuła, że jest jej strasznie gorąco od buchającego ognia. Serce waliło w jej klatce piersiowej jak szalone. Kończył się jej się czas, a ona wciąż stała w jednym miejscu gapiąc się w nieznaną przestrzeń. Schody powinny znajdować się trochę bardziej po prawej stronie - pomyślała. Spojrzała na swoją obolałą nogę, a z jej ust uciekło głośne westchnięcie. Czy Justin przez adrenalinę, strach i brak odpowiedzi na pytania, których nawet nie zdążyli przed sobą postawić uciekł? Czyżby był tchórzem? Zanosząc się kaszlem ruszyła do przodu stawiając tak szybko kroki na ile było ją na to stać, ale mimo tego jak bardzo się starała jej chód wciąż był wolny, wręcz ślamazarny. A przez to jak bardzo się wysilała sprawiała samej sobie mnóstwo bólu. Zeszła z kilku schodów, gdy nagle przed jej twarzą wyskoczył Justin. Pisnęła cofając się gwałtownie do tyłu.
- Arleen! - skarcił ją. - Rusz się! Zaraz tu będą gliny! Wszyscy uciekają!
- Jakbym nie wiedziała! - prychnęła wyrzucając ręce w powietrze. - Nie dam rady biec.
Justin zmarszczył brwi i mimo, że próbował zasłonić usta koszulką dziewczyna doskonale wiedziała, że otworzył usta. Pomiędzy jego brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Uważnie zmierzył wzrokiem ciało Arleen, która również wciąż mu się przyglądało. Chwilę później spocony szatyn chwycił ją w pasie, wsunął drugą rękę pod jej kolana i najzwyczajniej wziął ją na ręce. Nie protestowała. Chciała po prostu wyjść. Oboje ciągle dusili się przez dym, kaszleli, ich oczy piekły i mimowolnie wypełniały się łzami.
- Idziemy - powiedział Justin.
Nie odwracali się za siebie, nie odwracali głów, gdy inni mieszkańcy uciekali w popłochu wymijając ich z obojętnością. Justin robił wszystko, by nikt zwracał na nich uwagi. Próbował zachowywać się jak zwykły człowiek, który próbuje uratować siebie i swoją koleżankę. Gdy znaleźli się na parterze był gotowy, by ruszyć w stronę wyjścia, ale wtedy Arleen energicznie zaprzeczyła kręcąc głową. Zaplotła ręce na jego szyi dając mu znak, by ją puścił. Chłopak ostrożnie, a przede wszystkim niechętnie wypuścił ją ze swoich ramion. Arleen przysunęła się bliżej ściany, za którą się schowali.
- Nie możemy... - zaczęła, ale nie dała rady kontynuować. Zaczęła kaszleć, głośno i niespokojnie, jakby się dusiła. Oczy miała czerwone, pełne łez i niesamowicie bladą twarz.
- Arleen?!
- Jest okej - wymamrotała uderzając dłonią w klatkę piersiową. - Posłuchaj, nie możemy wyjść głównymi drzwiami.
- Co? O czym ty znowu mówisz?
- Przecież taki wybuch przyciągnie uwagę wszystkich w okolicy, już pewnie stoją pod kamienicą z tymi osobami, które uciekły.
Justin nachylił się nad nią. Przez krótki moment ich twarze znajdowały się od siebie zaledwie o kilka centymetrów. Byli spoceni, zziajani, brudni i... pociągający. Szatyn nie wiedział dlaczego chce dotknąć jej ust, a Arleen nie wiedziała czemu chce wpleść dłoń w jego roztrzepane włosy. Odchrząkając niezręcznie szatynka odwróciła głowę przygryzając dolną wargę. Zrobiło jej się dziwnie gorąco.
- Cholera, masz rację - zgodził się Justin i instynktownie przyciągnął ją bliżej swojego ciała. - Co zrobimy?
Arleen ponownie zaniosła się kaszlem. Mimo, że dymu na parterze nie było jeszcze tak dużo, ona nadal miała okropne problemy z oddychaniem. Oglądała się na wszystkie strony zastanawiając się nad czymś tak głęboko, że gdy Justin szarpnął za jej rękę niemal wrzasnęła z przerażenia. Wciągnął ją w małą wnękę, gdzie były drzwi prowadzące do spiżarni.
- Co ty wyprawiasz?! - syknęła. - To bolało!
- Nie słyszysz? Ludzie uciekają - odparł spokojnie Justin wywracając oczami. - Zaraz ktoś zwróci na nas uwagę, a przecież tego chcemy uniknąć.
Miał rację. Zewsząd było słychać krzyki, płacz, tupot stóp oraz prośby, by wszyscy się uspokoili. Arleen rozmasowała bolącą rękę wierzchem dłoni. Chciała coś powiedzieć, ale poczuła drapanie w gardle i zasłoniła usta dłonią.
- Musimy stąd iść - zakomunikował Justin patrząc na nią z niepokojem. Nie mógł już znieść słuchania tego jak bardzo się dusi. - Nie ma tu żadnego tylnego wyjścia?
Arleen pokręciła głową, a potem otworzyła usta i zerknęła na Justina z uśmiechem. Nawet jej oczy zabłyszczały w inny sposób.
- Mam pomysł.
- Mów, byle szybko.
- Justin, oni wszyscy uciekają - skinęła głowę w kierunku ściany, za którą ludzie panikując docierali do wyjścia z klatki schodowej. - Nie zamykają drzwi, nic ze sobą nie zabierają. Przecież możemy wejść do jednego z mieszkań i wyjść oknem.
Szatyn spojrzał na nią, a kąciki jego ust drgnęły ku górze.
- Jesteś genialna - powiedział z przejęciem. - Gdzie jest mieszkanie, którego okna wychodzą na drugą stronę?
- To tam - odparła pokazując ręką kierunek.
- To tam - odparła pokazując ręką kierunek.
Podekscytowanie na ich twarzach, nieśmiały uśmiech Arleen i niedowierzanie w spojrzeniach, które rzucał jej Justin bardzo szybko poprawiło im humory. Był tylko jeden mały problem.
- Kurwa mać - zaklął chłopak odwracając gwałtownie głowę za siebie. Chociaż nadal dzwoniło mu w uszach słyszał ten okropny dźwięk, jakby dochodził z miejsca znajdującego się tuż obok. Zewsząd rozbrzmiewały syreny, to karetki, strażaków i... policyjne. Nie zastanawiając się nad tym co robi, ponownie podniósł Arleen ruszając biegiem w kierunku, który mu wskazała.
Justin kopnął drzwi, które gwałtownie otworzyły się uderzając o ścianę. Tynk upadł na podłogę roztrzaskując się na małe kawałki. Chłopak odstawił na podłogę Arleen i ruszył w stronę okna, które znajdowało się na przeciwko. Nie zwrócili uwagi na wystrój mieszkania, na przewróconą szklankę, dzbanek herbaty, ani na karty kredytowe leżące na stole.
Chłopak dobiegł do okna strącając wszystko co stało na parapecie jednym ruchem ręki. Doniczki z kwiatkami popękały, a czarna ziemia rozsypała się po podłodze. Otworzył okno tak szeroko jak tylko mógł i wychylił się razem z Arleen sprawdzając wysokość.
- Jest dość wysoko - powiedział niepewnie drapiąc się po czole. Zerknął krótko na zaciętą minę szatynki, która nie zamierzała odpuścić.
- Dam radę.
- Ale twoja...
- Dam radę! - powtórzyła dobitnie. - Idź pierwszy.
Nie musiała dwa razy tego mówić. Justin od razu jej posłuchał. Najpierw przerzucił jedną nogę przez parapet, a następnie drugą i chwilę później wylądował miękko na zielonej trawie. Arleen zerknęła w dół , na jego przepełnioną determinacją twarz. Faktycznie, w okolicy nie było żywej duszy, było dokładnie tak jak przypuszczała - wszyscy zostali po drugiej stronie budynku. Szatynka odgarnęła włosy do tyłu i tak jak Justin przerzuciła nogi na drugą stronę parapetu, ale nie skoczyła od razu. Wzięła głęboki oddech wciągając do płuc czyste powietrze. Ponownie zerknęła w dół zagryzając dolną wargę. Wiedziała, że ten skok będzie dla niej bolesny. Wiedziała, że to nie będzie dla niej proste i wahała się czy przypadkiem dodatkowo nie złamie sobie nogi, albo nie pogorszy jeszcze bardziej stanu swojego uda. Właśnie wtedy, gdy rozważała wszystkie opcje za i przeciw cały budynek wypełnił huk, jakby coś ponownie eksplodowało. Ściany zatrzęsły się groźnie, a Justin zaczął podrygiwać na swoim miejscu zachęcając dziewczynę do skoku. Machał do niej rękami bezgłośnie próbując przekonać ją, by w końcu to zrobiła.
Arleen zacisnęła powieki, wzięła kolejny głęboki oddech i runęła w dół. Odepchnęła się rękoma od parapetu. Wiatr uderzał w jej policzki, gdy leciała w stronę ziemi. Była gotowa na to, że gdy jej stopy zetkną się z trawą poczuje ból, ale zamiast tego chwilę przed bolesnym upadkiem poczuła silne ręce na swoich biodrach i chwilę później leżała na czymś miękkim.
- Zwariowałeś - powiedziała na wdechu podnosząc głowę. Wsparła się ręką o klatkę piersiową Justina unosząc się lekko do góry. Nie mogła uwierzyć, że chłopak postanowił zostać jej poduszką powietrzną.
- Przynajmniej nic cię nie boli - odparł.
Nie mówili zbyt dużo. Arleen gorączkowo próbowała przypomnieć sobie jakiś najprostszy skrót, który doprowadziłby ich do samochodu. Nie mieli zbyt dużo czasu, musieli działać, ale wycie syren, które rozbrzmiewało z każdej strony utrudniało jej myślenie. Również Justin czuł nieprzyjemne skręcanie w żołądku. Wiedział, że ostatnie czego potrzebowali to policja.
- Musimy iść - zakomunikował łapiąc Arleen za nadgarstek. - Tylko spokojnie, jak będziemy biegać to od razu zwrócimy na siebie uwagę.
Skinęła lekko, niemal niewidocznie głową pozwalając, by to Justin wszystkim kierował. Najpierw przeszli przez niewielką dziurę w płocie wychodząc na podwórko innej kamienicy. Nie oglądając się za siebie szli spokojnie, a przynajmniej starali się, by wyglądali jakby nic się nie działo. Arleen obejmowała się rękoma, a Justin co chwilę wycierał spocone palce w materiał swoich spodni. Było bardzo spokojnie, ale w pewnym momencie oboje w tym samym momencie poczuli jak zimne, niemal lodowate dreszcze targają ich ciałami. To wtedy usłyszeli głośny, niepokojący huk, który wypełnił całą przestrzeń. Żołądek Arleen ścisnął się nieprzyjemnie, a jej sylwetka nieco się zgarbiła. Domyślała się co się stało, ale nie potrafiła się odwrócić. Nie potrafiła się do tego zmusić. W myślach próbowała przekonać siebie, że jeszcze będzie mogła odwiedzić miejsce, w którym mieszkała. Jak dziecko naiwnie łapała się skrawków nadziei, które nikły coraz szybciej. Zatrzepotała rzęsami próbując odrzucić złe myśli i skupić się na oddychaniu świeżym powietrzem, ale przychodziło jej to z trudem. Nerwowo przeczesywała włosy palcami zerkając co chwilę na Justina.
- Dobrze się czujesz? - zapytała piskliwym głosem. - Wyglądasz na chorego.
- Nic mi nie jest - odparł. - A co z tobą?
- Tak samo - odparła spuszczając głowę.
Kłamała. Zagryzła dolną wargę zastanawiając się nad tym co teraz z nią będzie. Dopiero teraz mogła oficjalnie powiedzieć, że jest bezdomna. Dosłownie. Nerwowo złapała dłonią za kieszeń, w której wcześniej ukryła telefon mając nadzieję, że przypadkiem go nie zgubiła. Odetchnęła spokojnie wyczuwając pod palcami, że jest dokładnie tam gdzie go zostawiła. Zamierzała jak najszybciej zadzwonić do rodziców, albo chociaż do jednego z nich.
W końcu dotarli do samochodu nie zwracając na siebie uwagi żadnego człowieka. Nawet jeśli kogoś mijali, to osoby te były zbyt pochłonięte wybuchem, do którego doszło kilka minut wcześniej lub innymi sprawami. Arleen cierpliwie poczekała, aż Justin odblokuje zamki w samochodzie i pośpiesznie zajęła swoje miejsce zapinając pasy. Oparła głowę o zagłówek wciągając powietrze nosem.
- Czy to się kiedyś skończy? - zapytała pocierając zmęczoną twarz rękoma.
- Kiedyś - odparł niezbyt pocieszającym głosem Justin.
- Więc tak wygląda twoje życie? Wybuchy, uciekanie, zajmowanie się przypadkowymi dziewczynami?
- Poważenie Piegusko? - powiedział wyraźnie rozbawiony. - A twoje jak wygląda? Porwanie, wybuchy, uciekanie, ufanie przypadkowemu chłopakowi, którego dopiero co poznałaś? Nie różnimy się tak bardzo skarbie.
Otworzyła usta robiąc z nich literkę "o", a potem zaczęła się śmiać. Nerwowo, dziko i tak jakoś żałośnie. Potrząsnęła głową pozwalając, by kosmyki ciemnych włosów opadły na jej twarz. Zamilkła po chwili opierając policzek o zimną szybę. Spojrzała na Justina z lekkim uśmiechem. Mimo tego, że chwilę wcześniej straciła wszystkie swoje materialne rzeczy była wdzięczna, że to właśnie on był obok niej. Nie mogła nic na to poradzić, znała go krótko, ale czuła się przy nim bardzo dobrze. Chłopak posłał jej krótkie spojrzenie uruchamiając silnik samochodu. Dziewczyna zmarszczyła brwi skupiając wzrok na jego twarzy. Na czole widać było kropelki potu, wzrok miał jakiś przymglony, ale mimo to jego postawa świadczyła o tym, że wszystko z nim w porządku. Arleen wzruszyła obojętnie ramionami stwierdzając, że jest przewrażliwiona i skupiła się na drodze.
Jechali w zupełnej ciszy. Dziewczyna próbowała nie myśleć o tym co złe, a skupić się na pozytywach tego co ją spotkało, ale z trudem znajdowała jakieś pocieszenie. Oczy jej się kleiły, powieki opadały, a ciało i umysł coraz bardziej domagały się snu. Ponownie spojrzała na Justina, który był jeszcze bledszy niż wcześniej. Gapił się w punkt przed sobą, a krople potu skapywały z jego twarzy.
- Hej? Co z tobą?
- Nic - odparł ocierając wierzchem dłoni buzię. Wykrzywił usta w uśmiechu. - Zaraz będziemy na miejscu.
Zacisnęła usta w prostą linię nie wierząc w to, że nic mu nie jest. I miała rację, uświadomiła sobie to, gdy piętnaście sekund później poczuła jak jej serce staje.
- Justin! - krzyknęła przerażona, gdy nagle jego głowa opadła swobodnie na klatkę piersiową. Samochód  od razu zaczął niebezpiecznie skręcać to w lewo, to w prawo. Arleen poczuła adrenalinę, która niczym żrący kwas rozpalają jej żyły do stanu agonii. Szybko rozpięła pas i rzuciła się do przodu łapiąc za kierownicę próbując złapać kontrolę nad pojazdem. Z piskiem opon zjechała na pobocze wdzięczna Bogu, że droga jest pusta. Z całej siły chwyciła za hamulec ręczny zaciągając go tak mocno jak tylko mogła. Gdyby nie zareagowała tak szybko byłoby już po nich. Była o tym przekonana. Oddychała głośno, łapczywie wciągała powietrze, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nienaturalnie szybkim tempie. Chwilę jej zajęło przeanalizowanie tego co się stało.
-Justin?! - zapytała spanikowanym głosem. Uniosła jego głowę do góry, chcąc sprawdzić czy wszystko jest w porządku, ale Justin był nieprzytomny. Oczy miał zamknięte, usta lekko rozchylone i mimo, że oddychał po jego czole spływały kropelki potu, a cała twarz wykrzywiona była w bólu. Za pięć minut mieli być na miejscu, pięć minut drogi samochodem i wtedy ktoś by jej pomógł, ale znowu była tylko ona, jej strach i chęć pomocy każdemu. Dotykała jego twarzy swoimi delikatnymi dłońmi nie przejmując się małymi słonymi kropelkami, które czuła na skórze.
- Okej, okej - powtarzała pod nosem. - Będzie dobrze, nic mu nie jest - próbowała przekonać samą siebie. Oblizała usta wychodząc z samochodu, wiedziała, że jedyną ich szansą na przetrwanie tego wszystkiego jest trzymać się razem. Nie mogła zostawić Justina, ale nie wiedziała czy powinna dzwonić po pogotowie. Co zrobić? Szatynka postanowiła zrobić to co umiała najlepiej. Improwizowała. Wyszła z samochodu tylko po to, by otworzyć tylne drzwi na oścież, a następnie te od strony kierowcy. Justin wciąż nieprzytomny siedział pochylony do przodu, z zawisającą w dół głową. Wyglądał strasznie.
- Kurwa mać - zaklęła na głos otwierając szeroko usta. Dopiero teraz, gdy stała nad nim, nad jego pochyloną sylwetką, w codziennym świetle, chwilę po tym, gdy adrenalina powoli opuszczała jej ciało udało jej się dostrzec to, czego nie widziała wcześniej. W koszulce, którą miał na sobie Justin była ogromna dziura, która znajdowała się na plecach. Część materiału była stopiona razem z jego skórą. Czerwone, obślizgłe, ociekające jakimś śluzem poparzenie było tak obrzydliwe, że Arleen musiała odwrócić głowę. Zrobiło jej się niedobrze. Jej żołądek zmusił ją niemal do odruchu wymiotnego.
- Jesteś skończonym idiotą! - krzyknęła do niego. I po raz pierwszy chciała, by jej odyskował. Mógł być nawet wredny, byleby tylko otworzył oczy. Arleen nie potrafiła zrozumieć jakim cudem udało mu się cierpieć tak długo w milczeniu? Jak to się stało, że przez cały ten czas nie odkryła tego, że cały się poparzył? Potrząsnęła mocno głową zła na siebie i na niego. Mogła bardziej uważać.
Odblokowała jego pas bezpieczeństwa, a następnie chwyciła go w pasie i zbierając w sobie całą siłę jaką dysponowała postanowiła wyciągnąć go z samochodu. Niemal upadła, gdy poczuła cały ciężar jego ciała na sobie. Okropny ból w udzie dał o sobie znać z taką siłą, że w jej oczach zabłyszczały łzy. Jęknęła żałośnie ledwo go trzymając. To tylko kawałek - powiedziała sobie w myślach próbując przekonać samą siebie, że da radę. Przeszła przez takie bagno, czekało ją jeszcze więcej syfu, więc nie zamierzała teraz odpuszczać. Jeszcze mocniej owinęła ręce wokół jego ciała, musiała być ostrożna. Nie mogła przecież go teraz upuścić, bo pogorszyłaby wszystko jeszcze bardziej. Musiała go po prostu przenieść na tylne siedzenia. Gdy go tak ciągnęła, wysilając się bardziej niż kiedykolwiek jego nogi przesuwały się po asfalcie zdzierając materiał z czubków butów. Cóż, miała nadzieję, że Justin to zrozumie i, że nie jest z tych osób, które wolałyby umrzeć niż zniszczyć ukochane obuwie. Ciężko dysząc położyła go najostrożniej jak tylko umiała na tylnich siedzeniach. Nie była głupia, wiedziała, że musi leżeć na brzuchu i, że nie może pozwolić, by do jego ran dostały się jeszcze inne paskudztwa. Rozdarła jego koszulkę jeszcze bardziej bojąc się, że więcej materiału dostanie się do oparzenia. Ocierając rękami twarz wróciła na miejsce kierowcy. Trzęsącą się ręką przekręciła kluczyk w stacyjce i odpaliła silnik ruszając z piskiem opon. Oddychała ustami pokonując kolejne kilometry z duszą na ramieniu. Jej nogi dygotały, ręce drżały, jedyne na czym jej teraz zależało to, to by pomóc Justinowi. On pomógł jej, gdy przyszła do niego kilka dni temu, więc jak mogłaby go teraz zostawić? Była wykończona psychicznie i fizycznie, ale nie zamierzała się poddać. Pomimo tego, że droga do domu, w którym mieszkał Justin była prosta Arleen denerwowała się tak, jakby miała do przebycia pół świata. Kilometr za kilometrem, minuta za minutą. Wszystko ciągnęło się w nieskończoność, a dziewczyna coraz bardziej spinała wszystkie mięśnie. Nie myślała zbyt dużo o sobie zbyt skupiona na nieprzytomnym chłopaku za sobą. Co chwilę odwracała głowę chcąc się upewnić, że oddycha.
W końcu, po minutach walki z samą siebie wjechała na podjazd hamując z piskiem opon wjechała. Wypadła z samochodu jak szalona zapominając o tym, że jej lewa noga strasznie boli. Wbiegła po schodach na werandę wściekła na chłopaków, jak na złość żadnego nie było na zewnątrz.
- Ryan! - wrzasnęła tak głośno, że poczuła ból gardła jeszcze nim znalazła się w środku. Otworzyła drzwi z taką siłą, że rąbnęły o ścianę robiąc mnóstwo hałasu. - RYAN! RYAN!
Po chwili rozległy się kroki, szybkie przebieranie nogami, a chwilę później z kuchni wychylił się Ryan. Miał zmarszczone brwi, usta w bitej śmietanie, a w dłoni trzymał gofra.
- Jezu, dziewczyno spokojnie! - zaczął. - Nie wydzieraj się tak.
Arleen zaczęła oddychać przez nos. Robiło jej się słabo. Naprawdę miała już dość. Gwałtownie potrząsnęła głową.
- Chodzi o Justina - powiedziała łamiącym się głosem.
Twarz Ryana od razu się zmieniła. Obojętność przerodziła się w niepewność. Patrzył przez dłuższą chwilę na nią mrugając powiekami, jakby zastanawiał się o co chodzi. Odłożył swojego gofra na półkę i podszedł do szatynki chwytając za jej nadgarstki. Arleen nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że cała trzęsie się z nerwów.
-  Co z nim? - zapytał takim głosem jakby bał się, że usłyszy najgorsze.
- Boże Ryan! - krzyknęła dziewczyna wyrywając mu się. Tupnęła nogą pokazując ręką na samochód, który widać było przez otwarte drzwi. - Justin tam jest nieprzytomny! Nie wiedziałam co robić, spanikowałam i...
- O czym ty do cholery mówisz? - zapytał otwierając szeroko oczy. Tym razem chwycił ją mocno za chude ramiona wbijając w nie palce i sam potrząsnął.
- Byliśmy u mnie - wyjaśniała pośpiesznie. - Wszystko eksplodowało... on się poparzył. Nawet nie wiem kiedy! Nic nie powiedział. Po prostu stracił przytomność, gdy jechaliśmy autem. Pomóż mu Ryan, proszę!
Pół minuty później Ryan już otwierał drzwi auta, wyciągnął szatyna i ze stoickim spokojem wrócił do domu. Bez słowa wyminął Arleen, która wciąż stała w tym samym miejscu posyłając jej pełne żalu spojrzenie. Ale dlaczego? Dlaczego jego oczy były wypełnione pretensjami? Dziewczyna zagryzła usta nie rozumiejąc jego zachowania. Przełknęła ślinę uświadamiając sobie, że jest strasznie spragniona. Z jakiegoś powodu nie poszła za Ryanem, nie poszła za chłopakami, którzy widząc nieprzytomnego Justina od ruszyli za nim w stronę jakiegoś pokoju. Wciąż stała w progu analizując wydarzenia z dzisiejszego dnia. Czy to naprawdę była jej wina?  To właśnie chciał jej przekazać Ryan, tak? Zamknęła cicho drzwi wzdychając ciężko. Wolnym, chwiejnym krokiem weszła do kuchni i usiadła przy stole chowając twarz w dłonie. Siedziała w zupełnej ciszy ignorując krzyki, które dobiegały z głębi domu. Kłócili się, wrzeszczeli na siebie i Arleen była pewna, że parę razy padło jej imię. Potem była już tylko cisza. Długa i ogłuszająca. Minęło sporo czasu nim dziewczyna wyczuła czyjąś obecność w pomieszczeniu.
- Idź do siebie - usłyszała szorstki głos. Zaskoczona podniosła głowę i zatrzepotała rzęsami.
- Co? - odparła głupio przecierając oczy. Była strasznie zmęczona.
- Idź do siebie - powtórzył Spike, a chłopak stojący obok niego posłał jej mordercze spojrzenie.
- Dlaczego?
Spike wywrócił oczami wsuwając ręce do kieszeni nisko zawieszonych spodni. Koniuszkiem języka zwilżył swoje wargi.
- Po prostu masz iść do siebie, Ryan tak powiedział.
Skinęła i podniosła się z wygodnego krzesła. Gdy zrobiła pierwszy krok niemal runęła na ziemię. Oparła dłoń o blat stołu czując, że ma ochotę zacząć wrzeszczeć z bólu. Mimo to zacisnęła zęby nie dając sobie poznać, że coś jest z nią nie tak. Próbowała również zignorować to, że gdyby był tu szatyn od razu rzuciłby się w jej stronę próbując ją podnieść. Ale Spike i ten chłopak nawet nie zareagowali na to, że dziewczyna prawie się wywróciła.
- Mam wrażenie, że wszyscy mnie teraz obwiniacie o to co stało się Justinowi - westchnęła podchodząc do Spike'a. Wyrzuciła to z siebie, tak po prostu.
- To możliwe.
- Ale dlaczego? - zapytała, a w odpowiedzi usłyszała prychnięcie, które zignorowała czekając, by Spike coś powiedział.
- Większość z nas zawdzięcza życie Justinowi, więc nie zdziw się, gdy niektórzy będą na ciebie źli. Mają mu za złe, że ostatnio zajmuje się tylko tobą, a teraz jeszcze to.
- Faktycznie - warknęła czując narastającą złość. - To przecież moja wina - dodała trącając ramieniem chłopaka, którego imienia nie znała. - Jesteście  idiotami - splunęła. - Prawdopodobnie uratowałam mu życie, ale dobra - uniosła ręce do góry. - Pierdolcie się, albo nie, bo potem coś złapiecie i znowu powiedziecie, że to moja wina!
Trzasnęła drzwiami wchodząc do salonu tak mocno, że szyby w oknach zadrżały.
 


* * *



// TWITTER // WATTPAD // PYTANIA //


Napisałam ten rozdział już jakiś czas temu, ale coś mi odwaliło i postanowiłam wcisnąć do niego trochę więcej niż na początku planowałam... więc rozbiłam go na części, dopisałam to co chciałam, a potem  stwierdziłam, że nie, że jednak nie chcę tych dodatkowych scen i musiałam odtworzyć cały rozdział, by wyglądał tak jak na samym początku XDD. Jestem głupia, sorry lol. To dlatego tyle czekaliście.
Nie informuję o nowych rozdziałach. Większość i tak nigdy nie komentuje, a sami chyba potraficie raz w miesiącu tu wejść i sprawdzić czy coś dodałam. Kooocham mocno!


Ktoś proponował żebym dodawała spojlery kolejnych rozdziałów, 
więc jeśli też jesteście za, to dajcie znać.



41 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, długo czekalismy ale było warto. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja nie mogę ona ratuje mu życie a oni że to jej wina.Biedna Arlen ppopłakałam się czytając ten rozdział.Warto było tyle czekać.Super rozdział czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niespodziewalam się, ze stanie się cos justinowi �� niesamowity rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja pierdole, Justin, o Boziu, Justin
    Co za idioci! Jak moga ja obwiniac?!
    Omfg rozdzial jest genialny, ideany! Urhdiveuevue
    O Bez hai , nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu dudvduveiehid

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już nawet nie pamiętam o co chodziło ale świetny rozdział haha, nie moge sie już doczekać kolejnego :( Oby Justinowi nic sie nie stało i żeby z tego wyszedł.. Życzę duuużo weny do pisania skarbie
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Shbsvzhsbzhsx kocham wszystkie Twoje opowiadania <3 !

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebisty rozdział!! Uwielbiam twoje opowiadanie, cholera, jeszcze nie czytałam żadnego podobnego, a to na prawdę coś (większość opowiadań już się powtarza :( )
    Miałam dzisiaj na prawdę do dupy dzień, ale TY mi go umiliłaś !! <3
    Czekam niecierpliwie na następny!
    ~ta wdzięczna

    OdpowiedzUsuń
  8. swietny rozdzial yaaas dodawaj spojlery

    OdpowiedzUsuń
  9. jejuś, tyle się działo!
    trzeba było nie usuwać tych dodatkowych scen. im więcej tym lepiej haha x
    taaak! jak najbardziej za spojlerami!

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział <3, a co do spojlerów to jak najbardziej! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. wow, uwielbiam to, czekam na kolejny x

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestes!!! Ale mam teraz zaciesz. Zabieram sie do czytania :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękny, boski, najlepszy jejejejejejeje! Cieszę sie że w końcu dodałaś! Chce następny bardzoooooo! 👉👌❤️😘💋💖💜🙈😺😜😭

    OdpowiedzUsuń
  14. To moje ulubione ff! Fantastyczna robota. Z niecierpliwością czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  15. Strasznie podoba mi się twój blog. Piszesz długie rozdziały, a ja to uwielbiam. :) Szkoda, że dodajesz tak rzadko, ale wiadomo - trzeba trochę czasu poświęcić na napisanie tego rozdziału :)
    Bardzo podoba mi się twój pomysł na bloga - jeszcze takiego ff nie czytałam :)
    Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy następny? /@lambicxns

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział.Proszę informuj :)

    OdpowiedzUsuń
  18. jezu kocham to, że Arleen nie jest taką pizdą za przeproszeniem i, że mimo tego, że płacze i że jest załamana to się nie poddaje. we wszystkich ff bohaterki są takie same, smutne, bo ktoś im umarł i użalają się nad sobą czekając aż ktoś wszystko za nie posprząta. a ona? jedziesz dziewczyno! pali się? wyskoczmy przez okno! uciekam przed katami? zaryzykuję i wjadę pod pociąg! nie boi się, a nawet jesli to i tak ryzykuje. Arleen jest niesamowita! to chyba najlepsza kobieca postać wykreowana we wszystkich ff jakie czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  19. OOO TAK SPOJLERY <3

    OdpowiedzUsuń
  20. jezu wspaniały rozdział. uwielbiam twój styl pisania a ta fabuła jest genialna

    OdpowiedzUsuń
  21. O boże, najlepsze ff, jakie czytałam.
    Znalazłam je wczoraj i jestem pod ogromnym wrażeniem.
    Arleen to moja ukochana postać i nie, ona nie jest słaba, jest silna.
    Chcę już następny, ew ❤

    OdpowiedzUsuń
  22. omg zajebisty :o

    OdpowiedzUsuń
  23. Dzisiaj znalazlam tego bloga i noemalnie sie zakochalam !!!! Plakalam chyba przy kazdym rozdziale ;( kocham to

    OdpowiedzUsuń
  24. Omg ktoś polecił mi tego bloga na Twitterze i się zakochałam! Świetne opowiadanie. Dopracowane. Sprawdzone. Interesująca fabuła. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! x

    OdpowiedzUsuń
  25. świetne opowiadanie :) czekam z niecierpliwością na następny rozdział, mam nadzieje że będzie za niedługo <3

    OdpowiedzUsuń
  26. oni mają się ku sobie :") to tylko kwestia czasu @iheartblaugrana

    OdpowiedzUsuń
  27. cudowny rozdzial, czekam na nastepny jeju, wciagnelo mnie to ff naprawde, prosze skoncz je i nie urywaj w połowie..

    OdpowiedzUsuń
  28. Super opowiadanie :)
    Czekam na next ;)
    Buziaczki :**********
    Caat ;3

    OdpowiedzUsuń
  29. Czsami na twoim rozdzialach rycze jak głupia, a czasami mam ochote sie smiac z jej tekstow xDD swietnie piszesz, nie moge sie doczekac nastepnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  30. Powiedzenie, że jestem pod wrażeniem to za mało! To jest genialne! Tak świetnie wszystko opisujesz, że można się poczuć, jakby się stało obok. Już się nie mogę doczekać następnego xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  31. Jutro mam sprawdzian a dotego w następnym tygodniu mam 4 kartkówka i 2 sprawdziany a ja siedzę i czytam twoje zajebiste rozdziały. Od teraz jestem twoją wierną fanką i obiecuje że będę komentować każdy twój rozdział :)
    Lovciam Paula

    OdpowiedzUsuń
  32. zajebisty jak zawsze matko święta jesteś genialna! @JUUUUSB

    OdpowiedzUsuń
  33. U W I E L B I A M ! < 3

    OdpowiedzUsuń
  34. Czekam na następny! Jedno z lepszych ff!

    OdpowiedzUsuń
  35. Jej, mam nadzieję, że Justinowi nic nie będzie ;_;. Biedna Arleen... -@thisswaggirl_JB

    OdpowiedzUsuń
  36. Świetny blog! Życzę ci dużo weny oraz zapraszam na innego <3
    http://fnafopo.blogspot.com/ Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  37. Świetny ����

    OdpowiedzUsuń