czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział dziewiętnasty


- Dlaczego masz taką minę? - zapytała podnosząc na niego spojrzenie. Zmarszczyła lekko brwi przyglądając się jego twarzy przez krótką chwilę.
- Dlaczego ja mam taką minę?! - powtórzył z niedowierzaniem. Otworzył usta i jęknął przepełniony frustracją. - To ty wyglądasz jakbyś dowiedziała się, że ktoś właśnie planuje twoje morderstwo!
Arleen zatrzepotała rzęsami i wyminęła go siadając na skraju łóżka. Pochyliła głowę do przodu pozwalając, by ciemne włosy na chwilę zasłoniły całą jej twarz. Czuła się odrobinę zagubiona. Oczywiście, że cieszyła się z powrotu swojej mamy do kraju. Tęskniła za nią przez cały ten czas i zwyczajnie brakowało jej tej matczynej troski, która czasami bywała wręcz irytująca. Zacisnęła dłonie na brzegu łóżka wcześniej odkładając telefon na koc. Spojrzała na szatyna przygryzając dolną wargę.
- O co chodzi? - zapytał.
Przyklęknął tuż przed nią starając się opanować swoje nerwy. Musiał być spokojny, musiał wiedzieć, że w jej głowie nie pojawiły się jakieś idiotyczne myśli, które mogłyby wpłynąć na ich relację. Ścisnął lekko jej drobne dłonie i zmusił się do półuśmiechu.
- No mów. To twoja mama, więc czym się tak zmartwiłaś? Bo to była ona, prawda?
Skinęła głową.
- Mam dość tego uczucia - oznajmiła wpatrując się w ich splecione dłonie. - Ciągle za kimś tęsknię, za tatą, Bladem, mamą, a teraz jeszcze będę tęsknić za tobą - powiedziała i zerknęła na niego nieśmiało. Jej policzki pokrył delikatny rumieniec. Wstydziła się swoich uczuć, bo nie wiedziała czy on do końca je odwzajemnia.
- O czym ty mówisz? Tęsknić za mną? Dlaczego?
- Wracam do domu.
- To jest twój dom.
W jej zielonych oczach można było dostrzec iskierki. Szatyn powiedział to tak zwyczajnie, tak jakby byli małżeństwem od kilku lat, a jej obecność pod tym dachem było czymś normalnym, czymś do czego zdążył przywyknąć. Jej usta same rozciągnęły się w uśmiechu.
Justin wyciągnął do niej dłoń i uniósł dwoma palcami jej podbródek. Spojrzał na nią uważnie przyglądając się jej zarumienionym policzkom. Potarł je lekko opuszkami, a spomiędzy rozchylonych ust Arleen wydostało się krótkie westchnięcie.
- Wiesz, - zaczęła, - to bardzo miłe z twojej strony, ale ja naprawdę wracam do Londynu.
- O ile to Londyn w Kanadzie nie mam nic przeciwko, będę ciągle do ciebie przyjeżdżał.
- Więc gdybym wyleciała do Europy nie odwiedzałbyś mnie? - zapytała odchylając się do tyłu. Justin zaśmiał się pod nosem.
- Za drogo by mnie to kosztowało. Po za tym myślisz, że pozwoliłbym ci uciec tak daleko? Przykro mi, ale teraz jesteś skazana na mnie.
Pocałował ją w czoło.
- Wiesz jaką głupią minę zrobiłeś, gdy powiedziałam ci, że to tylko moja mama? - zapytała nagle i zachichotała potrząsając głową. - Powinnam ci zrobić zdjęcie.
- Tak, bardzo zabawne - zironizował. - Martwię się o ciebie, a ty robisz takie numery!
- Nie mogłam się powstrzymać.
- To na kiedy nas zaprosiła?
- Na sobotę.
- Więc skoro mamy jeszcze dwa dni to... może byśmy gdzieś pojechali?
Arleen natychmiast się skrzywiła.
- Ta, bo to zawsze dobrze się kończy - powiedziała przewracając oczami. - Wolę zostać tutaj z tobą. Wiesz, w miejscu gdzie jest bezpiecznie i...
- W tej pozycji? - zapytał z głupawym uśmieszkiem.
Justin przysuwając się do niej jeszcze bliżej. Arleen znajdowała się pomiędzy jego nogami wciąż siedząc na łóżku. Chłopak nachylił się do niej jeszcze bardziej, a jego twarz znajdowała się tuż przed nią. Wpatrywała się w niego jak w obrazek, a jej małe dłonie zaciskały się na pościeli. Czuła jego ciepły oddech na skórze, łaskotał ją przyjemnie powodując przyjemne dreszcze.
Justin miał w sobie dziwny urok, coś co sprawiało, że mimo jego nieidealności Arleen lgnęła do niego jak ćma do światła. Pragnęła go. Jego opiekuńczości, wszystkich jego słodkich słów, nawet tej opryskliwości. I mimo tego jak realny był, jak wszystko to co mówił pięknie brzmiało wiedziała, że prędzej czy później zginie od tego światła, od tego gorąca i uczuć, które wybuchały w jej sercu jak fajerwerki.
Dotknął kciukiem jej dolnej wargi i uśmiechnął się pod nosem, kiedy i jej kąciku ust drgnęły nieśmiało w górę. Może jej nie kochał i może ona nie kochała jego, prawdopodobnie tylko się lubili, ale nie bez powodu tkwiła ciągle w jego głowie, w jego myślach. Nie bez powodu zastanawiał się co robi, jak czuje, czy aby na pewno mu ufa i czy bicie jej serca jest chociaż w połowie tak szybkie jak jego, kiedy na nią spogląda.
Ich usta dzieliły zaledwie milimetry. Arleen zaciskała coraz mocniej swoje dłonie próbując skupić się na oddychaniu. Patrzyła wprost w jego oczy, które wydawały się jej niekończącą się głębią. Zapatrzyła się na moment, niemal tonąc w odcieniach karmelu, a potem jej uwaga skupiła się na długości jego rzęs i na szorstkość jego dłoni. Czuł pod opuszkami palców grubość blizny, ale nie zwracał na to większej uwagi. Przysunął się jeszcze bliżej, a ich usta w końcu się spotkały.
Delikatne muśnięcie natychmiast przerodziło się w coś głębszego. Arleen zarzuciła ręce na jego szyję przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Czuła jego język na swoim podniebieniu. Justin zaskoczony jej gwałtownym ruchem niemal stracił równowagę. Szybko wspiął się na łóżko, kiedy szatynka wciąż nie odrywając swoich spragnionych ust od jego warg odsunęła się do tyłu robiąc mu miejsce. Całował ją brutalnie, z zachłannością, której wcześniej nie pokazał Arleen. Ich oddechy były szybkie, urywane, a pocałunek przerwany jedynie na kilka sekund, by jedno i drugie mogło zaczerpnąć choć odrobinę powietrza. Leżała tuż pod nim, a Justin zaciągał się zapachem płynu do płukania, którym pachniała. Dotykał jej ud zataczając na nich małe okręgi opuszkami. Czuł gorąco, które biło od jej drobnego ciała. Boże, tak bardzo jej pragnął! Jęknął, kiedy mocniej szarpnęła za jego włosy.
- A-arlen - wydyszał. Brakowało mu tchu, a ona jedynie przechyliła na bok głowę z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym tempie, ale czuła się dobrze. Wręcz świetnie. Oblizała wargi i opadła na miękki materac. Chciała żeby to tak wyglądało, żeby jej jedynym zmartwieniem było to czy Justin odwzajemni jej pocałunek, czy aby na pewno będzie mogła mu powierzyć temat kłótni ze swoją mamą. Chciała być normalna, ale nie do końca wiedziała co to jest normalność.
Materac ugiął się po jego ciężarem, kiedy położył się obok Arleen. Odszukał jej drobną dłoń i przyłożył ją do swojej klatki piersiowej.
- Czujesz? - zapytał.
- Serce jest po drugiej stronie geniuszu - powiedziała zanosząc się śmiechem.
- Oh, faktycznie.
Zaśmiała się jeszcze głośniej, kiedy Justin przesunął jej dłoń w odpowiednie miejsce. Przysunęła się bliżej i dźwignęła się na moment przymrużając oczy. Potrząsnęła głową, a moment później położyła się na jego klatce piersiowej z uchem przyciśniętym do jego koszulki. Słyszała każde jedno uderzenie jego serca. Były tak mocne, szybkie i rytmiczne.
- Tym razem naprawdę będziesz miał zawał? - zapytała odwracając głowę w jego stronę.
- Ale zabawne! - żachnął się i rozczochrał jej włosy.
- Ej!
- I tak nie wyglądają gorzej niż chwilę temu.
Arleen wytknęła język i ponownie przycisnęła nos do jego torsu zaciągając się jego zapachem. Silne ręce Justina otoczyły jej drobne ciało. Pocałował ją w czubek głowy uśmiechając się pod nosem. Jeśli tak wyglądało niebo to Justin nigdy nie chciał wracać na ziemię.
- Możemy tak zostać? - zapytała cicho zakreślając palcem różne kształty na jego koszulce.
- Czyli chcesz się ze mną przespać?
- Justin zamknij się - powiedziała zażenowana. - Zawsze musisz wszystko zrujnować? Zaraz cię wyrzucę z mojego pokoju.
Pogładził ją po ramionach i zachichotał, a jedyne co powiedział brzmiało prosto, ale wystarczyło, by motyle w jej brzuchu natychmiast się podwoiły:
- Lubię cię, tak bardzo cię lubię.

*

- Muszę to jakoś zakryć - powiedziała Arleen następnego dnia sięgając dłonią po owocową gumę do żucia. Papierek zaszeleścił pomiędzy jej palcami. Było po trzynastej, a ona razem z Justinem siedziała w salonie. - Te siniaki i...
- Zjadłaś całą truskawkową? - zapytał nagle szatyn przerywając jej w połowie zdania.- I nie podzieliłaś się ze mną?! - skrzyżował ręce na piersi patrząc na nią oskarżycielsko.
- Mówię o czymś ważnym.
- Ale ja lubię tylko truskawkową!
- Malinowa też jest dobra.
- Więc sama sobie ją jedz - burknął urażonym tonem.
Arleen przewróciła oczami, otworzyła usta i palcami sięgnęła po rozgryzioną gumę. Wyciągnęła rękę przed siebie z uniesionymi brwiami. Lepka substancja kleiła się w jej dłoniach.
- Masz.
Justin niemal jęknął, a obrzydzenie wwymalowane na jego twarzy jedynie rozbawiło Arleen jeszcze bardziej. Wykrzywił usta w grymasie odsuwając do tyłu swoje krzesło. Odchrząknął głośno i potarł czoło próbując zapomnieć o tym widoku.
- Więc co do twoich siniaków...
- Teraz chcesz o tym rozmawiać?- zapytała. - Masz, weź swoją gumę! Justin znaj moje dobre serce.
Justin rzadko widział tak rozbawioną Pieguskę. Uśmiechniętą, rozbawioną i tak po prostu szczęśliwą.
- Możesz ją zjeść, wezmę malinową.
- Ale truskawkowa jest lepsza - przypomniała mu przysuwając się bliżej niego. Pomachała przed nim rozmemłaną gumą. - Nie pamiętasz? Sam to powiedziałeś.
- Kłamałem! KŁAMAŁEM! - podniósł głos niemal popiskując. - Możesz zabrać to ohydztwo sprzed mojej twarzy?!
Zachichotała i z powrotem wsunęła słodką sklejoną substancję do swoich ust.
- Jesteś słodka, ale to było przesadzone.
- Brzydzisz się mnie? - zapytała.
- Ciebie? Nie. Ale nie jestem żujcem przeżutej gumy! - usprawiedliwił się.
- Ale ja chętnie się podzielę! Może jednak chcesz? - zapytała ponownie sięgając do ust, a Justin szybko chwycił za jej nadgarstek i pokręcił głową. Westchnął i oparł się o oparcie krzesła patrząc na nią spod długich rzęs. Musiał jak najszybciej zmienić temat.
- Myślisz, że twoja mama naprawdę zauważy różnicę?
Ton jego głosu był zupełnie inny. Poważny, pełen ciekawości. Nie skupiał się na malinowym smaku, który rozpływał się w jego ustach.
- Na pewno nie powie o tym przy tobie - westchnęła. - Zauważy to - powiedziała pokazując na kształt trójkąta przy uchu. - I pewnie pomyśli, że próbowałam się samookaleczać jeśli zobaczy jak wyglądają moje nadgarstki. Jestem tego pewna.
- Więc będę musiał zostać z tobą na zawsze.
- Porzygam się zaraz od tej twojej słodyczy, fuj - odparła siląc się na chłodny ton. Czuła, że jej serce oblewa obrzydliwie gęsty, słodki miód. Widziała jak wściekłe spojrzenie rzucił Justin w jej kierunku, ale po prostu go zignorowała sięgając po kolejną gumę. - Wiesz, myślałam o wczoraj i...
- I lubisz kiedy T-A-K cię całuję?
- Justin! - skarciła go czując, że oblał ją piekący rumieniec. - Chodziło mi o to twoje głupie jezioro.
- Naprawdę? Chcesz pojechać?
Ekscytacja w jego głosie była wręcz namacalna. Nie tylko Arleen chciała wyrwać się z miejsca, w którym utkwiła.
- Ale zabierzemy resztę chłopaków? - zapytała. - Spike'a?
Justin zacisnął usta próbując kontrolować mięśnie swojej twarzy, by nie zrobić żadnej miny, która zdradziłaby to co sobie myśli. Oczywiście, że mimo tego jak mu przywalił wciąż uważał go za przyjaciela, ale zazdrość zżerała go od środka. Chciał by Arleen większą uwagę przywiązywała do niego, do jego pocałunków, jego słów, a nie do Spike'a. Miał wrażenie, że wszystko kręci się wokół tego młodszego gnojka przez którego Jeff ją znalazł. Dlaczego to wiecznie musiał być on?
Wiedział, że Arleen patrzy na niego wyczekująco, więc niechętnie kiwnął głową wyrażając zgodę i nim zdążył się zorientować siedział przed kierownicą próbując skupić się na drodze. Na miejscu pasażera znajdował się Ryan, który wymachiwał rękoma rapując razem z jakąś gwiazdą, której piosenka była nadawana w radiu. Arleen siedziała na środku pomiędzy Spikem i Thomasem grając w jakąś grę. Jej chichotanie ciągle odwracało uwagę Justina i zamiast skupiać się na tym co dzieje się przed nim ciągle zerkał w lusterku, by chociaż przez moment poobserwować jak zanosi się śmiechem. Naprawdę była piękna.


*

Gorący piasek parzył jej stopy, ale Arleen niezbyt się tym przejmowała czując jak małe drobinki przyklejają się do jej skóry. Silny wiatr rozwiewał jej włosy we wszystkie strony, więc pospiesznie sięgnęła po gumkę i spięła je w wysokiego kucyka. Nie spoglądała na falującą taflę jeziora, stała z przymkniętymi oczami starając wychwycić coś więcej niż rozmowy chłopaków, którzy kłócili się o to kto pójdzie po gałęzie żeby wieczorem rozpalić ognisko. Chciała, by w jej głowie zapadła chwila ciszy. Żeby nie było w niej absolutnie nic oprócz pustki. Ale wyłączenie mózgu pełnego wspomnień nie było wykonalne.
Otworzyła oczy i westchnęła ciężko widząc jak przy samym brzegu jeziora mała dziewczynka razem ze swoją siostrą budują domek z piasku. Po przeciwnej stronie na pomoście stał mężczyzna z wędką w dłoni. Zwyczajni ludzie próbujący wykorzystać wakacje. Ale Arleen miała w głowie coś innego. Widziała siebie biegnącą przez pomost, widziała siebie zwijającą się z bólu przez ranę w udzie i wskakującą do lodowatej wody.
Potrząsnęła głową. Chwilę temu czuła, że policzki bolą ją już od śmiania się, a teraz po prostu chciała odwrócić się na pięcie i odjechać z piskiem opon wsiadając do samochodu Justina. Westchnęła ciężko. Czy naprawdę teraz tak miało wyglądać jej życie? Każda najmniejsza rzecz miała kojarzyć się jej z wszystkimi złymi rzeczami?
- Arleen! - zawołał głośno Spike machając do niej dłonią. - Chodź tutaj!
Mogła płakać, mogła zatonąć w swoich bolesnych wspomnieniach albo zacząć tworzyć nowe, które rozjaśniłby resztę jej życia. Dlatego z głośnym westchnięciem uniosła wyżej głowę i wyprostowała się. Nie mogła pozwolić, by przeszłość zrujnowała jej przyszłość i teraźniejszość. Szybkim krokiem podeszła do niego i razem zaczęli szukać płaskich kamieni.
Justin stał z rękoma schowanymi w kieszeni pod drzewem. Próbował schować się przed ciepłymi promieniami słońca i jednocześnie wiedział, że z tego miejsca może spokojnie przyglądać się szatynce. Iskierki w jej oczach były tak piękne, że chciał by już zawsze się tam znajdowały. Widział jak roześmiała się odchylając do tyłu głowę pozwalając, by jej włosy spłynęły po plecach. Razem ze Spikem wrzucała kamienie, które odbijały się od tafli wody. Naprawdę uwielbiał ją taką, ale nie potrafił powstrzymać tego uczucia zazdrości. Może gdyby znalazł w sobie więcej odwagi, może gdyby teraz do nich podbiegł i dołączył się do ich zabawy...
- Arleen! - zawołał. Arleen jedynie odwróciła głowę i pomachała mu lekko ręką, ale nie zostawiła Spike'a, nie odeszła od niego, nie zostawiła go, by podejść do Justina. Wciąż stała ze Spikem i śmiała się, kiedy jego kamienie zamiast odbijać się od tafli tonęły.
- Jest całkiem śliczna, kiedy się uśmiecha, nie uważasz?
 - Masz zakaz patrzenia w jej stronę.
Dopiero po tym jak te słowa wymsknęły się z jego ust zerknął w prawą stronę, gdzie stał śmiejący się Thomas. Poczuł gorąco, które pokryło całą jego twarz. Czuł się przyłapany na gorącym uczynku. Podrapał się niezręcznie po karku czekając na kolejny komentarz chłopaka, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Nie sądziłem, że jesteś w nią aż tak zapatrzony.
- Nie jestem.
- To dobrze. Mamy dla ciebie niespodziankę, więc przygotuj się.
- Niespodziankę?
- Mhm - mruknął. - To pomysł Colina i Ryana, ale nie mów mu o tym, że coś ci wspominałem.
- Nie robicie żadnej głupiej domówki? Prawda? Już chyba rozmawiałem z wami o tym, że to nie jest dobry moment na imprezowanie. Nie po tym jak Arleen...
- Czemu wszystko zawsze musi się sprowadzać do niej? - zapytał Thoas unosząc brwi. - Daj spokój, będziemy tylko my i zaufani znajomi, więc będzie dobrze. Po za tym jej też należy się coś od życia. Coś więcej niż mały pokój i twoje towarzystwo.

*

Było już całkiem ciemno, a Justin wciąż trzymał się na uboczu. Widział jak Ryan i Thomas rozpalają ognisko, ale nie pofatygował się, by im pomóc. Zauważył, że Arleen oparzyła się w palce, kiedy złapała za gorącą piankę. Ale jakoś umknął mu moment, w którym do niego podeszła z zainteresowaniem wymalowanym na swojej ślicznej buźce.
- Czemu siedzisz tutaj sam? - zapytała.
- Musiałem o czymś pomyśleć.
- Oh, rozumiem - mruknęła uśmiechając się delikatnie. Stała przed nim kiwając się lekko na boki.
- Lubię kiedy się uśmiechasz, wiesz o tym? Tak pięknie wtedy wyglądasz.
- Nie podrywaj mnie - powiedziała grożąc mu palcem.
- Nie muszę, przecież już na mnie lecisz.
- Ja? Na ciebie?
Justin nagle pociągnął za brzeg jej bluzy powodując, że wpadła wprost na niego.
- A nie mówiłem? - zapytał z głupim, pewnym siebie uśmieszkiem. Arleen uderzyła brodą o jego klatkę piersiową i wylądowała pomiędzy jego nogami z głupią miną. Klęcząc wycofała się do tyłu czując, że jej serce znowu bije w nierównym tempie, a ręce zaczęły dygotać.
- Nie rób tak więcej - ostrzegła potrząsając głową. Usiadła na nogach tuż przed nim nie odzywając się słowem. Siedziała tak, a on patrzył jak zanurza jedną dłoń w piasku, a drugą z opatrunkiem trzyma na kolanach starając się, by żadne drobne kamyczki nie dostały się do rany. Westchnął cicho skupiając wzrok na jej policzku i nie minęła chwila, a znowu usłyszał jej głos:
- Nie patrz się na nią - powiedziała. - Jest obrzydliwa, więc lepiej...
- O czym ty mówisz? - zapytał.
- O bliźnie.
Oboje przewrócili oczami.
- Nie jest obrzydliwa.
- Jest, więc proszę nie patrz się na nią, bo to mnie krępuje.
- Piegusko - westchnął. - To nie twoja blizna jest obrzydliwa, dobra? Ten idiota, który ci to zrobił jest obrzydliwym, bezdusznym palantem, którego kiedyś spotka kara. To nie twoja wina. Po za tym jesteś piękna. Ile razy mam ci to jeszcze powiedzieć żebyś...
Uśmiechnęła się słabo i pokiwała głową.
- Spike też tak mówi.
- Dlaczego masz na sobie jego bluzę? - zapytał ignorując jej słowa. Dlaczego znowu czuł się porównywany do tego małego skrzata? Dlaczego Spike mówił jej, że jest piękna? Arleen spojrzała w dół, a jej ramiona uniosły się i opadły. - Było ci zimno?
- Aha - przytaknęła. - Wiesz, mam nadzieję, że między tobą i Spikiem wszystko w porządku. Pogodziliście się, prawda?
- Tak, można tak powiedzieć.
- Więc... nie będziesz zły?
- Arleen o co chodzi?
- Spike zaprosił mnie do kina i... chciałabym z nim pójść, bo wiesz dobrze się dogadujemy, lubię z nim spędzać czas, ale trochę martwiłam się o twoją reakcję.
- To randka?
- A co? Jesteś zazdrosny?
Odrzuciła kokieteryjnie pasmo włosów do tyłu przyglądając mu się z uwagą.
- Nie! Oczywiście, że nie! - odparł szybko.
- To dobrze - odetchnęła z udawaną ulgą. - Spike jest słodki, nie sądzisz?
- Jak diabli - warknął.
Zatrzepotał rzęsami czując nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. Oblizał usta i wbił pięść w piach obok siebie. Od kiedy zrobił się taki nerwowy?
- Oh - bąknął. - Nie, nie mam nic przeciwko - odchrząknął niezręcznie.
- Świetnie!
Klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej.
- Ale... tak sobie myślę, że... że Spike będzie mi potrzebny tego dnia.
- Naprawdę? - zapytała robiąc smutną minkę. - Właśnie t-e-g-o dnia?
- Tak, wiesz w warsztacie - dodał pokaszlując od czasu do czasu. - Kiepsko mi ostatnio idzie.
Arleen zasłoniła usta dłonią starając się stłumić swoje chichotanie.
- Co jest takie zabawne?
- Ty.
- Ja? Dlaczego?!
- Nie powiedziałam ci na który dzień umówiliśmy się do kina - powiedziała patrząc wprost na niego. Przechyliła lekko głowę uśmiechając się z satysfakcją. - Jesteś o niego zazdrosny. Nie zaprzeczaj.
- Nie jestem! - powiedział głośno wyrzucając ręce w powietrze. W jej błyszczących oczach widział jedynie rozbawienie. Zagryzła usta i zarzuciła ręce na jego szyję. Oparła swoje czoło o jego.
- Wiem, że jesteś - oznajmiła cichym tonem. - Ale nie musisz być, lubię Spike'a, ale lubię też ciebie. Rozumiesz?
- Nie - mruknął unikając jej spojrzenia co było trudne biorąc pod uwagę w jakim miejscu tkwił.
- Jest moim przyjacielem.
- A ja?
- Chcesz być moim przyjacielem? - zapytała marszcząc brwi. Odsunęła się od niego, ale jej ręce wciąż były zaplecione wokół jego szyi.
- Tak.
- Szkoda - westchnęła teatralnie. - Nie całuję się z przyjaciółmi, więc mam nadzieje, że nasz ostatni pocałunek zapadnie ci na długo w pamięci.
Klepnęła go w ramię jak kumpla i wstała otrzepując się z piachu. Justin patrzył na nią wielkimi oczami próbując zrozumieć co właśnie mu powiedziała. Oczywiście, że znowu się wygłupiała. Ale nagle do szatyna dotarło, że nie tylko on czuje, że gdzieś pomiędzy jego żebrami zamieszkały kolorowe motyle. Teraz miał pewność, że i Arleen ma z nimi malutki problem. Szybko wstając potknął się o własne nogi i nim szatynka zdążyła się odwrócić, by sprawdzić co się stało niemal natychmiast podniósł się z piachu i rzucił w jej kierunku.
- Nie chcę być twoim przyjacielem! - zawołał łapiąc za jej ramiona.
- Więc chcesz żebyśmy byli nieznajomymi?
- Arleen.
- Co? - zapytała patrząc na niego z tym dziecięcym uśmiechem. Justin zatrzepotał rzęsami i nagle wszystko do niego dotarło.
- Spike w ogóle cię nie zaprosił, prawda?
Arleen zachichotała, a on wzniósł oczy ku górze.
- Ty diablico.
- Wolę, kiedy nazywasz mnie Pieguską.
- Diablica.
- Nie nazywaj mnie t.. - nie zdążyła dokończyć, bo Justin zamknął jej usta delikatnym pocałunkiem. Czy musieli mówić coś więcej? Czy naprawdę trzeba było używać słów w tym momencie? Przyciągnął ją do swojego ciała chwytając za jej biodra. Mimo gorąca, niewidocznych fajerwerek nad ich głowami Justin wciąż nie mógł zabić w sobie tego cichego głosu, który mówił mu, że jest głupkiem i nie powinien pogłębiać ich relacji.
Arleen odsunęła się od niego i odwróciła na bok głowę. Przez kilka sekund Justin nie potrafił zrozumieć o co jej chodzi i dlaczego tak nagle postanowiła się od niego oderwać. Potarła nos wierzchem dłoni, a moment później kichnęła. Justin nie potrafił opanować swojego ataku śmiechu.
- Brzmisz jak odświeżacz powietrza - oznajmił.
- Co takiego?
- Twoje kichanie. Robisz takie słodkie aciu - zaakcentował zamykając oczy i zasłaniając usta naśladując zachowanie szatynki. Arleen spojrzała na niego krótko i lekko pchnęła jego ramię zanosząc się śmiechem. Jeśli chcesz kogoś pokochać zadbaj o to, by najpierw się z nim zaprzyjaźnić.


*

Sobota nadeszła szybciej niż ktokolwiek się tego spodziewał. Arleen wciąż czuła silny uścisk Spike, który postanowił ją czule pożegnać mimo tego, że wiedział o tym, że zobaczą się bardzo szybko. Nawet Colin wyciągnął do niej dłoń mamrocząc coś pod nosem, kiedy się żegnali. Nie było tak, że nigdy więcej ich nie odwiedzi, ale każdy wiedział, że bez niej nic już nie będzie normalne. Bardzo szybko przyzwyczaili się do jej min, sarkastycznych komentarzy i do pyskowania Justinowi. W rzeczywistości lubili ją bardziej niż im się wydawało. I nawet jeśli na początku była to litość, teraz po prostu wiedzieli, że Arleen to mała iskierka, która wniosła do domu Justina coś naprawdę wyjątkowego.
- Dobrze się czujesz? - zapytał szatyn zerkając na GPS. Powoli zbliżali się do celu.
- To ja powinnam o to pytać. Jesteś gotowy na spotkanie z moją mamą? Myślałam, że będziesz się tym denerwować.
Machnął niedbale ręką.
- Skoro przetrwałem w twoim towarzystwie to nic nie jest mi już straszne.
Arleen poprawiła pas bezpieczeństwa ignorując jego słowa. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę wraca do miasta, w którym wszystko się zaczęło. Do Londynu. Trudno było jej uwierzyć, że będzie znajdować się tak daleko od Justina, w miejscu oddalonym o godzinę drogi od Stratford. Bała się tego, że jeśli coś się wydarzy szansa na to, że szatyn szybko pojawi się u jej boku będzie graniczyła z cudem. Przełknęła ogromną gulę w gardle i zacisnęła oczy odwracając głowę w stronę okna. Nie powinna teraz o tym myśleć, a skupić się na tym co dobre. Byli razem. Czy to nie powinno liczyć się najbardziej?
Kiedy wysiadła na  znajomym wjeździe nie rozglądała się zbyt długo. Wszystko wyglądało tak jak powinno. Może oprócz trawy, która zdecydowanie była zbyt wysoka. Dach wciąż był wygięty w jednym miejscu, a na werandzie stał brzydki kwiat ze zwiędniętymi liśćmi. Nie pukając i nie zwracając uwagi na resztę świata po prostu wtargnęła do środka uśmiechając się szeroko. Zapach pieczonego mięsa sprawił, że jej żołądek sam ścisnął się z głodu. Tęskniła za kuchnią swojej mamy.
- Wróciłam! - krzyknęła zaskakując samą siebie entuzjazmem, który można było usłyszeć w jej głosie.
Justin zamknął za nią drzwi i wsunął kluczyki do spodni rozglądając się uważnie. Zaciągnął się zapachem jedzenia i tak samo jak Arleen od razu poczuł się głodny. Sam od dawna nie jadł żadnego porządnego, domowego posiłku.
- Arleen! Moja Arleen!
Kobieta zamknęła ją w swoich ramionach nim szatynka zdążyła chociażby mrugnąć. Jej ciepło, to w jaki sposób ją objęła sprawiło, że Arleen niemal się rozpłakała. Tak bardzo za nią tęskniła!
- Ścięłaś włosy - zauważyła dziewczyna nim kobieta zdążyła się jej dobrze przyjrzeć.
- Ah, tak. Chciałam coś zmienić - powiedziała. - Tak się cieszę, że was widzę! Oh, ty musisz być Justin! - wykrzyknęła nagle i tym razem przerzuciła się na Justina niemal miażdżąc go siłą swojego uścisku. Przytuliła go mocno, tak mocno, że Justinowi zabrakło tchu.
- Mamo... ma... mamo! Udusisz go! - zawołała.
Kobieta cmoknęła zaszokowanego Justina jeszcze trzy razy w policzek. I dopiero wtedy zrobiła krok do tyłu pozwalając mu na zaczerpnięcie oddechu.
- Nigdy w życiu nie odwdzięczę ci się za to co zrobiłeś dla mojej córki - powiedziała. Szatyn zerknął na Arleen, która szurała wierzchem stopy o podłogę.
- Nie musi się pani odwdzięczać.
- Ależ muszę! - odpowiedziała potrząsając głową. - Mogłabym stracić pracę, gdyby nie mogła u ciebie zostać.
- To naprawdę nic, mieszkanie z nią to sama przyjemność.
- Nie powiedziałabym tego samego - wymamrotała. - Mamo, możemy już coś zjeść? Umieram z głodu. Justin nie chciał mnie karmić.
Posłał jej nienawistne spojrzenie.
- Jasne, chodźcie. Wszystko już gotowe!
Arleen zawołała gestem dłoni Justina wskazując mu kierunek. Wszedł do ładnie urządzonego pomieszczenia, gdzie na ścianach w odcieniu brzoskwini wisiało pełno zdjęć małej Arleen. Jedynie na trzech udało mu się dostrzec młodego chłopca i od razu zrozumiał, że to Blade.
Po kilku minutach siedzieli jedząc posiłek. Pochwały sypiące się z ust Arleen szybko zastąpiła cisza.
- Więc... - zaczęła kobieta kładąc płasko dłonie na blacie stołu. Odchrząknęła niezręcznie i spojrzała na dwójkę nastolatków. Niestety nie zwracali na nią większej uwagi, posyłali sobie ukradkowe spojrzenia. - Jesteście parą?
Widelec w dłoni Arleen upadł z brzdękiem, odwróciła gwałtownie głowę w stronę swojej mamy patrząc na nią wielkimi oczami.
- Nie jesteśmy - burknęła.
- Jesteśmy - poprawił ją Justin.
- Co? - zaskoczona spojrzała na niego otwierając usta. Szatyn uśmiechnął się i wyciągnął dłoń przymykając jej buzię.
- Nie pamiętasz?
- Nie, nie pamiętam, żebyś pytał mnie o to czy chcę być twoją dziewczyną.
- Myślałem, że już o tym wiesz. Jesteśmy razem.
- W takim razie zrywam z tobą.
- Teraz? - zapytał. Arleen skinęła głową. - Cóż, nie pozwalam ci ze sobą zerwać.
Jęknęła przepełniona frustracją ignorując to w jaki sposób uśmiechała się jej mama. Odsunęła krzesło do tyłu i skrzyżowała ręce na piersiach rzucając wściekłe spojrzenie Justinowi. Ten jak gdyby nigdy nic upił wodę ze swojej szklanki.
- Pasujecie do siebie.
- Tak, myślę, że wręcz błyszczę na tle Justina - stwierdziła Arleen uśmiechając się pod nosem.
Justin przewrócił oczami i odstawił naczynie na stół. Nie było żadnych powodów, by denerwował się spotkaniem z panią Blackwood. Jej ciepło, opiekuńczość i cierpliwość, kiedy szatyn odpowiadał na jej pytania, a Arleen narzekała w tle była niesamowita. Nawet teraz czuł się lekko zazdrosny, bo on nigdy nie doświadczył, aż takiej troski ze strony swojej rodzicielki. A przynajmniej tak zawsze to odbierał.
- Opowiedz mi czym się zajmujesz - zachęciła.
- Jest właścicielem burdelu.
- Arleen!
- Dobra, dobra przepraszam, już nie będę - odparła. Wstała z krzesła i przeciągnęła się leniwie. Czuła się wyluzowana, brakowało jej tego komfortu. Nie chcąc słuchać tego co Justin miał na myśli weszła na górę, by przebrać się w swoje ubrania. Nie było ich zbyt dużo, ale wciąż były to jej rzeczy, a nie jakiejś obcej dziewczyny, której nawet nie znała. Wcisnęła nogi w wąskie spodnie wiedząc, że jeszcze długo będzie musiała je ukrywać przed swoją mamą. Założyła białą koszulkę i uśmiechnęła się do siebie czując znajomy zapach. Znowu poczuła, że zaczyna się wzruszać. Jej matka była niesamowita, to było pewne. Na szafkach nie było ani grama kurzu, więc Arleen wiedziała, że kobieta wszystko wysprzątała przed jej przyjazdem.
Zeszła na dół i zatrzymała się na półpiętrze zerkając na szafkę z lampką. Na jej wierzchu leżało kilka kopert z adresem wydrukowanym na drukarce.
- Mamo! - zawołała głośno. - Co to za listy?
- Są do ciebie!
Arleen przyjrzała się adresom i zmarszczyła brwi. Faktycznie były do niej. Chwyciła je w dłonie i zeszła na dół wracając do jadalni. Zerknęła na Justina, który wyczuł natarczywość jej spojrzenia. Rozerwała pierwszą kopertę ignorując opowieść mamy o tym jaka jest wdzięczna Bieberowi za pomoc. W środku nie było jednak nic, żadnej kartki, żadnego listu. Pustka.
Nie wiedzieć czemu jej dłonie lekko się zatrzęsły. Coś było nie tak. Odłożyła ją na szafkę obok i oblizała usta. Kiedy chwyciła następną ledwo potrafiła odczytać adres, który znowu był doklejony. Koperta była cieniutka, więc znowu miała wrażenie, że w środku nic nie ma. Ale kiedy rozerwała bok i zaglądnęła do środka okazało się, że jednak coś znajduje się w środku.
Justin ciągle się jej przyglądał. Wiedział, że to niegrzeczne, bo mama Arleen ciągle coś do niego mówiła, ale nie potrafił się powstrzymać. Też był ciekaw tego co znajdowało się w jej dłoniach. Przez myśl przemknęło mu, że to list od Willa. Ale przecież to nie było możliwe... prawda?
- Przyniosę wam ciasta - oznajmiła kobieta wychodząc do kuchni. Justin nawet na nią nie zerknął, uśmiechnął się lekko wiedząc, że może zrobić chociaż to i odczekał, aż on i Arleen zostaną sami.
Wyciągnęła czarną ulotkę z dużym czerwonym napisem.
- Narkose - powiedziała pod nosem. Przechyliła na bok głowę przyglądając się zmiętym rogom i wszystkim zagięciom.
- Hej, znalazłem taką samą ulotkę kiedy byliśmy w tamtym domu - szepnął Justin, który stanął tuż za nią.
- Chyba już gdzieś ją widziałam.
- Pewnie u mnie - stwierdził. - Sprawdź co jest w kolejnej.
Próbowała opanować drżenie dłoni, ale nie było to coś nad czym miała kontrolę. Odwróciła się do Justina przodem i wzięła głęboki oddech. Z następnej koperty wyciągnęła zgiętą na pół kartkę, której brzegi były nierówne. Jakby ktoś wyrwał ją w pośpiechu z zeszytu. Rozłożyła ją i opuszkami palców przesunęła po krzywych, lekko przechylonych literkach.
Mimowolnie otworzyła usta, a jej oczy od razu wypełniły się gorącymi łzami.
- Piegusko? Co to jest? Od kogo są te... - zaczął Justin nerwowym tonem.
- Od Blade'a.


* * *


proszę podpisujcie się  komentarzach! :) 
#DIABELSKADUSZA


Pomijając to, że nie komentujcie, a narzekacie, że tak rzadko dodaję i, że nie chce mi się sprawdzać rozdziału chociaż pewnie powinnam, bo pisząc go użyłam sformułowania "ujął całą jej twarz w swoje policzki", to... z kim się widzę w Krakowie na koncercie Justina? :)

PS Już teraz życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego w Nowym Roku, bo nie mam pojęcia kiedy dodam kolejny rozdział.


29 komentarzy:

  1. Ze mna. Troche glupio, ze koncert 11 listopada, a bilety tuz przed swietami beda sprzedawane. Co do rozdzialu to jest swietny, trochce za spokojny, ale u tak milo sie go czytalo.

    OdpowiedzUsuń
  2. *wzdycha przez ponad pół rozdziału i kilka następnych minut po przeczytaniu rozdziału* TO JEST TAK PIĘKNE, ŻE AŻ NIE WIEM CO PISAĆ..:( Omdżi Justin jest taki romantyczny, a Arleen tylko udaje taką trochę niedostępną, żeby Justin sobie nie myślał, że go od razu kocha i wgl. Szczerze mówiąc to nawet zazdroszczę jej, no bo Justin w tym opowiadaniu to jakiś ideał, ale znając życie on coś odwali przez co zmienię o nim zdanie( mam nadzieję, że to będzie w daaaaaalekiej przyszłości, baaaardzo dalekiej) nie rozumiem czemu Arleen powiedziała, że nie są razem, po tych ich sytuacjach powinna być taka niepewna do swojego statusu, no bo przecież już mu powiedziała, że chce, żeby on był dla niej kimś więcej, więc mogła po prostu się wstrzymać, ale Justin romantyś oczywiście musiał zaprzeczyć, co było megaaa słodkie awww. A TAK BTW TO ARLEEN MNIE WKURZYŁA:):):):) ja serio myślałam, że on ją zaprosił do tego kina i myślę sobie: ona jest głupia czy głupia? no bo przecież z Justinem się całuje i wgl, a tu idzie na randkę z innym; ale całe szczęście, że ona tylko udawała ufff... kamień z serca(TYLKO, ŻEBY JUSTIN NIE CHCIAŁ SIĘ ZA TO ODEGRAĆ, OSTRZEGAM CIĘ DIANKA!!!) Dobra ja tu gadu gadu o tych momentach Arleen-Justin, a tu o końcówce też trzeba wspomnieć! Okej, zaczynam mieć naprawdę spore wątpliwości, co do śmierci Blade, nie wiem, ale może Blade po prostu uknuł swoją śmierć itp, bo groziło mu niebezpieczeństwo??? no, ale teraz nie pamiętam, czy Arleen znalazła jego ciało?, kurcze musiałabym przeczytać to opowiadanie od początku, może wtedy wymyśliłabym jakąś mało wiele wiarygodną wersję śmierci Blade. A komentarzami się nie przejmuj, jeśli podzielisz sobie mój komentarz na dwa słowa(1/2 komentarzy to "super rozdział" itp) to wyjdzie Ci ponad 150 komentarzy, bo mój komentarz zawiera ponad 300 słów:)
    KOCHAM BARDZO BARDZO MOCNO ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, to od początku. Ale się cieszę, że nareszcie nowy rozdział. Biorąc pod uwagę, że zdałam próbną maturę z matmy i to, że dodałaś dziewiętnastkę to mogę to chyba nazwać szczęśliwym dniem, hahah :) Przyznaję się bez bicia, że zapomniałam skomentować poprzedni rozdział, więc teraz robię to od razu, żeby nie odkładać tego w nieskończoność.
    Relacja Justina i Arleen jest świetna! To ich wieczne przekomarzanie się, szczerze mówiąc bardzo mnie rozczula. Ich potyczki słowne podczas wizyty u mamy Arleen sprawiły, że prawie oplułam monitor (thx za to).
    Jednak biorąc pod uwagę zakończenie tego rozdziału oraz ostatnią sielankę, którą nam zaserwowałaś już zapinam pasy, bo zdaję sobie sprawę, że zapewne szykujesz coś wielkiego.
    Od początku gdzieś z tyłu głowy krążyło mi pytanie czy Blade na pewno żyje, a tą końcówką sprawiłaś, że myślę, że coś może w tym jednak być. Jednak może to być jedynie fałszywy trop.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Oczywiście, nie popędzam, ale przyznam szczerze, że świetnym prezentem noworocznym byłby dwudziesty rozdział, hahah.
    No i oczywiście życzę cudownej zabawy na koncercie! Mam nadzieję, że uda Ci się zdobyć te bilety, na których Ci zależy. Ja nie jestem fanką Justina (Twoje fanfiction jest jedynym, które o nim czytam), więc się nie wybieram, ale zazdroszczę, że już po raz drugi przyjeżdża do Polski. Mi pozostaje Berlin :)
    Do następnego rozdziału!
    spectrum (@lightwhys)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ser mła! Jeszcze tylko rok byle do listopada! rozdział swietny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przejmuj się tym, że nie komentują, a nawet jeśli, to narzekają, czytelnikom ciężko dogodzić. Moim zdaniem powinni się cieszyć, że mogą czytać tak świetne i dobrze przemyślane opowiadanie (mimo czekania). Ja prawie piszczę, kiedy widzę, że jest nowa notka! A co do koncertu, to być może się spotkamy :) Wesołych Świąt i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze muszę przyznać, że ten rozdział nie pasował mi do diabelskiej. Taki wyrwany z kontekstu jakby, przesłodzony. Może to i dobrze bo ile może być dram, ale ja jestem twarda i lubię czytać o bólu, skrzywdzeniu i samotności ;D
    Wracając do treści - najbardziej chyba podobał mi się koniec. Wiedziałam, że Blade żyje! Chociaż jeszcze nie wiadomo na pewno, takie mam przeczucie. Wyczytałam na asku, że chcesz kogoś uśmiercić i coś mi się wydaje, że to może być Spike. Moja teoria spiskowa mówi, że zakocha (albo już się zakochał) w Arleen i w którymś momencie, znowu będzie w niebezpieczeństwie i to Spike stanie w jej obronie i zginie ;D Ale oczywiście czym byłaby diabelska bez zaskoczenia, więc jestem pewna że zaskoczysz nas dużo lepiej.
    Mam tyle pytań - oczywiście nie dotyczących spojlerów - ale nie będę pytać bo w sumie i tak wkrótce się dowiem ;D
    Już to pisałam milion razy, ale coś czuję że będę pisać pod każdym rozdziałem - uwielbiam cię! Czuję, że byśmy się dogadały, bo masz nieźle pokręcone w głowie (oczywiście w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu) jak ja ;D

    Apel do czytelników:
    Już to pisałam, ale ludzie serio? To nieliczne opowiadanie, które jest dopracowane pod względem szczegółów od samego początku. Autorka stara się jak może i rozdziały dodaje bardzo długie (gdzie w przypadku innych, z tego rozdziału by zrobiły 3). Bardzo dużo osób czyta diabelską i znajduję na to czas, więc serio do tego czasu nie możecie dodać minuty i napisać kilka słów? Jak tu dzisiaj weszłam to aż mi się smutno zrobiło jak zobaczyłam raptem 6 komentarzy. Czy zdajecie sobie sprawę jak ważną rzeczą dla autora jest opinia czytelników? Jak ważne jest, aby napisać co się podobało, co nie, wypowiedzenie się o tym? Już nie mówię o całym wykładzie, ale jeden krótki komentarz?
    Autorka wcale nie musi tego publikować, ale mimo wszystko to robi. Miło by było, gdyby zobaczyła, że czytelnicy doceniają jej pracę. Kilka komentarzy a od razu większa chęć do pisania tej świetnej historii.
    Mi osobiście nawet nie przeszkadza to, że rozdziały pojawiają się tak rzadko, bo wiem jak ciężko jest pisać. Tym bardziej wiem że zdarzają się dni, tygodnie gdzie nie ma się zapału i nie da się napisać nic sensownego.
    Mam nadzieję, że ta sytuacja się w końcu zmieni.
    Pozdrowienia i Wesołych Świąt kochana ;)
    - GS.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział tak samo mi się podobał jak pozostałe, jednak nie mogę pominąć tego, że był trochę inny niż reszta. Muszę przyznać, że choć podobało mi się czytać o tych wszystkich porwaniach, problemach itd. to miło poczytać coś "słodszego" niż te ciągłe problemy :)
    Ale koniec zarąbisty <3

    OdpowiedzUsuń
  8. omg
    nie dosc ze taki cudny
    to ta koncowka aaaa

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezu jak ja kocham tą parkę, wspaniali! Co do komentowania, zawsze staram się komentować tak, jak tylko się da i nie pomijam żadnego rozdziału. A jeśli chodzi o koncert Justina to prawdopodobnie widzisz się z moją młodszą siostrą, która również czyta Twojego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ze mną się widzisz bo jadę tam już 2 raz zobaczę Justina omg!!!!!!!!!!! Rozdział jest zajebisty kocham to opowiadanie nie mogę doczekać się kolejnego!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam ich razem, ale popełniają błąd. Widać, że mają przed sobą tajemnice i to ich podwójnie zrani.

    OdpowiedzUsuń
  12. uwielbiam ich hgfdsgdf oni razem >>>
    ze mna się widzisz na koncerciee!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. To opowiadanie jest takie perfekcyjne

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeeeju supi ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. ostatnio przypadkiem znalazlam twoje opiwiadanie i musze przyznac, ze juz od pierwszego rozdzialu bedzie jednym z moich ulubionych, twoj styl pisania i mimo wszystko oryginalnosc fabuly naprawde zadziwiaja, wprowadzilas do ff pewien rodzaj tajemniczosci bo mimo tego, ze to juz 19 rozdzial nadal zbyt wiele sie nie rozwiazalo, a fabula i watki nadal sa ciekawe i co najwazniejsze zaskakuja. podoba mi sie nawet sam dobor imienia bohaterki bo sama osobiscie nigdy o takim nie slyszalam i przede wszystkim jest oryginalne, mam nadzieje, ze wena szybko ci nie minie! @fairlessbieber

    OdpowiedzUsuń
  16. widzimy sie na koncercie! @fairlessbieber

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam nadzieję że Blade żyje. Dziękuję i czekam na nn!:D

    OdpowiedzUsuń
  18. ja również mam cichutką nadzieje, że Blade żyje :3
    rozdział świetny,zresztą jak pozostałe.
    czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam to jak piszesz. W ogóle to zaniedbałam to ff i musiałam nadrobić 3 rozdziały. Kurde jestem ciekawa co B napisał w tym liście 😱 a J i A są tacy słodcy i śmieszni hsudwk skrinuje urywki i wysyłam bf bo się tak zachwycam że nie umiem sama😂 boże jak to beznadziejnie brzmi😂 anyway😂 to do nn i mam nadzieję że tobie święta i sylwester się udały xx

    OdpowiedzUsuń
  20. Chyba jestem dziwna, ale wcale nie chcę żeby okazało się że Blade żyje 😂 No nie ważne, mega lubię jak biedna Arleen ma chwilę wytchnienia i może po prostu mieć w życiu trochę radości. I wątek ze Spike, hmm czuję, że w końcu się o niego pokłócą. Chciałbym, żeby moje ff też było takie perfekcyjne, ale jedyne co mi zostaje to pisać i pisać żeby się nauczyć. Świetny rozdział, buźka

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej, dodano (już kiedyś) post z twoim blogiem na Ocenialnie JBFF < http://fanfictions-for-you01.blogspot.com >. Mogłabym prosić o udostępnienie buttonu tej Ocenialnii? Wiesz, reklama dźwignią handlu. Button znajduję się po prawej stronie, pod obserwatorami, z góry dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Rozdział przecudowny <3 Ja też jadę, może się zobaczymy :) ~Lila.

    OdpowiedzUsuń